niedziela, 31 stycznia 2010

Elegia waszego wieku

Moja przyjaciółka i dawna nauczycielka, Barbara, mówi, że po kłopotach, jakie dany uczeń ma z łaciną, można poznać, jakie też ma kłopoty z matematyką czy chemią. Coś w tym jest. Niestety, dla większości łacina jest tylko dodatkowym przedmiotem, niepotrzebnym obciążeniem, przegrywającym z informatyką, podstawami biznesu i – o ironio! – innymi językami europejskimi, jakich nauczają w szkołach.

Spełniają się zatem gorzkie słowa Jana XXIII, który w konstytucji apostolskiej Veterum sapientia pisał: Niestety, całkiem wielu jest takich, którzy, niewłaściwie pojmując rozwój nauk, mają zamiar odrzucić lub ograniczyć naukę łaciny oraz inne tego typu dziedziny... Ponieważ sama konieczność do tego nakłania, uważamy, że należy podążać w całkowicie przeciwnym kierunku.

Przeglądałem ostatnio papieski mszał z zeszłego roku. Ze smutkiem zauważyłem, że w Wielki Piątek, chociaż czytania i śpiewany między nimi psalm, jak też modlitwy, należące do celebransa, były po łacinie, intencje modlitwy powszechnej, dla których istnieje przecież piękna, starodawna melodia, odczytywane były w różnych językach współczesnych. Zdziwiłem się, że w czasie Wigilii wielkanocnej psalmy między czytaniami śpiewane były po łacinie, ale psalm 118, towarzyszący uroczystemu, najuroczystszemu w całym roku, Alleluja – po włosku. Cóż z tego, że przed nim diakon mówi do papieża po łacinie: Beatissime pater, annuntio vobis gaudium magnum, quod est Alleluia... – skoro potem nagle śpiewa się po włosku. Rozumiem, i jestem zdecydowanie za czytaniami w językach narodowych, aby Słowo Pana jak najbardziej było zrozumiałe dla słuchaczy. Ale skąd ta dziwna mieszanka językowa przy śpiewach?

Zastanawiać się można, czy zanik łaciny w liturgii to tylko skutki działań posoborowych, jak triumfalnie zwykli krzyczeć przeciwnicy Vaticanum II, czy też wynik zmian społecznych i kulturowych, które zaczęły się jeszcze przed Soborem, a w jego trakcie i po nim – aż dotąd – rozwijały i rozwijają. Łacina bowiem znika nie tylko z liturgii. Jak napisałem na początku, staje się przedmiotem dodatkowym, i chętnie pomijanym, nie tylko w szkołach, ale i na uniwersytetach, i nie ma to nic wspólnego z Kościołem i jego liturgią. Dlaczego? Nie wiem. Sam uważam moją znajomość łaciny za mizerną w porównaniu z tą, jaką poszczycić się mogli studenci filologii kilkadziesiąt lat temu, kiedy prace magisterskie i doktorskie pisano w całości po łacinie. Za moich czasów wystarczało już tylko łacińskie streszczenie... Powiedzieć coś studentom w czasie zajęć po łacinie, z nadzieją, że zrozumieją – nie ma co próbować. Nawet jeśli są to studenci teologii czy seminarzyści, którzy przecież kiedyś zdawali po łacinie egzaminy z teologii.

Jan XXIII pisał o odrzucaniu także innych dyscyplin humanistycznych, związanych w pewien sposób z łaciną. Londyński King’s College, cieszący się zasłużoną renomą w świecie naukowym, w ramach cięć finansowych, rezygnuje ze studiów nad paleografią. Wstydzić się tylko można, że szefem wydziału nauk humanistycznych jest tam Polak. To, co się będzie liczyło – to dochód, jaki przyniosą uniwersytetowi dane studia czy badania. A co komu po paleografii i książkach sprzed wieków? Co komu po starożytnych i średniowiecznych autorach? Co komu po języku, w którym nie można się dogadać na wakacjach?

