niedziela, 20 grudnia 2009

Lumen gentium i Ewangelia, czyli różne drżące skojarzenia

Czasami Duch Święty, który przeniknął swą mocą Najświętszą Maryję, przenika i nas w czasie liturgii, w szczególny, odczuwalny sposób. Niewątpliwie przenika nas On zawsze w czasie Mszy świętej, jak o to prosi Kościół w eucharystycznych modlitwach. Czasami jednak Jego światło jest bardziej odczuwalne, bardziej widoczne dla słabych grzeszników, takich, jak chociażby piszący te słowa, i pozwala dostrzec Boże skarby, ukryte w Piśmie i w liturgii.

W dzisiejszej lekcji z Listu do Hebrajczyków (językowo najtrudniejszy chyba tekst Nowego Testamentu) czytamy: hegiasmenoi esmen dia tes prosphoras tou somatos Iesou Khristou, uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa. Hegiasmenoi esmen, greckie perfectum, znaczy dokładnie, że zostaliśmy uświęceni i skutek tego uświęcenia wciąż trwa. Pomyślałem przy tych słowach o jednym z bliższych mi fragmentów soborowej Konstytucji o Kościele: wszelkie działania wiernych świeckich, ich praca i wypoczynek, także utrapienia życia, znoszone w Duchu, stają się duchowymi ofiarami (hostiae spirituales), które „in Eucharistiae celebratione, cum dominici Corporis oblatione, Patri piissime offeruntur” – w celebracji Eucharystii składane są z największą czcią Ojcu, wraz z ofiarą Ciała Pańskiego (Lumen gentium 34). Uświęca nas w Eucharystii ofiara Ciała Jezusa Chrystusa, sprawia, że i my stajemy się świętymi ofiarami dla Ojca. Uświęca nas ciało Wcielonego Boga.

Przed Ewangelią, w śpiewie Alleluja, brzmią zaś słowa, które zawsze przejmują mnie dreszczem: Oto służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa. Kiedy je wypowiadała Najświętsza Maryja, musiał cały świat zadrżeć, od szczytu niebios po głębie otchłani – prostota tych słów kryje przecież w sobie tajemnicę Wcielenia, wejścia Boga w świat w tak niezwykły sposób. Są takie proste, a przecież są jak błyskawica. Czuć w tych słowach całkowitą zgodę Maryi, zgodę całego Jej ciała i całej duszy, gotowych na przeniknięcie przez Ducha Stworzyciela. Czy ktoś z nas potrafi tak całkowicie, całą swoją istotą, poddać się Bogu? Przerażające świętym przerażeniem – Dziewica cała wypełniona Bogiem.

Zastanawiam się jeszcze, na ile zrozumiałe dla ludzi w kościele są słowa proroka Micheasza – wyda ich Pan aż do czasu, kiedy porodzi mająca porodzić – i słowa Psalmisty – nawiedź tę winorośl. Może gdzieś w homilii jakiś kapłan je wyjaśniał? Są przecież niezwykle ważne, a chyba nie do końca dla wszystkich słuchaczy zrozumiałe.

sobota, 19 grudnia 2009

Od anioła do anioła

Ewangelia o nawiedzeniu, w której święta Maryja jawi się jako przyczyna naszej radości, przypomina mi zawsze o dwóch klasztorach: najpierw o siostrach wizytkach, gdzie przez wiele lat ks. Twardowski mieszkał – w głównym ołtarzu kościoła jest obraz ze sceną Nawiedzenia; następnie o Laskach i siostrach franciszkankach: tam z kolei, zaraz przy wejściu na teren Zakładu, na jednym z domów jest fresk z Matką Bożą i św. Elżbietą oraz słowa: Błogosławiona, któraś uwierzyła Wielbi dusza moja Pana.

To skojarzenie z dwoma klasztorami jest tu jak najbardziej na miejscu, bo obecność sióstr w naszym świecie jest takim właśnie nawiedzeniem, przyniesieniem daru Ducha Świętego i radości spotkania ze Zbawicielem.

Beda pisze w swoim komentarzu, że od kobiety wziął się grzech, ale i przez kobiety życie jest przywrócone, jak to zgodnie głoszą Maryja i Elżbieta.

