środa, 30 listopada 2011

Zabić albo nie zabić, oto jest pytanie

Benedykt XVI powiedział dziś na audiencji generalnej, zwracając się do członków Wspólnoty św. Idziego: I greet the distinguished delegations from various countries taking part in the meeting promoted by the Community of Sant’Egidio on the theme: 'No Justice without Life'. I express my hope that your deliberations will encourage the political and legislative initiatives being promoted in a growing number of countries to eliminate the death penalty and to continue the substantive progress made in conforming penal law both to the human dignity of prisoners and the effective maintenance of public order.

W Śródziemiu mówi się o takich rzeczach „przypadek”...


[Frodo:] Nie rozumiem cię, Gandalfie. Czy to znaczy, że wraz elfami darowałeś życie Gollumowi, który popełnił tyle okropnych zbrodni? Teraz przecież nie jest on lepszy od orka i stał się po prostu naszym wrogiem. Zasługuje na śmierć.
 -  Zasługuje. Z pewnością zasługuje. Wielu spośród żyjących zasługuje na śmierć. A niejeden z tych, którzy umierają, zasługuje na życie. Czy możesz ich nim obdarzyć? Nie bądź więc tak pochopny w ferowaniu wyroków śmierci. Nawet bowiem najmądrzejszy z Mędrców nie wszystko wie. Nie mam wielkiej nadziei na wyleczenie Golluma. Ale ta szansa mimo wszystko istnieje. (JRR Tolkien, „Władca Pierścieni”)

Niech nas Pan broni od urojonych mędrców i mesjaszów śmierci.

Ogłoszenie dla trupów

Tabliczka na jednym z budynków w okolicy cmentarza: Kaplica chłodnia.

Adwent (iv), środa, 30.11

Dilexit Dominus Andream in odorem suavitatis.

Tej antyfony z jutrzni właściwie nie da się przetłumaczyć. Chodzi o to, że św. Andrzej Apostoł stał się jak wonne kadzidło, jak słodka woń, ofiarowana Bogu, a to dzięki miłości Chrystusa. Chrystus pokochał Andrzeja, a ten odpowiedział na tę miłość, stając się słodką wonią dla Pana, jak najcenniejsze kadzidło. Co więcej, na wzór Pana, ta wonna ofiara złożona została na ołtarzu krzyża.

 Piotr i Andrzej, Apostołowie

wtorek, 29 listopada 2011

Benedykt i Tomasz

Wczoraj Benedykt XVI powiedział, na spotkaniu z młodzieżą, zaangażowaną w obronę środowiska naturalnego: Nie ma dobrej przyszłości dla ludzkości na Ziemi, jeśli nie nauczymy wszystkich bardziej odpowiedzialnego stylu życia wobec stworzenia. Kładę nacisk na słowo: stworzenie, ponieważ nie jest ono owocem ślepej ewolucji, ale odzwierciedla kreatywną wolę Stwórcy, Jego piękno i dobroć.

A to z kolei św. Tomasz z Akwinu, O obyczajach Bożych, w przekładzie, przedwojennym jeszcze, s. Teresy z Lasek: I my również powinniśmy mieć pieczę o stworzeniach, abyśmy używali każdego z nich według rozrządzenia Bożego, aby w dzień sądu nie powstały one na świadectwo naszej złości.

W Adwencie przypominamy sobie o dniu ostatecznego Sądu. Oby stworzenie nie powstało i nie świadczyło przeciw nam.

Adwent (iii), wtorek, 29.11

Prośba w jutrzni mówi o poniżeniu gór naszej pychy: Humilia montes superbiae nostrae. Izajasz ogłasza w modlitwie czytań: Wyniosłe oczy człowieka zostaną poniżone (humiliabuntur), i wyniosłość ludzi zegnie się, i tylko Pan będzie wywyższony w owym dniu (Iz 2:11).

Pierwsze przyjście Chrystusa było in humilitate carnis assumptae (1. prefacja adwentowa), dosłownie: w uniżeniu przyjętego [z Dziewicy Maryi] ciała. Drugi raz przyjdzie in suae gloria maiestatis, w chwale swego majestatu (1. prefacja adwentowa).

Chrystus sam się poniżył, jak pisał św. Paweł, dlatego Bóg Go wywyższył (Flp 2:7.9). Nas trzeba poniżyć, abyśmy mogli kiedyś być wywyższeni.

poniedziałek, 28 listopada 2011

Tzw. myślicielom pod rozwagę

I can only say that I see no other way of studying the history of thought except by first studying the history of words, and such a study would seem to me equally necessary if I were dealing with the Greeks, the Romans, the Egyptians, the Hebrews, or any other people. For example, in reading the Bible, whether for edification or literary pleasure, we do not trouble to enquire whether abstract words like 'righteousness' mean the same thing all through the Old Testament, or whether (as I should certainly expect) they mean something quite different in the more primitive parts of the Pentateuch from what they mean in the later prophets. Nor do we pause to ask what the different words rendered by 'soul', 'spirit' and so on really meant to the people who used them. But anyone studying the history of Hebrew thought would be bound to ask himself these questions, and I cannot think that it is superfluous to ask them with regard to Chinese. (Arthur Waley w swoim wprowadzeniu do przekładu Tao Te Ching – The Way and Its Power. A Study of the Tao Tê Ching and Its Place in Chinese Thought)

Bez nas jesteście bezwartościowi.

Adwent (ii), poniedziałek, 28.11

Anioł Pański zwiastował Maryi, i poczęła z Ducha Świętego, alleluja. (antyfona do Magnificat)

Mimo podziału na dwie części, Adwent jak całość jest przygotowaniem do Narodzenia Pańskiego, które jaśnieje w oddali u jego kresu. Słusznie zatem na jego początku przypomina się o Zwiastowaniu, bez którego nie byłoby Bożego Narodzenia. Alleluja potwierdza, że to radosne wydarzenia.

Anioł Pański jest, rzec można, 'własną' modlitwą Adwentu.

Duchu Święty, napełnij i nas na początku Adwentu, alleluja.

niedziela, 27 listopada 2011

Czekanie: radość i strach

Fiolet Adwentu jest głęboki i ciepły, zupełnie inny od zimnego, duszącego fioletu Wielkiego Postu. Adwent jest mi najdroższym ze wszystkich okresów liturgicznych, i kiedy o nim myślę, widzę właśnie ten głęboki, ciepły fiolet, w który można się bezpiecznie zanurzyć.

Powtarza się wciąż, że Adwent jest czasem radosnego oczekiwania, i to prawda, o czym świadczy chociażby niezwykła ilość 'alleluja' przy antyfonach. Radosne oczekiwanie na Boże Narodzenie i radosne oczekiwanie na Paruzję, na wzór adresatów listów Pawłowych: byli pewni, że Pan szybko powróci, że ich zabierze ze sobą. Paweł nazywa swych adresatów świętymi (np. Rz 1:6), i oczekiwanie świętych na spotkanie z Panem jest radosne, bo kochają Go bardzo, tęsknią za Nim, chcą już z Nim być: tym umieram, że umrzeć nie mogę, pisała nasza matka, św. Teresa od Jezusa. Dla grzeszników, takich, jak ja, to oczekiwanie niesie jednak w sobie pewną grozę, pewien strach, przed Sądem – o tym pisałem w minionym tygodniu, ostatnim tygodniu roku. Radość zmieszana z lękiem, a może lęk zmieszany z radością?

