niedziela, 30 stycznia 2011

Okruch z miasta

W „Geografii” Ptolemeusza (ok. 150 po Chr.) pojawia się nazwa miasta z Wysp Brytyjskich: Βρανογενιον (zapisuję bez akcentów, gdyż trudno powiedzieć, na ile akcent, wstawiony przez wydawców dzieła Ptolemeusza, odpowiada prawdziwemu akcentowi w tej nazwie). Jak pisze prof. Kenneth Jackson, jest to najpewniej nazwa wywodząca się z brytyjskiego (w sensie: celtyckiego) *Branogenos – Zrodzony z (boga) Brana (czyli Kruka). Nic więcej nie wiemy. Jaka historia kryje się za tą nazwą, za założycielem tej miejscowości, związkami miejsca i jego mieszkańców z bogiem Branem?

To trochę jak ze staroangielskim Earendelem, chociaż tam chodzi o osobę, nie o miejscowość.

środa, 26 stycznia 2011

Katole

Katolicki uniwersytet, który zawsze z opóźnieniem wypłaca pensje pracownikom. Katolicka szkoła, która szuka kruczków prawnych, aby nie zapłacić pracownicy za zlecenia. Katolickie wydawnictwo, które przyjmuje zamówienie i zapłatę za nie, i bez żadnego wyjaśnienia opóźnia jego realizację. Etc., etc.

A światło ich jaśnieje przed ludźmi, tak mocno, że aż oślepia. Ilu „dzięki” nim  zraża się do Kościoła, ilu „dzięki” nim ma fałszywy jego obraz?

poniedziałek, 24 stycznia 2011

O językach

Dziwią mnie opinie, że greka jest trudniejsza od łaciny. Powiedziałbym, że – w pewnych przynajmniej aspektach – jest wręcz przeciwnie. To prawda, że np. grecki czasownik może utworzyć dziesięć (a czasami dwanaście) imiesłowów, każdy na trzy rodzaje, wszystkie odmienne przez przypadki, ale co w tym trudnego? Trzeba się tylko nauczyć. Nic w tym trudnego czy skomplikowanego. A syntaksa grecka jest o niebo prostsza od łacińskiej, nie trzeba się uczyć żadnego consecutio temporum...

A taki np. gocki czy staroangielski? Raptem dwa czasy, mniej przypadków niż w grece (która ma ich mniej niż łacina, która z kolei ma ich mniej niż sanskryt)... OK, w staroangielskim jest mutacja samogłosek, ale wystarczy trochę pomyśleć i obserwować własne narządy mowy, żeby zrozumieć jej zasady. W walijskim jest gorzej. Tolkien kiedyś pisał, że staroangielskiego łatwiej się można nauczyć niż współczesnego francuskiego (który, jak dwóch z moich dominikańskich uczniów zgodnie twierdzi, jest jednym z najmniej logicznych znanych im języków).

Dlaczego ludzie sądzą, że to jakieś arcytrudne języki, wymagające jakichś specjalnych zdolności? Nie mam zielonego pojęcia. Sam uczyłem się łaciny i greki jeszcze w szkole, w tym na grece słówka podawano po łacinie. Rozumiem, że gocki może wydawać się jakąś fanaberią, chociaż to naprawdę całkiem zwykły język, a nie jakiś dziwny, jak mawiała pewna babeczka (z tytułem profesora) w Instytucie Badań Interdyscyplinarnych (sic!), ale łacina i greka to po prostu standard. Goethe chyba wspomina o czytaniu Homera na spacerach, a dziewczęta, przygotowujące się do pracy prowincjonalnych nauczycielek na Wyspie Księcia Edwarda, czytały na studiach Wergiliusza, jak wiemy z dziejów rudowłosej Ani Shirley. Kiedyś znajomość greki i łaciny była czymś oczywistym dla wykształconego Europejczyka, a nawet, jak pokazuje ostatni przykład, i dla Kanadyjczyka, a teraz... Wymyśla się jakieś wymówki, jakieś problemy, języki uważa za trudne... Ech. Trąbi się potem o korzeniach cywilizacji, o upadku cywilizacji, etc., a przeczytać kawałek z Ajschylosa czy Wergiliusza, czy chociażby z Jana Chryzostoma... O Homerze nie wspomnę, bo to zupełna podstawa. Przeczyta ktoś kilka 19- i 20-wiecznych powieści, kilka współczesnych wierszy, i już można go uznać za wykształconego Europejczyka...

