wtorek, 28 kwietnia 2009

Ciężkie życie bliźniego twego

Być może znowu będzie zgryźliwie, bo to kolejny dzień, kiedy medycyna dużo pomóc nie może. Trzy obserwacje wielkomiejskie zmęczonego człowieka.

1. Metro. Dlaczego wsiadający stają przy drzwiach do wagonu zwartym tłumem, nie pozwalając wysiadającym wyjść na peron? Co więcej, zdają się być zdumieni/oburzeni (niepotrzebne skreślić), że ktoś im utrudnia wejście do wagonu! Nie przyjdzie im na myśl, że można stanąć z boku drzwi, i wejść do środka wtedy, kiedy wyjdą wysiadający.

2. Metro, tramwaj i autobus. Dlaczego w tym kraju pasażerowie okupują drzwi i ich najbliższą okolicę? Wsiadają, i zatrzymują się tuż przy drzwiach. To, że za nimi ktoś inny chce wsiąść, zupełnie ich nie obchodzi, nawet jeśli miałby zostać przycięty przez drzwi pojazdu. A jeśli jesteś już we wnętrzu i chcesz wysiąść, musisz dokonać bohaterskiego przedarcia się przez tłum stojący tuż przy drzwiach, zdumiony, rzecz jasna, że ktoś próbuje wysiąść.

3. Wejścia do budynków. Dlaczego wchodząc do urzędów, banków etc. trzeba wstrzymywać oddech, aby nie wdychać nikotynowego smrodu? Rozumiem, że pracodawcy zabraniają palić wewnątrz, ale czy palacze muszą okupować teren tuż przy drzwiach wejściowych, beztrosko dmuchając dymem w twarz wchodzącym bądź przechodzącym ludziom?

czwartek, 23 kwietnia 2009

Raz na koniu, raz w koniu

Filologii uczyło mnie trzech Jerzych, ale tylko jednego z nich dobrze wspominam: doktora Jerzego Mańkowskiego. Uczył nas greki i literatury greckiej, ale też uczył nas uczenia się i uczenia innych. (Na pozostałych dwóch Jerzych spuśćmy zasłonę litościwego milczenia.) Dziś dzień św. Jerzego.

To prawda, że niewiele wiemy o tym świętym, jego żywot budzi zastrzeżenia historyków; niektórzy przypuszczają, że może nawet wcale nie istniał, jest tylko pobożną legendą... Ale czczony jest na tylu ikonach, jest też patronem Anglii, zatem należy mu się wpis.

Na ogół wszyscy kojarzą Jerzego jako tego, który walczył ze smokiem. Podam tutaj inny fragment jego „biografii”, z dawnego martyrologium. To scena bezpośrednio poprzedzająca męczeństwo Jerzego, o którym szczegółowo pisał już nie będę: mało to przyjemne, m. in. kąpiel w roztopionym ołowiu i wsadzenie do rozgrzanego, metalowego „konia”. Raczej trudne do naśladowania, zwłaszcza w obecnych czasach, kiedy wiemy, jak trujący jest ołów. (I w skupach złomu chyba trudno go uświadczyć...)

Namiestnik Dacjan poddał różnorodnym torturom chrześcijan, aby zmusić ich do oddania czci bałwanom. Jerzy, widząc ich udręki, rozporządził całym swym majątkiem, złożył strój żołnierski, a a przywdziawszy szatę chrześcijańską, wpadł pomiędzy tych, co składali bożkom ofiary, i powiedział: „Wszyscy bogowie pogan to demony: Pan zaś stworzył niebiosa.” Na to namiestnik: „Na jakiej podstawie tak twierdzisz? Powiedz, skąd jesteś, jak się nazywasz?” Odpowiedział: „Jestem chrześcijaninem, zwą mnie Jerzy; urodziłem się i służyłem w armii w Kapadocji. Ale wszystko porzuciłem, aby służyć Chrystusowi, który jest Bogiem niebios.”

Podobną decyzję podjął i św. Marcin: także porzucił armię – zdezerterował (nie tylko on jeden pośród świętych), i zaczął służyć jedynemu prawdziwemu Królowi, Chrystusowi.

Córki jerozolimskie, przyjdźcie i zobaczcie męczenników w koronach, którymi uwieńczył ich Pan w dniu uroczystym, w dniu radosnym, alleluja. (Ant. ad Magnificat)

poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Na początku była świeca

Procesja z paschałem do mrocznego kościoła wydaje się wręcz oczywistym elementem liturgii wigilijnej. Gdybyśmy jednak przenieśli się wstecz o np. 70 lat, zobaczylibyśmy coś zupełnie innego...

Przed kościołem kapłan błogosławił ogień i ziarna kadzidła. Diakon, w białej dalmatyce, zapalał od nowego ognia tzw. trianguł – trzy świece wychodzące z jednej, symbol Trójcy Przenajświętszej. Zapalał na początku jedną z tych świec, i śpiewał Lumen Christi. Na środku kościoła zapalał drugą, przy ołtarzu trzecią, i zaczynał śpiewać Exsultet. Przy słowach In huius igitur noctis gratia (W tę noc pełną łaski) wkładał w paschał pięć ziaren kadzidła. Kiedy śpiewał o paschale, że go in honorem Dei rutilans ignis accendit (na chwałę Boga jaśniejący płomień zapala), zapalał go jedną ze świec triangułu. A gdy śpiewał, że płomień świecy żywi się strugami wosku i nie doznaje żadnego ubytku, zapalano światła w kościele*). (W mszaliku, z którego to przepisuję, nie ma wzmianki o świecach wiernych, więc najprawdopodobniej ich nie nieśli.)