Łacina to sprawa nie tylko liturgistów, to coś więcej. Czy można bez niej znać i rozumieć kulturę Europy, i tę świecką, i tę religijną? Ale – czy ktoś się dzisiaj wstydzi, że nie zna łaciny? Wątpię. Pretensje ma się raczej do tych, którzy łacinę znają, i dziwią się tym, którzy jej nie znają. Bo dziwimy się, i zrozumieć tej niewiedzy nie potrafimy. A czasami po prostu się z niej śmiejemy.

Ale nie martwcie się: niedługo wymrzemy, ostatni ludzie Zachodu, jak mawiał C.S. Lewis. A wtedy spełni się to, o czym pisał Jan XXIII: Miseri mortales similiter ac eae, quas fabricantur, machinae, algidi, duri et amoris expertes exsistent.

PS Właśnie się dowiedziałem, że w sobotę umarł w Oksfordzie jeden z naszych: prof. Bruce Mitchell (1920-2010). Z jego podręcznika uczyłem się staroangielskiego, jego wydanie ‘Beowulfa’ jest owocem prawdziwej filologii. Był także uczniem Tolkiena, wspomina go w jednym ze swoich tekstów. Requiescat in pace.

sobota, 30 stycznia 2010

Siedmiu wspaniałych

Celtycka modlitwa do archaniołów.

Niech Gabriel będzie ze mną w niedziele, i moc Króla niebios.
Niech Gabriel zawsze będzie ze mną, aby zło nie miało do mnie przystępu, ani żadna niedola.

Michała w poniedziałek przyzywam, o nim pamiętać chcę.
Z nikim go porównać nie zdołam, tylko z samym Jezusem, Synem Maryi.

Jeśli to wtorek, wspominam Rafała: zanim koniec nadejdzie, niech mi dopomaga,
On, jeden z siedmiu,  którego błagam, tak długo, jak długo żyję na tym ziemskim padole.

Niech Uriel będzie ze mną w środy, opat wielce czcigodny,
Niech broni od ran i niebezpieczeństw, i od wzburzonego morza.

Sariela we czwartek przyzywam, przeciw gwałtownym morskim falom,
Przeciw wszelkiemu złu, które do nas się zbliża, przeciw każdej chorobie, która nam grozi.

W dniu, kiedy ponownie się pości, miłością darzę Rumiela, błogosławieństwo świetliste;
Zaprawdę, rzec mogę, że dobrego przyjaciela znalazłem.

Niech Panchel będzie ze mną w soboty, dopóki żyję na tym świecie, gdzie barwy są płowe.
Niech słodka Maryja, i Jej Przyjaciel, wybawią mnie od obcych i wrogów.

Niech mnie Trójca osłania! Niech mnie Trójca broni!
Niech Trójca mnie wybawi od wszelkiej szkody, od wszelkiego niebezpieczeństwa.

piątek, 29 stycznia 2010

Zawsze za mało

Uświadamiam sobie co jakiś czas, że za mało, za mało się modlę – za moich uczniów. Kilkanaście roczników za mną, nowe przede mną, i za wszystkich jestem przecież odpowiedzialny. Każdy i każda z nich jest w jakimś stopniu moim dzieckiem.

Nie zawsze są to łatwe dzieci. Ale tym bardziej trzeba się za nie modlić. Byle tylko o tym lepiej  pamiętać.

Niektórzy przeżywają trudne chwile, niektórzy tracą siły, niektórzy już odeszli. O nikim nie powinienem zapomnieć. A, niestety, czasami zapominam.

Deus, tu scis immemoriam meam: non erubescant in me, qui speraverunt in te.

środa, 27 stycznia 2010

Offerte vobis pacem

Oglądam ilustracje ze średniowiecznych manuskryptów, przechowywanych w bibliotece jednego z angielskich college’ów.

