poniedziałek, 28 lutego 2011

Tylko greka

Na zajęciach z łaciny, w ramach odprężenia po sprawdzianie z rzeczowników deklinacji III, zajęliśmy się w nowicjacie alfabetem greckim. Było to zresztą na wyraźną prośbę braci z jednej z grup (tej od Dydony, nie tej od zioła). Podałem litery, powiedziałem o dwugłoskach, przydechach i akcentach, napisałem zdanie z Platona, a wtedy jeden z braci zapytał: A pan woli łacinę czy grekę? Odpowiedź nie wymagała zastanawiania się, jest oczywista: wolę grekę. Dlaczego? Trudno wytłumaczyć, estetyka lingwistyczna, przyjemność lingwistyczna po prostu. Dźwięk, barwa słów, gramatyka... Coś, czego nie znajduję w żadnym ze znanych mi języków. Nawet w staroangielskim. Nawet w gockim. Greka ma „to coś”. Łacina przy niej wysiada, nawet w wymowie restytuowanej. To greka jest dla mnie świętym językiem. Nigdy właściwie nie wydawała mi się szczególnie trudna, ani w szkole, ani na studiach. Oczywiście, w nauce greki są i mniej ciekawe momenty, jak np. lektura Ksenofonta czy Tukidydesa, ale nawet u nich zostaje urok samego języka.

Ciekawym, jak greka pójdzie chłopakom z poprzedniego nowicjatu w Krakowie. Póki co, czekają, jest jakieś opóźnienie w rozpoczęciu zająć, a rektor Kolegium nastraszył ich, że greka jest bardzo trudna, że to najtrudniejszy język, jakiego się kiedykolwiek uczył. Niesłusznie. Wielka szkoda, że już greki nie uczą w szkołach...

niedziela, 27 lutego 2011

A mark, a yen, a buck or a pound is all that makes the world go around...

Chyba wszyscy moi znajomi mają jakieś oszczędności, z jakichś godzin zleconych, bankowych inwestycji etc. Mnie się nigdy nie udaje zaoszczędzić więcej niż na miesiąc, dwa tygodnie... a o moja finanse bardziej się troszczą karmelitanka i dominikanin niż ja sam – nie mam do tego głowy, a oni zawsze mają pomysł, skąd wziąć jakieś pieniądze. Może dlatego, że są w zakonach żebraczych? (Have you noticed the (etymological) ambiguity of ‘savings’?)

W przekładzie Ewangelii, używanym w liturgii, nasz Pan mówi: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie (Mt 6:25). Nie wiem, skąd tłumacz wziął owe ‘zbytnio’, bo tekst Ewangelii mówi: Nie martwcie się, nie denerwujcie się, nie niepokójcie się. Spojrzenie na lilie uzmysławia nam, jak bogaty jest Bóg. (Powinienem tu napisać o etymologii ‘Boga’, ale już kiedyś pisałem, nie będę się powtarzał.)

PS Pani Grauerowa, która uczyła mnie muzyki, powiedziała kiedyś, że woli sobie kupić książkę niż jakiś ciuch, i zaraz zaczęto w szkole mówić, że musi mieć naprawdę dużo książek w domu – podejrzewam, że o mnie gadają podobnie.

(I hope you don’t behave like a fat little pastor.)

sobota, 26 lutego 2011

O głupocie arcykatolików i odwadze braci dominikanów

Dwóch braci odeszło z nowicjatu. Z punktu widzenia niepokalanych-we-własnej-opinii arcykatolickich publicystów, o których wspominałem, kiedy blog był na innym forum, a którzy nie mają żadnego pojęcia o zakonnym życiu, konstytucjach i kanonicznym prawie, są zdrajcami Kościoła. Kto jednak zada sobie trud, żeby pomyśleć, rozumie, że niczego nie zdradzają, tylko szukają drogi swojego powołania – temu, między innymi, ma służyć nowicjat: rozpoznaniu. Próba rozpoczęcia zakonnego życia wymaga wielkiej odwagi – dlatego z podziwem i szacunkiem patrzę na wszystkich moich dominikańskich uczniów, na różnych etapach ich drogi. Ale opuszczenie nowicjatu też odwagi wymaga – przyznania przed sobą i przed innymi, że Pan ma inne plany, że wyznacza ścieżkę, która nie prowadzi (lub jeszcze nie prowadzi) do braci kaznodziejów.

