środa, 27 kwietnia 2011

Makalaurë i Miss Dickinson

Gdyby Makalaurë tworzył w stylu Emily Dickinson, być może, kiedy błąkał się po wybrzeżu, po wrzuceniu ostatniego z Silmarili w głębiny morza, śpiewałby tak: 

The raging sea roars in my Heart,
its waves beat on my chest.
And when they stop then I will know –
I came to – Nothingness.

There is no way, I see – no path,
there is – no place
to go.
The storms destroyed the shining Stars,
I cannot find my Home.

No farewell say I to the world,
it will not weep for me.
To the old Question answer is –
certainly – not to Be.

wtorek, 26 kwietnia 2011

Wracając do Wielkiej Soboty (or, what do you think, Chris?)

Wpis długi i nudny.

W 2007 roku ukazała się książka Alyssy Lyry Pitstick – Light in Darkness. Hans Urs von Balthasar and the Catholic Doctrine of Christ’s Descent into Hell. Autorka, która skończyła rzymskie Angelicum i Międzynarodowy Instytut Teologiczny w Austrii, stara się wykazać, jak niezgodnie z Tradycją Balthasar przedstawia teologię Wielkiej Soboty. (Ciekawe, czy ktoś napisze podobną książkę nt. interpretacji Wielkiej Soboty Benedykta XVI.) Nie będę się zagłębiać we wszystkie szczegóły dyskusji, wyznaję, że książki jeszcze nie przeczytałem w całości, ale chcę zwrócić uwagę na to, co pani Pitstick pisze o łacińskiej liturgii Wielkiej Soboty.

Po pierwsze, odwołuje się tylko do tekstów obecnej Liturgii Godzin. Po drugie, dokonuje pewnych uproszczeń, pomijając teksty, które nie odpowiadają jej tezom.

Zwraca najpierw uwagę, że psalmodia Wielkiej Soboty mówi „bezpiecznym i pełnym pokoju spoczynku tego, kto pokłada ufność w Bogu (Ps 4:1-5.8; Ps 15 [16]), jak też o  pełnej majestatu władzy Boga (Ps 23 [24]:7-10 czy Ps 94 [95]).” Owszem, pierwsze dwa psalmy mówią o spoczynku i o ufności, dodać można do nich także psalmy z modlitwy w ciągu dnia (26 [27] i 29 [30], który jest już właściwie dziękczynieniem za wybawienie od śmierci) czy psalm nieszporów: Ufność miałem nawet wtedy, gdy mówiłem: Jestem w wielkim ucisku (115 [116B]:10). Psalm 23 [24] mówi, istotnie, o chwale zwycięskiego Króla, przed którym otwierają się odwieczne podwoje, a Kościół odnosi go nie tylko do Zstąpienia do Otchłani, ale i do wjazdu do Jerozolimy, i do Wniebowstąpienia. Ale psalm 94 [95], o którym pisze pani Pitstick, nie jest psalmem własnym liturgii wielkosobotniej, jest psalmem Wezwania, używanym w Liturgii Godzin jeśli nie codziennie, to w każdym razie bardzo często. Owszem, cytaty z tego psalmu pojawiają się w wielkosobotnim czytaniu z Listu do Hebrajczyków, ale autor Listu odnosi je raczej do spoczynku, czy może lepiej: odpoczynku Boga, a nie do Jego władzy. Końcowe wersy tego czytania mówią wprawdzie o Słowie Bożym, które przenika wszystko (Hbr 4:12-13), ale czy da się to interpretować (tylko) jako opis wszechwładzy Boga, czy też jako zejście Jezusa, który jest Słowem Boga, w najgłębsze otchłanie ludzkiej egzystencji?