Można tam zobaczyć, oprócz scen z życia naszego Pana i świętych, taki też obrazek liturgiczny. Interesujące szaty i wystrój ołtarza. Manuskrypt pochodzi z 15. wieku.

wtorek, 26 stycznia 2010

Jak oni to zrobili, czyli o jedności

Kiedy uczyłem greki u baptystów, zadano mi kiedyś pytanie o jedno słówko we fragmencie Dziejów Apostolskich. W 4. rozdziale czytamy o apostołach, Piotrze i Janie, przesłuchiwanych przez Sanhedryn. Apostołowie opowiadają następnie współwyznawcom o tym, co ich spotkało. Ci zaś, usłyszawszy, zaczynają się modlić. Jak się modlą?

Homothumadon. Tak czytamy w Dz 4:24. Podnieśli swój głos do Boga homothumadon – zwykle tłumaczy się to jako jednomyślnie, wspólnie, w zjednoczeniu wzajemnym. Thumos to po grecku duch, serce, umysł – to, co jest istotą, jestestwem człowieka. (Tak przy okazji, z tego samego rdzenia pochodzi polskie słowo dym. Wnikliwości czytelników zostawiam odkrycie powiązań między znaczeniami tych słów.) Homos – to ten sam. Zatem pierwsi chrześcijanie modlą się, mając tego samego ducha, to samo serce, ten sam umysł. Autor Dziejów przytacza w kolejnych wersach ich modlitwę, zwróconą do Tego, który jest Stwórcą nieba, ziemi i morza..

Pytanie, jakie mi zadano, brzmiało: To znaczy oni wszyscy razem nagle zaczęli wypowiadać te same słowa modlitwy?

Sine causa

Heri, ad Laudes matutinas, cantabat sancta Ecclesia: Laudabilis es, Domine, et superexaltatus in saecula, alleluia.

Haec antiphona, sicut gemma splendidissima, canticum trium puerorum, de Danielis prophetae libro excerptum, ornat. In cantico illo Creator extollitur, laudatur ac glorificatur ab universa creatura, quae, sicut conicere possumus, Dominum suum adorat benedicitque Factorem et Conditorem. Creatura enim pro ipsa creatione Creatorem laudare eique gratias agere videtur: sed antiphona quae ad canticum illud canitur, Deum sine causa, si ita dici potest, collaudat atque extollit. Deus, Dominus, ab Ecclesia universaque creatura laudatur, quia Deus est: hoc solum sufficit, ut eum laudemus et benedicamus. Certe, pro universis beneficiis eius gratias Domino nostro agere debemus, memores magnorum operum eius, scilicet creationis ac redemptionis; sed ipse laudandus est ac glorificandus sola hac causa quod Deus est – immo modo, et si nulla haberemus, ut ageremus ei gratias, collaudare eum deberemus puris mentibus eo quod Deus sit.

Laudabilis es, Domine, quia Deus es, alleluia.

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Ziomale przy ołtarzu

Wielokrotnie już i na różne sposoby o tym pisałem, aczkolwiek nigdy jeszcze w osobnym wpisie: zawsze gdzieś przy okazji, nieco z boku, mogło więc przemknąć niezauważone.

A chodzi o poruszanie się przy ołtarzu. Dotyczy w głównej mierze PT*) celebransów i służby liturgicznej, ale zastosować można i do części wiernych, PT laików.