Każde odejście jest smutne, ale też każde jest tajemnicą, znaną tylko Temu, który naszym jest Panem. Modlić się trzeba za tych, którzy chcą się postawić na Jego miejscu i wyrokować o wierności bądź niewierności innych: oświeć, Panie, ich oczy, aby nie zasnęli w śmierci.

piątek, 25 lutego 2011

Kręć się, Przeznaczenie, wić się tobie, wić...

Wyrd bið ful aræd, mówi anonimowy staroangielski poeta (Exeter Book, 76v). Wyrd, tłumaczone jako los, przeznaczenie, fatum. Pojęcie przeznaczenia zawsze jest ciekawe, w każdym języku i w każdej kulturze. Grecka mojra związana jest z dzieleniem, łacińskie fatum – z mówieniem, wyrd zaś – ze stawaniem się, weorþan, a etymologicznie – z obracaniem się (cf. łacińskie vertere czy sanskryckie vártate – nasze ulubione czasowniki). Ciekawy obraz, i, jeśli do przyszłego tygodnia nie zapomnę, jeszcze o nim napiszę. Tyle mam jeszcze rzeczy do napisania na niedzielę, a siły coraz mniej i mniej...

Spóźniony kielich

23 lutego wspominaliśmy św. Polikarpa, męczennika, biskupa Smyrny, ucznia św. Jana Apostoła, a nauczyciela św. Ireneusza. Przed śmiercią Polikarp modli się dziękczynną modlitwą, zwróconą do Tego, który jest Bogiem Wszechwładnym (Pantokratorem), Ojcem swego ukochanego Sługi (bardzo stare określenie judeochrześcijańskie), Jezusa. Polikarp nazywa Boga Bogiem aniołów, mocy i całego stworzenia, i dziękuje Mu za to, że pozwolił mu mieć udział w kielichu Chrystusa, dla (na, ku) zmartwychwstania duszy i ciała w niezniszczalności, która pochodzi od Ducha Świętego. Polikarp mówi, że przez Jezusa, Sługę Boga, otrzymaliśmy poznanie Boga, ἐπίγνωσιν εἰλήφαμεν. εἰλήφαμεν, otrzymaliśmy, to greckie perfectum,  oznacza zatem trwały stan – w poznaniu Boga się trwa, ma ono być czymś stałym.

W opisie męczeństwa św. Polikarpa podana jest jego data: 23 lutego, ok. godziny drugiej po południu, kiedy panował jako król Jezus Chrystus. Kiedyś wspominano św. Polikarpa – nie mam pojęcia, dlaczego – 26 stycznia, tuż po święcie Nawrócenia św. Pawła, z którym Polikarp żadnych związków raczej nie miał. Oczywiście, zdarza się, iż wspomnienie jakiegoś świętego przypada w dniu innym niż jego dies natalis (chociażby św. Jadwigę królową – też nie wiem, dlaczego – wyrzucono z lipca na czerwiec), ale to raczej wyjątkowe sytuacje. Sądzę, że zawsze lepiej czcić świętego w dniu, w którym narodził się on do wiecznego życia, do owej niezniszczalności, która daje Duch Święty, Ten sam, przez którego Ojciec wskrzesił z martwych swego Sługę, Jezusa.

środa, 23 lutego 2011

K? C? E? Aj?

Tak się dziś złożyło, że wspomniałem na grece prof. Jerzego Manteuffla, który jest – jeśli można tak powiedzieć – moim naukowym dziadkiem. Wiele osób wie, że prof.  Manteuffel jako jeden z pierwszych w tym kraju zajmował się papirologią. Niewielu jednak wie, że – również jako jeden z pierwszych – propagował tzw. wymowę restytuowaną języka łacińskiego, co wywołało niemal zgorszenie woźnego uniwersyteckiego w czasie pewnej promocji doktorskiej.

Ponieważ mało kto z, powiedzmy, laików wie, na czym polega wymowa restytuowana, podam (z pewnymi uproszczeniami) zapis takiej wymowy na przykładzie tekstu dobrze znanego, jako że (przynajmniej kiedyś) każdy uczył się go w szkole na pamięć, a mianowicie pierwszych zdań „Wojny gallijskiej” Cezara.

