piątek, 31 grudnia 2010

Czym różni się ta noc od innych nocy...

... że ludzi ogarnia takie szaleństwo? Dlaczego ta noc ma być lepsza do zabawy i balowania niż inne noce? W końcu nic szczególnego się nie dzieje. Nowy rok? Nowy kalendarz? Tylko tyle? W dzieciństwie z książek Edith Nesbit dowiedziałem się, że czas jest pojęciem względnym, bardzo mnie fascynowało to stwierdzenie. Potem znalazłem potwierdzenie dla tych słów w Księdze Izajasza i w jednym z Listów św. Piotra. Zmiana roku – też mi szczególny powód do zabawy... Wobec ogromu wszechświata ludzki sposób liczenia czasu jest niczym.

A tak, tylko biedne zwierzęta cierpią wskutek idiotycznych fajerwerków...

I czemu ludzi tak dziwi, że ktoś nie lubi sylwestra albo go nie obchodzi? Wiele jest takich osób, które nie mają ochoty na zabawę z przymusu. A tu ze wszystkich stron pytania: Jak pan spędza sylwestra? Jakie ma pani plany na sylwestra? Gdzie idziesz na sylwestra?

Nigdzie nie idę, zostaję w domu, uspokajam moje zwierzęta, kładę się spać o stałej porze, chociaż pewnie wybudzą mnie sztuczne ognie. Noc jak noc.

PS Właśnie się dowiedziałem, że przynajmniej jeden z czytelników jest, delikatnie mówiąc, niezbyt bystry, zatem dla jego i innych, jemu podobnych, nieuważnych czytelników, informacji zauważę, że o nowym roku, który obchodzę, jakiś czas temu pisałem; wystarczy tylko poszukać, chociaż, jak rozumiem, wymaga to trochę wysiłku (umysłowo-cielesnego).

Lay of Leithian

Now Beren lay in a swoon within the perilous Gate, and death drew nigh him, for there was venom on the fangs of the wolf. Lúthien with her lips drew out the venom, and she put forth her failing power to staunch the hideous wound. But behind her in the depths of Angband the rumour grew of great wrath aroused. The hosts of Morgoth were awakened. (JRR Tolkien, The Silmarillion)

czwartek, 30 grudnia 2010

Z którego psałterza dziś śpiewamy?

Dobrze powiedział, pisze Beda o aniele, który zwiastował pasterzom narodzenie Chrystusa, dobrze powiedział: dzisiaj (hodie < hoc die)  się narodził, a nie: tej nocy (hac nocte). W niebiańskiej światłości ukazał się ten, który zwiastował czuwającym w nocy pasterzom nowonarodzony Dzień, ten mianowicie Dzień, o którym psalmista proroczo śpiewał: Dobrze głoście dzień z dnia – Jego zbawienie. I dalej wyjaśnia Beda: Pan Jezus jest dniem z dnia. To, oczywiście, nawiązanie do Credo, w którym nasz Pan nazwany jest lumen de lumine, światłem ze światła, jako że łacińskie lumen może oznaczać także światło dnia i sam dzień, a także do hymnu św. Ambrożego Splendor paternae gloriae, w którym Chrystus jest i dniem, i jutrzenką nazwany.

Beda cytuje w swej homilii psalm 95:2, ale w dziwnej nieco wersji. W angielskich psałterzach (do 10. wieku) znajdujemy różne wersje: annuntiate diem de die; bene nuntiate de die in diem; annuntiate de die in diem... Teoretycznie zależy to od wersji psałterza: rzymskiej lub gallikańskiej, a te z kolei zależą od wieku, z którego dany psałterz pochodzi (czyli sprzed reformy czy po reformie). Niestety, porównawcze wydanie wszystkich psałterzy z tamtej epoki,  które opracowywał Ph. Pulsiano, kończy się na psalmie 50, z powodu śmierci profesora. Trudno zatem dokładnie sprawdzić i ustalić wersje. Beda z kolei pisze: Bene nuntiate diem ex die; ta wersja zdaje się być dosłownym tłumaczeniem z Septuaginty (εὐαγγελίζεσθε ἡμέραν ἐξ ἡμέρας), i powinna też być w rzymskiej wersji psałterza, gdyż takiej używano w czasach Bedy w liturgii. W tych wydaniach angielskich psałterzy, zawierających rzymską wersję psałterza, do których udało mi się dotrzeć, jest: Bene nuntiate de die in diem, aczkolwiek zastrzec trzeba, że są to krytyczne wydania nie samego tekstu łacińskiego, ale staroangielskich glos do niego. Annuntiate diem de die zdaje się być wersją gallikańską, której w czasach Bedy raczej nie używano w Anglii w liturgii. Ale w niektórych manuskryptach, już niekoniecznie angielskich, z wersją gallikańską, jest de die in diem. I bądź tu mądry! Najsensowniej byłoby przyjąć, że Beda podaje wersję najwierniejszą LXX, do której musiał mieć dostęp (a wiemy też, że dobrze znał grekę). Pozostaje jednak pytanie: Jak dokładnie śpiewali ten psalm mnisi w Jarrow? Diem de die? De die in diem? Diem ex die?

Beda Venerabilis

poniedziałek, 27 grudnia 2010

O poezji i liturgii

Swego rodzaju paradoksem jest, że, mimo iż moje życie jest szczególnie związane ze Zstąpieniem do Otchłani, liturgicznie Narodzenie Pana jest mi bliższe od Wielkanocy. (Jest, oczywiście, jeszcze liturgia – liturgia godzin tylko – Wielkiej Soboty, która jest mi bardzo droga, a która ginie jakoś w całym Triduum, przyćmiona przez pełne dramatyzmu obrzędy Wielkiego Piątku i długą Wigilię wielkanocną.) Teksty całej oktawy bożonarodzeniowej nieustannie wprawiają mnie w zachwyt, jakiego nie odczuwam przy Wielkanocy. (Niestety, Boże Narodzenie to także kolędy, których, poza kilkoma wyjątkami, serdecznie nie cierpię, podobnie jak moja przyjaciółka, karmelitanka. Oboje cieszymy się, kiedy wreszcie milkną, chociaż jest to jednocześnie smutek, że kończy się okres Bożego Narodzenia.)

Takie chociażby hymny: z wielkanocnej oktawy podoba mi się tylko Ad cenam Agni. Przy Bożym Narodzeniu zarówno Christe, redemptor omnium, jak i A solis ortus Seduliusza zachwycają swoją poezją, która odbija się nawet w ich przekładach. W oficjum czytań jest wprawdzie nieco dziwny, nowoczesny hymn... Lepszy byłby tu Veni, redemptor gentium, arcydzieło św. Ambrożego.