Ciekawe, że autorka nie przywołuje w ogóle psalmu 75 [76], z modlitwy w ciągu dnia, w którym wyraźnie jest mowa o złupieniu nieprzyjaciół i przerażającym majestacie Boga (75 [76]:6.8-10), jak też – wskutek interpretacji nazwy Salem jako hebrajskiego słowa, oznaczającego pokój (szalom) – o spokojnym spoczynku (cf. antyfona: In pace factus est locus eius). Skupia się na II czytaniu z oficjum, fragmencie starożytnej homilii wielkosobotniej (przypisywanej niegdyś św. Epifaniuszowi), który mówi o zejściu Pana do świata zmarłych i wybawieniu Adama i Ewy. „Homilia podkreśla, że Zejście do Otchłani miało na celu wyzwolenie sprawiedliwych i ogłoszenie powszechnej władzy Chrystusa: Bóg zasnął w ciele i wzbudził tych, którzy spali od wieków... A świat podziemny zadrżał.” Chrystus przybywa jako zwycięzca, z orężem krzyża, i wybawia Adama i Ewę. Podsumowuje całe oficjum, dodaje Pitstick, responsorium tego czytania: Recessit Pastor noster. Sama zaś autorka podsumowuje omówienie liturgii wielkosobotniej jednym zdaniem: „Inne oficja Wielkiej Soboty współgrają z tymi jasno wyrażonymi tekstami.”

Czy rzeczywiście? A co z psalmem 63 [64], z jutrzni, który jest lamentem i błaganiem o wybawienie od nieprzyjaciół? A psalm 142 [143] z nieszporów? Prześladuje mnie nieprzyjaciel, moje życie na ziemię powalił, pogrążył mnie w ciemnościach, jak dawno umarłych (...) Szybko wysłuchaj mnie, Panie, albowiem mój duch omdlewa. Nie zakrywaj przede mną swojego oblicza, bym się nie stał podobny do tych, którzy schodzą do grobu (...) Wybaw mnie od nieprzyjaciół (Ps 142 [143]:3.7.9). Gdzie tu mowa o spokoju i spoczynku albo o królewskiej władzy Chrystusa-Boga? Pieśń z Listu do Filipian także mówi o uniżeniu, o poniżeniu Chrystusa, z którego dopiero Bóg Go podźwignął i bardzo wywyższył (Flp 2:6-11). I jeszcze pieśń z Księgi Izajasza, w jutrzni, modlitwa umierającego Ezechiasza, z przejmującą antyfoną: Od bram Otchłani ocal moją duszę, Panie. Czy te „pozostałe oficja” (jak rozumiem, chodziło o teksty oficjów) współgrają idealnie z tymi, na które uwagę zwraca Ms Pitstick?

Zajrzyjmy do oficjum Wielkiej Soboty w dawnej liturgii. Pierwszy nokturn, istotnie, podkreśla pełen ufności spoczynek Chrystusa (psalmy: 4, 14 [15], 15 [16]). Kontynuuje tę myśl pierwsze czytanie, z Trenów Jeremiasza, ale już drugie i trzecie (Modlitwa Jeremiasza) mówią o bólu, cierpieniu i poniżeniu, a ich responsoria wzywają do lamentacji nad Zabitym. Drugi nokturn to mieszanka triumfu (psalmy 23 [24] i 29 [30]) i ufności (psalm 26 [27]) – nota bene, wszystkie te trzy psalmy pojawiają się i w obecnym oficjum Wielkiej Soboty. Czytania ze św. Augustyna mówią o cierpieniach Chrystusa, cierpieniach, które stały się możliwe dzięki Wcieleniu – można to interpretować i jako przejaw mocy Boga – tak potężny, że zechciał się poddać ludzkiemu losowi – i jako przejaw solidarności z losem człowieka, udziałem w jego najstraszliwszym cierpieniu, jak to podkreślają i Balthasar, i Benedykt XVI. Wreszcie, trzeci nokturn, który jest i wołaniem w ciemnościach (psalm 87 [88], najciemniejszy i najbardziej rozpaczliwy z psalmów, którego żadną miarą nie da się odnieść ani do ufnego spoczynku, ani do majestatycznej władzy Boga), i prośbą o wybawienie od nieprzyjaciół (psalm 53 [54]), i opisem triumfu (psalm 75 [76], używany i w obecnej Liturgii Godzin, który wspomniałem wyżej). Czytanie z Listu do Hebrajczyków mówi o ofierze Chrystusa, o Jego zbawczej Krwi (ten fragment jest obecnie czytany w oficjum Wielkiego Piątku). Drugie responsorium tego nokturnu warto przytoczyć w całości: Aestimatus sum cum descendentibus in lacum: Factus sum sicut homo sine adiutorio, inter mortuos liber. Posuerunt me in lacu inferiori, in tenebrosis, et in umbra mortis. Ciemność, zupełna ciemność, chociaż – inter mortuos liber, wolny pośród umarłych. Ta wolność może i jest jakimś przejawem wszechmocy Boga, ale jest też – jak w Liście do Filipian, wspomnianym wcześniej – znakiem dobrowolnego zejścia Chrystusa w najgłębsze ciemności ludzkiej egzystencji, tam, gdzie Boga nie ma. Jak to zinterpretuje pani Pitstick? Psalmodia jutrzni (laudesów) jest właściwie psalmodią używaną we wszystkie soboty Wielkiego Postu, ze zmianą tylko pieśni (zamiast Pwt 32:1-43 jest Iz 38:10-20, czyli pieśń Ezechiasza, jak i w obecnym oficjum). Ale antyfony, poza pierwszą, która istotnie jest pełna triumfu (O mors, ero mors tua, etc.), wyrażają żal i smutek, i ciemności.