Gallia est omnis diłisa in partes tres, kłarum unam inkolunt belgaj, aliam akłitani, tertiam kłi ipsorum lingła keltaj, nostra galli appellantur. hi omnes lingła, institutis, legibus inter se differunt. gallos ab akłitanis garunna flumen, a belgis matrona et sekłana diłidit. horum omnium fortissimi sunt belgaj, propterea kłod a kultu atkłe humanitate prołinkiaj longissime absunt minimekłe ad eos merkatores sajpe kommeant...

wtorek, 22 lutego 2011

Dał im Bóg ducha histerii?

Z moich ostatnich rozmów ze znajomymi angielskimi i polskimi wynika, że wiele osób dostrzega pewną cechę, typową dla tzw. tradycjonalistów: skłonność do histerii. Istotnie, w wielu ‘tradycjonalistycznych’ wypowiedziach – czy to w sieci, czy w prasie – pobrzmiewa histeria. Co ciekawe, większość – jeśli nie wszyscy – z owych wypowiadających się tzw. tradycjonalistów to mężczyźni (albo brak u nich kobiet, albo spełniają jeden z postulatów św. Pawła?), zatem macicy nie posiadają...

niedziela, 20 lutego 2011

Święci zapoznani, święci nieznani (x)

Św. Krzysztof (jeżeli w ogóle istniał) nie jest właściwie świętym zapoznanym, często można zobaczyć jego wizerunki w samochodach, gdyż czczony jest jako patron kierowców. (Prawdopodobnie wzięło się to z popularnego przekonania, że ten, kto zobaczy danego dnia wizerunek św. Krzysztofa, nie umrze w tymże dniu. Może ktoś kiedyś prowadził badania, czy ci, którzy giną w wypadkach samochodowych, mają w swoich autach obrazek św. Krzysztofa?) Niemniej jednak, postanowiłem o nim napisać z dwóch powodów. Primo, w moim życiu ważną rolę odgrywa trzech Christopherów, odpowiednio: Chris I, Chris II i Chris III. (Oprócz nich znajdzie się jeszcze kilku Krzysztofów wśród moich uczniów.) Secundo, jego żywot znajduje się w manuskrypcie, który zawiera „Beowulfa”. Ten manuskrypt nieustannie budzi zaciekawienie uczonych, różne są teorie co do jego powstania – obok „Beowulfa” i historii św. Krzysztofa mamy w nim jeszcze poemat o biblijnej Judycie, „Cuda Wschodu” (z kolorowymi obrazkami!) i (fikcyjny) „List Aleksandra do Arystotelesa”. Zestawienie, zaiste, ciekawe. Niektórzy uważają, że wszystkie te teksty mówią o jakichś potworach (Beowulf walczy m.in. z Grendelem i ze smokiem, w historiach ze Wschodu pojawiają się różne dziwaczne stwory; zagadka: kto znajdzie potwora przy Judycie?) – Krzysztof bowiem, według legendy, był olbrzymem, a czasami przedstawiany jest też w sztuce z psią głową. Inni z kolei uważają, że owa antologia staroangielska jest dziełem przypadku. I tak się będą spierać aż do końca świata.

Najbardziej chyba znana historia, związana z tym świętym, mówi o Dzieciątku Jezus (jak mawiają niektórzy księża, Dzieciątku Pan Jezus), które Krzysztof miał przenieść na własnych ramionach przez rzekę. Dziecię okazało się przeraźliwie ciężkie, i wyjaśniło zdumionemu mężczyźnie, że dźwiga cały świat i Tego, który świat trzyma w dłoni. Tym samym, historyjka ta wyjaśnia imię świętego: niosący Chrystusa, Χριστόφορος.