A modlitwa mszalna tej niedzieli, tak dobrze nam znana z Anioł Pański być może ułożona przez Jana Archikantora, który uczył liturgii rzymskiej na Wyspach Brytyjskich pokazuje, że jest coś dalej niż Boże Narodzenie: męka i krzyż, które prowadzą do zmartwychwstania. W średniowieczu wierzono, że dzień zwiastowania anielskiego i Wielki Piątek były tego samego dnia, tworząc doskonałą harmonię początku i końca ziemskiego życia naszego Pana.

PS W tytule chodzi, oczywiście, o anioła przy Zwiastowaniu, i anioła przy pustym grobie.

Najczcigodniejszy arcypasterzu...

Słyszałem ostatnio piosenkę o jednym z biskupów polskich. Może niekoniecznie na poziomie Waltera z Châtillion, ale całkiem zgrabną.

Bohater piosenki zapadł mi w pamięć dawno temu, kiedy to powiedział w jakimś wywiadzie: Kazania powinny być krótkie, a kiełbasy długie!

Mogę tylko: (a) dziękować Bogu, że to nie mojej diecezji pasterz; (b) błagać Boga, aby dał nam pasterzy mądrych, według swego serca, a chronił nas od idiotów. Po chwili zastanowienia dodam i (c): modlić się za diecezjan takiego biskupa.

piątek, 18 grudnia 2009

Co świętujemy?

Jak mówi dzisiejsza prefacja w mszale Leofrica: Unigeniti tui celebramus adventum, [ut] continuum eius sentiamus auxilium.

Świętujemy przyjście Twego Jednorodzonego Syna, abyśmy doświadczali Jego nieustannego wsparcia.

Bardzo mi się podoba to określenie: celebramus adventum. Nie w sensie okresu liturgicznego, ale przyjścia Pana, który JEST, który był, i który przyjdzie.

środa, 16 grudnia 2009

Hellenistyczne rozkosze liturgiczne

Około roku 245 przed Chrystusem zmarł grecki poeta, Aratos, znany głównie z poematu Phainomena, opisującego niebieskie znaki i gwiazdozbiory. (Ten poemat parafrazował Jan Kochanowski.) Z tego to poetyckiego utworu quasi-cytat pojawia się w dzisiejszych nieszporach: Veni et revela nobis quod sumus genus tuum.

Aby go jednak dostrzec, trzeba nieszpory odmawiać po łacinie, gdyż polskie przekłady – ani z pierwszego wydania Liturgii Godzin, ani z drugiego, poprawionego – nie pozwalają go zauważyć. Jak Aratos trafił do liturgii? Via Dzieje Apostolskie, gdyż tam cytuje go, w swej nieudanej mowie na ateńskim Areopagu, św. Paweł. Powiada bowiem Apostoł do słuchających go Greków o Bogu w ten sposób: Jak jeden z waszych poetów powiedział: Z Jego rodu jesteśmy – tou gar kai genos esmen*), co Hieronim przełożył jako ipsius enim et genus sumus (Dz 17:28). Dokładniej można by to przełożyć: Jego bowiem jesteśmy rodem, rodziną.

Św. Makary Wielki powiadał, że między Bogiem a człowiekiem istnieje bardzo bliskie pokrewieństwo. Co więcej, bibliści przypominają, że Chrystus Odkupiciel działa wobec człowieka jak go’el, czyli najbliższy krewny, który występuje w obronie praw pokrzywdzonego – musi go wykupić z niewoli, odkupić majętność, sprzedaną z powodu ubóstwa etc. (np. Kpł 25:48sq).

To już drugi, obok Safony, grecki poeta, którego spotkać można na kartach brewiarza.

PS Tytułowe rozkosze są, oczywiście, czysto intelektualne.
__________________________
*) Taka wersja jest w Dziejach Apostolskich; w oryginale (wers 5), Aratos używa jońskiej formy eimen, typowej dla pisanego heksametrem poematu, naśladującego dzieła Hezjoda.

poniedziałek, 14 grudnia 2009

Pół Hostii dla siostry

Patron dnia dzisiejszego, św. Jan od Krzyża, niewielkiej był postury. Z tego względu święta matka Teresa nazywała go niekiedy żartobliwie „pół brata”.

Przypomniałem sobie o tym z powodu dyskusji na temat udzielania Komunii świętej: jak, skąd, gdzie... Jan od Krzyża, wiedząc, że Teresa nazywa go „pół brata”, dawał jej czasami tylko pół Hostii. Ot, taki humor świętych.

niedziela, 13 grudnia 2009

Jeszcze raz o radości

Z opóźnieniem, ale wciąż na czasie.