Z nieszporami Wielkiej Soboty w dawnej liturgii jest trochę kłopotu: do reformy Piusa XII ich nie było, w czasie „wigilii” wielkanocnej śpiewano psalm 116 z potrójnym ‘alleluja’, i były to właściwie I nieszpory Wielkanocy. Pius XII zmienił to, i Wielka Sobota otrzymała własne nieszpory, identyczne zresztą z nieszporami Wielkiego Czwartku i Wielkiego Piątku (odmawianymi tylko przez tych, którzy nie uczestniczyli w Mszy Wieczerzy Pańskiej i liturgii Wielkiego Piątku). Był w nich psalm 115 [116B], o którym pisałem wyżej, psalm 119 [120] – lament spokojnego człowieka, żyjącego wśród wojowniczych sąsiadów, psalm 139 [140] – prośba o uwolnienie od podstępnych nieprzyjaciół, psalm 140 [141] – wieczorna modlitwa, wyrażająca odcięcie się od niegodziwców, ale także z prośbą o uwolnienie od nich, i psalm 141 [142], który, według św. Hilarego, mówi o Męce Pańskiej – Oglądam się w prawo i patrzę, lecz nikt się nie troszczy o mnie, nie ma dla mnie ucieczki, nie ma nikogo, kto by dbał o me życie; do Ciebie wołam, Panie... Ufność się tu pojawia, ale niewątpliwie psalmista nie leży spokojnie w łóżku... Te psalmy to wołanie udręczonego człowieka.

Po niedokładnym omówieniu oficjum Wielkiej Soboty, Ms Pitstick przechodzi do hymnów Wenancjusza Fortunata – o Krzyżu. Podaje je w jakimś dziwacznym tłumaczeniu, miejscami będącym raczej odległą parafrazą niż przekładem, i zwraca uwagę na opiewany w nich majestat Ukrzyżowanego, podkreślając, że hymn Vexilla regis używany jest nie tylko w Wielki Piątek (jedynie przez tych, którzy odmawiają nieszpory), ale i w święto Podwyższenia Krzyża. W porządku, tu ma kobieta rację. Nie mogę się jednak zgodzić z jej interpretacją (czy właściwie nie-do-interpretacją) tekstów wielkosobotnich.

Czy interpretację Wielkiej Soboty, jaką proponuje Balthasar, da się pogodzić z triumfalnym Zstąpieniem do Otchłani, jakie przedstawia chrześcijańska sztuka, literatura i – częściowo! – liturgia? Myślę, że tak. Te obrazy zdają się wykluczać z ludzkiego punktu widzenia, ale są to tylko obrazy, nasza próba wyrażenia tego, co niewyrażalne, co nie miało żadnego świadka – któż bowiem może wiedzieć, co przeżywał Chrystus, Bóg-Człowiek, w swej męce i śmierci, i zejściu do świata zmarłych, skoro wołał Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił, On, Syn umiłowany Ojca? I czy to, co głupie u Boga, nie przewyższa mądrością tego, co ludzkie (1 Kor 1:25.27sq)? Może, jeśli dałoby się spojrzeć na to z drugiej strony, opuszczenie Chrystusa, Jego wejście w najgłębszą ludzką ciemność, było właśnie triumfem i złupieniem Podziemia? My nie potrafimy tego połączyć, wydaje się to nam przeciwstawne, ale czy umiemy także zrozumieć to, że Jezus jest Bogiem i Człowiekiem zarazem, że ma naturę Boską i ludzką, które nie są zmieszane, ale też nie powodują rozdwojenia jaźni? Pewnie mądrzy teologowie lepiej się zdołają wypowiedzieć na te tematy, lepiej ocenią książkę Alyssy Pitstick. Ja chciałem tylko zwrócić uwagę na zbyt pobieżne, zbyt pochopne omówienie tak drogiej mi wielkosobotniej liturgii w poważnej przecież pracy naukowej.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