(Hi, Chris! Hope you’re OK.  Now it’s my turn to have bad days...)

sobota, 19 lutego 2011

Być skończonym

Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Mt 5:48)

Doskonały, po grecku τέλειος, to dosłownie wykończony, doprowadzony do końca; dokładny polski odpowiednik, chociaż już właściwie nie używany, to ‘skończony’ – skończony malarz oznaczało malarza doskonałego, takiego, który doszedł do końca, czyli do kresu, malarskich możliwości, osiągnął jako malarz wszystko, spełnił się – lepszym malarzem już być nie można; obecnie ‘skończony’ w tym znaczeniu zachowało się tylko w zwrotach ‘skończony idiota’ (czyli idiota doskonały) czy ‘skończony drań’ (drań doskonały; już bardziej nie można być draniem czy idiotą).

czwartek, 17 lutego 2011

Świadomi wierni

Jestem pod wrażeniem: w jednym z kościołów na Pomorzu wierni – niemal wszyscy – skłonili się w czasie „Chwała na wysokości” na imię Pana – gdy śpiewali Jezu Chryste. Jakiś dbający o liturgię duszpasterz zrobił kawał dobrej roboty.

wtorek, 15 lutego 2011

O byciu filologiem (iv)

Książka, z której fragment zamieszczam poniżej – Anny Świderkówny „Prawie wszystko o Biblii” (Stentor 2002) – jest książką popularnonaukową, czy też popularyzatorską, niemniej jednak napisaną bardzo solidnie. Równie ważne jest to, że napisana została także bardzo przystępnie (a nie zawsze ma to miejsce w przypadku pozycji popularyzatorskich), dlatego zamieszczony fragment, dotyczący pracy filologa,  powinien być zrozumiały dla każdego. Mowa tu o tekstach antycznych i biblijnych, ale podane uwagi dotyczą w ogóle pracy z manuskryptami, literackimi i nieliterackimi, zawierającymi teksty także średniowieczne, a czasami i późniejsze.


Oryginalne teksty biblijne pisano, jak już wiemy, w trzech językach: hebrajskim, aramejskim i greckim. Pisane były bardzo dawno temu i dlatego też niekiedy pojawia się pytanie, jaką mamy gwarancję, że ów tekst oryginalny, na którym opierają się nasze przekłady, nie uległ przez tyle wieków znacznym zniekształceniom. Odpowiedź na tę wątpliwość jest oczywista, lecz jedynie dla ludzi z wykształceniem filologicznym. Nie posiadamy przecież „autografu” żadnego z autorów starożytnych. Wielkie arcydzieło otwierające dzieje literatury europejskiej, Homerowa ‘Iliada’, powstało w VIII w. przed Chr., podczas gdy najstarszy rękopis zawierający całość poematu pochodzi dopiero z X w. po Chr.! Na to samo stulecie datowany jest również najstarszy zachowany rękopis dzieła genialnego greckiego historyka Tukidydesa, który sam żył pod koniec V w. przed Chr. Nieomal zaś współczesny mu ateński tragik Eurypides jest nam znany z rękopisów, poczynając od XII w. po Chr.! W przypadku Nowego Testamentu i Septuaginty jesteśmy w sytuacji nieporównanie lepszej – mamy bowiem dwa rękopisy już z IV w., mniejsze zaś i większe (czasem nawet bardzo duże) fragmenty Nowego Testamentu, znajdowane w Egipcie, pochodzą z III, a nawet wyjątkowo z II w. (...) Każdy filolog powie jednak Czytelnikowi, że nie wiek rękopisu jest najważniejszy (bardzo stare miewają niekiedy tekst zniekształcony), lecz ciągnąca się przez wieki niestrudzona praca wielu uczonych, którym zawdzięczamy ustalenie tekstu zarówno starożytnych autorów pogańskich, jak i ksiąg biblijnych. Warto tu wspomnieć chociażby o zadziwiającej zbieżności odkrytego w Qumran tekstu wielkiego zwoju Izajasza (schyłek II w.) z tym, który znajdujemy w rękopisie młodszym o blisko tysiąc lat! Trudno to zrozumieć człowiekowi nie mającemu pojęcia o metodach filologicznych, musi on zatem po prostu zaufać fachowości owych badaczy, podobnie jak ufa innym specjalistom, na przykład swemu lekarzowi albo pilotowi samolotu.

Od siebie dodam jeszcze, że wiele tekstów starożytnych miało szczęście, i zachowało się w kilku przynajmniej rękopisach. Są jednak teksty, i to nie tylko starożytne, które dotarły do naszych czasów w jednej tylko kopii, jednym manuskrypcie, a czasami w np. 18-wiecznej kopii manuskryptu, który potem uległ zniszczeniu np. w pożarze. Wtedy praca filologa może się okazać trudniejsza niż w przypadku ustalania tekstu na podstawie kilku zachowanych manuskryptów.