Papież zwrócił się z przesłaniem do uczestników kończącej właśnie obrady konferencji nt. zmian klimatycznych. Po raz kolejny Benedykt XVI pokazuje, jak wielką wagę przykłada Kościół do troski o stworzenie, o cały świat, który jest dziełem Boga, i jako taki wymaga szacunku.

Zaś w dzień Niepokalanego Poczęcia Dziewicy Maryi mówił do mieszkańców Rzymu:

Często skarżymy się na skażenie powietrza, którym wręcz nie da się oddychać w pewnych częściach Miasta. To prawda. Każdy musi się starać, aby Miasto stawało się czystsze. Ale jest też inny rodzaj skażenia, mniej dostrzegalnego dla naszych zmysłów, lecz równie groźnego. To skażenie ducha; ono sprawia, że się mniej uśmiechamy, że nasze twarze stają się bardziej ponure, że niechętnie pozdrawiamy się nawzajem lub patrzymy sobie w oczy... (...) Postrzegamy wszystko powierzchownie. Ludzie stają się ciałami, i te ciała tracą duszę, stają się rzeczami, przedmiotami bez twarzy, które mogą być wymieniane lub zużywane.

Warto pamiętać o słowach tego papieża, który jakże często podkreśla, że życie chrześcijanina nie jest ponurym ciężarem (jak często myślą ludzie patrzący na Kościół z zewnątrz, i jak zdają się myśleć czasami niektórzy z tych, co są w Kościele), ale radością ukochanego przez Boga dziecka. Wszak jarzmo Pana jest wygodne, a Jego brzemię lekkie.

Między ustami a brzegiem opłatka

W dzisiejszej kolekcie Kościół modli się, abyśmy zdołali dojść do świąt Narodzenia Pańskiego: ad (...) gaudia pervenire, i mogli je uroczyście i z żywą radością świętować.

Im jestem starszy – a w końcu połowę życia mam dawno za sobą – tym bardziej postrzegam Adwent poprzez Ostateczne Przyjście naszego Pana, nie tylko to na końcu czasów, kiedy niebo i ziemia uciekną w trwodze sprzed Jego oblicza, ale i to dla mnie Ostateczne, w godzinę śmierci mojej.

Abyśmy zdołali dojść do radosnych świąt Bożego Narodzenia: czy ktoś w tych dniach, na niecałe dwa tygodnie przed świętami, myśli o tym, że może do nich nie dojść, że do niego Pan może przyjść wcześniej, w tym właśnie Ostatecznym Przyjściu, które jest drugim najważniejszym momentem naszego życia? Mówiąc prościej, chociaż w sposób niemiły współczesnemu człowiekowi: czy dzisiaj, pośród świątecznych przygotowań, lampek na ulicach, wysyłania kartek, etc., etc., ktoś myśli, że może umrzeć przed 25 XII?

Przyjdź, Panie, i nie zwlekaj, alleluja.

Vivo sin vivir en mí,
y de tal manera espero,
que muero porque no muero.


Domine, non sum dignus, ut intrem sub tectum tuum... Beati, qui ad cenam tuam parati sunt.

Requiem

Umarł ojciec jednego z najbliższych mi uczniów, Marcina, apostoła Germanii.

Modlę się, Marcinie. Signifer, sanctus Michael, repraesentet eum in lucem sanctam.

sobota, 12 grudnia 2009

Na kolanach Pana

W trzecią niedzielę Adwentu w moim kościele przy ołtarzu pojawiają się kwiaty. Zwykle różowe. Być może niektórzy uznają, że nic w tym szczególnego. Rzecz w tym, że w moim kościele w czasie Adwentu na ołtarzu nie ma kwiatów. Pojawiają się tylko na trzecią niedzielę Adwentu, od I nieszporów, i wcześniej, na dzień Niepokalanego Poczęcia Maryi Dziewicy.