We wczesnym średniowieczu zamiast triangułu zdarzała się świeca zwinięta wokół drążka, trochę jak wąż, a nowy ogień rozpalano także w Wielki Czwartek i Piątek.

Różna też była liczba lekcji ze Starego Testamentu: od czterech (tu wiwatują zwolennicy ‘względów duszpasterskich’) do dwunastu (tu z nogi na nogę przestępują ci, dla których nie starczyło miejsca w ławkach). Zawsze jednak pojawiały się czytania o stworzeniu świata i o przejściu przez Morze Czerwone. Pojawia się też w zestawach historia Noego i jego arki, Jonasza i Niniwitów, proroctwo Ezechiela o wyschłych kościach, opis ofiary paschalnej z Księgi Wyjścia (czytany także w Wielki Piątek), pieśń Izajasza o winnicy...
__________________
*) Ale np. według mszałów z 10. wieku, zapalano światła na Gloria, a poprzedzone to było wezwaniem kantora Accendite – Zapalajcie.

sobota, 18 kwietnia 2009

Dominica die Octabas Paschae

Nie, to nie jest błąd w tytule, ale oryginalna ortografia z rękopisu, odzwierciedlająca zmiany w wymowie łaciny późnej starożytności i wczesnego średniowiecza. Przy okazji widać, skąd się wzięła hiszpańska wymowa...

Na ten dzień przewidywały dawne mszały takie błogosławieństwo:

Bóg, którego Syn Jednorodzony, mimo drzwi zamkniętych, zechciał się dzisiaj ukazać uczniom, niech was hojnie obdarzy swym błogosławieństwem i otworzy wam łaskawie bramy królestwa niebieskiego.
Chrystus, przez dotknięcie swego ciała, uzdrowił rany zwątpienia w sercach uczniów; niech On sprawi, abyście byli wolni od wszelkich grzechów dzięki wyznawaniu wiary w Jego zmartwychwstanie.
Wraz z Tomaszem wyznajecie Go jako Pana i Boga, i pokornie Go przyzywacie swymi modlitwami; niech On was strzeże od zła wszelkiego na tym świecie, a w przyszłym przyłączy do zastępów świętych.

W Biblii Tysiąclecia perykopa o spotkaniu Tomasza ze Zmartwychwstałym była zatytułowana „Niewierny Tomasz”. Jedna z uwag, jakie prof. Świderkówna co jakiś czas przekazywała o. Augustynowi Jankowskiemu, któremu w dużej mierze Biblię Tysiąclecia zawdzięczamy, dotyczyła tego właśnie tytułu: Tomasz nie jest niewierny, tylko niedowierzający. A to duża różnica. Nie mam najnowszego wydania, więc nie wiem, czy ten tytuł zmieniono.

piątek, 17 kwietnia 2009

Wielka Sobota raz jeszcze

Dwa teksty, związane z tajemnicą Wielkiej Soboty. Pierwszy to responsorium, śpiewane kiedyś – po łacinie – przy rezurekcji. Drugi – tekst zachowany fragmentarycznie, może ślad wczesnego dramatu liturgicznego – utkany jest właściwie z psalmów.

Responsorium wielkanocne

Gdy Chrystus, Król chwały, wkraczał do Otchłani, by odnieść w niej zwycięstwo, chór aniołów otworzył przed Nim odwieczne bramy*). Lud święty, w niewoli śmierci trzymany, zawołał ze łzami: „Przybyłeś, Upragniony, którego w ciemnościach oczekiwaliśmy, aby tej Nocy wyprowadzić jeńców z zamknięcia. Ciebie wzywały nasze westchnienia, nasze głośne lamenty; Tyś jest nadzieją dla tych, co stracili nadzieję, wielką pociechą w udręce”. Alleluja.


Modlitwa ze ‘Zstąpienia do Otchłani’ z Book of Cerne [9. wiek]

Oto modlitwa niezliczonej rzeszy świętych, trzymanych w piekieł niewoli. Ze łzami błagali oni Zbawiciela, gdy zstąpił do piekieł: Przybyłeś, Odkupicielu świata; przybyłeś – Ciebie codziennie się spodziewaliśmy; przybyłeś – Twoje przyjście dla nas ogłaszało Prawo i Prorocy; przybyłeś, dając przebaczenie tym, co w ciele żyją, grzesznikom świata. Uwolnij zmarłych jeńców Otchłani! Dla nas zstąpiłeś do piekieł, nie zostawiaj nas, gdy będziesz powracał do niebios!  Na wieki osiągnąłeś chwałę, postaw i w Otchłani znak zwycięstwa! Niech będzie nad nami, Panie, Twoje miłosierdzie teraz, jako że w Tobie nadzieję pokładaliśmy. U Ciebie bowiem jest źródło życia i w Twojej światłości zobaczymy światło. Okaż nam, Panie, miłosierdzie swoje, i daj nam swoje zbawienie. Pamiętaj o swym ludzie, który od dawna zgromadziłeś. Nie pamiętaj naszych dawnych nieprawości, szybko nas spotka Twoje miłosierdzie, gdyż bardzo jesteśmy nędzni. Wspomóż nas, Boże, nasz Zbawco, i dla chwały Twego imienia, Panie, wybaw nas, i bądź miłosierny grzechom naszym ze względu na Twe imię!