W swojej homilii na tegorocznej nocnej mszy bożonarodzeniowej papież mówił o wersie psalmu 2., od którego zaczyna się liturgia tej świętej nocy: Dominus dixit ad me: Filius meus es tu, ego hodie genui te. To pierwsza antyfona wigilijnej modlitwy czytań, i antyfona na wejście nocnej mszy. Kto raz usłyszał ją śpiewaną po łacinie, łatwo nie zapomni tego przeżycia. Całe właściwie nocne oficjum poraża swoją mocą, nad każdym wersem psalmów, nad każdym zdaniem czytań, można medytować bez końca. Zaślubiny Króla wieków z ludzką naturą, która zyskuje przez to złote szaty Jego Bóstwa. Obraz pokoju, rajskiego pokoju, który przynosi narodzenie Mesjasza. On widzi inaczej niż człowiek, Jego sprawiedliwość jest Jego miłosierdziem. Miodopłynne niebiosa. Radość aniołów. Odkupienie przez Krew Chrystusa – myśl, która przewija się od hymnu nieszporów, poprzez homilię Leona Wielkiego, aż po Te Deum. (W tym roku to oficjum przyniosło mi także przebłysk Wielkiej Soboty i Zstąpienia do Otchłani, a to za sprawą wersu z proroctwa Izajasza, o dziecku, które włoży swą rękę do nory żmii. Co to ma wspólnego z Wielką Sobotą? Latem szukałem czegoś w 96. tomie Patrologia Graeca, i przypadkiem natrafiłem na homilię wielkosobotnią, w której autor wyjaśnia, iż zejście Pana do podziemnego świata było zapowiedziane właśnie przez ten werset Izajasza: On jest tym niewinnym dzieckiem, które bez lęku wchodzi do kryjówki starodawnego Węża.)

W jutrzni abecadłowy hymn Seduliusza i antyfony „pasterskie”: Quem vidistis, pastores? Modlitwa jutrzni, która mówi o blasku Wcielonego Słowa; modlitwa pozostałych godzin, która mówi o cudownym stworzeniu i odnowieniu natury ludzkiej. Antyfona nieszporów: Tecum principium – równie przejmująca jak Dominus dixit ad me z nocnego oficjum. Swoją drogą, myślimy głownie o zrodzeniu Chrystusa w ludzkim ciele, a liturgia przypomina nam, przez te dwie antyfony i związane z nimi psalmy, o wiecznym rodzeniu Syna przez Ojca, poza czasem, w światłości, która dla nas jest ciemnością, tak nas oślepia – jakieś wejrzenie w tajemnicę Trójcy: Bóg z Boga, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego, zrodzony. (To mi przypomina o jednej z homilii Bedy, o której miałem już rok temu napisać. Może teraz mi się uda.) Słowo, które było przed wiekami, zrodziło się dzisiaj jako Zbawiciel świata. I starożytna antyfona do Magnificat w II nieszporach: Hodie Christus natus est. Wszystko to są jakby klejnoty w złotym naszyjniku. I tak przez całą oktawę (prawie przez całą, bo rozbija ją idiotycznie święto Świętej Rodziny, które przecież mogłoby mieć, jak pozostałe święta tej oktawy, nieszpory z Narodzenia Pańskiego). I wreszcie sama oktawa, ze swoimi antyfonami, które właściwie są miniaturowymi poematami, mówiącymi o tajemnicy Narodzenia i wiecznym dziewictwie świętej Maryi, które jest jak gorejący krzew, widziany przez Mojżesza.

Christus natus est nobis: venite, adoremus.

Tłumaczenie dla rozrywki

Z polskiego (na który przełożono z łaciny), na gocki. I da się zaśpiewać.

Aggilus qaþ du haírdjam:
Xristus gabaúrans izwis
ist in baúrg Daweidis, in Beþlahaím,
gabaúrans in unledja,
þiudans alláize.

niedziela, 26 grudnia 2010

Made in China

Na opakowaniu choinkowych ozdób napisano: Made in China. Tak samo na zabawce, którą dostała Phoebe. Radujemy się, świętujemy – a tam, daleko, w Państwie Środka, biedni ludzie niewolniczo pracują. Czy dana jest im radość? Czy wiedzą, że Bóg narodził się w ludzkiej postaci? Czy wiedzą, że przyszedł wyzwolić wszystkich, dać im radość wiecznego życia? Czy widzą jakiś sens własnego życia? Czy znają smak szczęścia?

Pomódlmy się za nich, gdy śpiewamy przy choince kolędy.

*dheigh- raz jeszcze

Pamiętałem, że o czymś zapomniałem. Przypomniałem sobie, o czym zapomniałem. (Dziur w pamięci będzie przybywać.) Figmentum. Leon Wielki pisze o novum figmentum Boga. Natomiast w Sakramentarzu Gelazjańskim na poranną mszę bożonarodzeniową przeznaczona jest – do wyboru – modlitwa, w której Kościół prosi o uwolnienie, przez Ofiarę eucharystyczną, od diabolica figmenta. Tu nieco inne znaczenie ma ten wyraz, utworzony od czasownika fingo, i za jednym z jego znaczeń idący. Fingo znaczy kształtować, formować, lepić – tworzyć. Twórczość jednak różnym może służyć celom, stąd fingo znaczy też zmyślać, oszukiwać – tworzyć pozór, tworzyć coś, co np. naśladuje rzeczywistość – i stąd fikcja. Diabolica figmenta, czyli diabelskie podróbki.

sobota, 25 grudnia 2010

Etymologia świąteczna

Kiedy aniołowie opuszczają pasterzy – gaśnie blask chwały Bożej, w której kręgu pasterze na chwilę się znaleźli – ci mówią do siebie nawzajem: Przejdźmy aż do Betlejem i zobaczmy to słowo, które się stało i wciąż jest, a które Pan dał nam poznać (Łk 2:15; przekład mój). Zobaczyć słowo. W Apokalipsie Jan będzie się odwracał, by zobaczyć głos (Ap 1:12). W Ewangelii według Łukasza mowa jest o ῥῆμα. Z tego samego rdzenia pochodzi też łacińskie verbum czy gockie waurd; w gramatyce rhema oznacza czasownik. Inne to zatem słowo, niż Logos z prologu św. Jana. To, że pasterze chcą zobaczyć słowo, to hebraizm (wiele ich – co zdumiewa – u Łukasza). Rhema ma tu odpowiadać hebrajskiemu dawar. Słowo jest jednocześnie wydarzeniem: dawar ma oznaczać ‘temat’ wypowiedzi, to, o czym się mówi – a więc jakąś rzecz czy jakieś wydarzenie. Dla Boga słowo jest jednocześnie działaniem (ciekawostka: w jednej z tragedii Ajschylosa pojawia się idea myśli boskiej, myśli Dzeusa, która od razu staje się rzeczywistością.) Zobaczmy Słowo, które się stało – człowiekiem, i wciąż nim jest, a które Pan dał nam poznać.