Uważam bowiem, że w kościele, w czasie liturgii, kapłan powinien poruszać się z godnością i bez pośpiechu. Tymczasem 97% PT duchownych przemieszcza się w prezbiterium z szybkością samolotu odrzutowego, lub też kuli z maszynowego karabinu, ewentualnie szczura biegnącego przez jezdnię (widziałem**), wiem). Do tego jeszcze, z owych 97% jakieś 42% stosuje coś, co nazwałem na własny użytek ‘krokiem ziomala’: specyficzne kołysanie się z prawej na lewą, z lewej na prawą, z prawej na lewą, etc. Jeśli dobrze pamiętam ze szkoły, związane jest to z ustawianiem na podłożu części stopy, zamiast całej stopy. Zademonstrować, niestety, na blogu nie potrafię; jeśli kiedyś skończę kurs dla kościelnych fotografów (bo przecież nie będę w kościele filmował bez przygotowania), to może zamieszczę film. Aha, tylko wcześniej muszę się dorobić kamery. (Póki co, to komputer ma chyba znowu zamiar zejść z tego świata, niecały miesiąc po naprawie, więc najpierw powinienem się dorobić porządnego komputera.)

Być może ‘krok ziomala’ bywa użyteczny w pewnych rejonach miasta, zwłaszcza dla chodzących po kolędzie księży, ale przy ołtarzu Pańskim i w Pańskiej świątyni jest, według mnie, nie na miejscu. A ‘krok ziomala’ połączony z prędkością samolotu/kuli/szczura, tym bardziej. Chociaż... Może to teraz normalne, i to ja nie nadążam?

Powinni chyba w seminariach uczyć, jak chodzić: ambulare in conspectu Domini.
__________________________
*)PT - to po łacinie; ciekawe, że tak pisano w tzw. poprzedniej epoce w sklepach, np. uprasza się PT klientów...
**) Widziałem i samolot, i kulę, i szczura.

sobota, 23 stycznia 2010

Temporum das tempora

Na warszawskim placu Konstytucji ustawiono namiocik z napisem W środku lato. (To się chyba nazywa instalacja artystyczna.) W środku jest podobno 35st. C, i oglądać można kolorowe obrazki z cieplejszej pory roku.

Współcześni ludzie to dziwne stworzenia. Dziwią się, że o tej porze roku jest zima – jakby było się czemu dziwić. Dziwią się, że taka ostra ta zima – gdzie tam jej do ostrej, kiedy to saniami można było przejechać z Polski do Szwecji po Bałtyku.

Myślę, że to miejska cywilizacja, ogarniająca zresztą i pozamiejskie obszary, sprawia, że człowiek traci (stracił?) kontakt z rytmem natury, ustanowionym przez Boga. Noc i dzień, pory roku – wszystko to się rozmyło. Noc już nie służy do snu i odpoczynku, ale do pracy i (całonocnej) rozrywki. Elektryczność sprawia, że noc stała się niemal niezauważalna. Pory roku, tak naturalne w swej kolejności, też już naturalne się nie wydają. Dla wielu ludzi powinno ciągle być lato; niemal każdy mówi, że chciałby, aby temperatura oscylowała około 25st.C. Nienormalne się wydaje, że po jesieni przychodzi zima, że dni muszą się skracać, aby mogły się potem wydłużyć, że dla zimy naturalny jest śniegi i mróz. Po zimie przyjdzie wiosna, po niej lato, i znowu jesień, znowu zima. Cykl ustalony przez Boga, o którym także przypomina liturgia – przynajmniej temu, kto potrafi to dostrzec i usłyszeć.

Człowiek ciągle jest niezadowolony, i chciałby, żeby wszystko było po jego myśli. Przecież byłby lepszym bogiem od Boga. Lepiej by wszystko urządził.

Come, all you lads and lasses, I’d have you give attention
To these few lines I’m about to write here.
‘Tis of the four seasons of the year that I shall mention,
The beauty of all things doth appear.
(tradycyjna kolęda angielska)

czwartek, 21 stycznia 2010

Przed nią idzie Baranek

Poeta, który napisał cytowany poniżej wiersz, umarł w Rzymie, tam też został pochowany. A wiersz jest dokładnie na dzisiaj.

St. Agnes’ Eve – Ah, bitter chill it was!
The owl, for all his feathers, was a-cold;
The hare limp’d trembling through the frozen grass,
And silent was the flock in woolly fold.