Po tej modlitwie i błaganiu niezliczonych jeńców, natychmiast, na rozkaz Pana, wszyscy dawni sprawiedliwi bezzwłocznie uwolnieni ze swych więzów dzięki potędze Pana i Zbawiciela, obejmując Pana i Zbawcę za kolana, wołają pokornie z niewypowiedzianą radością: Rozerwałeś, Panie, nasze więzy, Tobie złożymy ofiarę pochwalną, ponieważ nie postąpiłeś z nami według naszych grzechów, ani według nieprawości naszych odpłaciłeś nam.

Adam zaś i Ewa jeszcze nie zostali wyzwoleni z więzów. Wtedy Adam wołał do Pana głosem pełnym żałości: Zmiłuj się nade mną, Boże, zmiłuj się nade mną w wielkim Twym miłosierdziu, i w ogromie Twych zmiłowań zgładź moją nieprawość, bo zgrzeszyłem przeciw Tobie samemu i zło uczyniłem przed Tobą. Pobłądziłem jak owca, która zaginęła. Rozwiąż moje więzy, gdyż Twoje ręce mnie uczyniły i ukształtowały. Nie zostawiaj w Otchłani mojej duszy, lecz okaż mi miłosierdzie i wyprowadź mnie związanego z więzienia i z cienia śmierci.

Wtedy, za łaską Pańską, Adam wyzwolony z więzów, przypadł do kolan Jezusa Chrystusa: Błogosław, duszo moja, Pana i wszystko, co jest we mnie, Jego święte imię. On zlitował się nad moimi nieprawościami, On uzdrawia wszystkie me choroby, On odkupi ze zguby moje życie, On nasyca dobrami moje pragnienie.

Także Ewa płacze i mówi: Sprawiedliwy jesteś, Panie, i wyrok Twój jest słuszny, bo zasłużenie to wszystko cierpię. Nie rozumiałam bowiem, gdy żyłam z zaszczycie, stałam się podobna do zwierząt bezrozumnych i teraz jestem taka, jak one. Lecz Ty, Panie, nie pamiętaj o winach mej młodości i mej głupoty. Nie odwracaj swego miłosierdzia ode mnie, w gniewie nie odwracaj się do swej służebnicy. [i tu tekst się urywa w rękopisie]
_________________________
*) Nawiązanie do psalmu 24, który pojawia się w oficjum Wielkiej Soboty, i o którym kilka razy, właśnie w odniesieniu do Zmartwychwstania, mówił i pisał Benedykt XVI

czwartek, 16 kwietnia 2009

Urodziny w naszej rodzinie

Dziś są osiemdziesiąte drugie urodziny Benedykta XVI. Cieszmy się, że Pan go powołał na Piotrową Stolicę. Niech go zachowa w zdrowiu i bezpieczeństwie dla swojego Kościoła, aby rządził świętym ludem Bożym.

Oremus pro Pontifice nostro, Benedicto: Dominus conservet eum et vivificet eum, et beatum faciat eum in terra, et non tradat eum in animam inimicorum eius.

środa, 15 kwietnia 2009

Modne słowa

Lubię określenie ‘Wigilia wielkanocna’. Tak, ‘wielkanocna’, a nie ‘paschalna’. Może ze względu na upodobanie do pływania pod prąd?

Owszem, ‘Pascha’, ‘paschalny’ to też piękne słowa, niosące w sobie wiele treści, i czasami są jak najbardziej na miejscu. Chrystus został ofiarowany jako nasza Pascha – jak to inaczej oddać? Jako ‘wielkanocna ofiara’? Nie całkiem, bo tu jednak chodzi o Paschę w rozumieniu żydowskim, jak to wyjaśniał Benedykt XVI w swojej homilii.

Po łacinie mamy tempus paschale, po polsku – okres wielkanocny. Po łacinie mamy kolejne Dominicae Paschae, po polsku – Niedziele wielkanocne. Ale o Wigilii wszyscy mówią – paschalna. Brzmi to trochę snobistycznie, kojarzy mi się z hiperpoprawnością w akcentowaniu niektórych wyrazów – żeby brzmiało bardziej uczenie albo cudzoziemsko.

A przecież ‘wielkanocna’ brzmi tak pięknie, tak świeżo, i tak właściwie pokazuje, który moment tych świąt jest najważniejszy. Noc. Nie taka, jak inne noce. Wielka Noc. Jedyna w swoim rodzaju, kiedy sprawy ziemskie wiążą się na stałe ze sprawami niebiańskimi.

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

„A oto Pan przechodził”, czyli: co było pierwsze, msza czy procesja?

Zawsze mnie dziwi, czemu w różnego rodzaju ogłoszeniach duszpasterskich – i tych czytanych na zakończenie mszy, i tych wywieszanych w kruchcie – podkreśla się tak bardzo znaczenie procesji rezurekcyjnej.