* * *

ἥττημαι, οἶδα ὅτι ἥττημαι· χαλεπώτατόν ἐστι λέγειν,
Hige sceal þe heardra,     heorte þe cenre,
mod sceal þe mare,     þe ure mægen lytlað.

~    ~    ~

Hvat er með ásum?
Hvat er með alfum?
Gnýr allr Jötunheimr,
æsir ro á þingi (...)

Geyr nú Garmr mjök

fyr Gnipahelli,
festr mun slitna
en freki renna;
fjölð veit ek fræða,
fram sé ek lengra
um ragna rök
römm sigtíva.

Dwie nogawki = dwa grzechy

Pewien ksiądz tłumaczył mojej znajomej, dlaczego kobiety nie powinny nosić spodni. Otóż kobieta w spodniach łamie aż dwa przykazania: szóste, bo pobudza mężczyzn do lubieżnych myśli, oraz piąte, gdyż szkodzi swojemu zdrowiu – albowiem noszenie spodni, kontynuował duchowny, prowadzi niechybnie do grzybicy pochwy.

Można się zastanawiać, do czego prowadzi noszenie sutanny.

piątek, 21 stycznia 2011

Spinacze

Wspominałem ostatnio o czytaniu Arystofanesa w nowicjacie. Na ostatnie zajęcia bracia przynieśli pudełko spinaczy i powiedzieli: Panie Marcinie, jesteśmy przygotowani!

czwartek, 20 stycznia 2011

Obserwacje

1. Pan wychodzi z psem popołudniami. Mieszka dwie ulice dalej. Po drodze wstępuje do osiedlowego sklepiku i kupuje piwo. Kiedy je wypije, po prostu wrzuca butelkę lub puszkę w krzak – nawet nie w krzaki, ale w jeden, samotny krzak – i idzie dalej. Fakt, kosz na śmieci był jakieś 10 metrów wcześniej...

2. Wszedłem do kościoła w zwykły dzień, w ciągu dnia. Było pusto, tylko jedna pani siedziała w ławce i rozmawiała głośno przez komórkę. Akustyka pustego kościoła – znakomita.

3. Kiedyś zastanawialiśmy się z Dominikiem, jaką popularnością cieszyłby się wpis blogowy o żołądkowych kłopotach blogera. Być może wielką. Póki co, ze statystyk wynika, że ludzie najchętniej czytają nie o literaturze, liturgii, historii czy Biblii, ale o sobie samych i/lub o własnych znajomych. W końcu trzeba mieć jakieś zainteresowania...

4. Starszy pan, pacjent, wyszedł ze szpitalnej toalety i zaczął wolniutko spacerować po korytarzu. Przechodząca obok pielęgniarka mruknęła: Wyszedł z kibla i brudy roznosi po całym korytarzu.

środa, 19 stycznia 2011

To and fro

Where the wave of moonlight glosses
The dim grey sands with light,
Far off by furthest Rosses
We foot it all the night,
Weaving olden dances,
Mingling hands and mingling glances
Till the moon has taken flight;
To and fro we leap
And chase the frothy bubbles,
While the world is full of troubles
And is anxious in its sleep. (WB Yeats)

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Okruchy snów

Sny miewam czasami (pra)indoeuropejskie, czasami śnią mi się po prostu różne słowa, czasami nic się nie śni. Moje sny jednak nie są aż tak ciekawe, by poświęcać im wpis blogowy, o wiele ciekawsze były sny Baldra, Baldrs draumar.

Co tak naprawdę śniło się temu najpiękniejszemu z bogów, że aż wszyscy bogowie i wszystkie boginie musieli się zebrać i nad nimi zastanawiać? Być może odpowiedź znajdziemy w pytaniach Odina, który wyruszył do świata umarłych, aby tam przywołać do życia völwę, czyli wieszczkę-olbrzymkę, która miała mu wyjaśnić owe niespokojne i niepokojące sny Baldra. Odin pyta ją, dla kogo w Podziemiu przygotowano miejsce uczty, ławy i stoły, zdobne złotem. Völva odpowiada, że to wszystko czeka na Baldra, dla niego też przygotowano pitny miód, wszystko gotowe do uczty. Czy zatem Baldr w swoich snach widział ową wspaniałą salę, przygotowaną na ucztę? Odin jednak pyta dalej: Kto zabije Baldra? Kto go pomści? Czy zatem słoneczny bóg w swoich snach widział własną śmierć z ręki niewidomego brata?