Aczkolwiek, dla mnie taka pogoda jest rajska. Dobrze było iść na gocki i z powrotem. Iść, cały czas, żadnego autobusu etc.

niedziela, 17 stycznia 2010

Alleluja razy trzy

Zaczęła się II niedziela zwykła swoimi pierwszymi nieszporami. W psalmodii każdej antyfonie towarzyszy alleluia i przypomina, że niedziela jest pamiątką Powstania naszego Pana z martwych.

Słowa psalmów tak naprawdę wypowiedzieć może tylko Chrystus Pan: Prawa Twego nie zapomniałem, nie zboczyłem od Twoich postanowień, Twoje napomnienia są radością mojego serca. Kto z nas bowiem nigdy nie zapomniał Prawa Pańskiego, nigdy nie zboczył od Bożych postanowień i zawsze się radował z Jego napomnień? W Chrystusie wypełnia się całe Pismo, On jedyny z ludzi był w stanie zachować całe Prawo – On sam jest tym Prawem. Kościół modli się słowami psalmów, które są tak naprawdę słowami samego Pana i Oblubieńca. Łaską jest to, że pozwala On nam dołączyć się do swojej modlitwy.

Zastanawiam się, czy uroczysta celebracja pierwszych nieszporów niedzielnych nie pomogłaby w docenieniu dnia Pańskiego, w głębszym odczuciu jego – cotygodniowej, a więc łatwo ulegającej banalizacji – odświętności. Przypominałaby, że oto zaczyna się nowy tydzień, od dnia świętego, że czas się zmienia. Może nawet dałoby się zaśpiewać przed nieszporami, przy zapalaniu świateł w kościele, hymn Inventor rutili? (Pewnie zaraz zostanę oskarżony o próbę judaizacji katolickiej liturgii.) Pierwsze nieszpory to wspaniała okazja, aby sobie uświadomić początek świętowania.

Na imię Jezusa niech się zegnie wszelkie kolano, w niebie i na ziemi, alleluja (3. ant. dzisiejszej psalmodii nieszpornej)

piątek, 15 stycznia 2010

Przyjaciel Oblubieńca

Czyli św. Jan, Pański Poprzednik i Chrzciciel. Przypadkiem, i z opóźnieniem, znalazłem to.

Wspaniale łączy się quenya z muzyką, i słowa pieśni są wspaniałe. Nawiązują do staroangielskiego poematu, w którym Wschód z wysoka to Earendel, ale też i do postaci św. Jana Chrzciciela, Przyjaciela Chrystusa-Oblubieńca.

Nihil novi sub sole liturgico

Na dworze śnieg i mróz. Śnieg miejscami niemal po kolana, mróz dochodził do minus siedemnastu stopni. Taka pogoda sprawia, że czuję się lepiej, i zupełnie nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy idiotycznie dziwią się, że o tej porze roku jest mróz i śnieg. Co w tym dziwnego? Normalna kolej rzeczy. Ale cóż, czasy teraz takie, że wszędzie oczekuje się tropikalnych plaż i lazurowych ciepłych mórz.

Śnieg i mróz kierują też moje myśli ku praojczystej Północy, ku zimnej Northumbrii, i ku czasom, które pseudo-oświeceni nazwali i nazywają Ciemnymi Wiekami. Widać prawdziwej ciemności nigdy nie widzieli, albo też oślepia ich światło. A szkoda, bo warto czasami sięgnąć w przeszłość dalszą niż sto lat.

Na dalekiej Północy, w wieku ósmym, Beda pisał do biskupa Yorku, Ecgberhta: Jakże zbawienne jest dla każdego chrześcijanina codzienne przyjmowanie Ciała i Krwi Pańskiej! Zauważmy: Beda, mnich, pisze tu także o wiernych świeckich – kilka linijek dalej wymienia chłopców i dziewczęta, młodzieńców i panny, starców i staruszki, którzy bez żadnej przeszkody powinni komunikować przynajmniej w każdą niedzielę, i święta apostołów i męczenników.