O komentarzach bez komentarza

Przekleństwem telewizyjnych transmisji papieskich mszy są komentatorzy. Bogu dzięki, że już nie tłumaczą Modlitwy Eucharystycznej, ale i tak skutecznie zagłuszają, co się da. Przecież można by podać tłumaczenia tekstów mszalnych w postaci napisów na dole ekranu... Chór śpiewa wielkanocną sekwencję, komentator zagłusza, szybko czytając polską parafrazę. Piękno sekwencji rytualnie zabite...

Do tego komentują, a właściwie tłumaczą, zupełnie bezmyślnie, z błędami – i na jaw wychodzi nieznajomość łaciny...

Chór śpiewa antyfonę na wejście: Resurrexi et adhuc tecum sum, alleluia – komentator wyjaśnia: Chór śpiewa psalm 139 – (tu umknął mi fragment) prowadź mnie drogą odwieczną. Owszem, antyfona na wejście zaczerpnięta jest z tego psalmu, ale akurat te jego słowa do niej nie należą, pojawiają się później, jako fragment śpiewany po antyfonie.

Kantor śpiewa: Haec dies quam fecit Dominus, exsultemus et laetemur in ea. Komentator „tłumaczy”: W tym dniu wspaniałym wszyscy się weselmy.

Po Przeistoczeniu wierni śpiewają: Mortem tuam annuntiamus, Domine, et tuam resurrectionem confitemur, donec venias. Komentator: Panie, Ty nas wybawiłeś przez krzyż i zmartwychwstanie swoje, Ty jesteś Zbawicielem świata.

Nie warto komentować.

PS Chociaż, może nie powinienem narzekać... W transmisji z mszy rozpoczynającej pontyfikat Jana Pawła II komentator wyjaśniał, że okadzenie ołtarza służy odpędzeniu złych duchów. W porównaniu z tamtymi czasami zaszła niewątpliwie znaczna poprawa, mamy, dzięki (nad)gorliwości jezuickich komentatorów, mały wykład z teologii w czasie transmisji papieskiej liturgii. A że sama liturgia gdzieś pod tym znika...

niedziela, 24 kwietnia 2011

Wciąż w perfectum myślę

Chociaż grób jeszcze świeży, chociaż wciąż widzę jej agonię, chociaż wciąż boli, nie wolno dziś mówić o śmierci, ale o życiu, o narodzinach do nowego życia. I cieszyć się.

Wcale nie jest to łatwe. Bogu dzięki, że nie zmusza nas do radości.

At urrinnandin sunnin

Gdyby, jak twierdził Tolkien, Goci nie stali się arianami, być może w Kościele zachodnim, oprócz suchej łaciny Kościoła rzymskiego, używano by także gockiego. Wtedy można by usłyszeć o świcie w dzień Wielkanocy: Jah filu áir þis dagis afarsabbate atiddjedun du þamma hláiwa at urrinnandin sunnin, allelueia.


Trudno powiedzieć, na jaką melodię śpiewano by tę antyfonę. Znudzeni klasycy, jak Sydoniusz Apolinary, pewnie wybrzydzaliby, że brzmi to jak pomiaukiwanie kota, ale kto wie, może dla naszych uszu byłyby to przyjemne dźwięki?

sobota, 23 kwietnia 2011

Rocznica

23 kwietnia 685 roku konsekrowano kościół św. Pawła w Jarrow, gdzie mieszkał w klasztorze Beda. Tu można zobaczyć wiosenne zdjęcia tego kościoła,  tu jego wnętrze, a tu najstarszy na świecie zachowany witraż, z tego kościoła.

oryginalny kamień dedykacyjny

Istota świąt wielkanocnych

W tym kraju istota świąt wielkanocnych to święconka i zwiedzanie „Bożych grobów”, dwa zwyczaje, których wykorzenić, niestety, się nie da. Ks. Twardowski pisał, iż zapytał kiedyś o pewnego pana, czy jest wierzący. Tak, oczywiście, odpowiedziano, zawsze święci jajka na Wielkanoc.