Jeszcze kilkanaście lat temu można było przeczytać w liturgicznych kalendarzach, że w czasie Adwentu, tak jak w czasie Wielkiego Postu, ołtarzy nie ozdabia się kwiatami. Od pewnego jednak czasu kwiaty przy ołtarzu także w Adwencie wydają się, w większości kościołów, czymś naturalnym. Jeśli nie kwiaty, to adwentowe wieńce z czterema świecami. (Co jest i tak lepsze niż konstrukcje z Dzieciątkiem Jezus, schodzącym co tydzień coraz niżej, by wreszcie trafić do stojącego na dole żłóbka.) Tłumaczy się, że Adwent jest czasem radosnego oczekiwania, i można w związku z tym ozdabiać ołtarz kwiatami, byle z umiarem, tak, aby nie przyćmić potem Narodzenia naszego Pana. Tak samo tłumaczy się, że opuszcza się w mszy Chwała na wysokości po to tylko, aby mogło tym mocniej rozbrzmiewać w czasie świętej Nocy. Ale jak zdefiniować ów umiar, i co zrobić z tymi, dla których Adwent równa się roraty, na których rozbrzmiewa Gloria in excelsis? (W moim kościele roraty są tylko trzy razy w tygodniu. Bardzo mi się to podoba.)

Adwent jest radosny, już w pierwszych jego antyfonach pojawia się alleluja. Szkoda jednak, aby zatracił charakter pokutny, który ma przecież być przygotowaniem na spotkanie z Panem. Wciąż mówi się o adwentowych postanowieniach i umartwieniach, ale o drobiazgach, jakże jednak wymownych, jak brak kwiatów, się nie pamięta.

Z drugiej strony, może się zdarzyć, że o radości się zupełnie zapomni. Coraz częściej wśród ludzi wierzących słychać narzekania, czarne krakanie się rozlega na temat Kościoła i jego złego stanu, prowadzącego do powolnego upadku, etc., etc. Jest źle, będzie gorzej, Kościół w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat popełnił tyle błędów, że naprawić się ich nie da. Mnóstwo ludzi – ponoć wierzących – zyskało nagle dar czarnego widzenia. W gruncie rzeczy, nie powinienem się dziwić, bo zawsze łatwiej zobaczyć zło niż dostrzec dobro.

A przecież, jak już pisałem, cytując ukochanego teologa, historia chrześcijaństwa zaczyna się od radości: Raduj się, rzekł anioł do świętej Maryi. Po swoim zmartwychwstaniu Jezus mówi do kobiet, które spotyka na drodze, przy pustym grobie: Khairete, radujcie się. I wreszcie, kiedy wszystko się wali, spadają gwiazdy, morze huczy i ziemia się trzęsie, jak o tym czytaliśmy w pierwszą adwentową niedzielę, wtedy pojawi się Syn Człowieczy, z wielką mocą i chwałą – alleluja! Nabierzcie ducha, podnieście głowy, mówi do nas, wierzących. Ten, kto naprawdę wierzy, wie, że Pan jest wszechmogący – pantokrator, który przychodzi, jak mówi Apokalipsa (1:8); wszystko jest w Jego ręku, czy też, jak napisałby Homer, wszystko leży na Jego kolanach, los wszystkiego. Kto naprawdę wierzy, wie, że Kościół jest Kościołem Pana, i nigdy nie zginie, nigdy nie umrze, bo On sam tak obiecał: bramy świata umarłych go nie przemogą (Mt 16:18).

In te, Domine, confisus sum, in te speravi, non confundar in aeternum, dicant omnes qui Christiani vocantur.

piątek, 11 grudnia 2009

Trzy antyfony

O Ioseph, quomodo credidisti quod antea expavisti? Quid enim? In ea natum est de Spiritu Sancto quem Gabrihel annuntians Christum esse venturum.

O Rex pacifice, tu ante saecula nate, per auream egredere portam: redemptos tuos visita et eos illuc revoca unde ruerunt per culpam.
O mundi Domina, regio ex semine orta, ex tuo iam Christus processit alvo, tamquam sponsus de thalamo; hic iacet in praesepio qui et sidera regit.

Tres hae antiphonae pulcherrimae de libro, qui saeculo decimo scriptus Exoniensis nuncupatur, excerpsi, Adventus temporis opportunitatem nanciscens, ut eas vobis praestem. Pars enim Exoniensis codicis, in qua inveniri possunt, a viris doctis Christus vel Adventus Carmina appellatur: versus illic Anglosaxonico sermone compositi, Cynewulfo poetae adscripti, de adventu Domini nostri, in maioribus antiphonis quae ultima Adventus parte ad Magnificat canuntur, descripto, narrant, et poeticae meditationes dici possunt de illis antiphonis. Quae nostris in diebus septem sunt, sed in illo tempore felici, mihi dilectissimo, duodecim fuere. Quapropter tres illae antiphonae quae supra praeposui, in breviario non inveniuntur. Vos igitur cohortari audeo, ut illas in Polonam linguam vertere nobisque hic praesentare conemini, ut cognoscatis quam difficilis interpretis labor est.

czwartek, 10 grudnia 2009

Nieliturgicznie w 99%, czyli o wiatrach i studentach dnia dzisiejszego

Jadąc metrem, myślałem o kwiatach, ale poczekają na wpis jeszcze dwa dni. Będzie o językach (ale niespodzianka...) i o studentach.