Wreszcie Odin zadaje dziwne pytanie, o dziewice, które dla przyjemności płaczą, i podrzucają do góry – właśnie, tutaj tłumaczenie nie jest pewne – białe chusty czy kaptury. Chodzi o morskie fale, być może cieszące się i smucące zarazem, kiedy pogrzebowy statek wiezie Baldra do Podziemia. Na to pytanie olbrzymka jednak nie odpowiada, za to rozpoznaje Odina, który – jak to miewał w zwyczaju – na początku rozmowy przedstawił się pseudonimem. Dlaczego to pytanie zdradza jego tożsamość? Nie wiadomo. Czy fale też były częścią snu Baldra, czy rzeczywiście chodzi o ich zachowanie w czasie ostatniej podróży najpiękniejszego z bogów? Nie wiadomo. Znowu jakiś okruch, dla nas już niejasny, być może kryjący za sobą jakąś opowieść, jakiś mit... Ale właśnie przez tę ułomność, tę okruchowatość, jest piękny!

niedziela, 16 stycznia 2011

Stellam sequentes

W swojej homilii w dniu Objawienia Pańskiego, Benedykt XVI wspomniał o pewnej pokusie, która często się pojawia wśród wierzących: otóż można uznać, że Pismo Święte jest księgą tylko dla specjalistów, nadaje się tylko do naukowych dyskusji, przestaje być Księgą, która prowadzi nas do życia. Rzeczywiście, można przyjąć, że Biblia jest za trudna, zbyt niebezpieczna, i lepiej zostawić ją na boku zamiast próbować poznać. Po co się wysilać, po co ryzykować... Jeszcze przypadkiem wiara się rozpadnie.

Ale, przypomina też papież, dla wierzącego Biblia nie jest tylko obiektem naukowych badań, lecz żywym słowem Boga, które żyje i jest czytane w Kościele, w swoim naturalnym, jak gdzie indziej pisał Benedykt XVI, jeszcze jako kardynał, środowisku.

Magowie, którzy przyszli do Jezusa, podążali za gwiazdą, szukali zatem, i znaleźli, ślad Boga w stworzeniu. Ale konieczne dla nich było, mówił papież, słuchanie głosu, który słychać w Piśmie Świętym (ascoltare la voce delle Sacre Scritture). Tylko bowiem Pismo może wskazać drogę do Boga. To słowo Boże, zawarte w Piśmie, jest prawdziwą gwiazdą, która pokazuje nam nieogarniony blask Bożej Prawdy (E’ la Parola di Dio la vera stella... ci offre l’immenso splendore della verità divina).

Ta papieska homilia przypomniała mi pewne wydarzenie sprzed lat. Siedzieliśmy z panią Świderkówną w Klubie Uniwersyteckim, w Pałacu Kazimierzowskim. W pewnym momencie powiedziała, że może odnieść do siebie słowa św. Pawła: Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii. To było już po drugim chyba tomie „Rozmów o Biblii”, kiedy była zapraszana na różne wykłady, prelekcje, spotkania etc., aby mówić właśnie o Piśmie Świętym. Uważała, że Bóg ją do tego przeznaczył i specjalnie przygotował, od studiowania filologii klasycznej poczynając, aż po rok spędzony w klasztorze benedyktynek w Żarnowcu, po którym powiedziano jej, że nie ma powołania i powinna wrócić do świata. Wróciła, i nagle się okazało, że oprócz papirusów i historii greckiego świata czeka na nią Biblia. I jako na uczoną, zajmującą się filologią i historią, i jako na katoliczkę, która w Piśmie widzi drogę życia, i czyta je w zgodzie z nauką Kościoła (zawsze jej na tym zależało, i bardzo to podkreślała). Kiedyś pewien taksówkarz, który okazał się być świadkiem Jehowy, powiedział do niej: Pani nie może być katoliczką, za dobrze pani zna Pismo Święte! W gruncie rzeczy, nie dziwię się taksówkarzowi...

O gwiazdo Bożego słowa, zaświeć na naszym niebie. Niech Pan sprawi, abyśmy za tobą szli.

sobota, 15 stycznia 2011

In usum Delphini

Poruszeni kilkoma zdaniami, opowiadającymi o biednej Dydonie, i pragnąc gorliwie naśladować św. Augustyna*), według reguły którego żyją, bracia nowicjusze zapragnęli przeczytać „Eneidę”. Póki co, w przekładzie polskim. Przydźwigałem więc, z własnej biblioteki, przekład Kubiaka (przynajmniej tłumaczem był dobrym...), uprzednio jednak złocistym spinaczem spiąłem kilka kartek, na których są opisy wydarzeń niezbyt odpowiednich dla rozpoczynających zakonne życie. No cóż, w końcu i boskiego Shakespeare’a okroił Thomas Bowdler, aby kobiety i dzieci mogły czytać jego sztuki... Augustyn Augustynem, naśladować go można, ale trzeba uważać, aby nie pójść z kolei w ślady św. Hieronima, który w czasie swego słynnego snu boleśnie odczuł skutki rozkoszowania się starożytną literaturą.