Leon Wielki w swoim kazaniu, czytanym w wigilijnej modlitwie czytań Narodzenia Chrystusowego, powiada, iż jesteśmy w Chrystusie novum figmentum. Od czasownika fingo pochodzi figmentum; fingo zaś z tego samego rdzenia, co np. angielskie dough, czyli ciasto. Ów rdzeń, *dheigh-, oznacza formowanie, lepienie, kształtowanie z jakiejś mokrej, mazistej substancji – np. z gliny, z której robi się naczynie, czy z ciasta, z którego robi się bochenek. (Żeby było jeszcze ciekawiej, z tegoż to rdzenia pochodzi słowo, które w grece i łacinie chrześcijańskiej oznacza raj – paradeisos, paradisus – samo zaś słowo trafiło do tych języków z perskiego, oznaczało ogród, park, wokół którego zbudowano – ceglany – mur.) W ostatnich dniach Adwentu przypominaliśmy sobie, że Bóg człowieka ukształtował, uformował, z mułu, z gliny (cf. antyfona O Rex gentium). W Bożym Narodzeniu, kiedy sam Bóg staje się człowiekiem, formuje dla samego siebie ludzkie ciało, my także mamy szansę na nowe ukształtowanie; Pan na nowo nas lepi z pokruszonych kawałków.

Mówi się czasami o magii świąt Bożego Narodzenia. Na ogół, jak sądzę, ludzie mają wtedy na myśli kolorowe, migające lampki, choinkę, zapachy i smaki świątecznej kuchni, prezenty, zaprzęg reniferów na tle księżyca, skąpców, którzy stają się życzliwi, etc., etc. Magia. Porządni katolicy, rzecz jasna, powinni się obruszyć, rzucić kilka gromów, wszak magia jest szatańska, zła i zakazana. Etymologicznie jednak magia – jak możemy z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, chociaż sanskryt trochę nam tu miesza – oznacza działanie mocy, wielkiej mocy, często większej niż ludzka. Z rdzenia *magh- pochodzi i polskie mogę, i angielskie may (staroangielskie mæg), i – tu właśnie jest to duże prawdopodobieństwo – perskie mogu-, z którego mamy w grece magos, w łacinie magus, z którymi to spotkamy się jeszcze 6 I. Boże Narodzenie to święto wielkiej mocy (nie mylić z Wielką Nocą), którą objawia Wszech-mogący. Bo wielką, zaiste, trzeba mieć moc, aby, będąc Nieogarnionym, zmieścić się w ograniczonym i słabym ludzkim ciele, istniejąc poza czasem, nagle się poddać jego prawom, ożywiając cały kosmos, nagle zdać się na mleko matki...

Jeśli ktoś dotąd doczytał (i zrozumiał chociaż trochę): Wesołego BOŻEGO Narodzenia!

PS Skoro było o cieście, lepieniu i formowaniu:


Na pierwszym planie ciastka pomarańczowe, na drugim - rodzynkowe (na paterze) i pierogi (w misce). Wszystko domowej roboty.

W owym dniu...

W owym dniu – wyrocznia Pana – odpowiem na pragnienia niebios, a one odpowiedzą na pragnienia ziemi (Oz 2:23)


piątek, 24 grudnia 2010

Święta Noc


Hymn, który podaję poniżej, napisał św. Ambroży, co poświadcza wielu starożytnych świadków, m.in. papież Celestyn (+432) i Kasjodor (+ c. 570). Biskup Riez, Faustus, pisał, że w Italii i Galii ten hymn śpiewano w Boże Narodzenie. W średniowiecznych księgach liturgicznych jest przeznaczony albo na nieszpory, albo na jutrznię (laudes matutinae). Poza pierwszą zwrotką, pojawia się on obecnie w nieszporach Narodzenia Pana, w rycie dominikańskim. W Liturgia Horarum przeznaczony jest na modlitwę czytań w ostatnich dniach Adwentu. Myślę, że o wiele bardziej pasowałby do modlitwy czytań Narodzenia Pańskiego – na ten dzień przecież był przeznaczony. Są w nim nawiązania do psalmów, m.in. do psalmu 19 i do 45, które od najstarszych czasów związane są z nocną modlitwą 24 XII. Pierwszy wers czwartej zwrotki może się wydawać nieco naturalistyczny, tak biologicznie wręcz opisuje stan błogosławionej Maryi – ale Słowo stało się ciałem, w całości ludzkiej natury, jak najbardziej realnie, biorąc ją z Matki, która jest człowiekiem, z całą ludzką biologią. Szósta z kolei zwrotka jest streszczeniem całego dzieła Odkupienia; bardzo mi się podoba ów excursus ad inferos, „wycieczka” Chrystusa do podziemnego świata umarłych – tak Ambroży opisuje Zstąpienie do Otchłani. W hymnie bożonarodzeniowym mamy zatem zapowiedź i Wielkiej Soboty, i Niedzieli Zmartwychwstania, i Wniebowstąpienia. A jeśli spojrzeć dokładniej, to w siódmej zwrotce pobrzmiewa i Zesłanie Ducha Świętego.

Intende, qui regis Israel,
super cherubin qui sedes,
adpare Ephrem coram, excita
potentiam tuam et veni.

Veni, Redemptor gentium,
ostende partum Virginis,
miretur omne saeculum,
talis decet partus Deo.

Non ex virili semine,
sed mystico spiramine
Verbum Dei factum est caro
fructusque ventris floruit.

Alvus tumescit Virginis,
claustrum pudoris permanet,
vexilla virtutum micant,
versatur in templo Deus.

Procedat e thalamo suo,
pudoris aula regia,
geminae gigas substantiae;
alacris occurrat viam.

Egressus eius a Patre,
regressus eius ad Patrem,
excursus usque ad inferos,
recursus ad sedem Dei.

Aequalis aeterno Patri,
carnis tropaeo accingere,
infirma nostri corporis
virtute firmans perpeti.

Praesepe iam fulget tuum
lumenque nox spirat novum,
quod nulla nox interpolet
fideque iugi luceat.


I nie mogę się oprzeć, aby nie dodać i tego obrazu, na którym nie ma wprawdzie  owiec, wołu i osła, ale są inne zwierzęta.