Ech, pochwalę się dedykacją...

poniedziałek, 14 lutego 2011

Matka jest tylko jedna?

W pradawnych dniach został zrodzony,
Obdarzony wielką siłą, z bogów rodu (...)

Gjálp go zrodziła, Greip go zrodziła,
Eistla go zrodziła, i Eyrgjafa.
Úlfrún go zrodziła, i Angeyja,
Imd i Atla, i Járnsaxa.
(Hyndluljód)

Chodzi, oczywiście, o Heimdalla. Jak widać, matek można mieć aż dziewięć. O ojcu (ojcach?), niestety, ani słowa.

niedziela, 13 lutego 2011

Kropla w morzach Ea

W swoim czasie, wśród pracowników i studentów Uniwersytetu Warszawskiego, krążyła historyjka o pani, nazwijmy ją sobie, Alfa. Na kongresie w Heidelbergu pani Alfa miała wystąpienie, i mówiła o fragmencie z „Wojny peloponeskiej” Tukidydesa. Jak to zwykle bywa, po jej wystąpieniu słuchacze zaczęli zadawać pytania. Jedno z nich dotyczyło powiązań omawianego przez p. Alfa fragmentu z passusem z innej księgi „Wojny peloponeskiej”. No cóż, stwierdziła pani Alfa, ja znam się tylko na omawianym fragmencie, a nie na całym Tukidydesie.

Przypomina mi się ta historyjka, kiedy czytam różne artykuły o Tolkienie. Wielu osobom wydaje się, że przeczytanie „Władcy Pierścieni” wystarcza, aby móc się wypowiadać jak specjalista o Tolkienie. No, może jeszcze niektórzy przeczytają „Silmarillion” i „Listy” – i już! Mogą rozwijać przed oniemiałymi czytelnikami wspaniałe interpretacje Śródziemia, wykładać, co dokładnie Tolkien miał na myśli, i jak należy rozumieć jego dzieło.

Jakieś 20 lat temu takie podejście do Tolkiena byłoby dopuszczalne. Ale od tego czasu poznaliśmy o wiele więcej z jego twórczości: chociażby dwanaście, wydanych pośmiertnie, tomów History of Middle-earth, których nie może zignorować nikt, kto chce teraz poważnie o Tolkienie mówić czy pisać. Do tego dochodzą różne uwagi, które znaleźć można w, również pośmiertnie wydawanych, filologicznych tekstach Tolkiena, tam, gdzie pisze o językach elfów. Poważny badacz – ale i poważny krytyk Tolkiena – nie może, jak napisałem, zignorować tych tekstów. W nich znaleźć można wyjaśnienie wielu wątków czy idei z „Władcy Pierścieni”, zobaczyć niezdecydowanie Tolkiena, sprzeczne czasami pomysły, dotyczące Śródziemia, ich ewolucję, próby pogodzenia z tym, co napisał wcześniej, transformacje mitów... Wszystko to jest bezcenne, i niezbędne, dla każdego, kto chce naprawdę zrozumieć Tolkiena.

wtorek, 8 lutego 2011

Nos, gardło, uszy

Najpierw zachorował mój niemal 90-letni ojciec – jakaś grypopodobna infekcja. Potem ja, ale do wirusa musiało dojść jakieś bakteryjne nadkażenie. 4 lutego poskarżyłem się mojemu przyjacielowi Chrisowi, angielskiemu księdzu, że męczy mnie choroba: gardło, nos... Did you get St Blaise blessing yesterday?, zapytał Chris. Nope, odpowiedziałem zgodnie z prawdą, na co Chris, z typowym dla siebie poczuciem humoru: Well, you see: that’s what happens!