Nie mam żadnych wątpliwości, że bracia pominą owe zaznaczone fragmenty, w końcu karność zakonna do czegoś zobowiązuje... A opowiadano mi, że kilka lat temu biedni bracia czytali wszystkie książki, o jakich wspomniała pani B. na zajęciach z kultury antycznej, gdyż, jak później tłumaczyli, nauczyciel wymienia książkę,  a to znaczy, że trzeba ją przeczytać. Na szczęście następny rocznik wyprowadzono już z błędu, nie wszystkie książki wymieniane przez panią B. należało czytać, chociaż wciąż trzeba było oglądać i rozpoznawać wszystkie wazy greckie, jakie miała na slajdach (czyli prawie wszystkie, jakie się zachowały), i pamiętać drobiazgi w rodzaju napisu na Słupach Heraklesa (przynajmniej po polsku). Zatem, skoro powiedziałem, że tych a tych fragmentów czytać nie należy, spokojny jestem, że ich nie przeczytają. W końcu to tylko kilka stron księgi... nieważne, której.

Ponieważ w czasie zajęć pojawił się też temat antycznego poczucia humoru, powiedziałem, że mogę przynieść jakieś komedie Arystofanesa. Co powiedziawszy, uświadomiłem sobie, że nie mam w domu aż tylu spinaczy...
____________________
*) [C]ogebar (...) plorare Didonem mortuam, quia se occidit ab amore (Confessiones, I:13)

Tylko dwa

Im więcej czytam, tym bardziej dochodzę do wniosku, że w prawdziwej literaturze, od samych jej początków, ważne są tylko dwa tematy: śmierć i nieśmiertelność. Wszystko inne to dodatki.

niedziela, 9 stycznia 2011

Mitów okruchy

Wyprawiliśmy się w trzykroć tylu, ilu brał Prydwen:
oprócz siedmiu, nikt nie wrócił z Caer Siddi.


Tak mówi Taliesin w poemacie zwanym Preiddeu Annwn, czyli Złupienie Innego Świata. Kiedyś wspominałem o tym fascynującym poemacie, w którego zakończeniu jest mowa o mnichach, zbijających się w gromadę jak psy lub wilki. (Co więcej, z tekstu wynika, że owi mnisi nie odznaczali się także inteligencją.)

Ten poemat jest sporym okruchem mitu; opowiada o tajemniczej wyprawie króla Artura (Prydwen to nazwa jego okrętu) do miejsca, nazywanego w poemacie Caer Siddi, Caer Vedwit, Caer Rigor, Annwfyn, Caer Wydyr, Caer Ochren... Nie do końca wiadomo, co to była za wyprawa, związana zdaje się być z kotłem Władcy Annwfyn, czyli Innego Świata, który to kocioł ozdobiony był perłami, a zapalany tchnieniem dziewięciu dziewic (przypomina mi się tutaj dziewięć fal, matek Heimdalla, chociaż pewnie powinny mi się najpierw przypomnieć greckie Muzy... chociaż z dziewictwem różnie u nich bywało.) Mowa jest także o tajemniczym Gwairze, więźniu w Caer Siddi, pojawiają się, znani z Mabinogion, Pwyll i Pryderi. Wielka to była wyprawa, a tylko siedmiu z niej wróciło, jak i siedmiu wróciło z innej wyprawy, opisanej w jednej z części Mabinogion, po nieszczęśliwą Branwen.

Mieszkańcy Annwn są z natury małomówni, jak o tym świadczą inne opowieści, i codzienne doświadczenie. Od nich nie dowiemy się, co – dokładnie – poeta miał na myśli. Do jakich opowieści, do jakich mitów nawiązuje Taliesin, jaką wiedzą się chlubi? Ny obrynaf-i lawyr llen Llywyadur, niezbyt wysoko cenię napuszonych ludzi, którzy zajmują się nabożną pisaniną, mówi Taliesin (29). Oni nie widzieli wspaniałych czynów Artura, sześciu tysięcy wojowników, stojących na murach Caer Wydyr; co więcej, oni nawet nie wiedzą, kiedy narodził się Chrystus! Nie wiedzą, kto rozdzielił światło i ciemność, nie znają ścieżek wiatru... Boją się wiedzy.