Przy Bożym Narodzeniu w życzeniach pozostały chociaż ‘wesołe święta’. Przy Wielkanocy – tylko smaczne jajko i mokry dyngus. W końcu bez tego w tym kraju nie ma świąt wielkanocnych...

piątek, 22 kwietnia 2011

Krzyż i Dziewica

Hwæt me þa geweorðode      wuldres Ealdor
ofer holtwudu,      heofonrices Weard,
swylce swa He his modor eac,      Marian sylfe,
ælmihtig God      for ealle men
geweorðode      ofer eall wifa cynn.
(90-94)

Tak mówi o sobie Krzyż w staroangielskim poemacie „Sen o Krzyżu”. Król chwały, Król niebios, tak go wywyższył ponad wszystkie leśne drzewa, jak Matkę swą wywyższył ponad wszystkie kobiety – dla wszystkich ludzi. I Krzyż, i Najświętsza Maryja dają światu Chrystusa, który zbawia wszystkich. I Krzyż, i błogosławiona Maryja dotykały ciała Chrystusowego (cf. hymn Vexilla regis). I Krzyż, i święta Dziewica są dla ludzi ratunkiem i ucieczką. I Krzyż, i Matka Chrystusa są dla ludzi znakiem i najczystszym odbiciem miłosierdzia Bożego (cf. homilia kard. Ratzingera z mszy pogrzebowej Jana Pawła II).

czwartek, 21 kwietnia 2011

Na czyją pamiątkę?

Spojrzał
na gotyk co stale stroi średniowieczne miny
na osiemnastowieczny ołtarz jak barokową trumnę
                                         na szczurzych łapkach
na włochate dywany które zmieniają nasze kroki
                                         w skradające się koty
na żyrandol jak dziedziczkę w krynolinie
na jaśnie oświecony sufit
na pyszne pokutne klęczniki
na anioła co stale o jeden numer za mały
na liście co w świetle lampki czerwonej wydają się czarne

stanął w kącie załamał odjęte z krzyża ręce
i pomyślał
chyba to wszystko nie dla mnie


Ten wiersz ks. Twardowskiego jest, w moim odczuciu, doskonałym komentarzem do liturgicznych dyskusji. Odkąd opuściłem blog na liturgia.pl, przestałem się interesować dyskusjami, dysputami i dywagacjami na temat liturgii, rozdzieraniem szat, rzucaniem klątw i wzywaniem do liturgicznych wypraw krzyżowych. Z perspektywy wydaje się to – nawet nie śmieszne, ale żałosne. Trudno rozmawiać z – żeby znowu przywołać jeden z wierszy ks. Twardowskiego – oczytanymi analfabetami, którzy bez przerwy chlapią językiem, uważają się za bardziej papieskich od papieża, więcej nawet, za bardziej Chrystusowych od Chrystusa, naszego Pana, którego miejsce tak gorliwie pragną zająć. Walczą z chwałą Bożą na ustach, ale o chwałę własną. Gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla Boga? On stoi cicho pośród liturgicznych bojów, jak żebrak, i czeka. Może w końcu ktoś Mnie zauważy, myśli, może w końcu ktoś zwróci na Mnie uwagę.

Może, Panie... Może Cię w końcu dostrzeżemy. Gdybyś wyglądał tak, jak chcemy, abyś wyglądał, byłoby łatwiej. Przecież wiesz, jak to było, kiedy stałeś się człowiekiem. Miało być inaczej, przecież myśmy się spodziewali... Nie dziw się, że tak często nie zauważamy Ciebie.