List do Tytusa

Bardzo lubię List św. Pawła do Tytusa: krótki, ciepły i piękny. Mało czytany, nawet nie znalazł miejsca w niedzielnych czytaniach mszalnych (do których trafił np. List do Filemona...) ani w oficjum. Związany jest szczególnie z Narodzeniem Chrystusowym, czyta się jego fragmenty i podczas mszy w nocy, i podczas mszy o świcie. Z tej drugiej pochodzi poniższy cytat (Tt 3:4):

(...) ἡ χρηστότης καὶ ἡ φιλανθρωπία ἐπεφάνη τοῦ σωτῆρος ἡμῶν θεοῦ.

Życzliwość i miłość do ludzi naszego Zbawiciela, Boga.

czwartek, 23 grudnia 2010

Kawałek Islandii

Dostałem list od karmelitanek z Islandii, a w nim maleńką torebkę z odrobiną wulkanicznego popiołu z wulkanu spod lodowca Eyjafjallajökull (wymawia się to chyba jeszcze gorzej niż walijski), który wybuchł w kwietniu 2010 roku. To drugi kawałek Islandii, jaki mam w swoim pokoju – pierwszy to ikona błogosławionej Maryi, pisana przez s. Miriam z islandzkiego Karmelu. W liście są też wiadomości z życia klasztoru, i zdjęcie wspólnoty z pięknym, brązowym seterem, którego pamiętam z wcześniejszych zdjęć. Dwie roześmiane siostry na zdjęciu mają na welonach hełmy à la Wiking. Ludzie mogą się czasami zastanawiać, jak wygląda takie klauzurowe życie, jaki ma ono sens, czy jest nudne i przeraźliwie poważne... A siostry po prostu prowadzą dom, w którym mieszkają razem z Jezusem: gotują, sprzątają, piorą, uprawiają ogród... Po prostu normalne życie – z Jezusem. Że jest w nim trochę więcej milczenia niż w zewnętrznym świecie... każdemu się to przyda, lepiej wtedy słychać Boga i innych ludzi.

Piszą też siostry o polarnym niedźwiedziu, który przypłynął na krze do brzegów Islandii. Niestety, zamiast odholować go np. na Grenlandię, zastrzelono go... Siostry piszą, że, podobnie jak wielu Islandczyków, nie są w stanie tego zrozumieć. Człowiek czuje się wszechwładnym panem stworzenia, zapominając, że będzie musiał przed Bogiem zdać rachunek ze swojego włodarstwa; to Bóg jest Panem, człowiek tylko zarządza Jego światem.

A jutro wigilia Bożego Narodzenia, która pobrzmiewa paschalną nutą: Hodie scietis, quia veniet Dominus et salvabit vos, et mane videbitis gloriam eius. Ten werset, który pojawia się w oficjum (Wezwanie, a potem I nieszpory Bożego Narodzenia) i w wigilijnej, wieczornej mszy, zaczerpnięty jest bowiem z Księgi Wyjścia (16:6-7), która opowiada o paschalnych wydarzeniach. U Boga – a przez Niego w liturgii – wszystko się łączy w całość, jak kawałki układanki, wszystko jest ze sobą powiązane.


moja  ikona z Islandii

wtorek, 21 grudnia 2010

To jasne jak cień!

Te nunc illustrat caelitus / umbra fecundi Spiritus. Jak cień może oświetlać? Przy tych słowach hymnu z nieszporów przypomniał mi się fragment z Akallabêth, opowieści o upadku Númenoru, który zawsze przejmował mnie dreszczem. Kiedy flota Ar-Pharazôna dopłynęła do Amanu, zobaczyli szczyt Taniquetilu, jaśniejący, bielszy od śniegu, zimniejszy od śmierci, milczący, niewzruszony i – tu miejsce na moje skojarzenie – przeraźliwy jak cień światła Ilúvatara. Cień światła Eru jest przerażający, porażający – jakież więc będzie samo światło?

Paweł Apostoł pisał, że to, co u Boga jest głupstwem, przewyższa mądrością ludzi (1 Kor 1:25). Tak samo, najwidoczniej, jest z Boskim światłem – sam jego cień jest, z ludzkiego punktu widzenia, potężnym światłem.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Brak mi słów...

Piękna jest dzisiejsza kolekta, mówiąca – jak i dzisiejsza Ewangelia – o Zwiastowaniu, w którym święta Dziewica przyjęła Bożą wolę i Boże Słowo. Prosimy o łaskę naśladowania Jej pokornego przyjęcia tego, co nam Bóg daje.

W polskim przekładzie mowa jest o odwiecznym Słowie. W łacińskim oryginale jest jednak ineffabile Verbum – Słowo niewypowiedzialne, niewypowiadalne, niedające się wypowiedzieć, niewymowne. To określenie ma podkreślić, że jest to Słowo samego Boga, zupełnie różne od wszelkich ludzkich słów. Podobna myśl pojawia się w hymnie z nieszporów Bożego Narodzenia: Chrystus jest zrodzony z Ojca ineffabiliter, w sposób niewypowiedziany, niedający się wypowiedzieć czy wyrazić. Ta myśl pojawia się w jednym z wierszy Wenancjusza Fortunata: inrecitabiliter manens de corde Parentis, tak określa poeta zrodzenie Chrystusa przez Boga.

Słowo, które jest Synem, zrodzone w milczeniu – Jan od Krzyża pisał, że Ojciec wypowiada Je w nieskończonym milczeniu – nie da się tego ludzkim, a może i anielskim, językiem wypowiedzieć.

Ἰδοὺ ἡ δούλη κυρίου· γένοιτό μοι κατὰ τὸ ῥῆμά σου.

sobota, 18 grudnia 2010

Wieczorne błogosławieństwo

W „De laude Dei” Alkuina (może kiedyś doczekamy się wydania całości),  na nieszpory 18 XII przeznaczone jest takie błogosławieństwo:

Gaude novo partu saeclis          clarissima virgo
Gloria summo Deo teneant      terrestria pacem
Lux nova enituit
Coelorum gloria terris
Salvet nos sophia Patris.