Jeśli rezurekcja jest w niedzielę rano, to właściwie Wigilia wielkanocna niknie w jej cieniu, zwłaszcza gdy msza Wigilii kończy się przed północą. (Na palcach jednej ręki można chyba policzyć kościoły w Warszawie, gdzie Wigilia jest naprawdę wielka-nocna i kończy się, jak powinna, w niedzielę.) Nawet jeśli procesja jest po Wigilii, zawsze jest podkreślone, że będzie miała miejsce – pewnie ze względów praktycznych, żeby miał kto nieść chorągwie, sypać kwiatki etc., no i nie trzeba potem rano się zrywać. Nawet u św. Marcina (ignoscite!) podkreśla się, że Wigilia zacznie się o 22.00, a po niej nastąpi procesja rezurekcyjna już po północy.

Mam zawsze wrażenie, że to procesja rezurekcyjna jest w tym kraju centralnym punktem obchodów Wielkanocy. Nie jest ważne, czy msza Wigilii będzie już po północy, a przecież to ta msza jest najważniejsza. Pierwsza część Wigilii wielkanocnej czyli obrzęd światła i liturgia słowa jest wigilią w ścisłym tego słowa znaczeniu, czuwaniem, które jest modlitwą czytań. Msza jest już mszą Zmartwychwstania. Chociaż w mszale czytamy, że nawet sprawowana przed północą, ta msza jest już mszą samego święta, to jednak o ileż wyraźniejszym znakiem byłoby odprawianie jej po północy, po zakończeniu liturgii czytań, która zaczęłaby się jeszcze przed północą! (Wprawdzie Exsultet głosi, że tylko sama noc paschalna zna godzinę zmartwychwstania Chrystusa, ale często łączono ją właśnie z północą.) Ta Eucharystia, jej Komunia święta, jest przecież najwyraźniejszym znakiem Zmartwychwstania, jest prawdziwym spotkaniem z Panem, który jako Zwycięzca wraca z Otchłani. To jest Jego Pascha, Jego przejście. Bo Chrystus został ofiarowany jako nasza Pascha tak, ofiarowany, i to nam uzmysławia msza, a nie procesja!

Procesja jest tylko ogłoszeniem tego faktu światu, i związana jest z przechowywaniem Najśw. Sakramentu w „grobie”. Pisałem już, że to stwarza dwa „ośrodki” liturgiczne, po synaksie Wielkiego Piątku i w czasie milczenia Wielkiej Soboty, kiedy właściwie powinien pozostać w kościele tylko krzyż, a nie Eucharystia. Tam, gdzie nie ma „grobu Pańskiego”, nie ma procesji eucharystycznej, i Wigilia wielkanocna może zajmować należne jej miejsce najważniejszej celebracji całego roku. I jakoś nikomu brak takiej procesji nie przeszkadza...

Niestety, w tym kraju Wielkanoc to: (i) święconka; (ii) rezurekcja. Na szczęście, nie dla wszystkich, alleluja!

niedziela, 12 kwietnia 2009

Tako rzecze Amalariusz...

W lekcjonarzu mszalnym, przy Ewangeliach Wigilii wielkanocnej, można znaleźć taką uwagę: Na Ewangelię nie przynosi się świeczników, można natomiast użyć kadzidła. W czasie uroczystych mszy diakonowi towarzyszy dwóch akolitów z płonącymi świecami, którzy idą z nim w procesji z Ewangeliarzem i stają po obu stronach ambony. Czemu więc w najuroczystszą ze wszystkich celebracji świec się nie używa?

Amalariusz z Metz, liturgista średniowieczny (+850), podaje takie wyjaśnienie: Przed Ewangelią tej nocy nie niesie się świec, tylko kadzidło, gdyż ma to nawiązywać do kobiet, które szły z wonnościami do grobu Pana. Kadzidło ma być symbolem tych wonności; jako takie, pojawia się np. w opisanym w „Regularis concordia” visitatio sepulchri: mnisi odgrywający rolę kobiet, niosą ze sobą kadzielnice dymiące. Na niektórych ilustracjach w średniowiecznych rękopisach można też zobaczyć kobiety, niosące turybularze. Nie niesie się światła, bo jeszcze jest ciemno, i zmartwychwstanie Pana jeszcze nie zostało obwieszczone przez świetlistego anioła.


Różnie się układał dobór Ewangelii na Wigilię i na dzienną mszę wielkanocną. Czasami były to dwa fragmenty z Mateusza (rozdział 28, podzielony odpowiednio; tak np. było w klasztorze Bedy), ale generalnie na Zachodzie ustalono Mt 28:1sqq na Wigilię, a Mk 15:47sqq na poranną mszę w dniu Zmartwychwstania. Taki układ brał się stąd, że u Mateusza kobiety wyruszają do grobu, kiedy dopiero zaczyna świtać, u Marka zaś dochodzą do grobu, kiedy już słońce wzeszło. Mimo innego obecnie układu Ewangelii w dniu Paschy, ślad tego dawnego podziału pozostał w jednej z najpiękniejszych, w swej prostocie, antyfon. Jest to antyfona do pieśni Zachariasza z jutrzni wielkanocnej, zaczerpnięta właśnie z Ewangelii według Marka: Et valde mane, una sabbatorum, veniunt ad monumentum, orto iam sole, alleluia. (I bardzo wcześnie, w pierwszy dzień tygodnia, przychodzą do grobu, kiedy słońce już wzeszło, alleluja. Czas teraźniejszy „przychodzą” nie jest tu żadnym błędem, ale dokładnym cytatem, Wulgata idzie tu za greckim oryginałem. Takie użycie czasu teraźniejszego w opowiadaniu o przeszłości ożywia je, a w liturgii nabiera jeszcze bardziej szczególnego znaczenia, ożywia w jak najbardziej dosłownym sensie liturgię paschalną.)