Kiedy bracia w nowicjacie pisali sprawdzian z czasowników łacińskich, przeglądałem jakiś liturgiczny śpiewnik, stworzony najwyraźniej ad hoc z kserówek z innych śpiewników. (I to jest ów 1% liturgiczny w niniejszym wpisie.) Uwagę moją przykuła mikroskopijna celtycka mandala, z wpisanymi w nią triquetrami, umieszczona przy jednej z pieśni. Niestety, zajęty jednocześnie czujnym inwigilowaniem piszących braci, z wrażenia nie zapamiętałem, jaka to była pieśń, i z jakiego śpiewnika pochodzić mogła. Może ktoś pomoże?

Po sprawdzianie zajęliśmy się nader interesującymi ćwiczeniami gramatycznymi, jak też lekturą rozmówek łacińskich z 10. wieku; obawiam się jednak, że dla większości czytelników ćwiczenia owe, polegające na rozpoznawaniu form gramatycznych, okazać by się mogły nad wyraz nudne, mimo iż przy ich okazji pojawiały się różne ciekawe wyrazy, jak np. nazwy rozmaitych trunków, i próby ludowej etymologii słowa ‘adwent’.

Łacinę zatem zostawmy i przejdźmy do gockiego. Zajęcia z tego języka odbywają się tylko i wyłącznie dzięki samozaparciu i dobrej woli czworga studentów z grupy początkowej, i dwóch, wspominanych już chyba tutaj, studentek z grupy zaawansowanej. Z przyczyn nie do końca dla mnie jasnych, fundacja, która miała organizować kursy językowe, zrezygnowała z gockiego w tym roku. Dowiedziałem się o tym od jednej ze studentek, która z uporem wyciągała informacje od milczących władz fundacji. Dowiedziała się, między innymi, że kurs greki biblijnej będzie się odbywał, natomiast gocki ewentualnie może się zacząć w październiku 2010. Okazało się jednak, że studenci nie mają zamiaru czekać na rok 2010 i fundację, fundującą im już nie po raz pierwszy niespodzianki, i chcą się uczyć języka Wulfili. Zatem zorganizowaliśmy je całkowicie samodzielnie (na co ponoć fundacja nawet wyraziła zgodę [sic!], o czym poinformowała mnie znowu wytrwała studentka), udało się nam znaleźć salę, i mężnie uczymy się gockiego. Mężnie, ponieważ sala jest wielkości łazienki z bloku z lat sześćdziesiątych i jest dosyć duszna.

A skoro już o powietrzu mowa, to prześladowały mnie dzisiaj wiatry. Łacińskie i gockie. Na łacinie mieliśmy pomyślny wiatr z historii o św. Brendanie, na gockim wiatry z nieba (windos us himina), do których próbowaliśmy dopasować przymiotniki. Rzecz w tym, że przymiotników znają studenci jeszcze niewiele, więc ostatecznie skończyliśmy poetycko ze smutnymi wiatrami i smutnymi ptakami na niebie.

Aby jednak nie kończyć smutno, i nawiązać chociaż na 0.5% do adwentowej liturgii, dwa fragmenty z gockiego przekładu Ewangelii:

Fagino, anstai audahafta, Frauja miþ þus; þiuþido þu in qinom – tak mówi anioł do Maryi, w scenie zwiastowania.

A prorok Izajasz, z którego cytat pojawia się w trzecim rozdziale Ewangelii według Łukasza, głosi: Jah gasaíhwiþ all leike nasein Gudis.

I na koniec podziękowanie dla moich uczniów, i braci z nowicjatu, i miłośników gockiego, za to, że dzięki nim mogę się nieszpornie cieszyć z tego mijającego dnia.

wtorek, 8 grudnia 2009

Co mówił Anioł

W uroczystość Niepokalanego Poczęcia czytamy Ewangelię o Zwiastowaniu. Anioł Pański wita Maryję. Przez łacinę, po polsku to powitanie brzmi ‘zdrowaś’ lub ‘bądź pozdrowiona’. W greckim tekście Ewangelii, anioł mówi ‘raduj się, ciesz się’ – khaire.