Swoją drogą, zastanawiam się, czy św. Błażej od nosa jest także, czy tylko od gardła. Może być od gardła i uszu, bo i lekarz zwany jest otolaryngologiem (czyli, z grecka, ucho-gardłowym lekarzem). Ale nos? Chyba że pełna nazwa specjalności to rinotolaryngolog?

piątek, 4 lutego 2011

Star Trek i tsunami

Co jakiś czas dostaję mejle z zaproszeniem do Facebooku: X zaprasza cię, abyś został jego (jej) przyjacielem na Facebooku. Wszystkie te zaproszenia trafiają do kosza, i nawet nie próbuję tłumaczyć każdemu z osobna, że na Facebooku mnie nie ma i nie mam zamiaru się doń przyłączać. Nie interesuje mnie to po prostu, i tyle.

A całe facebookowe szaleństwo kojarzy mi się z jednym z odcinków serialu Star Trek: The Next Generation, w którym załoga i pasażerowie statku Enterprise uzależnili się od pewnej gry. Zaczęło się od jednej osoby, pierwszego oficera, który przyniósł grę na statek, i stopniowo uzależniali się od niej wszyscy, łącznie z samym kapitanem Picardem. Na szczęście, jak to (niemal zawsze) w Star Treku, wszystko dobrze się skończyło.

A co ma z tym wspólnego tsunami... to zupełnie inna historia. Może kiedyś do niej wrócę.

I znowu nowicjat

Bardzo lubię pytania, które bracia zaczynają od słów: Przepraszam, czy mogę zadać pytanie, ale to nie na temat... Wszyscy pochłonięci są np. tłumaczeniem hymnu z 12. wieku, a tu nagle pytanie: Jak powiedzieć po grecku „Każdy brat myje swój kubek”? Albo: A jak będzie po gocku „miejsce”? Lub, pytanie brata, dla którego polski nie jest językiem ojczystym: A tu w słowniku są podane znaczenia, których nie rozumiem – np. safanduła... Czasami sam jestem odpowiedzialny za takie pytania, kiedy za dużo mówię o etymologii, i wtedy, przy kolejnym słówku, pada pytanie: A z czym to jest pokrewne? A ‘ear’ jak się ma do tego?

Dziś w tłumaczeniu pojawił się werset z pewnego hymnu do Jezusa: Quando cor nostrum visitas, kiedy odwiedzasz nasze serce. Zauważyliśmy – obie grupy niezależnie od siebie – że w tzw. języku religijnym mówi się, iż Bóg nawiedza, a nie odwiedza. Stąd przeszliśmy do Nawiedzenia świętej Maryi – Visitatio B.M.V., od której to łacińskiej nazwy mamy siostry wizytki – siostry zgromadzenia Nawiedzenia NMP. Gdyby to przełożyć jednak na polski, mielibyśmy siostry nawiedzonki, zauważył jeden z braci. No tak, pomyślałem, a zamiast szarytek – miłosierdki. Skutek tych rozważań był taki, że jeden z braci opowiedział nam jeszcze o siostrach wampirkach – są takie, są...

czwartek, 3 lutego 2011

Charyzmat humoru

Przeczytałem tekst mojego pradawnego ucznia, Krzysztofa Pałysa OP – o dominikańskim poczuciu humoru. Jako wieloletni nauczyciel młodych dominikanów, mogę tylko potwierdzić wszystkie tezy Krzysztofa – chociaż o dmuchanym kościele nikt mi nie opowiadał... Za to mnóstwo rozmaitych śmieszności wymyślali i wymyślają bracia na zajęciach, i z łaciny, i z greki, a jeśli akurat brak inwencji twórczej, to zawsze znajdzie się jakiś dowcip do opowiedzenia. Dotyczy to nie tylko młodzieży (poprzedni nowicjat był pod tym względem rewelacyjny), ale i starszych ojców, których uczę greki. Dni w służewieckim klasztorze są dla mnie dniami śmiechu.