Jest to jedyny ślad obchodzenia 18 XII w Anglii święta Maryi Dziewicy. Wiadomo, że wyznaczył je w 656 roku synod w Toledo, ale nie do końca jest dla nas jasne, w jaki sposób dotarło do Anglii. Być może związane było raczej z niedzielą poprzedzającą Boże Narodzenie (czyli, według naszej rachuby, 4. niedzielą Adwentu), i wtedy na tę niedzielę przeznaczone byłoby to błogosławieństwo. Trudno powiedzieć.

piątek, 17 grudnia 2010

Zima

Zima astronomiczna zaczyna się przesileniem zimowym, które wypadać może 21 lub 22 grudnia (w tym roku będzie to 21). Zimę kalendarzową i klimatyczną jeszcze inaczej się określa, nie jestem pewien, jak dokładnie się to robi. I tak zawsze jest dla biednych ludzi, nieświadomych  chyba istnienia pór roku, zaskoczeniem, jak przypomina o tym co roku telewizja.

W liturgii zima zaczyna się w środę trzeciego tygodnia Adwentu – feria quarta quattuor temporum, pierwszy z trzech dni postnych, rozpoczynających porę roku. Połączenie liturgii z rytmem przyrody, z całym kosmosem. Wejście w krąg czasu większy niż tylko ludzki.

PRZYJDŹ!

Veni, veni, Emmanuel, captivum solve Israel, qui gemit in exsilio, privatus Dei Filio...


Καὶ τὸ πνεῦμα καὶ ἡ νύμφη λέγουσιν, Ἔρχου. (Ap 22:17)

czwartek, 16 grudnia 2010

Kiedy mi zamkniesz oczy

Kiedy choroba posuwa się zwycięsko naprzód, w kolejnym (niespodziewanym, a przecież spodziewanym) ataku... Kolejny rzut, kolejny krok ku śmierci: czasami powoli, lecz systematycznie, czasami w nagłym skoku ku niej zmierzam... Myślę wciąż o tym wierszu ks. Twardowskiego:

Sam nic nie czyniłem dobrego
ani mniej ani więcej
to tylko anioł rozdawał
czasami przez moje ręce
kochać też nie umiałem
wiernie ani niewiernie
ktoś inny lepszy
kochał przeze mnie
dogmatów nie rozumiałem
rano w południe w nocy

ufam że wytłumaczysz
kiedy mi zamkniesz oczy

Pytanie psalmisty

Ad quam vanitatem creasti omnes filios hominum? (89 [88]:48) Finem pones splendori eorum (cf. 89 [88]:45)

środa, 15 grudnia 2010

Ekologiczny Watykan

Na dachu Auli Pawła VI zamontowano dwa lata temu 5 tysięcy metrów kwadratowych paneli słonecznych. Jak się okazuje, są one w stanie pokryć 20% zapotrzebowania Watykanu na prąd. Przewiduje się też produkcję energii elektrycznej z biomasy w Castel Gandolfo.

Właściwie nie ma w tym nic dziwnego, w końcu obecny papież wiele razy wypowiadał się na temat ekologii, troski o Ziemię i jej zasoby, odpowiedzialności za stworzenie. Jak widać, nie są to tylko słowa, ale i konkretne działania. I doskonały przykład dla innych.

wtorek, 14 grudnia 2010

(Nie)cierpliwość

Wczorajszy dzień upłynął pod znakiem medycyny. Wieczorem z kolei przewróciłem się na ulicy, i trochę trwało, zanim dotarłem do gorącej, mocno osłodzonej herbaty, która doskonale się sprawdza w takich szokowych sytuacjach (oczywiście, jeśli nie ma pod ręką koniaku). W rezultacie wpis jest spóźniony i niekompletny – chciałem napisać o wierszu na najkrótszy dzień w roku, który, według Johna Donne’a i jemu współczesnych, przypada(ł) na św. Łucję. Będzie zatem tylko o cierpliwości – w gruncie rzeczy, nawet dobrze się składa, patientia, od tego pacjent...

In tua patientia possedisti animam tuam, Lucia, sponsa Christi, śpiewa Kościół 13 grudnia. W niedzielę Benedykt XVI mówił o wartości stałości i cierpliwości, il valore della costanza e della pazienza. Kiedyś były one standardowym „wyposażeniem” człowieka, obecnie są o wiele mniej popularne. Myślę, że po części wynika to z tempa obecnego życia: wszystko ma być „na cito”, od razu, jak najprędzej – jeśli zaś tak nie jest, człowiek zaczyna się denerwować. Komputer musi być jak najszybszy, jeśli zwalnia chociażby o sekundę – to niedobrze. Wiadomości muszą docierać do człowieka jak najszybciej, jeśli tak nie jest, człowiek zaczyna się niecierpliwić. Kolejka – niedobrze, trzeba czekać, człowiek zaczyna się denerwować, popędzać, narzekać. Etc., etc., etc.

In tua patientia possideas animam tuam.

niedziela, 12 grudnia 2010

W Piśmie świętym bez zmian

Nie sądzę, aby papież wiedział, że wczorajsza, wieczorna, piękna, śnieżna pogoda w Warszawie zmieniła się dziś rano na szaroburą i pluchowatą. (Sleet – to jest doskonałe słowo, samym swym dźwiękiem oddaje zjawisko ‘śniegu z deszczem’.) Przed modlitwą w południe mówił Ojciec św. o tym, że wszystko się zmienia i wszystko przemija na tym świecie (przykładem chociażby nasza pogoda) – a jedyne, co pozostaje niezmienne, co nie przemija, to Słowo Pana: (...) mentre tutto passa e muta, la Parola del Signore non passa. Mówił o przykładzie proroków, nawiązując do czytanego dziś Listu św. Jakuba, których radość i moc pochodziła ze Słowa Bożego, i przypomniał, że przez chrzest każdy chrześcijanin staje się prorokiem, ma udział w prorockiej godności. Każdy zatem powinien wytrwale słuchać Słowa Bożego, w nim znajdować siłę i nadzieję.

Patrzę na wydarzenia ostatniego miesiąca – akurat miesiąc minął od najazdu Hunów – i coraz bardziej widzę działanie Opatrzności, kierującej mnie ku Słowu, które trwa na wieki.

Duszne rozterki

W komentarzu do dzisiejszych czytań pisałem o czasowniku makrothumeo, być cierpliwym, opanować swój thumos. W I czytaniu, z proroka Izajasza, mowa jest – w polskim przekładzie – o małodusznych. W tekście hebrajskim mowa – dosłownie – o bojaźliwych, płochych.

Przypomniał mi się tutaj grecki przymiotnik megathumos, w „Iliadzie” to częsty epitet walczących pod Troją. Ktoś, kto ma wielki thumos. Nie można jednak powiedzieć, że jest wielkoduszny – to słowo, zdające się być prostym przeciwieństwem małodusznego, ma jednak w języku polskim odmienne znaczenie. Megathumos to ktoś odważny, ktoś odznaczający się wielką odwagą, hartem ducha.