Historia chrześcijaństwa zaczyna się od słowa khaire – raduj się. Jest to słowo, od którego, według Łukasza, Anioł rozpoczyna zwiastowanie Maryi narodzenia Jezusa (Łk 1:28). Słowo to, otwierające historię Jezusa, a tym samym chrześcijaństwa, i zawierające w sobie cały program oznacza to, czym dla Łukasza jest ono w swej istocie. Powtarza on ten początek, nadając mu jeszcze mocniejszy akcent, w opisie narodzenia Jezusa, kiedy anioł mówi do pasterzy: Zwiastuję wam radość wielką, kharan megalen. (Joseph Ratzinger, „Formalne zasady chrześcijaństwa. Szkice do teologii fundamentalnej”)

Psalm dzisiejszej mszy jest także psalmem mszy bożonarodzeniowej.

W liturgii dzisiejszej pojawia się też Proto-ewangelia z Księgi Rodzaju, zapowiedź zwycięstwa nad wężem i jego potomstwem.

Pan stworzył Adama,
ojca wszystkich ludzi,
z niego Ewę matkę,
co zgrzeszyli jabłkiem.
Ale Tyś naprawiła,
czym Ewa zgrzeszyła.

Twoje zmiłowanie,

Jezu Chryste, Panie,
daj ludowi Twemu,
dziś tu zebranemu.
Przez zasługi Matki Twej
domieść w chwale wiecznej.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Per desertum ad Ierusalem

Liturgia stawia przed nami dwa obrazy: pustyni i miasta. Do pustyni jesteśmy przyzwyczajeni poprzez postać Jana Poprzednika, który był głosem wołającym na pustyni. To na pustyni są kręte drogi i wyboiste ścieżki, to na pustyni są spragnieni, którzy szukają źródeł wód, jak przypomina antyfona z jutrzni, ci, którzy osłabli w wędrówce. Pustynia jest jakże adwentowa: z niej się unosi roratnie wołanie o rosę z niebios, na które odpowiedzią jest Pan przychodzący na obłokach, jak przypomina nam z kolei antyfona z II nieszporów.

Ale liturgia przedstawia nam też obraz miasta, Syjonu: w I nieszporach słyszymy: Ciesz się i raduj, nowy Syjonie. Prorok Baruch i w czytaniu, i w komunijnej antyfonie przedstawia chwałę Jerozolimy, a jutrznia z triumfem głosi: Syjon jest naszą warownią, Zbawiciel będzie jego murem i przedmurzem. Powinno to kierować nasze pełne nadziei myśli ku Jeruzalem, które w Apokalipsie jawi się jako Oblubienica Tego, który przychodzi (responsorium jutrzni wyraźnie nawiązuje do tego określenia Boga z Ap 1:8). W mieście drogi są proste i równe; w Mieście opisanym w ostatnim rozdziale Apokalipsy znajduje się źródło żywej wody; do miasta przybywa Król, jak o tym mówią antyfony oficjum - greckie parousia, łacińskie adventus oznaczało przecież uroczyste przybycie władcy, cesarza, do miasta. Jeruzalem w liturgii jawi się zatem jako Oblubienica Króla, odziana w szaty chwały i sprawiedliwości - a do tego oblubieńczego znaku nawiązuje kolekta, która mówi o niebiańskiej mądrości, mającej nas przygotować na spotkanie z nadchodzącym Chrystusem - co natychmiast powinno kierować naszą myśl ku przypowieści o mądrych pannach, oczekujących oblubieńca, które weszły z nim na gody.

Sponse caelestis, Domine Iesu, erudi cor meum sapientia tua, illumina oculos meos, ne obdormiam in morte; intercedente sancto Ioanne Praecursore tuo deduc me per semitas rectas, ut ad Urbem sanctam tuam cum gaudio pervenire possim. Amen.

sobota, 5 grudnia 2009

Poranne mdłości

Przeglądałem dziś rano „Metro” (taka bezpłatna gazet[k]a), niemal cała poświęcona Mikołajowi, mikołajkom, prezentom – dla niego, dla niej, dla rodziców, dla dzieci... Zrobiło mi się niedobrze, wszystko to było tak banalne... Gadżetowe prezenty porażające swoją głupotą, miasteczko Mikołaja w centrum handlowym, spotkanie ze Śnieżynkami... Jakoś mi się to skojarzyło z męskimi szalikami w beżowe paseczki, które od zeszłego roku królują na ulicach: wszyscy niemal chcą wyglądać tak samo, bo... bo taka jest moda? Bo jakaś stylistka w gazecie napisała, że tak wypada? Kiedyś w tym kraju było jednolicie szaro i smutno. Teraz jest jednolicie kolorowo, i wciąż smutno. Smutno z powodu idealnej, masowej bylejakości.