czwartek, 9 kwietnia 2009

Sabbatum sanctum, pars altera

W niektórych wczesnośredniowiecznych zbiorach homilii czytamy: Nie wolno głosić żadnego kazania w te trzy dni milczenia (czyli trzy ostatnie dni Wielkiego Tygodnia). Dlatego, idąc za tą wskazówką, piszę teraz, zanim się zacznie święto Paschy.

Szóstego dnia Bóg wszechmogący stworzył człowieka, kiedy już uczynił całe stworzenie. Siódmego zaś dnia odpoczął, ukończywszy swe dzieła, tak, jak sam zechciał. I znowu, szóstego dnia Stwórca, wisząc na krzyżu, wybawił dzieło swych rąk, potomstwo Adama, przez własną swą śmierć. A potem, dnia siódmego, który wy nazywacie dniem Saturna, leżał w grobie, oczekując [na zmartwychwstanie]. (...) W owym miejscu znajdował się pewien grób kamienny, w którym nigdy nie leżał żaden ziemski człowiek. Zanieśli tam Jezusa (hælend) szlachetni mężowie (dosł. thanowie) i zamknęli pod kamieniem Wybawcę nas wszystkich. Słusznie przygotowano nowy grób, i nikogo innego on nigdy nie przyjął - tak samo jak Maryja była Matką Chrystusa, Matką i Dziewicą, i nikogo innego nie nosiła oprócz Niego. (Ælfric z Eynsham, Homilia na Niedzielę Palmową, seria II)

W nocy przysłał mi sms przyjaciel z Anglii, z życzeniami: Have a holy Holy Week. Chris jest księdzem, i dzisiaj szczególnie się za niego modlę, bo nie jest mu łatwo; tak jak modlę się i za moje dzieci :-) dominikańskie, które dziś po raz pierwszy jako kapłani staną przy ołtarzu.

Życzenie jest właściwie jedno: aby Wielkanoc była przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

środa, 8 kwietnia 2009

Adoramus te, Christe

Taki mały szczegół z adoracji Krzyża w Wielki Piątek, który zachował się już chyba tylko w liturgii papieskiej, chociaż kiedyś był powszechny.

Otóż do adoracji Krzyża papież zdejmuje ornat – i buty. Podchodzi do Krzyża boso, na znak uniżenia. Dziś, kiedy na ulicach ludzie pokazują stopy nosząc klapki, w parku na ławce buty zdejmują etc., już ten znak nie jest czytelny. Bosy jest żebrak, boso staje się przed kimś wyższym rangą, ewentualnie przy równych sobie. Dla arystokraty publiczne pojawienie się bez obuwia było poniżeniem, zejściem do poziomu nędzarza. W liturgii dochodzi jeszcze jeden motyw: stania przed obliczem Boga, który jest trzykroć święty. Mojżesz zdjął sandały, kiedy stanął wobec Pana, który się objawił w gorejącym krzewie. Papież zdejmuje buty wobec Pana, który objawia się na drzewie krzyża.

wtorek, 7 kwietnia 2009

Starring: Halig Rod

Halig Rod (wym. halij ro:d) to po staroangielsku ‘święty Krzyż’. W manuskrypcie z 10. wieku, nazywanym Księgą z Vercelli (gdyż tam jest przechowywany), znajduje się niezwykły staroangielski poemat – Sen o Krzyżu. Fragmenty tego poematu wyryto też na kamiennym krzyżu z Ruthwell, pochodzącym z 8. wieku.

Autorowi poematu śni się Chrystusowy Krzyż. Jawi się jednocześnie jako wspaniały, świetlisty, ozdobiony cennymi klejnotami i adorowany przez całe stworzenie – i jako zbroczony krwią, z dziurami po gwoździach. Krzyż zaczyna przemawiać, opowiada śniącemu swoją historię, a wszystko to w kategoriach germańskiej poezji heroicznej. Jezus jawi się tu jako Wódz, Krzyż jest Jego towarzyszem broni, który musi, ze zgrozą, zgodzić się na śmierć swojego Dowódcy, nie może Go bronić – na rozkaz tegoż właśnie Dowódcy. Tak Krzyż opowiada o śmierci swego Pana (w moim, wiele do życzenia pozostawiającym, roboczym tłumaczeniu):

[...] Musiałem stać prosto.
Jako krzyż mnie wzniesiono, i trzymałem wysoko
Wielkiego Króla, Pana wysokich niebios.
Nie ośmieliłem się skłonić. Przebili mnie czarnymi gwoźdźmi,
Blizny po nich wciąż można na mnie zobaczyć,
Otwarte rany po ludzkiej złości. Jednak nie mogłem
Ich [tzn. oprawców] zranić. Obu nas wyszydzali.
Cały zbroczony byłem krwią,
Co wypłynęła z Jego boku, kiedy On
Oddał ducha. [...]

