wtorek, 28 lutego 2012

Szczur w szpitalu

Horror. Dla ludzi o mocnych nerwach.

Aczkolwiek, myśląc o tym na chłodno, zastanawiam się, czy ta historia nie jest pogonią za sensacją. Ślady ugryzień są mało równomierne, chyba niezbyt pasują do układu zębów (na moje oko laika). Co więcej, z tytułu artykułu wynika, że to sam poszkodowany wyznał, iż został pogryziony, chociaż z dalszej części wynika, że jest psychicznie upośledzony: czy był w ogóle świadomy, co go gryzło?

Cokolwiek to nie było, nie świadczy dobrze o szpitalu (plus oficjalne wypowiedzi o polnej myszy...), a żal tylko całej rodziny.

Wespół w zespół, czyli o meandrach etymologii

Pośród staroangielskich imion możemy znaleźć takie, które zaczynają się od ēan: Eanred, Eanbald, Eangyth, Eanfrith, Eanbercht, Eansige... O ile drugi element w tych imionach jest z reguły dosyć łatwy do zrozumienia, o tyle ēan pozostaje tajemnicą. Można wprawdzie zajrzeć do różnych słowników staroangielskiego i znaleźć słowa, od których, zdawałoby się, ta część imienia pochodzi: ēa, rzeka; ēanian, wydawać na świat jagnięta; ēan, jagnię. Można nawet zastanawiać się, czy ēan pochodzi od ān, jeden. Ale czy ktoś nazwałby dziecko 'poradą baranka', albo 'pokojem [przynoszonym przez] baranka', czy wreszcie 'zwycięstwem baranka'? 'Zwycięstwo nad rzeką' jeszcze mogłoby być, ale co z 'poradą rzeki'? 'Jeden' zdaje się być dobrym rozwiązaniem, mielibyśmy coś jak 'jedność w radzie' czy 'wyjątkowo [jedynie] dzielny', ale ēa nie może powstać z ān.

Wiadomo, że staroangielska dwugłoska ēa pochodzi od germańskiego au, i tu może tkwić rozwiązanie zagadki. W gockim jest rzeczownik awiliuþ, dzięki, dziękczynienie; zawarte w nim awi pochodzi z rdzenia oznaczającego pomoc, życzliwość, bycie miłym dla kogoś. Winfred Lehmann w Gothic Etymological Dictionary sugeruje, że praindoeuropejskie *aw- dało germańskie *auna-, i ta właśnie cząstka występuje w imionach, jak np. staroislandzkie Aunmundr, staroangielske Eanmund czy starosaksońskie Onmund.

Wydaje się, że to najlepsze wyjaśnienie owego ēa w staroangielskich imionach. I tu muszę dodać, że jestem bardzo wdzięczny anglosaksonistom z listy dyskusyjnej, którzy pomogli mi w szukaniu rozwiązania dla tej zagadki.
--
 
Among Old English personal names are some starting with ēan: Eanred, Eanbald, Eangyth, Eanfrith, Eanbercht, Eansige... Whereas meaning of the second element in such names is usually quite obvious, ēan remains a mystery. Of course, if you look into an Old English dictionary, you'll find several words that seem to fit: ēa, water, river; ēanian, to bring forth young lambs (hence 'modern' English yean); ēan, lamb; you can even start thinking if ān, one, would do. Yet – could one name his child 'lamb's advice' or lamb's peace', or, even more, 'lamb's victory'? 'River-victory' perhaps would do but what about 'river's advice'? Ān would fit with meaning, we'd get something like 'unity in advising' or 'uniquely bold' – but ēa would hardly come from ān.

We do know that Old English diphtong ēa is from Germanic au, and this can help us with our riddle. There is a Gothic noun awiliuþ, thanks, and awi element is from root meaning 'to help, to be favourable'. In his Gothic Etymological Dictionary Winfred Lehmann suggests that Proto-Indoeuropean *aw- gave Germanic *auna- which can be traced in personal names like Old Icelandic Aunmundr, Old English Eanmund or Old Saxon Onmund.