A Jezus milczał (Mt 26:63)

Z moich obserwacji wynika, że ludzie rzadko czytali i czytają na moich blogach teksty o Biblii, o życiu duchowym, o szukaniu Boga, o treści liturgii. Rzucają się za to jak wataha wilków na teksty, w których pojawia się wzmianka o liturgicznych przepisach, polityce czy też jakichś sensacyjnych wydarzeniach. Wszystko to, co zewnętrzne, co łatwo dostrzegalne, co podniecające... To o czymś świadczy. Czemu, mówiąc wciąż o Bogu, nie szukają z troską Boga, który jest – podobno – ich Bogiem? Bo trudno Mu służyć, łatwiej służyć samemu sobie, ubranemu w boskie szaty. Ludzkie pragnienie, sięgające rajskiego ogrodu: być jak Bóg, zająć Jego miejsce, bo przecież lepiej wiemy, jak powinno być, lepiej wszystkim pokierujemy, lepiej rozwiążemy wszystkie problemy. Po co masz się męczyć, Panie, już dosyć się nacierpiałeś, teraz my weźmiemy sprawy w swoje ręce. Jeszcze raz przywołam ks. Twardowskiego, tym razem z „Niecodziennika”: dotąd była Ewangelia, teraz będę ja.

I jeszcze modlitwa: Wreszcie na szarym końcu / zbaw teologów, pisał ks. Twardowski. Chciałoby się powiedzieć: zbaw „liturgistów”...  

... żeby nie pozjadali wszystkich świec i nie siedzieli po ciemku (...)

To dobra modlitwa na dzisiaj, na dzień, w którym zaczęła się chrześcijańska liturgia.

środa, 20 kwietnia 2011

Przy okazji ‘Beowulfa’, plus świnia &Co.

Aliteracja jest podstawą dawnej poezji germańskiej, czy to staroangielskiej, czy islandzkiej, czy starosaksońskiej. Ma ściśle określone reguły, typy wersyfikacyjne, wyjątki etc. W poezji łacińskiej aliteracja zdarza się sporadycznie, ot, czasami jakiemuś poecie coś wyjdzie, niejako przy okazji – jak np. Wenancjuszowi:

De parentis protoplasti
fraude Factor condolens,
quando pomi noxialis
morte morsu corruit,
ipse lignum tunc notavit,
damna ligni ut solveret.

Morte morsu corruit: oprócz aliteracji złowrogo pobrzmiewa tu także littera canina.

W dalszej części tego hymnu wiek Jezusa określono jako lustra sex – czyli, właściwie, według norm „liturgiczno-państwowego” kalendarza pogańskiego Rzymu. Lustrum bowiem to specjalna ofiara przebłagalna (świnia, owca i byk), składana przez cenzorów co pięć lat, w związku z przeprowadzanym cenzusem. Z czasem zaczęła też oznaczać okres pięcioletni (cf. z olimpiadą, chociaż w drugą stronę). Sex lustra = 30.

wtorek, 19 kwietnia 2011

Czyta się

Po śmierci bliskiej osoby pociechy szukać można w książkach. Wczoraj padło na Beowulfa. (Tu przydałaby się też muzyka, Lament for Beowulf Howarda Hansona, niestety, nieosiągalne.) The Place-names of Roman Britain. Zacząłem dzisiaj, fascynująca książka. W ogóle, nazwy miejscowości, rzek, wzgórz etc., to niesamowicie fascynująca tematyka, czysta wręcz filologia.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Po łacinie

Ze strony watykańskich celebracji liturgicznych wynika, że w tym roku (można powiedzieć: wreszcie!) modlitwa powszechna Wielkiego Piątku będzie w całości po łacinie. W poprzednich latach po łacinie była tylko modlitwa, odmawiana przez papieża, natomiast wezwania modlitwy, do których jest przepiękna, starożytna melodia, były czytane (sic!) w różnych językach przez różne osoby. Teraz będzie je śpiewał po łacinie diakon.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Dziękuję

Emilio, Halino, Różo, Moveno, siostro Hieronimo, Andrzeju, Clive... dziękuję wam za to, że jesteście ze mną w tych dniach pełnych koszmaru i rozpaczliwej pustki. Tak bardzo się bałem, że będę zupełnie sam w tych przeraźliwych ciemnościach, w tym zstąpieniu do Otchłani.