Ciemność okryła, i chmury martwe ciało Władcy,
Jego jaśniejące piękno; cienie były wokół,
Ponura ciemność. Całe stworzenie płakało,
Żaliło się nad śmiercią Króla. Chrystus był na krzyżu.
Potem ujrzałem ludzi, przybywających z daleka,
Śpieszących do swego Władcy. Widziałem to wszystko.
Choć byłem cały w smutku,
Jednak chętnie skłoniłem się ku ich dłoniom,
Pokornie. Zdjęli ze mnie Wszechmogącego Boga.


[...] Później przygotowali Mu grób,
Niedaleko ode mnie. Wykuli go w jasnym kamieniu,
I tam złożyli zwycięskiego Pana.
Potem, pod wieczór, pełni żalu zaśpiewali
Dla Niego żałobną pieśń; a gdy odeszli
Zmęczeni od wielkiego Pana, pozostał sam.

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Czymżeś ty, ludu, poił swego Pana?

Wszyscy Ewangeliści podają, że na krzyżu Jezusowi podano do picia – no właśnie, co? W przekładach czytamy o occie, ale jaki to był ocet? Taki, jak używany do robienia korniszonów?

W greckim tekście Ewangelii Jezusa na krzyżu pojono to oksos. Etymologicznie, oznacza to napój o ostrym, cierpkim smaku. Pierwsze znaczenie, jakie podają słowniki, to podłej jakości, tanie wino, vin ordinaire, jak czytamy w nieocenionym słowniku Liddella i Scotta. Pojawia się to znaczenie u autorów klasycznych. Z niego rozwinęło się kolejne: ocet (vinegar) robiony z takiego wina. Czyli raczej ocet winny... Jedyny przykład zastosowania tego płynu w celu zadania komuś cierpienia znajduje się w „Żabach” Arystofanesa, gdzie oksos ma być komuś wlany w nozdrza. Podejrzewam jednak – wolę nie próbować – że jakikolwiek płyn, wlany w większej ilości do nosa, przyjemnych doznań raczej nie wywołuje.

Jan podkreśla, że ocet podano Jezusowi „aby się wypełniło Pismo” – stąd Jezusowe „Pragnę”, które ma doprowadzić do spełnienia się Pisma co do joty. Jest to nawiązanie do Psalmu 22:15, w którym autor skarży się na okrutne pragnienie, i, jeszcze wyraźniej, do Psalmu 69:21, gdzie psalmista skarży się na wrogów, iż poili go – i tu mamy znowu, w Septuagincie, oksos, a w tekście hebrajskim – homec. To hebrajskie słowo ma ten sam rdzeń, co czasowniki i rzeczowniki związane z zakwasem, używanym do robienia chleba. Tak, z tym (za)kwasem, który bezwzględnie należało usunąć z każdego domu przed świętem Paschy, i następującym po nim tygodniu Przaśników.

W Księdze Liczb pojawia się oksos (sprawdzałem tylko w Septuagincie tym razem) jako napój robiony z wina lub sycery, zakazany nazirejczykom (Lb 6:3). Jest to zatem coś w rodzaju kwaskowego lub nieco gorzkiego napoju, dobrze gaszącego pragnienie, a nie mającego nic wspólnego z octem, jakiego współczesne gospodynie używają do pikli, korniszonów etc. Myślę, że można to porównać z naszym kwasem chlebowym czy podpiwkiem, ewentualnie z legendarnym kompotem, o którym opowiadają kolejne roczniki braci na Służewie.

To, co żołnierze podali Jezusowi, to właśnie taki napój. Rzymianie nazywali to posca, mieszaniną kwaśnego (niedojrzałego) wina i wody, która świetnie gasiła pragnienie, i była normalnym napitkiem żołnierzy. Był to więc raczej gest litości wobec Skazańca, kiedy podano Mu nasączoną tym napojem gąbkę.

Co jednak zrobić z Psalmem 69, w którym to wrogowie gnębią psalmistę owym napojem? Chodzi tu raczej o wzgardę: pogrążony w smutku psalmista dostaje tani napój, może i dobrze gaszący pragnienie, ale jednak nie dający pocieszenia takiego, jakie dałoby wino, które jak czytamy w Psałterzu rozwesela serce człowieka. W nawiązaniu do tego psalmu, „ocet” podany Jezusowi może w zamyśle Ewangelistów podkreślać kontrast: oto prawdziwy Król żydowski dostaje zupełnie niekrólewski napój. Wciąż jednak nie jest to płyn, mający powiększyć fizyczne cierpienie Umierającego, jakim byłby znany nam ocet spirytusowy.

niedziela, 5 kwietnia 2009

Błogosławiony Syn Błogosławionego

Kiedy studiowałem, mieliśmy czasami zajęcia, ma których czytaliśmy Ewangelie synoptyczne równolegle, patrząc na różnice i podobieństwa w przedstawianiu tych samych wydarzeń przez Ewangelistów. Była nas tylko czwórka, więc czasami można było i Jana dodać, tam, gdzie akurat opisywał wydarzenia takie same, jak synoptycy.

Mówimy o Niedzieli Palmowej, a tylko jeden z Ewangelistów pisał o gatunku drzewa, z jakiego pochodziły gałązki – Jan. Co ciekawe, użył słowa pochodzącego z Egiptu – ta baia – które zresztą zostało w greckiej liturgii na określenie tej właśnie niedzieli, którą świętujemy dzisiaj.