So far, it seems to be the best explanation of the ēa element in Old English names mentioned above. And – last but not least – I must add that I wouldn't get to this conclusion without generous help of fellow Anglo-Saxonists. Many thanks to you all!

niedziela, 26 lutego 2012

Nowy Noe

Przywykliśmy widzieć w Chrystusie Drugiego Adama – tak Go opisuje św. Paweł w Liście do Rzymian, czytanym w I niedzielę Wielkiego Postu roku A. W tym roku czytamy zaś fragment Listu św. Piotra, który przedstawia biblijny potop i arkę Noego jako zapowiedź, figurę Kościoła i chrztu. Ojcowie Kościoła widzieli w arce symbol Kościoła, świętego korabiu, który ocala wierzących z wód zniszczenia i śmierci, z wód tego świata. Noe zbudował arkę dla siebie i swej rodziny; można powiedzieć, że Chrystus zbudował Kościół dla ludzkości, która stała się Jego rodziną poprzez Wcielenie.

Bóg rozmawia z Noem

W pierwszym czytaniu, z Księgi Rodzaju, słyszymy o Przymierzu – pierwszym przymierzu, o jakim wspomina Pismo – które Bóg zawarł z Noem, jego potomstwem i wszelką istotą żywą. Św. Marek napisał, że na pustyni Jezus przebywał z dzikimi zwierzętami, stworzeniami, z którymi Bóg zawarł Przymierze przed wiekami. Jezus jest wypełnieniem Pisma, podąża śladami patriarchów i proroków Starego Przymierza, aby pokazać, że Boże wybory i postanowienia są stałe i pewne (cf. Ps 33:11), i że Bóg naprawdę ukochał świat (J 3:16). Jezus przynosi zbawienie dla świata, i, jak ogłosił to prorok (Iz 40:5), zobaczy je wszelkie ciało.
--
 
We get used to seeing Christ as the Second Adam: that's what St Paul teaches in his Letter to the Romans which is, actually, read on First Sunday of Lent in year A. This year, however, we read the Letter of St Peter and learn that the Flood and Noah's ark were figures of the Church and baptism. Fathers of the Church saw the ark as a symbol of the Church, the holy ship which saves the faithful from the waters of destruction and death, from the waters of this world. Noah built his ark to save his family, Christ, we may say, built his Church to save mankind which became his family through the Incarnation.

In the first reading, from the Book of Genesis, we hear that God established his Covenant, the first covenant the Scripture tells about, with Noah and his descendants, and with every living creature. St Mark in his Gospel wrote that Jesus was in the wilderness with the wild beasts, those living creatures with whom God established his Covenant ages ago. Our Lord fulfils the Scriptures, he follows in the footsteps of patriarchs and prophets of the Old Covenant to show that God's choices and decisions stand firm for ever (cf. Psalm 33:11), and that he really has loved the world (John 3:16). Jesus brings salvation to the world, and all flesh will see it, as the prophet proclaimed (Isaiah 40:5).

sobota, 25 lutego 2012

More names for dragons

This time I turned to Durham Liber Vitae, with its names of kings and priests. One can find there such names like Beornuini, man's or warrior's friend; Sigred, victorious adviser; Tilfrith, bringing good peace; Beornred, giving advice to men or warriors; Sigberct, of splendid victory; Botwini, helpful friend; Hygbercht, of briliant mind; Helpric, powerful in help.

One can say those names are inappropriate for dragons who are usually connected with evil. Yet, there are also wise and mighty dragons, helpers, not destroyers of men.
--

Tym razem sięgnąłem do Liber Vitae z Durham, gdzie znaleźć można takie imiona: Beornuini, przyjaciel męża-wojownika; Sigred, zwycięski doradca; Tilfrith, przynoszący dobry pokój; Beornred, doradca mężów-wojowników; Sigberct, słynny dzięki zwycięstwu; Botwini, pomocny przyjaciel; Hygbercht, przemyślny; Helpric, możną pomoc niosący.

Może ktoś powiedzieć, że te imiona są nieodpowiednie dla smoków, kojarzonych zwykle ze złem. Ale są też smoki mądre i potężne, służące pomocą, a nie szkodzące ludziom.

czwartek, 23 lutego 2012

Duchowy Calgon

Za trolle trzeba się modlić. Dlaczego? Aby nie zamieniły się w kamień, kiedy zaświta.
--
We have to pray for trolls. If we don't, they'll turn into stone at daybreak.

środa, 22 lutego 2012

Popielec czy prochowiec?

Dwa słowa są kluczowe dla liturgii Środy Popielcowej: popiół i proch. Nazwa tego dnia: Feria quarta Cinerum mówi o popiele (cinis), a więc o pozostałości po spaleniu – w tym przypadku, gałązek palmowych. Jednak kapłan, posypując popiołem głowy wiernych, mówi: Prochem (pulvis) jesteś i do prochu wrócisz (Rdz 3:19). Tekst hebrajski mówi o suchej ziemi, o pyle, prochu. Pewien brak konsekwencji w słowach liturgii.