Wyprawili się w trzykroć tylu, ilu brał Prydwen: oprócz siedmiu, nikt nie wrócił... a ci, którzy wrócili, już nam nie opowiedzą o tej wyprawie. Zagadka pozostaje, ile mitów zawiera?

Na bwyf trist: Crist a’m gwadawl. Tak kończy się Preiddeu Annwn.

(Cytaty z krytycznego wydania Legendary Poems from the Book of Taliesin, przygotowanego przez prof. Marged Haycock. W sieci można znaleźć jakieś „wydanie”, z przekładem, nagraniem i objaśnieniami, zrobione przez S. Higley, ale nie polecam: są błędy w przypisach i liczne nieścisłości, zdaje się, że to markowy znak pani Higley, sądząc po recenzjach jej książki Between Languages.)

Nad falami Jordanu

Ἐν τοῖς ῥείθροις σήμερον τοῦ Ἰορδάνου γεγονὼς ὁ κύριος τῷ Ἰωάννῃ ἐκβοᾷ· μὴ δειλιάσῃς βαπτίσαι με, σῶσαι γὰρ ἥκω Ἀδὰμ τὸν πρωτόπλαστον.

Dziś znowu staje przed nami czcigodny Poprzednik Pański, Jan Chrzciciel, który zapowiadał przyjście Jezusa i ogłosił Jego obecność wśród Izraela. Dziś chrzci on Jezusa w wodach Jordanu, nie ośmielając się, jak mówi jedna z antyfon, dotknąć głowy Boga. Chociaż kult jego w obecnych czasach nie jest zbyt popularny, wielki to zaiste święty, którego Kościół codziennie wspomina w swej liturgii, i którego wstawiennictwa przywołuje papież, udzielając błogosławieństwa Urbi et orbi.

Non fuit vasti spatium per orbis
sanctior quisquam genitus Ioanne,
qui nefas saecli meruit lavantem
tingere lymphis. 


Jedna ze starych antyfon mówi, że Jan Poprzednik raduje się wraz z Jordanem, po chrzcie Pańskim cały okrąg ziemi się cieszy. Źródła wód zostały uświęcone, sięgamy tu do prastarych, mitycznych obrazów podziemnych wód, jak to widać na wschodnich ikonach, do początku stworzenia: sanctificavit enim nunc omnem creaturam Christus Deus noster.

sobota, 8 stycznia 2011

θεοτόκος

Właściwie to miałem ten obrazek zamieścić tydzień temu, ale ponieważ ze wszystkim jestem spóźniony (albo, jak kto woli, opóźniony...), dopiero dzisiaj to robię (albo, jak kto woli, czynię). Jest Piękna! A po prawej stronie unosi się na skrzydłach smoczę? Czy to może jakiś ptak?

piątek, 7 stycznia 2011

Znaleziska

Od miesiąca czekam na ważną przesyłkę, a od trzech tygodni na trzy inne. Pewnie zaginęły gdzieś na poczcie... Inne, wysłane później, i to nawet zza Oceanu, zdążyły dojść, a te – nie. Prosiłem o wstawiennictwo św. Antoniego Padewskiego, patrona rzeczy zagubionych. Dziś wreszcie przyszła jedna z nich, jedna z tych trzech – dzięki Najwyższemu, warta jest kilkaset złotych! Jeszcze trzy zostały...

Święty Antoni Padewski,
orędowniku niebieski,
niech się zwiększy chwała twoja,
niech się znajdzie zguba moja.


Od ks. Twardowskiego znam tę modlitwę.


czwartek, 6 stycznia 2011

„He was God, Mon and King”


When he was borne that made all thing,
Pastor, creator omnium,
Angelles they began to sing:
Veni, redemptor gencium.

Thre kinges come on goid twelfth day,
Stella mycante previa,
To seche that childe they toke tho way,
Portantes sibi munera.

A sterne forth ladde theis kinges all,
Inquirentes Dominum;
Lying in an asse stall
Invenerunt puerum.

For he was King of kinges heghe,
Rex primus aurum optulit;
And also Lorde and King full right,
Secundus rex thus protulit;

For he was God, Mon and King,
Myrra mortem retulit:
He us all to Heven bring,
Qui mortem Cruce voluit.
(późny 15. wiek)

Ciągle się zastanawiam, w czym Objawienie Pańskie jest lepsze i ważniejsze od Pańskiego Wniebowstąpienia...