A sam grecki thumos pokrewny jest z łacińskim fumus i polskim dym. Pytanie o to pokrewieństwo zdarzało się, w swoim czasie, chyba dosyć często na egzaminach w warszawskim Instytucie Filologii Klasycznej.

sobota, 11 grudnia 2010

Parousia (horror produkcji Boskiej)

Czasownik horreo, od którego pochodzi rzeczownik horror, znaczy dosłownie: jeżyć się. Jeżyć się mogą, między innymi, włosy, z powodu zimna, ale też  ze strachu. Stąd wzięło się znaczenie horroru jako czegoś przerażającego, wprawiającego w paraliżujący strach.

W adwentowych jutrzniach pojawia się zapowiedź horroru, jaki ogarnie świat przy Drugim Przyjściu naszego Pana: Secundo (...) cum fulserit mundumque horror cinxerit, głosi starożytny hymn jutrzni (chociaż w liturgii mozarabskiej związany był z nieszporami). Ów horror może się kojarzyć z apokaliptycznymi opisami, zarówno w Ewangelii (Mk 13:14-26; Łk 21:7-28), jak i w Objawieniu św. Jana (np. Ap 6:12-17; 8:7-9:19).

Kiedy Pan objawi się in suae gloria maiestatis (I prefacja adwentowa), po trzykroć święty, wszechmogący, przenikający swym płomienistym spojrzeniem wszystko i wszystkich (cf. Ap 1:14) – niemożliwe, by przerażenie nie ogarnęło świata. Wszak już Psalmista śpiewał, że drży ziemia, gdy Pan na nią patrzy (Ps 104:32) – On, Najwyższy i Straszliwy (cf. Ps 47:2). Święty horror.

czwartek, 9 grudnia 2010

Z pamiętnika filologa

Tryb rozkazujący, w czasie teraźniejszym, stronie czynnej, druga osoba, liczba pojedyncza, czasownika facio – robić – brzmi: fac [fak]. Z reguły wywołuje to masę skojarzeń i dużo radości pośród studentów. Ostatnio mówiliśmy o tym w nowicjacie, i, przy okazji, powiedziałem, że jest jakiś ptak, który po angielsku nazywa się windfucker. Oczywiście, wybuchy śmiechu, a po chwili jeden z braci mówi poważnie: No co, po prostu ten ptak nie przejmuje się wiatrem...

Na ostatnich zajęciach z greki sporo kłopotu sprawił nam jeden wers – nawet niecały – z „Iliady”. Niby wiadomo, o co w nim chodzi, wręcz odruchowo się to tłumaczy, ale, jeśli spojrzeć uważniej, okazuje się, że przeczenie nie odnosi się do czasownika, a zamiast spodziewanego akuzatiwu jest genetivus. Po 15 minutach zastanawiania się doszliśmy wreszcie, że kluczem do rozwiązania jest jedno z dalszych znaczeń pospolitego czasownika, phero (pokrewne np. z polskim ‘biorę’). Niezwykle ekscytujące przeżycie. Można to porównać do śledztwa – i się wyjaśniło, dlaczego filolodzy kochają kryminały.

A jeszcze przy okazji: jeśli ktoś ma „Iliadę” w przekładzie Kazimiery Jeżewskiej, to w pieśni II, wers 287, zamiast do Argos powinno być z Argos.

środa, 8 grudnia 2010

Serce roście, patrząc na tych braci

Od niedawna uczę greki dwóch ojców ze Służewia. (Tym samym, po kilku latach przerwy, znowu uczę greki biblijnej; jednego dnia Homer, drugiego – Nowy Testament. Od „Iliady” do Apokalipsy.) Jest to niezwykle budujące, że kapłani, przejęci duchem terezjańskim, chcą czytać Słowo Boże w tym języku, w jakim Najwyższy zechciał je wypowiedzieć i przekazać ludziom. Bo właśnie o Słowo Boże chodzi, dla Niego uczą się greki, aby się do Niego zbliżyć jeszcze bardziej. Oby więcej było takich...

A w Krakowie jest brat, który martwi się o psy w schroniskach i o lasy. Również, oby więcej było takich...

Dziś dzień błogosławionej Maryi, więc nic dziwnego, że są prezenty. Najpierw dostałem od jednego z moich przyjaciół najnowszą płytę Loreeny. Potem, w klasztorze, dominikański kalendarz, w którym są, między innymi, zdjęcia moich uczniów. Osobnym, acz niebezpiecznym, prezentem, jest katalog z pewnej angielskiej księgarni: znowu pojawi się pytanie, co wybrać: nowe buty czy nową książkę...

Trahe nos, Virgo immaculata, post te curremus in odorem unguentorum tuorum.

wtorek, 7 grudnia 2010

Wilk Otchłani


W hymnie o św. Ambrożym, dzisiejszym patronie, pojawia się wilk. Tym razem jednak nie jest to wilk przyjazny, jak przy św. Edmundzie:

Iam nunc furentem tartari
lupum flagello submove.


Srogi wilk Otchłani, jak mamy w polskim przekładzie, całkiem udanie. Właściwie można by napisać: Wilk, wielką literą.

Lupus tartari może się niektórym kojarzyć z Cerberem, chociaż ten jest psem, a nie wilkiem (z tej samej jednak rodziny Canidae pochodzą). Ja przy tym fragmencie mam zawsze inne skojarzenie, północne: Fenrir, złowrogi wilk z „Eddy”, Fenrisúlfr, Hróðvitnir, którego bogowie podstępem związali (Týr stracił przy tym prawą rękę), a który uwolni się w Dniu Ostatecznym i będzie zgubą Odina.

Týr i Fenrir

My na szczęście, wsparci opieką św. Ambrożego, nie musimy się bać żadnych wilków Otchłani.

Odin i Fenrir

Polski ‘wilk’ spokrewniony jest i z greckim lukos, i łacińskim lupus, germańskim *wulfaz (od którego pochodzą wulfs, wolf, ulfr, Wolf etc.), sanskryckim vrka-, etc. Słowo-tabu, na określenie groźnego zwierzęcia, którego prawdziwego imienia nawet nie znamy – nie używano go, aby nie wywołać wilka z lasu...

 Odin, Fenrir, Surtr i Freyr

Kultura (?) tchórzy

Co jakiś czas anonimowo jakiś Hun lub ork dopisuje złośliwy komentarz do mojego blogu. Ponieważ komentarze podlegają moderacji – innymi słowy, sam decyduję, które z nich będą opublikowane – na ogół takie idiotyzmy kasuję. Tym razem jeden zostawiłem, jako swoisty znak obecnych czasów: czasów tchórzy. Anonimowych tchórzy.