To podwójne podejście, podejście grzeszników, do spotkania z Panem, dobrze ujmuje Trzeci Izajasz w dzisiejszym czytaniu (Iz 63:16-17; 64:1.3-8): byliśmy grzeszni, nieczyści, jak szmata, jak szata kobiety w czasie jej miesięcznego krwawienia, jak suche liście, które wiatr unosi, nie wołaliśmy nawet do Ciebie – żyliśmy bez Ciebie. Świadomość tego musi obudzić w nas przerażenie, jeśli nie jesteśmy idiotami. A jednak, mówi prorok, jesteś naszym Ojcem (pierwsze, być może, 'Ojcze nasz' w historii!) i naszym Odkupicielem: wróć do nas! Spotkać się z Odkupicielem, miłosiernym i pełnym ojcowskiej dobroci, może obrócić strach w radość. Oby...


Antyfona w II nieszporach mówi o Chrystusie jako o Baranku, zapowiedzianym przez Jana Chrzciciela. Baranek zdaje się być łagodny, ale trzeba pamiętać, że w wizji innego Jana ma On siedem rogów, pełnię mocy, i siedmioro oczu, pełnię wiedzy, wszystko zatem widzi i wie (Ap 5:6). Zanim nadejdzie Jego wesele, Jego gody (Ap 19:7), dziesięciu królów będzie z Nim walczyć, ale On ich zwycięży (Ap 17:14). Łagodności Baranka nie trzeba brać za słabość: nie taki Baranek słaby, jak Go malują.

Adwent (i), niedziela, 27.11

Pomijając modlitwę w ciągu dnia, wszystkie antyfony dzisiejsze, w 1. niedzielę Adwentu, oprócz dwóch, są w czasie przyszłym. Wszystko  będzie.

Ewangelia (Mk 13:33-37) mówi o czuwaniu, czekaniu na powrót Pana. Znowu przyszłość, ale dla sług w domu – teraźniejszość, mają czekać teraz, bo nie wiedzą, kiedy Pan wróci.

Jak to połączyć? Doskonały komentarz znalazłem w innej zupełnie tradycji (bo już tradycją można to nazwać, nawet jeśli tylko mityczną). Otóż na początku „Mrocznego widma” Qui-Gon Jinn rozmawia z Obi-Wanem. Ten ostatni mówi: Master Yoda says I should be mindful of the future. Qui-Gon odpowiada: But not at the expense of the present.

sobota, 26 listopada 2011

Znerwicowana ziemia

W XVIII księdze swego O państwie Bożym św. Augustyn przytacza wersy Sybilli Erytrejskiej, zapowiadające, jak mówi, nadejście Dnia Ostatniego. Na jednej ze swych płyt zespół Anonymus4 śpiewa te wersy jako hymn procesyjny, być może zatem używane były w liturgii. Nie o to mi jednak tym razem chodzi.

Zaczyna się to proroctwo tak: Iudicii signum: tellus sudore madescet. Znak sądu: ziemia potem się zleje. Jak czytamy dalej, z nieba przybędzie Król wieków, runą niebiosa, zgaśnie słońce, ściemnieje księżyc... Nic dziwnego, że przerażona ziemia wpadnie w nerwicę. W psalmach czytamy, że drży ziemia, gdy Pan na nią patrzy; tu już, biedna, całkowicie się załamie.

Trzeci Izajasz wtóruje Sybilli: W Twej obecności, Panie, drżenie ogarnie góry, i stopią się (Iz 63:19 LXX). Autor zaś adwentowego hymnu Vox clara zapowiada, że zgroza (horror) ogarnie świat, kiedy Pan powtórnie przyjdzie.

piątek, 25 listopada 2011

Aby nie było zbyt ponuro...

... w tych ostatnich dniach roku, dwie złote myśli, zasłyszane w rozmowie:

1. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody.
2. Wszyscy chwalą moje kotlety, a wiesz, dlaczego? Bo ukrytym morałem moich kotletów jest  papryka.

Czy Matka Boska może być Robinem Hoodem?

Pisałem już, że obraz sądu w Dies irae przypomina wizytę poborcy podatkowego, np. w jakiejś wiosce: mieszkańców spędzono, przynoszono księgę ze spisem, ile kto jest winien zapłacić, urzędnik zasiadał... Taki obraz pojawia się czasami w filmach o Robinie z Sherwood: przyjeżdżał urzędnik szeryfa z Nottingham i pobierał od ludzi podatki. Oczywiście, mało kto miał z czego zapłacić, egzekwowano zatem należność siłą, zabierając zamiast pieniędzy zboże czy zwierzęta gospodarskie. Wtedy zjawiał się Robin Hood, przepędzał urzędnika, i oddawał wieśniakom to, co im zabrano. Happy ending.

Zastanawialiśmy się w nowicjacie, tłumacząc fragmenty Dies irae (jako ćwiczenie na futurum I), czy taka sytuacja może się zdarzyć w Dniu Ostatecznym. Ale w Dniu Sądu nie będzie Robina Hooda, chociaż niektórzy myślą, że Matka Najświętsza będzie mogła uratować potępionych, tych, którzy zapisani są w księdze długów, bo przecież Ona 'chroni' przed gniewem Ojca... Że jeszcze raz się im upiecze, że się jeszcze raz uda... Myślę wtedy o zdaniu, które dawno temu gdzieś przeczytałem: w Dniu Sądu Matka miłosierdzia będzie już tylko Zwierciadłem sprawiedliwości.

Kiedy mowa o Sądzie, czy to w Ewangelii, czy to, jak w Dies irae, w liturgii, chodzi o coś, co jest jak najbardziej realne. Chodzi o to, że pewne sytuacje w ludzkim życiu nieodwracalne, ostateczne. Tylko w amerykańskich filmach można wszystko ciągle, bez żadnych skutków ubocznych, zaczynać od nowa.

Iudex ergo cum sedebit,
quicquid latet, apparebit,
nil inultum remanebit.

czwartek, 24 listopada 2011

Początek i koniec

Poetycko, według mnie, najlepsza jest pierwsza i ostatnia część Dies irae, te, które opisują Sąd: od Dies irae do Iudex ergo włącznie, i od Confutatis do końca. (Bez Pie Iesu, bo to późniejszy dodatek, nie należy do oryginalnego tekstu Tomasza z Celano.) Część środkowa jest za bardzo słodko-liryczna, i pozbawiona eschatologicznego drżenia, które jakże wyraźnie czuć w pozostałych częściach.

środa, 23 listopada 2011

Smutek 'Dies irae'

Angielski historyk, Peter Brown, napisał, że obrazy, jakie przedstawia Dies irae, swój wzór mają w średniowiecznej wizycie poborcy podatkowego: rejestr długów, krzesło dla poborcy, spędzeni ludzie z wioski... Trochę się przypomina Robin Hood.

Patrząc na tekst Dies irae, obecny w liturgii w ostatnim tygodniu roku, pomyślałem, że w tym tekście nie ma nic o zmartwychwstaniu, poza 3. i 4. strofą, gdzie mowa o powstaniu z grobów – na sąd – umarłych. Nic o zmartwychwstaniu Chrystusa, bez którego życie wieczne nie istniałoby. Wspomina się Jego odkupieńczą Mękę – i to wszystko. Zmartwychwstanie zdaje się nie istnieć. A przecież Bóg zrodził nas do żywej nadziei właśnie przez zmartwychwstanie Chrystusa (1 P 1:3). Krzyż jest tylko jedną stroną, co więcej, bez drugiej strony, bez zmartwychwstania, zupełnie beznadziejną.