W swojej Historii opatów wspomina Beda niejakiego Wigharda, który w Rzymie miał przyjąć święcenia biskupie z rąk papieża. Wysłał go do Wiecznego Miasta Egbert, król Kentu, świadomy, że dzięki biskupowi, pochodzącemu z angielskiego rodu, znającemu język swoich wiernych, będą oni mogli głębiej wniknąć w kościelne nauczanie i w święte misteria, poznając je nie przez tłumacza, lecz przez człowieka z własnego swego narodu i języka. (Niestety, Wighard w Rzymie zachorował i zmarł, a do Anglii, jako arcybiskupa Canterbury, wysłano Teodora, mnicha z greckiej wspólnoty w Rzymie.)

I wreszcie, w tzw. Staroangielskim Martyrologium, z nieco późniejszego okresu, znaleźć możemy odniesienia do starych/starszych i nowych/nowszych sakramentarzy (czyli, można rzec, ówczesnych mszałów). Jak widać, współistnienie dwóch wersji tego samego rytu znano już przed wiekami.

czwartek, 14 stycznia 2010

Omnia, quaecumque voluit (cf. Ps 135:6)

Sto tysięcy ludzi zginęło, trzy miliony bez dachu nad głową. Na Haiti.

Drży ziemia, gdy Pan na nią patrzy, jak śpiewa Psalmista.

Niech Bóg miłosierny i wszechmogący zmiłuje się nad tymi, którzy cierpią i cierpieli na Haiti, a nasze serca niech napełni współczuciem i żywą miłością, abyśmy chcieli i umieli przyjść im z pomocą. Albowiem błogosławieni miłosierni, bo nad nimi zmiłuje się Bóg (Mt 5:7).

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Watykańska ciekawostka

Spóźniona wprawdzie o kilka dni.

Fragment z papieskiego mszału, z mszy na 1. I. 2010, czyli na oktawę bożonarodzeniową. Papież odmawiał we mszy III Modlitwę Eucharystyczną, a poniżej zamieszczam jej fragment, odmawiany przez jednego z koncelebransów:

Haec Hostia nostrae reconciliationis proficiat, quaesumus, Domine, ad totius mundi pacem atque salutem. Ecclesiam tuam, peregrinantem in terra, in fide et caritate firmare digneris cum famulo tuo Papa nostro Benedicto, cum episcopali ordine et universo clero et omni populo acquisitionis tuae. Adesto propitius votis huius familiae, quam tibi astare voluisti in die quo Virgo Maria mundo edidit Salvatorem. Omnes filios tuos ubique dispersos tibi, clemens Pater, miseratus coniunge.

To fragment, który w polskim przekładzie zaczyna się od słów Prosimy Cię, Boże, aby ta Ofiara naszego pojednania. Warto zwrócić uwagę, że pojawia się tutaj - inaczej niż w polskim wydaniu mszału - wspomnienie tajemnicy dnia (podkreśliłem ten fragment w łacińskim i polskim tekście): Wysłuchaj łaskawie modlitwy zgromadzonych tutaj wiernych, którzy z Twojej łaski stoją przed Tobą w dniu, w którym Maryja Dziewica wydała na świat Zbawiciela.

Tak samo wspomnienie tajemnicy dnia pojawia się w tym miejscu na Wielkanoc. Ciekawe, czemu w polskim wydaniu przesunięto je w zupełnie inne miejsce...

niedziela, 10 stycznia 2010

Deus, ostendisti creaturae Creatorem

Psalm 29 – własny psalm dzisiejszej liturgii – nazywają bibliści psalmem siedmiu grzmotów, ze względu na powtarzające się w nim słowo qol – grzmot, dźwięk. Głos Pana ponad wodami, zagrzmiał Bóg majestatu, Pan zasiadł nad potopem, Pan jako Król zasiada na wieki.