Back into the starlit years

Upon Doriath a heavy change had fallen. Melian sat long in silence beside Thingol the King, and her thought passed back into the starlit years and to their first meeting among the nightingales of Nan Emloth in ages past. (...) But now Thingol lay dead, and his spirit had passed to the halls of Mandos; and with his death a change came also upon Melian. (JRR Tolkien, Silmarillion)

Please, forgive me. Forgive me...

sobota, 16 kwietnia 2011

Król obiecany zamiast człowieka sukcesu

Faryzeusze mówili do siebie: (...) Oto świat poszedł za Nim (J 12:19)

Jezusie z Nazaretu, nie mógłbyś chociaż raz być na nasz obraz i podobieństwo? Wszyscy poszliby za Tobą, Kościół odniósłby wielki sukces, statystyki byłyby godne podziwu, cały świat oszalałby ze szczęścia... Byłoby tak cudownie!

piątek, 15 kwietnia 2011

Wielka Sobota będzie niebawem

W liturgii wiele jest pięknych hymnów, i właściwie każdy, co jakiś czas, mnie zachwyca. Znamy autorów niektórych z nich: Ambroży, Wenancjusz Fortunatus, Seduliusz, Hrabanus Maur, Beda, Paweł Diakon, Piotr Damiani, Alkuin, Heribert... Niektóre są anonimowe, jak chociażby te na Wielkanoc czy Boże Narodzenie.

Jeśli miałbym wybrać jeden jedyny hymn, taki najukochańszy, to byłby to ten, który obecnie śpiewany jest w oficjum czytań Wielkiej Soboty. Hymn pochodzi z 8. lub 9. wieku, nie znamy jego autora. Streszcza w pewien sposób, tak jak jedna ze strof bożonarodzeniowego hymnu św. Ambrożego i jak dawny hymn wielkanocny, obecnie w nieszporach Wniebowstąpienia, tajemnicę Odkupienia, zstąpienie i wstąpienie Chrystusa. W odróżnieniu od tamtych, ten hymn przedstawia też działanie tajemnicy Odkupienia w życiu ludzi, w życiu Kościoła, poprzez sacra mysteria, sakramenty.

Christe, caelorum Domine,
mundi salvator maxime,
qui crucis omnes munere
mortis solvisti legibus,

te nunc orantes poscimus,
tua conserves munera,
quae sacra per mysteria
cunctis donasti gentibus.

Tu agnus mitis, innocens,
oblatus terrae victima,
sanctorum vestes omnium
tuo lavasti sanguine.

Quos redemisti pretio
tui sacrati corporis,
caelo resurgens advehis
ubi te laudant perpetim.

Quorum nos addas numero,
te deprecamur, Domine,
qui Patri nos ex omnibus
fecisti regnum populis. Amen.

czwartek, 14 kwietnia 2011

Twojego ludu nie gardź prośbami

W tym miesiącu była rocznica śmierci biskupa Zbigniewa Kraszewskiego. Bywał na odpuście św. Antoniego w naszym parafialnym kościele.

Jego biskupim zawołaniem było Maria vincit.

Te słowa czasami są bardzo pocieszające.

środa, 13 kwietnia 2011

Mur

Jeden z moich uczniów napisał: I ta ściana, że nagle kogoś nie ma. Taki brak... Można głową (razem z całą wiedzą, koncepcjami itd.) bić w mur (pustki) i na nic to...


Poruszyło się morze i zadrżała ziemia, gdy archanioł Michał zstępował z nieba. I tak trudno dodać do tego ‘alleluja’.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Potęga jednej litery

Jedna litera może wielce zmienić sens. Kiedyś słyszałem o niebie usranym gwiazdami. Można też się dowiedzieć, że Dawid zerżnął kilka cielców na ofiarę. A w łacińskiej wersji Ewangelii według św. Mateusza (7:3) wystarczy usunąć pierwsze ‘o’ z oculo (oculus – oko), i dowiadujemy się, że ktoś widzi drzazgę w.... No właśnie, a w swojej belki nie widzi! Właściwie to nic dziwnego, bo trudno widzieć, co ma się z tyłu, prawda?

czwartek, 7 kwietnia 2011

wtorek, 5 kwietnia 2011

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

+ + +

Choroba po prostu jest i będzie. Czasami jednak jest jej więcej: zaostrza się, daje kolejny rzut, daje się mocniej odczuć – jakkolwiek to nazwać. Zwiększa się dawkę leków i czeka. Dzisiaj właśnie zwiększyliśmy. Kilka dni będzie do góry nogami, zanim biedne ciało się dostosuje. Tyle razy tak już było. I się czeka.