Przez swoją mękę zgładził nasze grzechy, przez powstanie z martwych dał nam dostęp do życia wiecznego, a wstępując do Ciebie, Ojcze, otworzył nam bramy nieba. (4. prefacja na niedziele zwykłe)

My, Panie, słudzy Twoi, pamiętamy zarówno o błogosławionej Męce tegoż Chrystusa, Twojego Syna, jak i o Jego Powstaniu z martwych, a także o chwalebnym Wstąpieniu do nieba. (fragmenty Kanonu rzymskiego, tłumaczenie własne; warto zauważyć, że Zmartwychwstanie jest pozbawione jakiejkolwiek przydawki: Męka jest błogosławiona, Wniebowstąpienie chwalebne, a Zmartwychwstanie między nimi – zbyt wielkie, aby można było je określić, niewypowiedzialne)

Wciąż pamiętamy (…) o Krzyżu, Grobie, Zmartwychwstaniu dnia trzeciego, Wniebowstąpieniu, Zasiadaniu po [Twojej] prawicy, powtórnym i chwalebnym Przyjściu. (liturgia św. Jana Chryzostoma, tłumaczenie własne)

Coget omnes ante thronum... Kiedy modlimy się za zmarłych, myślimy najczęściej o tych, których znaliśmy, tych najbliższych. Sięgamy pamięcią do dziadków, czasami pradziadków. Ale przecież przodkowie sięgają dalej w przeszłość. Modlić się za swoją rodzinę, za swoich przodków, to modlić się i za tych, którzy żyli tysiące lat przed nami: jacyś mężczyźni, jakieś kobiety, ich dzieci, dzieci ich dzieci, cała, nie do odtworzenia już, genealogia, kończąca się na nas. Dobrze jest o tym pamiętać. Tylu z nich umarło przecież przed narodzeniem Jezusa, może bardzo potrzebują modlitwy, aby mogli wreszcie wejść do nieba. Nie wiemy, czy żyli sprawiedliwie, czy całym sercem szukali prawdy, ale nie zwalnia nas to z konieczności modlitwy za nich. Wszak jesteśmy ciałem z ich ciała i kością z ich kości, gdyby kogoś z nich zabrakło, nie byłoby nas teraz.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Pajęczyny w mieście

Już się pojawiły, brudnobiałe pajęczyny bożonarodzeniowych lampek, świątecznej iluminacji, oplotły już latarnie i zawisły nad ulicami. Wyglądają ohydnie, a ile pochłoną prądu... Jedzmy i pijmy, jutro zaś umieramy (1 Kor 15:32).

A Matka Boska w swoim Ofiarowaniu cicha i czysta, świątynia Boga i świątnica Ducha Świętego (cf. antyfona do Magnificat). Najcichsze, najbardziej ukryte wspomnienie świętej Maryi, dlatego też Ojciec święty chce, abyśmy pamiętali w tym dniu i o siostrach klauzurowych, żyjących w ciszy i w ukryciu.

niedziela, 20 listopada 2011

Staroświeckie dyspozycje, czyli Ps 37:25a

Czasy się zmieniają. Podaję komuś mój mejlowy adres lub mój numer telefonu komórkowego, ktoś – bez mojej zgody! – podaje go dalej. Nie cierpię tego. Oczywistym wydaje mi się pytanie: Czy mogę podać twój adres temu a temu? Jednak nie jest ono oczywiste dla wszystkich.

Kiedyś, kiedy uczyłem greki w Ośrodku Badań nad Tradycją Antyczną, numer mojej komórki „wyciekł” i trafił do studentów. O różnych porach dnia i nocy dostawałem potem esemesy lub telefony z pytaniami o zaliczenia. Jestem dziwakiem i uważam, że moja komórka jest tylko dla moich przyjaciół i znajomych, ewentualnie współpracowników. Jeśli ktoś spoza tego grona chce się ze mną skontaktować, proszę, jest numer telefonu stacjonarnego, który jest dla wszystkich, a można go znaleźć w książce telefonicznej.

Tak samo z mejlem. Zaczynam dostawać wiadomości od nieznanych osób (kasuję od razu) czy różnego rodzaju zaproszenia. Po kolejnym zaproszeniu na Laboratorium Filologiczne zdenerwowałem się i spytałem, dlaczego je dostaję, skoro nigdy nie subskrybowałem się, nie zgłaszałem mojego adresu do żadnej listy. Co się okazało? Ktoś podał mój adres, ot, przecież może nim dysponować, skoro kiedyś ze mną korespondował.

Dla mnie to nadużywanie mojej prywatności. Sam decyduję, kogo do niej dopuścić. W gronie moich znajomych naturalnym jest pytanie o pozwolenie na podanie numeru lub adresu, nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej.

Czasami ktoś chce być porządny i informuje po fakcie: Pozwoliłem sobie podać twój numer komórki i adres mejlowy temu a temu. Musztarda po obiedzie...

Szaty Króla i brak 'alleluja'

O szacie Króla wspomina dzisiejsza liturgia cytatem z Apokalipsy. O szatach Króla-Mesjasza psalmista śpiewał: Twe szaty pachną mirrą, kasją i aloesem (Ps 45:8). Jakiś czas temu napisałem do Anny Gannon, że tłumaczę kilka hymnów z 6. wieku. Zapytała mnie, czy są tam może jakieś wzmianki o wonnych roślinach. Nie było żadnych, ale z ciekawości poszukałem w różnych tekstach z tego okresu, i trochę późniejszego. Niewiele tego było. Znalazłem za to ciekawy fragment w przekładzie króla Alfreda pierwszych pięćdziesięciu psalmów (niestety, tekst dla badań Anny za późny). Otóż przy wersie z psalmu, który zacytowałem powyżej, pojawia się komentarz: Mieszanka wonności oznacza wielorakie przymioty Chrystusa. Kasjodor w swojej Expositio psalmorum pisał, że ziemskie rzeczy – np. zapachy, możemy tu dodać – oznaczają niebiańskie przymioty.

A polska Liturgia Godzin znowu gubi 'alleluja' w antyfonach: do Magnificat w I nieszporach, do Benedictus w jutrzni, i do pierwszego psalmu w II nieszporach. Dlaczego?

Ewangelia dzisiejsza zaczyna się: Kiedy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim (Mt 25:31). Wszyscy aniołowie, będący w ukryciu, niedostrzegani (chociaż przynajmniej dwa razy wspominamy ich w każdej mszy), pokażą się w majestacie Syna Człowieczego. Piękno przejmujące grozą, lub groza przejmująca pięknem.

sobota, 19 listopada 2011

Król naiwny i asertywny

Mam wyjątkową zdolność do bycia wykorzystywanym. Poproszą mnie, abym zrobił coś za darmo, społecznie – zrobię. (Np. kiedyś w ten sposób uczyłem greki przez dwa lata.) Kiedy się okazuje, że za tę samą rzecz mogą zapłacić – znajdują kogoś innego. Pewnie powinienem być bardziej asertywny, aczkolwiek w tym kraju asertywność jest często utożsamiana z chamstwem, czy może w drugą stronę: chamstwo uważa się za asertywność.

Pewnie mógłbym być pomocą naukową na wykładach z wiktymologii: jak przyciągnąć do siebie wykorzystywaczy.

Z drugiej strony, taka naiwność w pewien sposób odpowiada logice Ewangelii, ale nie jestem aż tak święty, by stawiać się w pozycji owych cichych, których Jezus nazywa szczęśliwymi (Mt 5:5). Wtedy bowiem trzeba by uznać wykorzystywaczy za bad guys, a samego siebie za jednego z good guys. A to zawsze jest niebezpieczne.

Czy da się poprowadzić jakąś granicę? Na ile można pozwolić się wykorzystać, kiedy powiedzieć 'stop'? Czy to nie jest kwestia godności ludzkiej? Nie jestem niewolnikiem, jestem osobą, mówi Anakin na Tatooine.

Znam osoby, które uważają się za porządnych katolików, a uważają, że z przyjaźni, znajomości i wszelkich kontaktów z innymi trzeba wycisnąć, jak z cytryny, ile się tylko da. Wykorzystać i wyrzucić? Z cytryny chociaż skórkę można jeszcze zetrzeć, do ciasta... Dać się wykorzystać i wyrzucić? Jezus dał się wykorzystać i wyrzucić do samego końca, a przecież nie stracił przy tym nic ze swej ludzkiej i Boskiej godności. W Ewangelii według św. Jana jest nawet przedstawiony jako ten, który kontroluje wszystko, który jako król działa w czasie swej Męki. Czy ja tak potrafię? Dać się wykorzystać i zachować godność? Dać się wykorzystać i nie czuć potem żalu i rozgoryczenia? Bardzo to trudne.