środa, 5 stycznia 2011

Humor nowicjatu

Z poprzednim nowicjatem trochę się martwiliśmy o nowicjat obecny, bo chłopcy tacy cisi i spokojni, ojcowie ponoć mówili, że nawet nie słychać, jak po korytarzach chodzą... Ale się powoli rozkręcają, i, jak się okazuje, poczucie humoru także mają. Trudno to opisać, bo wszystko dzieje się szybko, w żywej mowie w czasie zajęć, ale może kilka kawałków się uda. Pewnie ci, którzy tych braci znają, i których uczyłem, łatwiej skojarzą, o co w tych cytatach chodzi.

A gdzie jest ta końcówka? – Na końcu!

W rodzinie z pieskiem nie ma siostry, siostra jest normalnie nierównozgłoskowa. 

Homo pokrewne z humus; dokładny gocki odpowiednik dla homo to guma*). Człowiek-guma?

Ubi reges per pedes. In sedes. Ale to już tak ‘in’, tzn. do środka... to ten sedes musiał być duży. Albo król mały!

A ta druga cnota to pudor. Stąd jest puder, bo muszą sobie przypudrować?

Tam są jeszcze nazwy zawodów w tej grupie, agricola, poeta... Poeta to może nie zawód, ale powołanie. Ale pirata to już na pewno zawód. I jeszcze ten, nauta, auriga. A idiota? Ale czy to zawód? Bo ja wiem, różne zawody bywają, to może idiota być. Np. dla Henryka II co roku występował niejaki Roland the Farter, taki miał zawód. Może występował pirotechnicznie?


A liczba mnoga od tego nie będzie tępa?

Nie, w tym słowniku Kloacyny nie ma. Ale jest Camina Maior, czyli Wąchock.

Ja przepraszam. W imieniu braci. Pani na furcie przepraszała w imieniu służby. Tzn. komunikacji miejskiej, na Wielkanoc się poprawi, tak obiecała.

Aleksander, po grecku: obrońca mężów. Nie wiem, jak z formą żeńską...

I ta ‘virtus’ jest rodzaju żeńskiego? Ze swoim znaczeniem?

Co to jest lana? W polskim jest słowo z tego samego rdzenia, tylko po łacinie coś odpadło na początku. Jakieś *wlna? Fajne to ‘wl’.

A jakiś przykład z życia wzięty? Np. obłóczyny, wielka radość, a potem płacz. Principium doloris. No, ja myślałem raczej o jedzeniu...

Po grecku ten czasownik oznacza niespanie. To się zgadza z tym imieniem, bo on zawsze pierwszy z braci wstaje!

Augustyn płakał nad tą Dydoną. Chyba też musimy przeczytać tego Wergiliusza.

Zajęcia w nowicjacie są bardzo ożywcze. W zeszłym roku były też odżywcze, ale wiadomo, kryzys... Za to w tym roku mam obiad grecki po nowicjacie. Ech, i znowu zapomniałem pozdrowić od Andrzeja tę panią, a dziś akurat o śmietanie z cynamonem rozmawialiśmy.
_______________
*) Tak też w staroangielskim; zepsuty ślad tego rzeczownika można zobaczyć w bridegroom.

wtorek, 4 stycznia 2011

αἰὲν ἐόντες

Prof. West, którego wspomniałem wczoraj, zauważa, że u ludów indoeuropejskich wyraźniejszy od słynnego trójpodziału Dumézila jest dwupodział: niebo-ziemia, dwunożny-czworonożny, etc.; wreszcie: nieśmiertelny-śmiertelny.

Jeden z moich przyjaciół przesłał mi zdjęcia młodego człowieka, którego kiedyś uczył, a który we własnym domu zginął w nagły sposób w Wigilię.  Uczeń mojej przyjaciółki zginął w wypadku. W mojej najbliższej rodzinie ktoś idzie na poważna operację. Nie da się uniknąć myślenia o śmierci, chociaż współczesny człowiek stara się ją za wszelką cenę usunąć z rzeczywistości. Tak jak przed tysiącleciami tabu się stała nazwa wilka czy niedźwiedzia, tak teraz tabu staje się śmierć. Bo – to takie dziwne, umierać. Wręcz nie wypada. Wypada być zdrowym, młodym, pełnym wigoru. I wiecznie szczęśliwym.