Najprawdopodobniej sfrustrowany Hun lub ork nie może przeboleć faktu, że zmieniłem swój blogowy dom, i nie może w związku z tym swych złośliwości prezentować na liturgia.pl. Być może jednak wcale nie boleje, ale aż omdlewa ze szczęścia, że tym razem może pisać anonimowo. Nie wiem. Trudno zrozumieć tchórza.

Mogę mu tylko wskazać tabliczkę.

poniedziałek, 6 grudnia 2010

O byciu filologiem (iii)

Tym razem cytat z nie-filologa, ale o filologu. Humphrey Carpenter tak pisał o Tolkienie: (...) był niezwykle wrażliwy na dźwięk i wygląd słów. Zajmowały one w jego życiu to miejsce, które u wielu ludzi zarezerwowane jest dla muzyki. Reakcje, które w nim budziły, miały charakter przede wszystkim emocjonalny. (H. Carpenter, „J.R.R. Tolkien. Wizjoner i marzyciel”. Przeł. A. Sylwanowicz)

Myśl kolorowo!

Gdy napisałem o moim zachwycie tańcami z czasów Jane Austen, ktoś (anonimowo, a jakże) próbował mi wmówić, że ubarwiam przeszłość. Bardzo mnie to zdziwiło, bo jestem przekonany, że przeszłość, jeśli ktoś umie patrzeć, jest bardzo kolorowa i żadnego ubarwiania nie potrzebuje. A jeśli ktoś kolorów nie dostrzega...

Przypomniał mi się stary dowcip: Dwaj koledzy rozmawiają o milicjancie. Jeden mówi: Ile on ma w domu książek! A drugi: A ile jeszcze nie pokolorowanych!

niedziela, 5 grudnia 2010

Dwie przypowieści, jedna kolekta

Starożytna kolekta, używana obecnie w II niedzielę Adwentu, jest esencjonalnym (jeśli ktoś lubi bulion) lub skondensowanym (jeśli ktoś woli mleko) komentarzem do dwóch ewangelicznych przypowieści.

Kościół prosi, aby ziemskie prace, ziemskie zajęcia (opera terreni actus) nie zatrzymywały tych, którzy śpieszą na spotkanie z Chrystusem. W przypowieści, zapisanej przez Mateusza (22:1-10) i, w trochę bardziej rozbudowanej wersji, przez Łukasza (14:15-24), czytamy o ludziach, zaproszonych na wspaniałą ucztę (u Mateusza jest to królewskie wesele), którzy jednak na nią nie przyszli. Dlaczego? Łukasz opowiada: jeden kupił pole, i koniecznie chciał je obejrzeć; inny kupił parę wołów, i koniecznie chciał wypróbować je przy orce; inny z kolei wykręcał się obowiązkami wobec własnej żony. U Mateusza zaproszeni, zamiast na ucztę, idą na pole i do handlu. Wszystko to są owe opera terreni actus; same w sobie nie są złe, dopóki nie stają się przeszkodą w spotkaniu z Przychodzącym, który wzywa nas na swoją weselną ucztę, zapowiedzianą przez Widzącego z Patmos (Ap 19:7-8).

Na weselną ucztę czekały też panny mądre i głupie. Jak wiemy, tylko mądre, które zabrały ze sobą oliwę do lamp, weszły z Panem na wesele. W kolekcie Kościół prosi o niebiańską mądrość, sapientia caelestis, dzięki której możemy się stać współuczestnikami (consortes) chwały Chrystusa, możemy uczestniczyć w Jego losie (takie jest dosłowne znaczenie słowa consors). A jaki jest los Chrystusa? Wstąpił do nieba, siedzi po prawicy Ojca. On sam mówi do nas o udziale w swoim losie: Zwycięzcy dam zasiąść razem ze Mną na tronie, jak i Ja zwyciężyłem, i zasiadłem razem z moim Ojcem na Jego tronie (Ap 3:21).

Mamy być consortes Christi; jeden z hymnów brewiarzowych nazywa Chrystusa Consors paterni luminis. Zjednoczenie z Chrystusem jest zjednoczeniem z Jego Ojcem, jak to poświadcza św. Jan w zacytowanym wersie z Apokalipsy, i w swoim Pierwszym Liście (1 J 1:3).

Nie mogę się oprzeć, aby nie napisać jeszcze o pewnym skojarzeniu, związanym z pierwszym czytaniem dzisiejszym: dziecko włoży rękę do jamy żmii, zapowiada prorok (Iz 11:8). W jednej z greckich homilii, z czasów Ojców Kościoła, ten obraz przedstawiony jest jako zapowiedź Zstąpienia Pana, niewinnego i bezbronnego, do Otchłani, gdzie czai się Wąż starodawny.

sobota, 4 grudnia 2010

Zstępuje czy nie zstępuje?

W pobożnych książkach można czasami przeczytać, że na słowa kapłana Pan Jezus zstępuje z nieba na ołtarz. 4 grudnia wspominamy św. Jana Damasceńskiego, doktora Kościoła. Oto, co pisał o Eucharystii w swoim dziele „O prawdziwej wierze”:

Jest to Ciało prawdziwie zjednoczone z Bóstwem, Ciało [wzięte] ze świętej Dziewicy.  Nie [należy rozumieć], że to Ciało, wzięte do nieba, z nieba zstępuje, ale że sam chleb i wino przemieniają się w Ciało i Krew Boga. Jeśli zaś zastanawiasz się, w jaki sposób się to dzieje, wystarczy, byś usłyszał, że przez Ducha Świętego. (PG 94,1145)

Jan Damasceński porównuje Przeistoczenie do Wcielenia Pańskiego – jedno i drugie dokonuje się mocą Ducha Świętego. W IV niedzielę Adwentu Kościół modli się: Altari tuo, Domine, superposita munera Spiritus ille sanctificet, qui beatae Mariae viscera sua virtute replevit – aby Ten sam Duch, który swą mocą wypełnił łono Maryi, uświęcił dary, złożone na ołtarzu.

piątek, 3 grudnia 2010

Dla przyjemności

Nowicjusze pytali mnie, dlaczego ludzie uczą się gockiego, po co im znajomość takiego języka. Trzeba by zapytać moich gockich studentów, ale podejrzewam, że odpowiedź brzmiałaby: Dla przyjemności. Gocki znamy tylko z przekładu Biblii i komentarzy do niej, plus kilka inskrypcji. Język, który właściwie nie ma swojej literatury. W którymś z listów Tolkien zwracał na to uwagę, pisząc o swojej miłości do tego języka – właśnie jako „czystego” języka, dla przyjemności, jaką daje sam język.