Może niesłusznie się czepiam, może po prostu jestem za stary, może bywam w innych światach, może to wszystko skutek mojej dyskolii... A jednak wciąż mi niedobrze.

Sainte Nicolas, Godes druð, tymbre us faiere scoone hus.

Scoone hus, piękny, jaśniejący, świetlisty dom.

Trzy prefacje, sześć tygodni

Liczymy teraz adwentowe niedziele od pierwszej do czwartej. We wczesnym średniowieczu liczono odwrotnie: od czwartej – przed Narodzeniem Pańskim – do pierwszej.

W Mediolanie, w liturgii ambrozjańskiej, adwentowych niedziel jest sześć, a dni powszednie mają swoje własne prefacje. Piękna to i starożytna liturgia, związana ze św. Ambrożym, którego wspominać będziemy w poniedziałek.

W pierwszy adwentowy piątek tak się teraz modlą mediolańczycy:

Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze, tu i wszędzie składali Ci dziękczynienie, a zwłaszcza teraz, w tym czasie Adwentu, sławili Cię. Ojcze. Czekamy na święto Narodzenia Chrystusa, Twojego Syna: z radością wspominamy Jego pierwsze przyjście, abyśmy mogli z czujną nadzieją myśleć o Jego powtórnym przyjściu, w chwale.

A w pierwszą sobotę Adwentu jest taka prefacja, nawiązująca do ósmego rozdziału Listu do Rzymian:

Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie składali Tobie dzięki, Panie Boże. W Twojej nieskończonej miłości dałeś nam pierwsze dary Ducha, aby uczynić nas Twoimi przybranymi dziećmi w Chrystusie. Znosząc cierpliwie nasze utrapienia, możemy z nadzieją oczekiwać chwały, którą obiecałeś.

Ambrozjańska trzecia sobota Adwentu, która pokrywa się z naszą pierwszą, ma z kolei taką prefację:

Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie Ciebie błogosławili i chwalili, wszechmogący i wieczny Boże, przez Jezusa Chrystusa, naszego Pana, którego przyjścia gorliwie oczekujemy. On zechciał łaskawie w taki sposób zstąpić w łono Dziewicy, aby nam pokazać drogę zbawienia, a jednocześnie nigdy nie opuścić Twego Boskiego majestatu.

Ptokheia kai kenosis*)

Po drodze do kościoła spojrzałem na białe girlandy lampek, wiszące nad ulicą Piwną. W oknach sklepów choinkowe gałązki, bombki i bombeczki, i znowu lampki. Zdaje się, że całe miasto jest spowite kilometrami sznurów bożonarodzeniowych lampek, kolorowych i niekolorowych, migających i niemigających, grających i niegrających, etc., etc.

Ile na to prądu pójdzie, ile za ten prąd pieniędzy. Oczywiście, zaraz ktoś zacznie przekonywać, że wszystkie te światełka są potrzebne, bo jest zimno, szaro, szybko robi się ciemno, ludzie czują się przygnębieni, brak światła może wywoływać SAD (czyli sezonową depresję; nie wiem, jak to działa, bo pogoda akurat na mnie nie wpływa, a jeśli już, to gorzej czuję się latem, kiedy jest nadmiar słońca)... A poza tym, trzeba się świątecznie cieszyć, i dekoracje mają w tym pomóc. (Nie przeczę, ale do świętowania jeszcze sporo czasu zostało.)

A w kościele Duch mnie owionął swym tchnieniem, i pomyślałem, i poczułem w głębi mojego biednego, grzesznego serca: Ubóstwo i ogołocenie, ubóstwo i ogołocenie. Taki ma być twój Adwent.

Chociaż ogołocenie to nie jest dobre słowo: Pan więcej niż ogołocił samego siebie. Ogołocenie sugeruje coś zewnętrznego, a On dokonał tego także, i nade wszystko, w sobie, aż do głębi swej istoty.