Tylko nieśmiertelni bogowie byli wiecznie szczęśliwi (za wyjątkiem, oczywiście, tych północnych). Teraz to określenie przejęli święci w łacińskiej liturgii, którzy przeszli przecież przez śmierć, i tylko w ten sposób mogą żyć na wieki. Inaczej się nie da.

οἵη περ φύλλων γενεὴ τοίη δὲ καὶ ἀνδρῶν,
φύλλα τὰ μέν τ᾽ ἄνεμος χαμάδις χέει, ἄλλα δέ θ᾽ ὕλη
τηλεθόωσα φύει, ἔαρος δ᾽ ἐπιγίγνεται ὥρη·
ὣς ἀνδρῶν γενεὴ ἣ μὲν φύει ἣ δ᾽ ἀπολήγει. (Ilias, VI:146-149)

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Okruchy mitów

Jeśli zapytać kogoś, kto choć trochę zna grecką mitologię, o Ariadnę, odpowie zapewne, że pomogła Tezeuszowi wydostać się z Labiryntu, i razem z nim odpłynęła z Krety. Niestety, na wyspie Naksos bóg winnej latorośli, Dionizos, kazał Tezeuszowi zostawić dziewczynę, jako że sam postanowił wziąć ją za żonę. Taka jest wersja „kanoniczna”, jaką znaleźć można w każdym niemal zbiorze mitów greckich i u różnych poetów.

Tymczasem Homer w „Odysei” przekazuje zupełnie odmienną wersję, nie do końca dla nas jasną (i z tego chyba powodu często pomijaną w rozmaitych komentarzach). Otóż w XI księdze Odyseusz ‘zagląda’ do podziemnego świata zmarłych, i widzi tam, między innymi, różne heroiny: Alkmenę, Ledę, Prokris – i Ariadnę. Tak o niej mówi poeta, ustami Odysa: Widziałem piękną Ariadnę, córkę podstępnego Minosa, którą niegdyś Tezeusz wiódł z Krety do świętego grodu, Aten; lecz nie nacieszył się nią, wcześniej bowiem zabiła ją Artemida, na Dii, którą morskie opływają fale, wskutek świadectw Dionizosa. (XI:321-325)

Dionizos, który miał poślubić piękną Ariadnę, nagle okazuje się być – pośrednim – sprawcą jej śmierci! A do tego jeszcze mściwa Artemis, skąd się tam wzięła... I słowo marturie, świadectwo, jeden jedyny raz pojawiające się u Homera właśnie w tym miejscu! Interpretacje są tu niepewne – jeśli w ogóle jakieś się pojawiają w opracowaniach „Odysei”. Prof. West napisał, że być może chodziło o jakieś zbezczeszczenie kultu Artemidy, którego dopuściła się Ariadna – być może właśnie na wyspie Dii, i być może właśnie z Tezeuszem – którego świadkiem był Dionizos. (Jak mówi jeden z moich studentów: Jeśli West tego nie wie, nikt tego nie wie – i zdecydowanie ma rację.)

Jakiś okruch mitu, który utkwił w „Odysei”, kiedyś pewnie zrozumiały dla jej czytelników czy słuchaczy. Mit nie do odtworzenia.

Piszę o tym dzisiaj, w urodziny człowieka, który takie właśnie okruchy mitów uwielbiał, i próbował filologicznie odtwarzać – w urodziny JRR Tolkiena.

Si vanwa na, Romello vanwa, Valimar...

Cdn.

niedziela, 2 stycznia 2011

Uciechy anonimów

Dla drogich anonimowych komentatorów, którzy mają odwagę kogoś skrytykować lub znieważyć, ale nie mają odwagi się podpisać – fragment z „Lay of Leithian”, w przekładzie Marii Skibniewskiej:

Chełpił się Sauron czarnoksięstwem,
Jak umie szarpać, dźgać i kłuć,
Sekrety zdradzać, spiski knuć,
Jak podstęp starcza mu za męstwo...


Sauron był sługą Morgotha; czytamy w „Silmarillionie”, że ziarno zasiane przez tego ostatniego wciąż się odradza, mimo iż on sam, jak i jego sługa, Sauron, są już poza Granicami Świata. Myślę, że obaj mogą się cieszyć, iż znaleźli tylu naśladowców, chętnych do kłucia, dźgania i braku męstwa...

Jako że domyślam się, iż owi anonimowi komentatorzy są gorliwymi katolikami, to radzę modlić się do Ducha Świętego o dar męstwa. A może lepiej zwrócić się o pomoc do egzorcysty?