Można takie pytania zadawać przy różnych językach. Ludzie uczą się języka na ogół dlatego, że się im przyda, jest potrzebny w pracy, w kontaktach z ludźmi, w podróży. Przy językach starożytnych i średniowiecznych takich możliwości nie ma – chociaż... Nieprawda, są. W pracy może się komuś przydać, jeśli ktoś zajmuje się daną epoką. Ale też nauka takich języków tworzy, pomaga utrzymać kontakty z ludźmi, nie na zasadzie rozmawiania w tym języku (chociaż są i takie próby), ale tworzenia swego rodzaju „wspólnoty zainteresowanych”, jakby klubu czy tajemnego stowarzyszenia.

Dlaczego uczyłem się greki? Bo chciałem czytać Homera i Hezjoda, poznać mitologię w oryginale. A łaciny? Dla Wergiliusza. Staroangielskiego? Dla Dream of the Rood i Beowulfa. Wciąż próbuję nauczyć się średniowalijskiego, dla Preiddeu Annwn i Pa gur. Może kiedyś się nauczę. Jednocześnie, w trakcie nauki tych języków, porywało mnie ich piękno. Same dźwięki homeryckiej greki dają niesamowitą przyjemność, tajemnicze połączenie dźwięku i obrazu. Tak samo jest w tekstach „Eddy”: Fram sé ek lengra, um ragna rök römm, sigtíva. Sigtívar, bogowie zwycięstwa, zwycięscy bogowie, których jednak czeka nieunikniony koniec. To słowo po prostu brzmi cudownie. A tu pojawia się kolejna przyjemność, etymologia. Tívar pokrewne z deus. Z kolei god od dwóch rdzeni można wyprowadzić. A grecki theos z zupełnie innego rdzenia niż łaciński deus. Etc., etc.

 tak w rękopisie zaczyna się Beowulf

A dziś jest 87. rocznica śmierci wielkiego H. Bradleya, o którym niedawno pisałem.

czwartek, 2 grudnia 2010

Kto nie umie po łacinie, ten powinien pasać....

Ludzie, którzy nie mają zielonego pojęcia o filologii, uważają czasami, że łacina jest językiem wzniosłym i świętym, nadającym się tylko do poważnych, głębokich i podniosłych tekstów. Złożyć to można na karb ich żałosnych braków wykształcenia – żyjemy w czasach, w których nie jest powodem do wstydu nieznajomość klasycznej literatury i kultury, i zdumienie budzi raczej ktoś, kto je zna. Katullus, Horacy, Plaut, Liwiusz czy nawet Cezar ze swoją wojną galijską – to obco brzmiące imiona. A nawet, jeśli ktoś wie, że Horacy był poetą rzymskim, i może nawet wie, kiedy żył, to żadnego z jego wierszy nie przeczytał w oryginale. Może gdzieś obiło mu się o uszy non omnis moriar czy exegi monumentum, to wszystko.

Tymczasem znajomość literatury rzymskiej pokazuje, że łacina była językiem, w którym wyrażać można nie tylko święte i wzniosłe treści, ale także te zupełnie zwyczajne i przyziemne, co więcej, że łacina zna też przekleństwa, brzydkie słowa, niesmaczne żarty, etc.

Co więcej, znajdziemy je nie tylko w łacinie klasycznej (ktoś mógłby powiedzieć, że była pogańska i niegodziwa, więc i takie słownictwo mogło w niej istnieć). W rozmówkach łacińskich, o których już kiedyś pisałem, autorstwa Ælfrica Baty, przeznaczonych dla chłopców w angielskich klasztorach 10. wieku, znaleźć można takie określenia jak: Tu scibalum equi! Tu scibalum haedi! Tu stercus porci! Tu gallinae stercus! Tu vecors et semicors! Tu scurra! Habe scibalum in barba tua et in ore tuo stercus! Ego vellem, ut totus esses caccatus et minctus pro his verbis tuis (niestety, życzenie niemożliwe do spełnienia...) Ubicumque ieris, sequatur te caccatio semper (a tu, przeciwnie, możliwe do spełnienia).

Jak widać, wzniosłości tu żadnej uświadczyć nie można, a jest to przecież wciąż łacina, do tego nauczana w średniowiecznych klasztorach.

*sneigwh-

Lubię zimę, śnieg i mróz. Kwestia genów i – być może – zimowych urodzin.

Dziś rano, czekając na tramwaj (jeden przepuściłem, bo był zbytnio zatłoczony), myślałem, jakie skojarzenia wywołuje we mnie taka pogoda. Kolejno pojawiały się: Beleriand; Ymir i Audhumla; staroangielskie elegie (chociaż tam jest raczej zimne morze i kra); Beda i Northumbria. Wszystkie skojarzenia bardzo przyjemne. Myślę, że zima i Adwent to doskonałe połączenie, które, mi przynajmniej, daje dużo radości.

I jeszcze okna malowane przez mróz w nowicjacie. Czytaliśmy rozmówki łacińskie z Anglii, z 10. wieku, można się było wczuć choć trochę w chłopców marznących w swoich dormitoriach (w jednej z rozmówek, wprawdzie dziś jej nie czytaliśmy, jest mowa właśnie o dokuczliwym zimnie rankiem, kiedy trzeba wstawać).

A tu można posłuchać o śniegu. W ostatnich sekundach słychać już Boże Narodzenie.

środa, 1 grudnia 2010

Już nie ma takich sal...

Wczoraj, ponieważ studenci odwołali gocki (trudności z dojazdem), obejrzałem sobie dwa odcinki „Dumy i uprzedzenia” (BBC). (Swoją drogą, w tym kraju trudno znaleźć miłośników Jane Austen, są tylko miłośniczki. Ale gdzie indziej też nie jest łatwo. Jedyny chyba, prawdziwy miłośnik panny Austen, jakiego spotkałem, to wspominany już kilkakrotnie mój przyjaciel, angielski ksiądz, Chris. Umiał czytać np. Persuasion na plaży w San Diego... ku zdumieniu znajomych.)

Ale wróćmy do „Dumy i uprzedzenia”: tańce. Po raz kolejny urzekły mnie tańce tamtych czasów, całe korowody, figury, ukłony, zmiany stron, szeregi, czwórki, etc., etc., w balowej sali. To było coś, a nie jakieś żałosne tango czy walc, o potrząsaniu głową i biodrami w rytm disco nawet nie wspomnę, bo tańcem trudno to nazwać. Cały towarzyski rytuał taneczny. Aż przyjemnie popatrzeć, i na sam taniec, i na stroje, wszystko na swoim miejscu. Ale te czasy już minęły...