O Rex gloriae, Domine Iesu, qui de caelis descendere dignatus es, ut carnem sumens teipsum humiliares, etiam magis, ut exinanires teipsum, cum Deus verus permaneres: da mihi imitari paupertatem et humilitatem, et exinanitatem tuam, ut tecum ad dexteram Patris consedere possim, cum in tuae veneris gloria maiestatis. Amen.
________________
*) Cf. 2 Kor 8:9 i Flp 2:7.

piątek, 4 grudnia 2009

czwartek, 3 grudnia 2009

Radioaktywnie, a z uśmiechem

Czekam na tomografię. Byłem zapisany na dziewiątą, ale pani w pracowni roześmiała mi się prosto w twarz i powiedziała, że o dziewiątej to ona ma innych pacjentów. Muszę zatem czekać, aż mnie łaskawie wywoła. Siedzę zatem, smętnie rozmyślając, że na House’a, jak kosa na kamień, raczej tu nie trafię. Na Cuddy też nie mam co liczyć.

W poczekalni ruch, bo obok jest punkt przyjęć pacjentów do szpitala, więc co jakiś czas przychodzi pani w czerwonej kamizelce, pytając: Kto do przebierania? Obok mnie siedzą trzy kobiety (niewiasty, jak to mówią dominikanie, babeczki, jak mówi moja przyjaciółka, Movena). Jedna z pań też czeka na badanie, co jakiś czas przynoszą jej plastykowy kubek z płynem, który ma wypić w ciągu 15 minut; dwie pozostałe jej towarzyszą. Babeczki-niewiasty zabawiają się rozmową na przeróżne tematy. Próbuję czytać Wykłady bawarskie Ratzingera, ale, nolens volens, dociera do mnie to, o czym niewiasty rozmawiają. Dowiedziałem się zatem, że kafelki na podłodze w poczekalni są chyba takie same, jak u jednej z nich w łazience („A ty nie masz terakoty?”, spytała druga. „Nie, kafelki; tylko nie wiem, czy moje nie są bardziej kwadratowe”.) Dowiedziałem się, że Ewa Błaszczyk („No wiecie, ta, co ma córkę w śpiączce.”) ma bardzo brzydką, okropną fryzurę, a w TVP mówili o najbrzydszym polskim aktorze („Ale to nie jest ten Maliniak z Czterdziestolatka, czekaj, kogo on grał... no wiesz, ten, jak on się nazywa.”)

Nagle drzwi się otwierają, i do poczekalni wchodzi kobieta w białych legginsach i białym kubraku, emanująca po prostu uśmiechem, ciepłem i macierzyńskością. Ktoś czeka na tomografię? - pyta. Nieśmiało mówię, że ja. No to idziemy. A pani jeszcze pije? - pada pytanie w kierunku jednej z babeczek, która skwapliwie potwierdza. Łobuzerski błysk w oku pani uśmiechniętej, ciepłej i macierzyńskiej: A lubi pani pić?

Idziemy zatem do pracowni, ktoś po drodze zwraca się do mojej towarzyszki per „szefowo”. Pani jest wciąż uśmiechnięta i serdeczna. Mierzy mi ciśnienie, pyta, jak się czuję, tłumaczy, co się może dziać, kiedy poda mi kontrast. Mówię jej, że jest bardzo miła, i że dzięki temu od razu lepiej się czuję. Pani chyba nie usłyszała, pewnie za cicho mówiłem. Ale naprawdę czuję się dobrze: jej serdeczność, jej dobry humor – w takim miejscu! – są po prostu pokrzepiające.

Po badaniu, czekając w poczekalni na wyjęcie wenflonu, dowiedziałem się, że pani to pielęgniarka. Pewnie nigdy nie przeczyta tego, co tu piszę, ale chcę jej bardzo, bardzo podziękować. Za jej podejście do pacjenta, za jej humor i za jej troskę. Nie zawsze można się z tym spotkać w szpitalu czy przychodni. Nie powinienem wprawdzie narzekać, bo jednak częściej mi się zdarza spotkać przyjaznych pracowników służby zdrowia niż tych niemiłych; ale ta bezimienna „pani z tomografii” zasługuje na z głębi serca płynące DZIĘKUJĘ. Za człowieczeństwo.

PS Gregory House, oczywiście, jest zupełnym przeciwnikiem takiego podejścia, ale i tak go lubię. Wbrew pozorom, podobieństwa się przyciągają. Chociaż ja nie umiem grać na fortepianie i nie jeżdżę na motorze.