W IV księdze Odysei Telemach skarży się Menelaosowi, że zalotnicy objadają mu dom, zarzynają owce i εἰλίποδας βοῦς (IV:320), czyli woły – no właśnie, jakie? Plątonogie, krętonogie, kołyszące się w chodzie, podaje Abramowiczówna w swoim słowniku. Żeby to zrozumieć, trzeba zobaczyć idącą krowę. Przypomniałem sobie wakacje na wsi i krowy wracające z pastwiska, kroczące dostojnie, i właśnie lekko kołyszące się, co najlepiej widać, patrząc na nie z tyłu.
Homer nawiązuje też do krów, kiedy pisze o bogini Herze. Nie, nie chodzi o kołyszący się chód (chociaż kto wie, jak zachowują się pijani bogowie?). Homer nazywa ją βοῶπις, co różnie jest tłumaczone: wolooka, krowiooka, o oczach jak jałówka, o oczach dużych, łagodnych... Na ogół ten epitet wywołuje żarty wśród studentów. Kiedyś wśród dominikanów był chłopak pochodzący z jakiejś wioski, i kiedy wszyscy rechotali, odwrócił się do nich i powiedział: Nie widzieliście nigdy z bliska oczu krowy, jakie są piękne? (Oczywiście, nie można oczu krowich umieszczać, że tak powiem, w twarzy bogini, trzeba zachować proporcje: duże oczy nie oznaczają oczu wielkości krowich, ale duże w stosunku do proporcji boskiej twarzy, tejże proporcji nienaruszające, i, jak sądzę, z długimi rzęsami, bo takie chyba też krowy mają, jeśli dobrze pamiętam.)
Kiedy byłem jeszcze studentem, rozmawiałem kiedyś z Kasią Tomaszuk, pracującą jeszcze wtedy w Instytucie Filologii Klasycznej, o Wergiliuszu, i oboje doszliśmy do wniosku, że trzeba zobaczyć, jak wygląda ligustr, o którym poeta pisał. Za słowami stoją rzeczy, i aby dobrze zrozumieć tekst, dobrze jest też wiedzieć, jak te rzeczy wyglądają czy działają. To ostatnie, niestety, nie jest takie łatwe w przypadku np. krosien Kirke czy narzędzi do przędzenia Heleny: gdzie takie teraz znaleźć?