Na końcu Wielkiego Postu jest Zmartwychwstanie. Pierwszy dzień Wielkiego Postu przypomina o śmierci, chociaż na nasze głowy nikt nie sypie cmentarnego prochu, tylko popiół z zabitego i spalonego drzewa.
--

There is some verbal inconsistency in the liturgy of Ash Wednesday. The day itself is called Feria quarta Cinerum, i.e. Ash Wednesday but priest, while imposing ashes on the faithful, says: You are dust (pulvis) and to dust you will return. That's, of course, a quote from Genesis 3:19, and Hebrew text speaks about dry earth, not about something left after burning of the branches.

At the end of Lent there shines the Resurrection. At the first day of Lent we are reminded of death, even though on our heads there is not graveyard earth but ashes from a dead tree.

wtorek, 21 lutego 2012

Curvari

Deklinacja IV, rzeczowniki o temacie zakończonym na -u. Np. genu, kolano (pokrewne z polskim gnat i angielskim knee.) Przykład użycia: genu curvantur omnia (z hymnu Conditor alme siderum). Pytanie: czy genu to tutaj ablativus, czy accusativus respectus (w końcu to poezja)? Sens pozostaje jasny: wszystko zgina kolano przed Panem. Tyle że curvantur to strona bierna, czyli wszystko zgina się (bo język polski, z niewiadomych przyczyn, zamiast strony biernej woli zwrotną): przy pomocy kolana czy pod względem kolana?

poniedziałek, 20 lutego 2012

Dragon lore

W Fact and Fiction. From the MiddleAges to Modern Times. Essays Presented to Hans Sauer on the Occasionof his 65th Birthday znaleźć można taki artykuł Thomasa Honeggera: From Bestiary onto Screen: Dragons in Film.

Tolkieniści wiedzą, że Thomas Honegger zasłużony jest dla tolkienistycznych studiów. Podejrzewam, że o smoku z filmowego „Hobbita” nic nie będzie, książka za wcześnie wyszła. Do tego jest strasznie droga (chociaż tańsza niż pierwszy tom tego Festschrift).

niedziela, 19 lutego 2012

Przynieśli go do Jezusa

Jezus, zobaczywszy ich wiarę, mówi do paralityka: Dziecko, twoje grzechy są odpuszczane (Mk 2:5).

Pamiętam, że kiedy czytaliśmy ten fragment w 2004 roku, na obozie naukowym w klasztorze służewieckim, „Michałek” bardzo się nim ekscytował: Jezus zobaczył wiarę tych ludzi, którzy przynieśli paralityka, ich wiara mu wystarczyła do uzdrowienia go.

Przynieśli paralityka do Jezusa. Każdy wierzący powinien pomagać innym przyjść do Jezusa, ale czy każdy to robi? Czasami jesteśmy tak wierzący, że chcemy mieć Jezusa tylko dla siebie, nie dzielić się Nim z innymi. Czasami jesteśmy tak wierzący, że innych do Jezusa zniechęcamy, odpychamy od Niego. Czasami jesteśmy tak wierzący, że jeszcze paralitykowi połamiemy nogi i ręce, żeby przypadkiem nie doczołgał się do Jezusa.

PS O różnicach w budowie domu, w tym opowiadaniu, u Marka i Łukasza nie będę pisał, bo wszyscy to albo wiedzą, albo sobie sprawdzą.

czwartek, 16 lutego 2012

Imię dla smoka, część II

Po zastanawianiu się doszedłem do wniosku, że *Konjaz – protogermańska forma, z której powstało staroangielskie cēne, a współczesne keen, nie brzmi dobrze (w gockim musiałoby być *Konjis albo *Konja, też nie brzmi najlepiej, ewentualnie można by jeszcze wziąć staroislandzkie Kœn). Skłaniam się do staroangielskiego Hræd, co dałoby grę słów: hræd znaczy szybki, zwinny, ale też zręczny, zdolny, a ræd to rada, pomysł, dobrze więc pasuje do tego smoka, który jest smukły i zwinny, a jednocześnie bardzo mądry.