Synoptycy opisują, w jaki sposób Jezus „zdobył” osiołka: wysłał swoich uczniów, dokładnie im wskazując, gdzie znajdą zwierzę, kazał je odwiązać i przyprowadzić do siebie. Tylko Marek podaje uroczy szczegół, że Jezus polecił apostołom, aby powiedzieli właścicielom osiołka, że Pan go potrzebuje i odeśle zaraz z powrotem. U Mateusza i Łukasza tej wzmianki nie ma. Jak napisał jeden z amerykańskich biblistów, Mateusz nie ma czasu na takie drobiazgi, liczy się dla niego podkreślenie królewskiego prawa Mesjasza, który może użyć, czego tylko zechce. Podobnie jest u Łukasza, który jako jedyny wspomina tylko płaszcze, rozesłane na drodze, a nic nie mówi o zielonych gałęziach. U Łukasza za to mamy piękne nawiązanie do początku jego Ewangelii: Pokój w niebie i chwała na wysokości – niewątpliwe echo pieśni aniołów przy narodzeniu Pana.

Tylko Mateusz i Jan cytują fragment z Księgi Zachariasza (9:9), proroctwo, które się wypełnia przy wjeździe Pana do Jerozolimy. Przy czym Mateusz źle odczytał paralelizm – opisanie jednego zwierzęcia przez dwa określenia (osiołek, źrebię oślicy) – i uznał, że prorok mówi o dwóch zwierzętach. Trudno sobie wyobrazić, w jaki sposób Jezus miałby jechać na dwóch osłach jednocześnie; zwrot usiadł na nich trzeba raczej odnieść do szat, które uczniowie narzucili na osiołka. Mateusz podaje cytat z Zachariasza w sposób, w jaki zwykle podaje cytaty ze Starego Testamentu (stało się to, aby się spełniło to, co zostało napisane). Jan z kolei, podobnie jak przy oczyszczeniu świątyni i pustym grobie podkreśla, że to uczniowie Pana przypomnieli sobie – po Jego zmartwychwstaniu – i zrozumieli te proroctwa, ich spełnienie w czynach Jezusa.

Tłumy pozdrawiają Jezusa jako Syna Dawidowego – mesjańskiego Króla, który przybywa, aby wziąć w posiadanie Święte Miasto i świątynię. Ale wołają też do niego słowami świątecznego psalmu 118: Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie. Ten, który przychodzi – ho erkhomenos – to określenie Mesjasza, którego używał Jan Chrzciciel, także wtedy, kiedy z więzienia posłał swoich uczniów, aby spytali Jezusa, czy jest Tym, który przychodzi. I ten sam zwrot pojawia się później w Apokalipsie: Pan jest Tym, który jest, który był, i który przychodzi.

U Mateusza ludzie mówią jedni do drugich: To jest prorok, Jezus z Nazaretu w Galilei. Wspomniany amerykański biblista podkreśla, że tłumy nie były uczone w teologii i miały raczej „niską świadomość chrystologiczną”, więc prawdopodobnie ten fragment oddaje rzeczywistą sytuację, tak musieli o Jezusie myśleć niektórzy spośród witających Go w Jerozolimie.

Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie Czy Ty jesteś Mesjaszem, Synem Błogosławionego?   Ja jestem.

sobota, 4 kwietnia 2009

Drzewa oliwne, palmy i drzewo Krzyża

Błogosławieństwo palm i błogosławieństwo kończące mszę Niedzieli Palmowej z mszału Leofrica.

Boże, Ty gromadzisz to, co rozproszone, i strzeżesz tego, co zgromadziłeś; Ty obdarzyłeś swym błogosławieństwem ludzi, którzy wyszli na spotkanie Jezusa z gałązkami w ręku; pobłogosław także te gałązki palmowe i oliwne, i gałązki innych drzew, które słudzy Twoi przynoszą, by imię Twoje błogosławić. Osłaniaj Twą prawicą tych, których odkupiłeś, i oddal od nich wszelkie przeciwne im moce. Przez Chrystusa etc.
                                                             +  +  +  +  +  +  +
Niech was błogosławi Bóg wszechmogący, któremu cześć oddajecie i przez postne umartwienia, i przez uroczysty obchód dni obecnych.
Stanęliście przed Jego obliczem z gałązkami palm i innych drzew; niech On sprawi, abyście po śmierci mogli stanąć przed Nim z palmą zwycięstwa i owocami dobrych uczynków.
Czystym sercem wierzycie w zbawczą mękę Jego Syna Jednorodzonego, i pragniecie z pobożnością ją uczcić; obyście doszli, wsparci Jego potężną pomocą, do święta  zmartwychwstania Pańskiego, i do wiecznej nagrody w niebie.

W Niedzielę Palmową warto pomyśleć o Górze Oliwnej i proroku Zachariaszu. W jego księdze góra ta powiązana jest wyraźnie z czasami ostatecznymi i przybyciem Pana, jako potężnego Króla i Wojownika. Dlatego możemy powtórzyć za Apostołem, że i nas dosięga kres czasów, że w czasach eschatologicznych, zapoczątkowanych przez Jezusa wypełniającego proroctwo, żyjemy.