Oto Król twój przychodzi, zwycięski, pokorny... (Za 9:9)

Jestem jak niemy, co ust nie otwiera, stałem się jak człowiek, który nie słyszy, i brak mu w ustach odpowiedzi. Bo Tobie ufam, Panie, Ty, Panie, Boże mój, odpowiesz. (Ps 38:13-15)

piątek, 18 listopada 2011

Niechaj będzie pochwalony przenajświętszy Wyszyński

Warszawska archikatedra św. Jana Chrzciciela. W lewej nawie kaplica z Najświętszym Sakramentem. Na końcu nawy. Również w lewej nawie, na wprost wejścia, kaplica z grobem sługi Bożego, Stefana kardynała Wyszyńskiego. Ludzie wchodzą, klękają przy balustradzie tej kaplicy, bokiem do Najświętszego Sakramentu. Klękają od razu, bez przyklęknięcia czy chociażby jakiegoś skłonu przed Eucharystią.

Zastanawiam się: wchodząc do kościoła, nawet jeśli drzwi z kruchty prowadzą w bok, naturalnym wydaje mi się zwrócenie w stronę ołtarza, niezależnie od tego, czy jest w nim Najświętszy Sakrament, czy też nie. Weźmy to lewe wejście: wchodzę i automatyczny 'w prawo zwrot'.

Podobnie jest, z tego, co wiem, w kościele na pl. Zbawiciela: ludzie klękają bokiem do Eucharystii, w kaplicy Matki Boskiej, albo i tyłem, przy znajdującym się przy wejściu wizerunku św. Ekspedyta.

czwartek, 17 listopada 2011

Adoracja świętych krów

Wczoraj trafiłem na spotkanie ze świętą krową. Niby nic nowego: warszawscy tolkieniści byli swego czasu (a może wciąż są?) czcicielami takiej świętej krowy (nazywanej przez niektórych carycą; nota bene, nie potrafiła ona nawet wymawiać poprawnie elfickich imion), na filologii klasycznej działało kiedyś stowarzyszenie wzajemnej adoracji kilku świętych krów („jedna krowa drugiej krowie...”), a wśród komentatorów pewnego religijnego forum internetowego (nie będę palcem wytykał) również krąg świętokrowi można było zobaczyć.

Zastanawia mnie zawsze cud narodzin takiej krowy. Sama ogłasza się świętą, czy też dokonuje się to przez aklamację zgromadzonych (tzw. krowia kanonizacja)? W jakiś inny sposób? Święta krowa winna być adorowana i podziwiana: biada temu, kto tego nie robi, a nie daj Boże, żeby jeszcze krowę skrytykował! Zostanie albo oficjalnie, mniej lub bardziej, ekskomunikowany, albo też poprzez bierną agresję czcicieli zepchnięty na margines lub boczny tor (zależy, czy ktoś odczuwa pokrewieństwo z pociągiem czy z linijką). Święta krowa powinna też być – co też ja piszę, święta krowa jest niepokalana, wszechwiedząca i wszechwładna. Zmarszczy brwi – wszyscy drżą. Wydmie wargi – wszyscy prychają z pogardą. Wyrazi niesmak – wszyscy wykrzywiają usta. Uśmiechnie się – wszyscy są rozpromienieni. Powie coś – wszyscy oniemieli z wrażenia.

Oczywiście, aby te świętokrowie przymioty jaśniały większym blaskiem, świętą krowę trzeba postawić obok jakichś żałosnych cielaków, które wyznawcy krowy chętnie złożą, co jakiś czas, na jej ołtarzu. Krowa jest tylko jedna, cielaków – wiele. (Ewentualnie: krąg krów jest tylko jeden, cielaków – wiele. Takie krowy adorują się wzajemnie we własnym, starannie dobranym, zamkniętym kręgu. Ileż tam musi być blasku! Byle tylko do walki krów nie doszło i nie pojawił się jakiś święty byk.)

środa, 16 listopada 2011

Łucja z Narni

Jak czytamy w opisie jej życia, już z mlekiem matki wyssała dar proroctwa i pobożności. W dzieciństwie została uleczona z ciężkiej choroby przez nieustanne wizje świętych. Zgodziła się na „białe małżeństwo”, ale ostatecznie opuściła męża, który ją katował – mimo iż wcześniej podpisał układ, potwierdzony powagą Stolicy Apostolskiej, że nie naruszy dziewictwa małżonki, widać rekompensował sobie niespełnione żądze seksualne sadyzmem. Łucja chodziła w nędznym odzieniu, gdyż swoje oddawała biednym, była nieustannie gnębiona przez demony, pościła, czuwała, modliła się. Została dominikańską tercjarką, otrzymała przenajświętsze stygmaty, zmarła w roku 1544, lat mając sześćdziesiąt. Pochowano ją w Ferrarze, w roku zaś 1710 odcięto jej nogę i przeniesiono do rodzinnej Narni. Jej wspomnienie obchodzi(ło?) się 16 listopada.

PS Narni, po łacinie Narnia, to miescowość w Umbrii.

wtorek, 15 listopada 2011

Czy to coś złego?

Przynoszę galaktyce pokój. Czy to coś złego? Daję ci moc ocalenia Padmé. Czy to coś złego? Zaatakowałem cię? Podałem ci narkotyki? Ktoś cię torturował? Mój chłopcze, ja proszę cię. Proszę cię, abyś zrobił to, co jest słuszne. (Palpatine do Anakina, “Revenge of the Sith”, by Matthew Stover.)

poniedziałek, 14 listopada 2011

Sezon na mgły

Homer pisze, że Thetis, matka Achillesa, morska bogini, wynurzyła się z szarych fal morskich jak mgła, ἀνέδυ πολιῆς ἁλὸς ἠΰτ᾽ ὀμίχλη (Iliada I:359). Tak oto owo wynurzenie wyobrażał sobie Wyspiański:


 Owszem, mgły bywają gęste, ale aż tak?

niedziela, 13 listopada 2011

Na rubieżach czasu

Nieużyteczny sługa zostanie wyrzucony w ciemności zewnętrzne, τὸ σκότος τὸ ἐξώτερον (dosłownie w ciemność zewnętrzną, ale liczba mnoga lepiej brzmi, lepiej oddaje 'przestrzeń' ciemności). W noc przed śmiercią Jezusa, Judasz Iskariota wychodzi z wieczernika, a Ewangelista podkreśla: A była noc (J 13:30). Z oświetlonej sali w mrok. W swojej „przypowieści” o wróblu, lecącym przez staroangielski dwór, Beda zaznacza, że na zewnątrz jest ciemność, w środku światło.

W swoim liście nt. kremacji biskupi zauważają, że pochówek ciała lepiej oddaje sen zmarłych, ich odpoczynek, i że jest to myśl biblijna (cf. 1 Kor 15:20; 1 Tes 4:13-15). Owszem, ale i proch, popiół ma biblijną wymowę; w raju Bóg mówi do Adama: Prochem jesteś i do prochu wrócisz (Rdz 3:19). Zastanawiam się, czy pewien lęk przed kremacją nie jest brakiem ufności w Boską wszechmoc: nasz Pan wskrzesić może każdą formę tego, co zostało z ludzkich zwłok, nie ma dla Niego nic niemożliwego. A czy ciało zabalsamowane, zakonserwowane nie przeczy owemu do prochu wrócisz? Nie jest to wszystko takie łatwe do zrozumienia i rozstrzygnięcia. Zostaje tradycja, ale czy jest to Tradycja, czy tylko tradycja?