środa, 15 lutego 2012

Pozdrowienia

Proszę państwa, ja przepraszam, że czasami tak coś prywatnie napiszę, ale pomyślałem sobie, że skoro to mój blog, to chyba czasami mogę, prawda? Więc chciałbym teraz pozdrowić Asteroessę. Mam nadzieję, że wszystko w porządku (nie wiem, jak to napisać po japońsku, a po angielsku to i tak każdy zrozumie).

wtorek, 14 lutego 2012

Imię dla smoka

Staroangielskie Snottor, mądry? Protogermańskie Skarpaz, ostry? Ale tu znaczenie początkowo było tylko dosłowne, nie odnosiło się do umysłu i postrzegania. Rædwis, mądry w radzie, ale to średnioangielskie, więc trochę późne. Protogermańskie Wisaz, mądry? Greckie Medomenos, przemyślny?

Z drugim powinno być łatwiej, bo jest z Walii.

A dwa starsze nazywają się odpowiednio Thelgon, po grecku 'mający magię', i Aruna, z sanskrytu 'czerwonozłoty', bo jest z nich wszystkich najbardziej ognisty.

poniedziałek, 13 lutego 2012

O psach, bachorach i hucznych zabawach

Ostatnio ktoś mi powiedział, że psy trzymać można tylko poza miastem. Psy trzymane w mieście są bowiem agresywne, siedząc w domu wciąż szczekają, a kiedy już wychodzą na dwór, szczekają i atakują ludzi. Nie mówiąc już, oczywiście, o kupach.

Pisałem już o kupach na trawnikach, nie tylko psich, ale i ludzkich. (Swoją drogą, mam zawsze jakiegoś psa, od ponad trzydziestu lat, i pamiętam, że kiedyś nie było problemu z ich załatwianiem się na dworze. Wszystko było naturalne. Teraz kupę trzeba zebrać w foliową torebkę i wyrzucić do śmietnika. Kupa może się rozłożyć, ale torebka już nie. A przecież dbamy o środowisko. Może ktoś powiedzieć, żeby psie kupy zbierać w papierowe torebki. Najwyraźniej taka osoba nigdy psiej kupy nie sprzątała.) Wysadzone z samochodu dziecko załatwia się na trawniku, jeszcze podtarte chusteczką, którą zostawia się, rzecz jasna, razem z kupą, na trawniku. I wszystko jest OK. Żeby chociaż w krzakach kucnęło...

Niektóre psy bywają agresywne, to prawda, chociaż z moich obserwacji wynika, że częściej okazują agresję wobec innych psów niż wobec ludzi. Zwykle psy mają swoich psich znajomych i przyjaciół, z którymi chętnie się bawią, ale są też i takie, na które warczą właściwie bez powodu, po prostu ich nie lubią już na odległość. Suki bywają agresywne wobec innych suk, psy wobec psów, ale to nie reguła. Dwa razy zdarzyło się, że inny pies zaatakował moje psy: raz właściciel zapewniał, że jego pies nic nie zrobi Nessie, i, niestety, uwierzyłem; drugi raz, pies zaatakował Huana, bo właściciel, zamiast go pilnować, rozmawiał przez komórkę. Poza tym, są smycze i kagańce, odpowiedzialny właściciel zadba o to, żeby jego pies nikomu nie zrobił krzywdy. Swoją drogą, ci, którzy nie mają psów, powinni wiedzieć, że próba odwzajemnienia psiego ataku, jeśli już taki się zdarzy,  jest najgłupszą rzeczą, jaką można zrobić: wszelkiego rodzaju tupanie, machanie ręką czy siatką, wrzeszczenie itp. tylko pogarsza sytuację.

Zostało jeszcze szczekanie. To prawda, może być uciążliwe, ale równie uciążliwe mogą być wrzaski bachorów na środku ulicy czy za ogrodzeniem przedszkola, odbijanie piłki w mieszkaniu do późna w nocy, nie wspominając już o wszelkiego rodzaju, jak to teraz mówią, domówkach, z głośno grającą muzykę i pijanymi wrzaskami. Kiedyś musiałem wyjść z Huanem po pierwszej w nocy, i z drugiej strony ulicy słyszałem odgłosy hucznej imprezy. Aż dziw, że sąsiedzi to znieśli, Huan miał ochotę wrócić natychmiast do domu. Nota bene, uwaga dla tych, którzy z psami kontaktu nie mają: hałas może psa albo przestraszyć, albo też rozwścieczyć.