(Hi, I cannot write now. You know the drill.)

niedziela, 3 kwietnia 2011

Mchy i porosty, czyli z lektur wieczornych

                                    Oft þæs wag gebad,
ræghar and readfah,      rice æfter oþrum,
ofstonden under stormum.


Tak mówi nieznany z imienia poeta staroangielski o ruinach rzymskiego miasta, prawdopodobnie Bath. Często ten mur trwał, szary od porostów i czerwonawy, królestwo za królestwem [upadało], wytrwały wśród burz.

Rzymianie odeszli, Brytonowie zniknęli, przyszli Saksonowie, a mur trwa. Jest w końcu enta geweorc, dziełem olbrzymów. Ale jest też ruiną. Nie ma tam już mieszkańców, są tylko porosty.

Rice æfter oþrum, jedno królestwo za drugim. Wszystko obraca się w ruinę.

Co zostanie po ludziach tego wieku? Czy także wag ræghar and readfah?

Jeśli msza, to tylko polska!

Słyszałem dziś na mszy bardzo ciekawe wezwanie do Modlitwy Pańskiej: Odmówmy teraz tę modlitwę, której nauczył nas Pan Jezus, za naszą ojczyznę, Polskę. (Mam nadzieję, że w umyśle kapłana były przecinki.) Na mszy było kilku cudzoziemców, szkoda więc, że po Ojcze nasz nie było drugiego, za ich ojczyznę.

W połączeniu z koszmarnym i długim kazaniem, w którym ani słowa nie było o Ewangelii i czytaniach biblijnych, za to kilka idiotycznych błędów na temat wczesnej historii Kościoła i masa cytatów z Jana Pawła Wielkiego, taka msza staje się  naprawdę ofiarą Krzyża, zjednoczeniem z cierpieniem Chrystusa Pana. Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża... Bogu niech będą dzięki.

sobota, 2 kwietnia 2011

Cyrograf w brewiarzu

Dei fide qua vivimus – hymn przedpołudniowej modlitwy godzin Wielkiego Postu – pojawia się we wszystkich chyba średniowiecznych zbiorach hymnów. Jak pisze A.S. Walpole, in Quadragesima ad tertiam (...) was the unbroken use of this hymn. Przynajmniej do Soboru Trydenckiego, jak sądzę, gdyż nie znalazłem tego pięknego hymnu w żadnym z dawnych brewiarzy. Teraz wrócił na swoje miejsce.

Ostatnia, przed doksologią, strofa tego hymnu zawiera prośbę do Chrystusa: ut eruat a saeculo / quos solvit a chirographo. Polski przekład zmienia to na zachowanie od grzechu, skoro kara już została nam darowana. Ut eruat a saeculo... Aby wybawił, wyrwał wręcz, ze świata – rozumianego tu jako to, co wrogie jest Bogu, tak jak w niektórych miejscach Ewangelii Janowej – tych, których uwolnił już od... cyrografu. Chirographon, z greckiego χειρόγραφον, to dosłownie coś napisanego ręcznie. Palatalizacja zrobiła z tego polski cyrograf. (Tak samo palatalizacja, plus dysymilacja, z chirurga zrobiła cyrulika.) Czy chodzi tu o pakt z diabłem? Słowa hymnu zdają się nawiązywać do Kol 2:14, gdzie mowa o zapisie dłużnym, spisie długów, od których wybawił nas Chrystus – i chodzi tu o przepisy dawnego Prawa, od którego chrześcijanie są już wolni. Przestępstwa i uchybienia, popełnione w czasie panowania Prawa, zostały usunięte przez Krzyż. Wszystkie nasze długi, jakie zaciągamy u Boga, nasze nieustanne debety, z tym najtrwalszym, debetem miłości, spłaca Krzyż.

piątek, 1 kwietnia 2011

Nudziarze

Większość ludzi na tym świecie jest przeraźliwie nudna (jak przysłowiowe flaki z olejem, aczkolwiek, z wiadomych powodów, nie mogę się wypowiadać na temat trafności tego powiedzenia) i, z tego powodu, śmiertelnie męcząca w kontaktach. Jak zauważył kiedyś Lindir, trudno dostrzec różnicę między dwoma śmiertelnikami, tak są do siebie podobni w swej banalności, tak nużący.

A jednak za nich wszystkich też umarł Chrystus.

Tu, gdzie teraz mieszkamy, ludzi nie ma zbyt wielu.