I jeszcze ciekawostka: w 1556, w Kościele luterańskim w Danii, wprowadzono święto Przemienienia Pańskiego. Co ciekawe, wyznaczono mu miejsce, które, jeśli dobrze liczę, rzadko się pojawiało w roku liturgicznym: 27. niedziela po Trójcy Świętej albo 6. po Objawieniu (za Kennethem Stevensonem, Rooted in Detachment. Living the Transfiguration). Nie jestem pewien, czy liczenie „po Trójcy” jest właściwe, liczy się chyba „po Zesłaniu Ducha Świętego”, który to czas uzupełnia się niedzielami po Objawieniu, które się nie zmieściły przed Siedemdziesiątnicą, tak, aby na końcu była zawsze 24. niedziela po Zielonych Światkach?

sobota, 12 listopada 2011

11/11/11

Po przejrzeniu różnych serwisów informacyjnych nie mam wątpliwości, że wczorajsze wydarzenia na ulicach Warszawy pokazały, iż ludzie w tym kraju odznaczają się niesamowitym patriotyzmem...

Eukatastrophe

Każdy, kto zna Tolkiena, wie też doskonale, co to jest eukatastrophe, wie, że jest to niezbędny składnik baśni – bez eukatastrophe baśń nie istnieje. Tolkien swego rodzaju wzorzec widział we Wcieleniu, które jest eukatastrophe całej historii, a Zmartwychwstanie jest eukatastrophe Wcielenia. Ewangelia staje się prawdziwą, archetypiczną baśnią.

Eukatastrophe pojawia się też w psalmach błagalnych i lamentacyjnych: najpierw psalmista się skarży, omdlewa, jest na granicy śmierci, wyniszcza go choroba, gnębią nieprzyjaciele, a potem, zupełnie nagle, następuje zmiana, przejście do wielbienia i chwalenia Boga, które wynikają albo z nadziei w cierpieniu, albo już z doświadczenia po cierpieniu, jeśli psalm opowiada o przeszłości. Taka eukatastrophe jest we wszystkich psalmach tego typu, poza jednym.

piątek, 11 listopada 2011

Rocznica przeprowadzki

I zostawienia za sobą arcychrześcijańskich orków, Hunów i im podobnych.

Μεγαλύνει ἡ ψυχή μου τὸν κύριον,
καὶ ἠγαλλίασεν τὸ πνεῦμά μου ἐπὶ τῷ θεῷ τῷ σωτῆρί μου,
ὅτι ἐπέβλεψεν ἐπὶ τὴν ταπείνωσιν τῆς δούλης αὐτοῦ. 
ἰδοὺ γὰρ ἀπὸ τοῦ νῦν μακαριοῦσίν με πᾶσαι αἱ γενεαί·
ὅτι ἐποίησέν μοι μεγάλα ὁ δυνατός, καὶ ἅγιον τὸ ὄνομα αὐτοῦ,
καὶ τὸ ἔλεος αὐτοῦ εἰς γενεὰς καὶ γενεὰς τοῖς φοβουμένοις αὐτόν.
ἐποίησεν κράτος ἐν βραχίονι αὐτοῦ, 
διεσκόρπισεν ὑπερηφάνους διανοίᾳ καρδίας αὐτῶν·
καθεῖλεν δυνάστας ἀπὸ θρόνων καὶ ὕψωσεν ταπεινούς,
πεινῶντας ἐνέπλησεν ἀγαθῶν καὶ πλουτοῦντας ἐξαπέστειλεν κενούς.
ἀντελάβετο Ἰσραὴλ παιδὸς αὐτοῦ, μνησθῆναι ἐλέους,
καθὼς ἐλάλησεν πρὸς τοὺς πατέρας ἡμῶν, 
τῷ Ἀβραὰμ καὶ τῷ σπέρματι αὐτοῦ εἰς τὸν αἰῶνα. (Łk 1:47-55)

Myśli o Bożym Narodzeniu

W antyfonie do Benedictus in confessione beati Martini „exsultant angeli, laetantur archangeli”. W antyfonie do Magnificat in Nativitate Domini „canunt angeli, laetantur archangeli, exsultant iusti”.

A że obydwa święta związane są – przynajmniej tak chcielibyśmy – ze śniegiem, to wszyscy wiedzą. A i mak też się pojawia i tu, i tam.

czwartek, 10 listopada 2011

Ech...

Jak wytłumaczyć, że wszystkie języki indoeuropejskie pochodzą z tego samego źródła? Że polskie być, greckie φύω, angielskie to be, łacińskie fui są ze sobą pokrewne, mają wspólnego przodka? Coraz bardziej czuję, że nie potrafię.

Coraz bardziej się martwię, że uczę źle. Coraz gorzej. Nie tak dobrze, jak piętnaście lat temu.

Może powinienem robić anonimowe ankiety wśród moich uczniów? A może powinienem przestać uczyć?

środa, 9 listopada 2011

Sion sancta Christum suscepit: in dedicatione basilicae Lateranensis

Z psalmu 122 (121), dwa piękne wersy (4. i 5.), które bardzo lubię:

ἐκεῖ γὰρ ἀνέβησαν αἱ φυλαί, φυλαὶ κυρίου μαρτύριον τῷ Ισραηλ τοῦ ἐξομολογήσασθαι τῷ ὀνόματι κυρίου· ὅτι ἐκεῖ ἐκάθισαν θρόνοι εἰς κρίσιν, θρόνοι ἐπὶ οἶκον Δαυιδ. (LXX)

Illic enim ascenderunt tribus, tribus Domini, testimonium Israhel ad confitendum nomini Domini, quia illic sederunt sedes in iudicium, sedes super domum David. (Wulgata)

Tam wstępują pokolenia, pokolenia Pańskie, aby zgodnie z prawem Izraela wielbić imię Pana. Tam ustawiono trony sędziowskie, trony domu Dawida. (przekład wg LG)

Powinienem jeszcze po hebrajsku napisać, ale nie będę udawał, że znam ten język na tyle, żeby swobodnie się nim posługiwać.

Drogocennym kamieniom niebiańskiego Jeruzalem nadawano mistyczne znaczenie. Szafir to prostota serca i nadzieja, szmaragd to wiara, chryzolit oznacza mądrość, topaz to dusza oddana kontemplacji... Kamień, który najbardziej lubię, i z zapałem kolekcjonuję, to beryl. Ten ma oznaczać pragnienie roztropnych (lub inteligentnych, szybko myślących, w pozytywnym znaczeniu). W moim przypadku się to nie sprawdza.

PS Sion sancta. Po łacinie rodzaj żeński, jako że to miasto. Nowicjusze już znają wierszyk, z pokolenia na pokolenie przekazywany, który pozwala zapamiętać tę regułę: Drzewa, kraje, wyspy, miasta / mają rodzaj jak niewiasta.

wtorek, 8 listopada 2011

Słowo i obraz

Jeśli się nie mylę, klasztor św. Katarzyny na górze Synaj to jedyne na Bliskim Wschodzie chrześcijańskie miejsce, które nigdy nie zostało zdobyte przez pogan lub muzułmanów. To także miejsce niesamowitego połączenia ikony i Słowa, Tradycji i Pisma.

To właśnie tam Tischendorf znalazł (i ocalił przed spaleniem) najstarszy znany nam kodeks z pełnym tekstem Nowego Testamentu po grecku, z 4. wieku. Tutaj można ten kodeks, Codex Sinaiticus, niesłychanie ważny dla filologów, którzy pracowali nad wydaniem tekstu Nowego Testamentu, obejrzeć, jeśli ktoś nie miał szczęścia zobaczenia go w British Museum.