Gdzie było Słowo?

Tradycyjny przekład, który pochodzi raczej z Wulgaty niż z greckiego oryginału, mówi, że Słowo było u Boga. Lektura tekstów hellenistycznych pozwala lepiej zrozumieć zwrot πρὸς τὸν θεόν. Pisałem o tym tutaj.

Doskonały zaś komentarz można zobaczyć tu (Słowo to środkowa postać):


Światło w namiocie

Dzisiejsza kolekta jest wręcz naładowana światłem: pojawiają się w niej splendor, gloria, lumen, claritas. Z tych słów najbardziej lubię ostatnie, najwięcej mi sprawia lingwistycznej przyjemności: claritas.

Wszyscy pewnie już wiedzą, że w Ewangelii według św. Jana Słowo, które stało się ciałem,  rozbiło namiot (= zamieszkało w namiocie) między nami (J 1:14) – często w rozmaitych komentarzach i homiliach wspomina się o tym. Boska Mądrość, przemawiająca dziś do nas w Księdze Syracydesa, także mówi o namiocie: w którym sama mieszka (Syr 24:8), i o świętym namiocie, który jest Bożym przybytkiem (24:10). Stary Testament odpowiada tutaj Ewangelii, dwa dzisiejsze czytania współbrzmią ze sobą. Namiot jest nawiązaniem do wędrówki Izraela przez pustynię, kiedy to sam Pan, JHWH Cebaoth, mieszkał w namiocie wraz ze swoim ludem. Namiot to po grecku skene. To słowo swoim brzmieniem (chodzi o spółgłoski przede wszystkim) i swoim zapisem może budzić skojarzenie z hebrajskim szekina, które oznacza Obecność Bożą, taką właśnie, jaka napełniała Boży namiot na pustyni, a później jerozolimską świątynię.

Czy to możliwe?

W rozmowie z pewną znajomą osobą pojawił się temat Hunów. I zaczęliśmy się zastanawiać: czy Hun może przestać być Hunem, a ork – orkiem? Nie mogliśmy jednak znaleźć ani jednego przykładu takiej przemiany w historii i literaturze.

Inna znajoma napisała mi ostatnio: Trochę szkoda, że opuściłeś poprzedni adres, bo tam chyba nieco łatwiej było ludziom znaleźć Twoje zapiski po prostu przez przypadek ale może się mylę... Pewnie łatwiej. Ale kto chce, ten będzie szukał i znajdzie. Ponieważ ostatnio pisałem tekst o bożonarodzeniowej liturgii dla Ośrodka Liturgicznego, zajrzałem na liturgiczne strony, by zobaczyć jego publikację, i zerknąłem przy okazji na blogowe forum. Aż dziwne, pomyślałem, że tak długo tam wytrzymałem, wśród wszelkiej maści Barcikowskich, Buczkowskich, Kaznowskich itp., tworzących hetairia ton sklerokephalon. Za głośno tam było, zbyt hałaśliwie, zbyt ‘rynkowo’. Jak dla mnie, zbyt niezdrowo. Wolę pustelnię.

sobota, 1 stycznia 2011

Zimowe gry i zabawy


To 1. stycznia przyjechał do Camelotu tajemniczy rycerz, cały w zieleni, na zielonym koniu, z gałązką ostrokrzewu i toporem, aby zagrać w ścinanie głów. Wobec wszystkich rycerzy Artura Gawain ściął głowę Zielonego Rycerza, który spokojnie ją podniósł, wsiadł na konia i odjechał, przypominając Gawainowi, że za rok będzie go oczekiwał w Zielonej Kaplicy, aby z kolei ściąć jego głowę.

 wejście do Zielonej Kaplicy latem


Prawdziwa gra, w której stawką jest głowa... Tak grał Odin z Vafþrúðnirem, Sfinks z przechodniami, Bilbo z Gollumem... Gra wymagająca odwagi. Gra śmiertelnie poważna.

Za zachodnim oknem wściekle wyje wiatr. Dla tych, którzy zimy nie lubią, którzy na nią narzekają, którzy czekają już na jej koniec (chociaż dopiero co się zaczęła) – pocieszające słowa Shakespeare’a:

Fear no more the heat o’ the sun
Nor the furious winter’s rages;
Thou thy worldly task hast done,
Home art gone, and ta’en thy wages.
Golden lads and girls all must,
As chimney-sweepers, come to dust.
The sceptre, learning, physic, must
All follow this, and come to dust.
(Cymbeline)