Może dzieci też powinno się wychowywać poza miastem, i poza miastem urządzać wszelkiego rodzaju towarzyskie imprezy? Jestem za.

niedziela, 12 lutego 2012

Czego można się nauczyć w klasztornej szkole

Wspominałem, że styczeń kojarzy mi się arturiańsko, wracam do historii mojego dzieciństwa. Teraz przedłużyło się na luty. 

Sir Thomas Malory taki pisze o Morgan le Fey: [she] was put to scole in a nonnery, and ther she lerned so moche that she was a grete clerke of nygromancye, umieszczono ją w szkole w żeńskim klasztorze, i tam nauczyła się tak wiele, że stała się bardzo biegła w czarnej magii.

Niektórzy pewnie pamiętają, że w Hobbicie Sauron jest nazywany Necromancer.

Słowo jest pochodzenia greckiego, oznacza kogoś, kto wróży (manteia, sztuka wróżebna) dzięki kontaktom z umarłymi (nekroi). Kiedy przez łacinę wchodziło do francuskiego i angielskiego, skojarzono jego początek z łacińskim niger, czarny.

sobota, 11 lutego 2012

Bogurodzico Dziewico, raduj się

The next rejoice Our Lady had,
It was the rejoice of six.
To see her own son Jesus,
To bear the crucifix.

The next good joy that Mary had,
It was the joy of seven.
To see her own son Jesus,
To wear the crown of heaven.

To wear the crown of heaven, good man,
And blessed may he be.
Sing Father, Son and Holy Ghost,
To all eternity.

piątek, 10 lutego 2012

Co zostanie...

W 8. wieku przed Chrystusem, niejaki Ruwas, sługa Tuwatisa, postawił stelę w Kululu, w Anatolii. Napisał na niej, między innymi, tak: Kiedy pójdę przed bogów (tzn. kiedy umrę), te domy tutaj [będą].

Ciekawe, czy można tak napisać na jakiejś współczesnej budowli. Pewnie trzeba by zapytać jakiegoś architekta.

środa, 8 lutego 2012

Czy czas jest lekarzem?

I sometimes wonder if that is what Krishna meant –
Among other things – or one way of putting the same thing:
That the future is a faded song, a Royal Rose or a lavender spray
Of wistful regret for those who are not yet here to regret,
Pressed between yellow leaves of a book that has never been opened.
And the way up is the way down, the way forward is the way back.
You cannot face it steadily, but this thing is sure,
That time is no healer: the patient is no longer here.
(TS Eliot, The Dry Salvages)

wtorek, 7 lutego 2012

Troll trollowi nierówny

Ostatnio rozmawiałem ze znajomymi, a na blogu pisałem, o trollach. Pomyślałem jednak, że nie można wszystkich trolli do jednego worka włożyć – jak to zrobiły trolle z towarzyszami Bilba. Obok trolli internetowych, szczególnie częstych wśród hiperkatolickich tradycjonalistów, postawić można te, które spotykamy w sagach i Eddzie, i te, które nękały Śródziemie. Ale przecież są też trolle przyjazne, przyjacielskie, które towarzyszą mi (a wielu innym także) od dzieciństwa: Muminki. Tove Jansson pisała po szwedzku, bohaterowie jej opowieści to Mumintroll. 

 
Właściwie czytałem te książki, razem z moim bratem, od zawsze. Nie miałem wszystkich książek o Muminkach, te brakujące zatem wypożyczałem w kółko z biblioteki, aż wreszcie umiałem je niemal na pamięć. Tove Jansson stworzyła świat, w który można wejść.


Muminki i książki Edith Nesbit – to były książki mojego dzieciństwa. Kubusia Puchatka nie czytałem – a kiedy wreszcie do niego dotarłem, w wieku chyba dziesięciu lat, dziwiłem się, jak można zachwycać się tak głupią książką, zupełnie nieporównywalną z barwnym, prawdziwym, żywym światem Muminków. Tu jest morze i rzeka, kabina kąpielowa z kolorowymi szybkami, weranda, na której je się śniadanie, tort hiszpański, który Mama Muminka robi tuż przed uderzeniem komety, drewutnia, ogród, dom o niesamowitym kształcie... Mama, Tata, Muminek – i przyjaciele, każdy jedyny w swoim rodzaju... 


A jednocześnie nie są to książki pozbawione pewnego smutku, pewnej melancholii, widocznej zwłaszcza w ostatnich tomach. Poza radosnym światłem domu Muminków czai się w mroku Buka, której tchnienie mrozi wszystko, a wyspa na morzu, gdzie zamieszkała na jakiś czas rodzina Muminków, jest pusta i samotna, i nieprzyjazna. Może właśnie to połączenie radości i melancholii sprawia, że wciąż wracam(y) do tego świata fińskich trolli...