Liturgia podkreśla, że przez kontakt z wodami Jordanu – a przez nie, z wodami jeszcze głębszymi, które trwają u podstawy świata (bardzo stare obrazy, sięgające bliskowschodnich mitów, sumeryjskich i babilońskich, a poprzez nie, także greckich) – Chrystus Pan uświęcił stworzenie, cały Kosmos: sanctificavit enim nunc omnem creaturam Christus Deus noster, uświęcił bowiem całe stworzenie Chrystus, nasz Bóg (antyfona z jutrzni). Naturam, quae corrupta est, per aquam recuperat, przyrodę, która przez grzech została skażona, przez wodę odzyskuje (por. antyfona do Magnificat w I nieszporach).

Biskup Konstantynopola, św. Proklos, pisał: Dzisiaj ziemia i morze podzieliły między sobą łaskę Zbawiciela. Dzisiaj cała przyroda śpiewa hymny i woła: Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie. (PG 65:758-759)

Szkoda, że Kościół zachodni na ten, jakże ważny, wątek Pańskiej Epifanii, dokonanej w chrzcie nad Jordanem, niewiele zwraca uwagi. Kosmiczny wymiar dzieła Chrystusa, tak drogi chociażby św. Maksymowi Wyznawcy, zasługuje na docenienie i głębsze poznanie.

sobota, 9 stycznia 2010

Wierszyk

Z oficjum czytań:

Hodie nobis apparuit lumen de lumine, / quem Ioannes baptizavit in Iordane flumine: / Ipsum credimus natum ex Maria Virgine.

Cantemus Domino

Jakiś czas temu zacząłem się byłem zastanawiać, czy nie popełniłem błędu, poświęcając życie ludom germańskim zamiast celtyckim. Pewnie to skutek powrotu do arturiańskich legend. Zacząłem zatem przeglądać książkę Celtic Spirituality i w rezultacie przetłumaczyłem dwa hymny. Wprawdzie tłumaczenie z tłumaczenia, bo z angielskiego, a nie z walijskiego... Może się da muzykę do tego ułożyć i śpiewać w kościele?

(i)
Bóg nas broni: On nas stworzył, On ocalił.
On nadzieją doskonałą i czcigodną.
On wybawił nas przez Mękę świętą swoją,
Przyszedł do nas i uniżył się, pokorny.
On w mądrości swej ocali nas w Dniu Sądu,
Pan na ucztę nas wprowadzi, miłosierny.
Z grzechów naszych nas oczyści, przyjmie w raju,
On zbawienie zdobył dla nas przez swe rany.
Chrystus możnym jest pasterzem: Jemu chwała!

(ii)
Najświętszy Jezu, Przyjacielem Tyś łaskawym,
Promiennym Wschodem, Słońcem pełnym blasku,
Płomieniem jasnym, Panie, Tyś sprawiedliwości,
Bez końca życiem, Chryste, wiecznym jesteś.
Ty źródło jesteś, zawsze nowe, zawsze żywe,
Na wieki wodą żywą tryskające.
Pragnieniem byłeś patriarchów i proroków,
Im Prawo dałeś, Panie, Królu wieków.
Nowego Tyś Przymierza Księciem przez Krew Twoją,
A w dniu ostatnim przyjdziesz jako Sędzia.
Zrodzony z Ojca w niebie, z Matki zaś na ziemi,
O Chryste, kochasz nas, Tyś naszym Bratem.

Bez węgla, za to z koniunktiwem

Siedzę w kościele. Wchodzi młody człowiek, idąc do kaplicy, wyjmuje z torby komórkę i ją wycisza lub wyłącza. Po kilku minutach wchodzi kolejna osoba, sytuacja się powtarza. I jeszcze raz. I znowu.