Także tam zachowały się jedne z najstarszych ikon, nietknięte przez ikonoklastów, jak chociażby ten słynny Pantokrator z 6. wieku.

poniedziałek, 7 listopada 2011

Poczucie humoru

Znana, jak sądzę, wielu siostra Wendy Beckett tak pisze w swojej książce “Real Presence. In Search of the Earliest Icons”: Mojżesz ośmielił się zapytać Boga o imię, głupia prośba, bo nazwać znaczy ogarnąć, a Bóg jest zupełnie innego rodzaju bytem, którego nie da się dopasować do jakichkolwiek ludzkich kategorii. Bóg odpowiedział Mojżeszowi z Boską ironią. Powiedział, że Jego imię to JHWH (…) Tego słowa, jak się zdaje, nie można przetłumaczyć. Hebraiści mówią nam, że znaczy ono 'Ja jestem' albo 'Ja będę', a nowe angielskie tłumaczenie Biblii daje przekład 'Jestem, Kim Jestem' (I Am Who I Am). W ten zagadkowy sposób próbuje się powiedzieć, że Bóg jest czystym Byciem [wolę taki przekład niż 'Byt', lepiej odpowiada biblijnemu myśleniu – MLM], niepojętym dla ludzkości.

Boska ironia. W przeciwieństwie do diabła, Bóg ma poczucie humoru. Ironia wprawdzie kojarzy się nam z pewną złośliwością, ale tu mówimy o Boskiej ironii, różnej od ludzkiej, tak jak Bóg jest Byciem zupełnie różnym od ludzkiego. Czy rozmowa Jezusa z Syrofenicjanką, ta o szczeniętach i okruchach, nie pokazuje nam Boskiego poczucia humoru, z jakim Jezus zareagował na bystrą odpowiedź tej kobiety? A Wielkanoc? Wszystko się skończyło, Jezus umarł, przegrał... A tu nagle Wielka Noc, największy dowcip, jaki Bóg zrobił diabłu i całemu światu. Śmieje się Ten, który mieszka w niebie.

A skoro już wspomniałem o Boskim imieniu: W 2008 watykańska Kongregacja ds. Kultu Bożego, na polecenie Benedykta XVI, zakazała używania imienia JHWH (nawet nie wiemy, jak je prawidłowo wymawiać!) w liturgii, a zastąpić je słowem 'Pan', na wzór hebrajskiego Adonai (w polskiej liturgii, zdaje się, problemu nie ma). Papież zmienił imię Boga, krzyczano. Jak można zmienić imię, którego tak naprawdę nie znamy? Warto pamiętać, że w jednej ze starych adwentowych antyfon Bóg jest wzywany właśnie jako Adonai, a antyfona mówi o Mojżeszu i krzewie gorejącym – tam przecież zostało objawione imię JHWH. Nieznany nam z imienia twórcy antyfony (być może Amalariusz?) wiedział, czy może wyczuł, że nie można użyć JHWH, skoro nawet Żydzi nigdy tego imienia nie wymawiali (gdybyśmy wiedzieli, jak je wypowiadał raz do roku arcykapłan w Świętym Świętych...). Ale wiedział też, lub – znowu – wyczuł, że w tym kontekście Dominus nie będzie odpowiednie.

I jeszcze osobiste wspomnienie związane z imieniem Boga. Śp. prof. Świderkówna mówiła, że przekład Jestem, który jestem (Wj 3:14)  jest zły, i tylko 'który' jest w nim dobrze przełożone. Mówiła to zawsze jakby dając do zrozumieniaja wiem lepiej”, i uważała, że dobry przekład to 'jestem Tym, który jest dla was, jest z wami'. Nie zgadzam się z tym. Jest to jeden z możliwych przekładów, nie 'jedyny poprawny'. Nie jestem hebraistą, nie była też hebraistką pani Świderkówna, dlatego opieram swą wiedzę na komentarzach specjalistów, biblistów znających dobrze język hebrajski. Owszem, Bóg objawia się jako Ten, który jest blisko swego ludu, ale też jako Ten, który sprawia, że coś zaczyna istnieć, albo Ten, który istnieje. Septuaginta ma Ja jestem Ten będący (także w Apokalipsie św. Jan używa tego zwrotu, np. Ap 1:4). Wszystko to zawarte jest w owym ehje aszer ehje z Wj 3:14, a 'Jestem, który jestem' to po prostu literalny przekład, do którego dopiero możemy dodawać interpretacje. W żadnym wypadku, moim zdaniem, nie jest to przekład błędny, jest jednym z możliwych. Imię Boga, mimo wszystko, pozostaje zagadką, nad której rozwiązaniem trudzą się bibliści. I może lepiej, żeby tą zagadką, z różnymi, niewykluczającymi się, odpowiedziami, zostało. τίς οὐ μὴ φοβηθῇ, κύριε, καὶ δοξάσει τὸ ὄνομά σου; (Ap 15:4)

niedziela, 6 listopada 2011

Mediae noctis tempus est

Tak zaczyna się hymn nocnego oficjum, znany już Cezaremu z Arles (jego autorem był, być może, Nicetas z Remesjany, autor – znowu, być może – Te Deum), który i obecnie, podzielony na dwie części, używany jest w liturgii. A dokładniej, w łacińskim oryginale Liturgii Godzin, w nocnym oficjum niedziel i poniedziałków II i IV tygodnia; w polskim przekładzie go nie ma (czemu mnie to już nie dziwi?). Pierwsza część mówi o północy w Egipcie, kiedy krew baranka ocaliła Izraelitów (nos verus Israel sumus, napisał Nicetas), druga – o północy i dziewicach mądrych oraz głupich z Mateuszowej Ewangelii.

Św. Hilary objaśnia w komentarzu do Ewangelii według Mateusza: Lampy oznaczają blask dusz, które zajaśniały przez sakrament chrztu. Oliwa to owoc dobrych uczynków. Naczynia to ludzkie ciała. Wesele to przybranie się w nieśmiertelność. Spóźnienie Oblubieńca to czas dany na pokutę. Sen, w który zapadły czekające panny, to spoczynek wierzących i śmierć doczesna. Głos w środku nocy to trąba archanioła, poprzedzająca Paruzję, o czym pisze św. Paweł, budząca wszystkich, także zmarłych, na owo Przyjście Pana. Dziewice biorą lampy – dusze wracają do ciał. Ich światło to blask czystego sumienia. Roztropne dziewice to te, które za życia na ziemi przygotowały się na przyjście Pana. Głupie – troszczyły się tylko o sprawy doczesne (cf. 1 Kor 7:34).

Quare vigilemus sobrie,
gestantes mentes splendidas,
advenienti ut Iesu
digni curramus obviam.

Obrazka nie będzie, mogłaby być lampka oliwna, ale uznałem, że zbyt banalne.

PS Za to będzie przekład tej części wspomnianego hymnu, która nawiązuje do dzisiejszej Ewangelii. Przekład robiony dosłownie na kolanie, stąd prośba o wyrozumiałość. 

Już noc dosięgła swej połowy:
jak Ewangelia zapowiada,
Pan młody przyjdzie o północy,
On stwórcą jest królestwa niebios.

Dziewice święte biegną śpiesznie,
by spotkać Tego, co przychodzi:
w ich dłoniach lampy jaśniejące,
ich serca pełne są radości.

Lecz głupie panny pozostały,
ich lampy zgasły w mrokach nocy;
pukają w bramę, lecz na próżno:
zamknięty już królewski pałac.

Czuwajmy przeto zawsze trzeźwi,
niech dusze jasnym blaskiem płoną,
niech godnym każdy z nas się stanie,
by spotkać Pana, kiedy przyjdzie.