Lepsze jest wrogiem dobrego

Pan Jezus uniżył samego siebie, * gdy stał się posłusznym aż do śmierci, / i to śmierci krzyżowej. Tak brzmi trzecia antyfona w I nieszporach Niedzieli Palmowej. Zaczerpnięta jest z hymnu, który św. Paweł umieścił w drugim rozdziale Listu do Filipian.

W łacińskiej Liturgii Godzin po tej antyfonie następuje – jak w każdą sobotę, w każdych I nieszporach niedzieli – ten właśnie hymn biblijny, nota bene bardzo trudny do przetłumaczenia. W nieszporach rozpoczynających Wielki Tydzień ta pieśń nabiera szczególnego znaczenia: fragment Listu do Filipian, ten właśnie fragment, mówiący o uniżeniu i chwale Chrystusa, pojawia się kilkakrotnie w nadchodzącym tygodniu: Jako lekcja w mszy Niedzieli Palmowej, jako antyfona na wejście Wielkiej Środy, wreszcie jako responsorium w oficjach Wielkiego Czwartku, Wielkiego Piątku i Wielkiej Soboty. W sobotę także pojawia się w nieszporach, które są oczekiwaniem na nocne czuwanie, czyli wigilię, i zapowiadają już triumf zmartwychwstania.

Tymczasem w polskiej Liturgii Godzin po antyfonie pojawia się pieśń, wzięta z Listu do Hebrajczyków. W polskiej bowiem wersji brewiarza do siedmiu nowotestamentalnych pieśni w nieszporach dodano kolejnych siedem, tak, aby nieparzyste tygodnie psałterza miały jeden zestaw, a parzyste – drugi. Widać ktoś uznał, że odmawianie co tydzień tych samych kantyków jest zbyt nudne. Niedziela Palmowa wypada właśnie w tygodniu parzystym, drugim z czterech, stąd inna pieśń w nieszporach. Pieśń owszem, bardzo pięknie mówiąca o Chrystusie, poddanym całkowicie woli Ojca, ale zupełnie nieprzystająca do antyfony, od której ten wpis zacząłem.

środa, 1 kwietnia 2009

Sabbatum sanctum, pars prima

Gdybym mógł, spędzałbym Wielką Sobotę albo w klasztorze karmelitanek, albo w ogóle zagranicą.

Dlaczego? Dlatego, że w tym kraju Wielka Sobota całkowicie zatraciła swój sens, powiedziałbym nawet, że jest bezczeszczona. Dzień, który powinien być dniem milczenia i smutku, i oczekiwania, stał się dniem niemal świątecznym. A wszystko za sprawą święconek i „Bożych grobów”.

Wielka cisza zapadła na ziemi, albowiem Król zasnął. Wielka cisza i pustka. Takie słowa czyta Kościół w modlitwie czytań Wielkiej Soboty. Cisza przerwana tylko śpiewem ciemnych jutrzni, bo – według dawnej tradycji – inne godziny oficjum powinny być odmawiane bez śpiewu i przyciszonym głosem. Ta Sobota jest jedynym dniem bez Eucharystii – i nie chodzi tu tylko o brak mszy, jak to jest w Wielki Piątek. W Wielką Sobotę nie ma też Komunii świętej, nie można jej nawet chorym zanosić (chyba że jako wiatyk, a więc umierającym). Dzień całkowitej pustki, wciąż obnażonego ołtarza, pustego tabernakulum.

I nagle w to wszystko wdziera się tłum z koszyczkami, pisankami, wielkanocnymi barankami, kiełbasą i całą resztą. Tłum w większości nastrojony już świątecznie, myślący o „świętach”, wolny od pracy... Jeśli jest na dodatek ładna pogoda, to właściwie już są „święta”.

I do tego jeszcze te „groby”. Kolejki zwiedzających, bo przecież trzeba zobaczyć, jakie przesłanie (religijne lub polityczne) niosą grobowe dekoracje. Co więcej, idea „grobu Pańskiego” z Najśw. Sakramentem w jakiś sposób rozbija ową aliturgiczność Wielkiej Soboty, o której wspomniałem. W Wielki Piątek, po adoracji Krzyża, przyklęka się przed nim jak przed Najśw. Sakramentem, to Krzyż staje się ośrodkiem życia liturgicznego, że się tak wzniośle wyrażę. A tu nagle pojawia się drugi ośrodek: „grób Pański”...

Regularis concordia opisuje bardzo szczegółowo liturgię Wielkiego Piątku. Po jej zakończeniu, w niektórych przynajmniej kościołach (zależało to od wielkości kościoła), do „grobu” zanoszono Krzyż, uczczony w czasie popołudniowej synaksy, śpiewając przy tym antyfony, które pojawiały się w Wielką Sobotę: Zasnę bezpiecznie, Odszedł nasz Pasterz... Krzyż stawał się niemal uosobieniem umęczonego Pana. Eucharystii nie było, przynajmniej w kościele.

Pamiętam, jak w Wielki Piątek 2007 roku, po zakończonej liturgii, Benedykt XVI odmówił modlitwę nad ludem (która jest też w polskim mszale), i odszedł od ołtarza wraz z posługującymi. Na środku pustego ołtarza nad konfesją św. Piotra został tylko Krzyż.

Zabito niewinnego Pana, dlatego będą Go opłakiwać jak jedynego syna.