Oczywiście, dobrze, że w ogóle wyłączają lub wyciszają. W Boże Narodzenie pewnemu panu komórka co jakiś czas dzwoniła w czasie mszy; nie odbierał, może nie słyszał... A kiedyś pewna pani aż wyszła z mszy, żeby porozmawiać przez telefon.

Moi przyjaciele wiedzą, że jeśli odbieram komórkę, to na 97% jestem w domu. Na ulicy z reguły nie usłyszałbym ani dzwonka, ani rozmówcy, więc rzadko ze sobą komórkę noszę. Jeślibym jednak ją miał, wyłączałbym ją przed wejściem do kościoła, a nie dopiero w środku.

Nie potrafię zrozumieć tego uzależnienia od komórek.

wtorek, 5 stycznia 2010

Nunc

Łacińskie nunc, greckie nun, staroangielskie nu i polskie ninie wspólnego mają przodka, i to samo znaczenie.

Prośby w nieszporach Narodzenia Pańskiego i drugiej po nim niedzieli są niemal identyczne. Niemal, bo różnią się jednym słowem, a właściwie czasem, w jakim jest użyte.

W I nieszporach Bożego Narodzenia, odmawianych, gdy szykujemy się do wigilijnej wieczerzy, mówimy do Chrystusa: nasceris, rodzisz się. W I nieszporach 2. niedzieli po Narodzeniu Pańskim jest już: natus es, narodziłeś się.

Czas liturgiczny jest fascynującym zjawiskiem.

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Wczoraj w Betlejem

Na dwa dni przed Wigilią mój komputer postanowił skończyć ze sobą, zatem chwilowo korzystam z cudzego. (Rozklekotana klawiatura, więc przepraszam za wszelkie literówki. Jednocześnie przepraszam wszystkich za brak odpowiedzi na e-maile.) W gruzach legły wszelkie plany napisania o bożonarodzeniowej lex credendi – lex orandi (sic! w takiej właśnie kolejności w jednej z homilii Bedy.

A o samym Bedzie też trzeba będzie napisać, z racji jego wielce ciekawych poglądów liturgicznych.

Liturgia ośmiu dni Narodzenia Pańskiego podobna jest do bogato iluminowanej stronicy wczesnośredniowiecznego manuskryptu, lub do naszyjnika, takiego jak Nauglamír, misternie ozdobionego wszelkiego rodzaju klejnotami. Przynajmniej tak jest w brewiarzu i w mszale. W praktyce piękno to może zostać zarżnięte przez zestaw kolęd, śpiewanych w czasie mszy.

Dzisiaj w Betlejem na wejście u św. Marcina to już tradycja, niestety, jak dla mnie strasznie męcząca. Przecież nie trzeba od tej kolędy zaczynać każdej mszy – w sam dzień Bożego Narodzenia można zaśpiewać chociażby piękne Z narodzenia Pana, w niedzielę Świętej Rodziny - Przybieżeli do Betlejem, odpowiadające antyfonie na wejście tego dnia. Nie – Dzisiaj w Betlejem, aż do znudzenia, także i wczoraj. Bogu dzięki, że tak krotko się śpiewa kolędy! (I Bogu dzięki, że tylko raz słyszałem Przystąpmy do szopy, uściskajmy stopy. Niestety, również tylko raz Pójdźmy wszyscy czy Anioł pasterzom, moje ulubione.) Takie niby mamy bogactwo kolęd, a jak przyjdzie co do czego, to raptem bez przerwy cztery czy pięć się śpiewa, stały zestaw.

I jeszcze kilka próśb do księży: nie mówcie przez 20 minut kazania o wszystkim i o niczym (jak to bywa w niektórych pracach doktorskich czy habilitacyjnych jednego z katolickich uniwersytetów), po którym obowiązkowo następuje druga Modlitwa Eucharystyczna. Czytajcie w mszale uważnie: kolekta to nie to samo, co modlitwa nad darami, a oktawa Narodzenia Pańskiego skończyła się 1 stycznia.