Co do trzeźwości czuwania, to rozumieć należy ją jak najbardziej dosłownie. Nicetas w jednym ze swoich dzieł, traktującym o wigiliach, o nocnych modlitwach, podkreśla, że należy zachować w ich czasie abstynencję. Widać zdarzało się, że na rozgrzewkę wierni (lub mnisi?) przynosili małe co nieco.

sobota, 5 listopada 2011

Niedoszły dominikanin

Idiotyzm niektórych dziennikarzy i komentatorów jest przerażający. Erazm z Rotterdamu miałby o czym pisać.

Kolejny raz oskarża się Szymona Hołownię o to, że jest niedoszłym dominikaninem. Robi się z tego faktu potężny argument przeciwko niemu. Nie został dominikaninem, hańba, potępić go i zmieszać z błotem, obtoczyć w smole i pierzu etc., etc.

Owszem, Hołownia był w nowicjacie dominikanów. Owszem, zrezygnował z niego. I jeszcze raz 'owszem': nie zrobił niczego niezwykłego. Nowicjat jest czasem próby, temu między innymi służy, aby rozpoznać wolę Bożą co do swojego pobytu w zakonie. Zawsze ktoś odchodzi. Zawsze jest to dla mnie, jako dla nauczyciela, smutne, tak po ludzku, bo tracę kogoś, kto był mi – przez fakt bycia uczniem – bliski jak rodzina. Mistrz nowicjatu często mówi, że to było dobre odejście. Ktoś poznał wolę Bożą i zrozumiał, że tu i teraz nie jego miejsce. Może w innym 'teraz'. Metod ana wat, jak pisał staroangielski poeta, Stwórca jeden wie. Nie oskarża się takiej osoby, nic złego ona nie robi. Szuka. Próbuje. Pyta. Sprawdza, czy da sobie radę w zakonie. Słucha opinii mistrza nowicjatu. Pierwsze śluby, wiążące z Bogiem i zakonem, składa się na koniec nowicjatu.

Nie umiem jaśniej wytłumaczyć, że odejście z nowicjatu – i nie zostanie wskutek tego dominikaninem – nie może być używane jako oskarżenie, jako argument przeciwko jakiejś osobie, w tym przypadku – przeciw Hołowni. Gdyby odszedł po ślubach wieczystych, po święceniach, po kilku latach w zakonie – to co innego.

Dawno temu już o tym pisałem, i pewnie jeszcze kilka razy trzeba będzie... Bóg tylko może uleczyć rozmaitych pismaków z głupoty.

(Dla zainteresowanych: nie jestem znajomym Szymona Hołowni, nie znam go nawet osobiście. Krew mnie jednak zalewa – jak najbardziej dosłownie, świadectwem moja chusteczka – kiedy ktoś pisze o byciu niedoszłym dominikaninem, nie mając zielonego pojęcia o nowicjacie, ślubach zakonnych etc.)

Jak one te ludzie brudzo...

... to opadajo rence.

Huan jest śmieciarzem. Niestety. Gotów jest podnieść wszystko: papier, chusteczkę, szyszkę, foliową torebkę, plastykowy kubek, kawałek sznurka, wstążkę... Niestety, także wszelkie resztki jedzenia. Dobrze, że kupy go nie interesują.

A wszystkie te śmieci łatwo znaleźć na trawie i na chodniku. Kawałki kanapek i pizzy, kości z kurczaka, spleśniałą od długiego leżenia kiełbasę... Często nawet ładnie zawinięte w firmową serwetkę. Wokół same banki, luksusowe budynki, czasami, w czasie przerwy obiadowej, spacerują panowie w garniturach i panie na szpilkach, woniejący na kilka metrów wodami toaletowymi, i żrą te swoje luksusowe kanapki i panierowane kurczaki, a ogryzione resztki wraz z serwetkami... Po co szukać kosza na śmieci, w końcu to dwa metry do przejścia! Nie prościej rzucić na trawę albo pod samochód? Przecież ktoś to pewnie sprzątnie, a jak nie sprzątnie... Też się nic nie stanie. Zresztą, za eleganccy jesteśmy, żeby wyrzucać śmieci. Co ludzie powiedzą...

piątek, 4 listopada 2011

Ułamki sekund

W tej samej chwili, chcąc nie chcąc, zaczęły biec.

(…) Królowa poruszała się tak szybko, że [Alicja] zaledwie mogła dotrzymać jej kroku, lecz Królowa ciągle wołała: – Prędzej! Prędzej! – Alicja czuła, że prędzej już nie może, lecz brakowało jej tchu, żeby to wypowiedzieć.

     Ale najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że drzewa i reszta otoczenia w ogóle nie zmieniały miejsca: bez względu na to, jak szybko pędziły, nie mijały niczego. (…) Królowa uniosła ją i oparła plecami o drzewo, mówiąc łagodnie: – Możesz odpocząć trochę teraz.
     Alicja rozejrzała się z ogromnym zdumieniem. – Jak to, przecież jestem pewna, że przez cały czas stałyśmy pod tym samym drzewem! Wszystko jest takie samo, jak było!
     – Oczywiście, że jest – powiedziała Królowa. – Czy chciałabyś, żeby było inaczej? (…) Tu, jak widzisz, trzeba biec tak szybko, jak się potrafi, żeby zostać w tym samym miejscu. Jeżeli chce się znaleźć w innym miejscu, trzeba biec co najmniej dwa razy szybciej! (Lewis Carroll, O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra. Tłum. M. Słomczyński)


[Karty zbliżeniowe] to ułatwienie dla klientów ceniących szybkość obsługi, którzy często płacą za zakupy bezgotówkowo – przekonuje Agnieszka Kubajek z departamentu komunikacji banku Millenium. (Metro, piątek-wtorek 28 października-1 listopada 2011)

Prędzej! Prędzej!

czwartek, 3 listopada 2011

Radio Maryja

Słucham tam czasami Godzinek. Bo są pięknie śpiewane, tchną pięknem i potęgą Najświętszej Dziewicy, która jest Rodzicielką łaski i Wszechmocą błagającą. Piękno i potęga, które wywołują drżenie.

Przez Cię władza piekielnych mocarzów stajała. W 34. księdze Piekła Dante widzi Lucyfera, tkwiącego do połowy w lodzie, wytwarzanym, nota bene, przez jego własne skrzydła. Do rewelacji Dantego trzeba wprawdzie podchodzić z więcej niż grano salis, niemniej ten obraz jest ciekawy: zamiast piekielnego ognia (który pojawia się w innych częściach piekła) jest lodowate zimno.

Przypadkiem

Nie wiem, czy książka Szymona Hołowni i Marcina Prokopa jest już dostępna, przypadkiem natrafiłem na – jak sądzę – cytat z niej. Wam się wydaje, mówi Hołownia, że jesteście tacy mądrzy, że nawet szatana możecie wziąć w karby, czyniąc zeń powolną pensjonarkę. Chłopcy, nie wiecie, w co się bawicie.

Zupełnie przypadkiem zobaczyłem w TV program o różnych gwiazdach Hollywood, aktorach i reżyserach, i słynnych muzykach rockowych, którzy – no właśnie, bawili się. Niektórzy mieli kontakt z tzw. kościołem szatana, inni zbytnio wczuwali się w swoje filmowe role, jeszcze inni igrali z okultyzmem i ze zmarłymi. Na ile prawdziwy, poważny, był ten program, nie wiem, być może częściowo było to gonienie za sensacją. Jednak... Coś się działo. Klątwy, morderstwa, nagłe zgony... Diabeł nie żartuje, nie ma poczucia humoru. I jest potężniejszy, niż się to wielu wydaje. Nie jest potężniejszy od Boga i Jego świętych w niebie, ale z pewnością potężniejszy od każdego z nas. I bardzo inteligentny, jak szczury czy wrony, umie przetrwać, umie atakować. Umie straszyć, przerazić tak, że otwieramy przed nim umysł: bez naszego zaproszenia wejść nie może. Nie można go lekceważyć.