środa, 2 lutego 2011

Oczyszczenie

W Ewangelii według św. Łukasza czytamy: ὅτε ἐπλήσθησαν αἱ ἡμέραι τοῦ καθαρισμοῦ αὐτῶν κατὰ τὸν νόμον Μωϋσέως (2:22), kiedy wypełniły się dni ICH oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego. Taka lekcja jest w większości manuskryptów, w tym w tych najlepszych i najstarszych, i przyjęto ją w krytycznych wydaniach greckiego tekstu Nowego Testamentu. Jeden tylko ze starszych rękopisów, manuskrypt z 5. wieku, oznaczony literą D, który generalnie często „wariuje”, ma inną lekcję: αἱ ἡμέραι τοῦ καθαρισμοῦ αὐτοῦ, dni Jego oczyszczenia – zaimek w rodzaju męskim odnosi się zatem do Jezusa. Za tą wersją idą przekłady łacińskie i syryjskie. Problem w tym, że w języku łacińskim genetivus zaimka dla trzeciej osoby (on, ona, ono) ma jedną formę dla wszystkich trzech rodzajów – eius – odmiennie niż w grece, gdzie są osobne formy dla rodzaju męskiego (i nijakiego), i dla rodzaju żeńskiego. W związku z tym, impleti sunt dies purgationis eius  można przełożyć: wypełniły się dni Jego oczyszczenia lub: wypełniły się dni Jej oczyszczenia. Oba przekłady są poprawne. W nawiązaniu jednak do Księgi Kapłańskiej (12:6), odniesiono te słowa do Maryi, jako do kobiety, która, zgodnie z przepisami Prawa, podlega rytualnej nieczystości po urodzeniu dziecka. I, jak sądzę, w ten sposób, za sprawą manuskryptu D i dwuznaczności łacińskiego eius, mówi się o Oczyszczeniu Najświętszej Maryi Panny. Grecki tekst zaś odnosi się albo do Matki i Syna, albo do samego Syna. Tę drugą możliwość możemy od razu odrzucić, jako że Prawo nie wspomina o nieczystości urodzonego dziecka. Zostaje zatem wersja αὐτῶν, w liczbie mnogiej, być może w nawiązaniu do Księgi Wyjścia, która mówi o oddaniu Bogu pierworodnego syna (13:2.12.15): jakby połączenie dwóch obrzędów, oczyszczenia matki, i oddania syna, jedno i drugie według Prawa Mojżeszowego. W każdym razie, grecki tekst Ewangelii nie mówi o oczyszczeniu samej Maryi.

Kastrat świąteczny

2 lutego w brewiarzu pojawia się na chwilę Abelard – to on napisał hymn Adorna, Sion, thalamum, którego fragment znajduje się w jutrzni.

wtorek, 1 lutego 2011

Co lubię

Przez wzgląd na moich nauczycieli (i nie mam tu na myśli tylko filologów; kto może, ten zrozumie) powinienem mówić, że mój ulubiony fragment „Iliady” to IX:502-514. Owszem, piękny to fragment, piękna – rzec można – przypowieść, ale inne są fragmenty „Iliady”, które do najdroższych mi należą. Chociażby ten, mówiący o nieuniknionym (dla każdego) losie:

ἀλλ᾽ ὅτε δὴ τὸ τέταρτον ἐπὶ κρουνοὺς ἀφίκοντο,
καὶ τότε δὴ χρύσεια πατὴρ ἐτίταινε τάλαντα,
ἐν δ᾽ ἐτίθει δύο κῆρε τανηλεγέος θανάτοιο,
τὴν μὲν Ἀχιλλῆος, τὴν δ᾽ Ἕκτορος ἱπποδάμοιο,
ἕλκε δὲ μέσσα λαβών· ῥέπε δ᾽ Ἕκτορος αἴσιμον ἦμαρ,
ὤιχετο δ᾽ εἰς Ἀΐδαο, λίπεν δέ ἑ Φοῖβος Ἀπόλλων.
Πηλεΐωνα δ᾽ ἵκανε θεὰ γλαυκῶπις Ἀθήνη (XXII:208-214)

I jeszcze jeden, fragment rozmowy Posejdona z Apollonem, dwóch nieśmiertelnych bogów, o życiu śmiertelnych ludzi:

ἐννοσίγαι᾽ οὐκ ἄν με σαόφρονα μυθήσαιο
ἔμμεναι, εἰ δὴ σοί γε βροτῶν ἕνεκα πτολεμίξω
δειλῶν, οἳ φύλλοισιν ἐοικότες ἄλλοτε μέν τε
ζαφλεγέες τελέθουσιν ἀρούρης καρπὸν ἔδοντες,
ἄλλοτε δὲ φθινύθουσιν ἀκήριοι. ἀλλὰ τάχιστα
παυώμεσθα μάχης· οἳ δ᾽ αὐτοὶ δηριαάσθων. (XXI:462-467)