Ale trzeba też pamiętać, że tylko Jezus jest Panem, że na Jego imię zgina się kolano także istot podziemnych (Flp 2:10), że na krzyżu wyrwał zdobycz piekła, Tartaru (cf. hymn Vexilla regis). Pamiętać, że między cierniem lilija kruszy łeb smokowi. Że archanioł Michał zadał klęskę szatanowi. Nie własną siłą człowiek zwycięża, jak śpiewała Anna, matka Samuela (1 Sm 2:9).

Patrzcie! – krzyknął [Aragorn] i schyliwszy się podniósł z ziemi czarny płaszcz, dotychczas nie zauważony w ciemnościach. Na wysokości mniej więcej stopy od rąbka materiał był przecięty. – Oto ślad miecza naszego Froda – rzekł. – Obawiam się, że to jedyna szkoda, jaką wyrządził swojemu przeciwnikowi. Miecz bowiem nie jest uszkodzony, ostrze zaś, które by drasnęło straszliwego króla, musiałoby zniszczeć. Bardziej zabójczo podziałało na niego imię Elbereth. (JRR Tolkien, Władca Pierścieni)

A to znak egzorcyzmu mnichów syryjskich, jakiego nauczył mnie o. Stanisław Przepierski OP. Zapisane w formie krzyża ICHTHYS, czyli skrót od greckiego Jezus Chrystus Boga Syn Zbawca. Tylko Jezus jest Panem.


środa, 2 listopada 2011

Każdy

Każdy musi umrzeć. Nawet ja umarłem. (Aslan do Łucji) (Jeśli dobrze pamiętam.)

Pamięć o umarłych

To, co widać na poniższych filmach, to, rzec można, japoński „dzień zaduszny”, Tōrō nagashi, czyli ostatni dzień święta Bon, w którym wspomina się zmarłych. Święto przypada latem, zatem zupełnie inaczej niż w europejskim kręgu kulturowym. Na wodę puszcza się papierowe lampiony ze świecami. Przyznać trzeba, że wygląda to niesamowicie. 

W tym zaś kraju znicze są coraz bardziej wymyślne i coraz brzydsze. Z dzieciństwa pamiętam takie najprostsze, w glinianych miseczkach, później także w szklanych, bez żadnych pokrywek, wzorków, olejowych wkładów i wymyślnych nazw (podobno są znicze o nazwie Siostra Faustyna albo Święty Michał). Coraz rzadziej można je znaleźć.


Czasami ludzie mówią o grobie 'pomnik'. Postawiła mu pomnik, mówią, z granitu. Pomnik od 'pomnieć', czyli 'pamiętać'. Po grecku grób to μνημεῖον, od czasownika μιμνήσκω, który znaczy 'pamiętać'. Miejsce pamięci o umarłym.

wtorek, 1 listopada 2011

O jedno 'alleluja' za daleko?

Polski przekład Liturgii Godzin ma tendencję do gubienia alleluja przy antyfonach (chociaż czasami działa w drugą stronę: dodaje tam, gdzie w oficjalnej wersji łacińskiej ich nie ma) w tomach trzecim i czwartym.

Weźmy chociażby dzisiejszą jutrznię: pierwsza antyfona psalmodii ma po łacinie dodane alleluia, w polskiej wersji go nie ma. 11. listopada, dzień św. Marcina: druga i trzecia antyfona psalmodii mają alleluia w wersji łacińskiej, w polskim przekładzie ich brak.

I nieszpory niedzieli 2. tygodnia w okresie zwykłym mają alleluia przy każdej antyfonie psalmodii, ale tylko w wersji łacińskiej.

Antyfona do Benedictus na rocznicę poświęcenia kościoła: po łacinie jest  na końcu alleluia, po polsku nie ma. Antyfona do Magnificat w II nieszporach Bożego Ciała, słynne O sacrum convivium: po łacinie kończy się alleluia, po polsku nie. Wreszcie, wiele antyfon do Magnificat i Benedictus dla niedziel okresu zwykłego ma po łacinie alleluia, którego po polsku nie uświadczysz.

Dlaczego? Tłumacze nie umieli przetłumaczyć? Drukarze zgubili? Liturgiści uznali za niewłaściwie? Kolejny przykład poprawek w polskim przekładzie brewiarza.

A skoro już o antyfonach... Nie podoba mi się pewien zgrzyt: antyfona do Benedictus z dnia Wszystkich Świętych, 1. listopada, jest identyczna z responsorium oficjum czytań z Dnia Zadusznego, 2. listopada (tyle że bez 'alleluja'): Sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swojego. Wierzymy, że zmarli, za których się modlimy, zajaśnieją kiedyś tak, jak święci, którym oddajemy cześć dzisiaj, to prawda, a jednak... Coś mi tu zgrzyta. Zbyt nagły przeskok.

Katharsis

1. listopada dwa razy w liturgii mszalnej mowa o czystym sercu: w psalmie i w Ewangelii. Co to jest czystość serca?

W języku religijnym czystość na ogół kojarzy się ze sferą seksualną, z przykazaniem szóstym – kategoria grzechów de sexto. Ale w Piśmie to coś więcej, o wiele więcej.

Psalmista nie mówi o ludziach, którzy żyją w celibacie. Jezus nie mówi o takich, którzy nawet kąpią się po ciemku, żeby przypadkiem nie obudzić w sobie cielesnej pożądliwości. Człowiek czystego serca wstąpi na górę Pana, tam, gdzie sam Bóg mieszka, i zobaczy Boga. Zdolność widzenia Boga. Można wyobrazić sobie zwierciadło: jeśli jest zabrudzone, niewypolerowane, niewiele w nim widać. Bóg nie może się w nim odbić. Czystość serca ma być nie tyle wolnością od seksualności, co przejrzystością, zdolnością zobaczenia Boga, odbicia Jego oblicza. Wszystko, co uniemożliwia to widzenie, jest nieczyste i złe.

Ewangeliczni czystego serca to οἱ καθαροὶ τῇ καρδίᾳ, dosłownie czyści sercem, czyści pod względem serca. κάθαρσις to, według Arystotelesa, oczyszczenie przez litość i trwogę, dzięki uczestniczeniu w wystawianej na scenie tragedii, która, nominalnie, była aktem liturgicznym.

Oczyszczanie serca to powolne wyzbywanie się wszystkiego, co uniemożliwia widzenie Boga, więcej, co uniemożliwia Bogu zamieszkanie w nas. Każdy musi w sobie zobaczyć to, co sprawia, że zwierciadło jego serca daje zamazany obraz naszego Pana. Dla każdego będzie to coś innego. Ewangelia i listy Pawłowe podają listy tego, co zanieczyszcza człowieka, co wychodzi z jego serca, zasłania widzenie Boga w tym zwierciadle, w jakim widzieć Go możemy na ziemi: jest to nie tylko porubstwo, ale i zazdrość, głupota, gniew (vide Mk 7:21sq; Ga 5:19-21, etc.)

Święta Maryja jest zwierciadłem sprawiedliwości, Bóg odbija się w Niej najdoskonalej, także w swej sprawiedliwości: nie ma w Niej niczego, co mogłoby się Bogu nie podobać, co wymagałoby jakiegoś wynagrodzenia, oczyszczenia. Kiedyś czytałem, że w dniu Sądu przestanie Ona być Matką miłosierdzia, będzie już tylko Zwierciadłem sprawiedliwości, najdoskonalszym odbiciem Boga, jedyną bezpieczną w tym przerażającym dniu, kiedy Bóg będzie sądził świat przez ogień, jak przypominają teksty Dnia Zadusznego.

Oto pokolenie tych, którzy szukają oblicza Boga Jakuba (Ps 24:6). Nie boją się umrzeć, wszak zobaczyć Boga twarzą w twarz – to znaczy umrzeć, jak mówił Bóg Mojżeszowi.