Czasami, patrząc na różnych ludzi, dostrzegam w nich podobieństwo do postaci z Doliny Muminków. A to Bufka się gdzieś pojawi, a to Włóczykij, a to pani z twarzą Filifionki...


PS Anto: 'Wigilia' rules!
PPS Oczywiście, piszę o Muminkach z książek, nie o tych z japońskich kreskówek.

poniedziałek, 6 lutego 2012

I znowu: technika i ja

Sprzedawca wziął ode mnie kartę, włożył do czytnika, powiedział: Teraz może pan wprowadzić PIN i zielony. Wprowadziłem. Stoimy, stoimy, czekamy – nic. Może znowu zablokowali mi kartę, bo nie spłaciłem czegoś w terminie, pomyślałem. Ale przecież ZUS rentę przelał na czas... Gotówki nie mam, co za wstyd. Czekamy dalej, wreszcie sprzedawca mówi: A wcisnął pan zielone? Patrzymy na terminal – nie wcisnąłem. Gdyby nie bystrość sprzedawcy, pewnie stalibyśmy jeszcze kolejne pięć minut zastanawiając się, dlaczego połączenie nie działa...

Wymondham Abbey, czyli Chrystus w majestacie

niedziela, 5 lutego 2012

Chris Dobra Rada

Ignore abusive trolls, napisał Chris I, any reaction of you fuels them. They're self-absorbed and want to get attention to boost their ego.

To bardzo dobra rada, potwierdziło to jeszcze kilku moich znajomych.

Amen.

sobota, 4 lutego 2012

Pan Jezus patrzy

Czy smoki jadają pingwiny?

Pingues puellae, pożerane przez smoka, w żartobliwym tłumaczeniu nowicjatu wyszły jako piękne pingwiny. I nie do końca było jasne, czy smok będzie je zabijał i pożerał, czy pożerał i zabijał.

Nowicjat 2011 przełamuje lody. Mimo mrozu (który, nota bene, uwielbiam). (A przy okazji mrozu: kiedy byłem młody, nosiło się w rękawiczkach buteleczki z tiosiarczanem sodu, jako ocieplacze.)

piątek, 3 lutego 2012

Williamson, Drout, Foley

University of Pennsylvania Press wydało wspaniałą książkę: Beowulf and Other Old English Poems, w przekładzie Craiga Williamsona. I to jest naprawdę bardzo dobry przekład, dobrze się go czyta, w przeciwieństwie do np. przekładu R.D. Fulka (niestety, przy całym moim szacunku do prof. Fulka, który jest doskonałym uczonym, nie mogę powiedzieć inaczej). Williamson pisze: A good translator must be both ambitious and humble. He needs to carry home as much of the beautiful old wood as possible, but the whole forest is always beyond his reach. Jakoś tak tolkienowsko brzmi to porównanie – nie ma się co dziwić, Craig Williamson nie kryje się ze swoim uwielbieniem dla Tolkiena. (Przedmowę do książki napisał tolkienolog, prof. Tom Shippey.)

Przy okazji staroangielskiego: czytałem jakiś czas temu wypowiedzi różnych anglosaksonistów na temat nauczania staroangielskiego. Na ogół na uniwersytetach, w ogólnych kursach literatury angielskiej, mało jest miejsca na tak wczesne teksty, co zatem wybrać, żeby poprowadzić sensowne zajęcia? I w jaki sposób je poprowadzić?

Michael Drout (tak, znowu: ten od Tolkiena) napisał o metodzie swojego nauczyciela, Johna Foleya: John's 'method' wasn't anything particularly formal but just a strong focus on the oral/aural aspects of Old English learning (and he did the same thing with Greek).  He always insisted upon doing just about everything aloud. To bardzo ciekawe podejście, często ludzie uczą i uczą się z tabelek: John Foley kazał wszystkie odmiany, paradygmaty, pojedyncze słowa – wypowiadać głośno. Postanowiłem wprowadzić tę metodę u siebie, Michael uważa, że – skoro działała przy grece i staroangielskim – powinna działać i przy gockim oraz łacinie.

Co więcej, Drout napisał: We had to memorize and recite Cædmon's Hymn before we even knew how to translate all the forms because he thought that if we internalized the phonological patterns of the language, we'd use our unconscious processing skills as well as our intellectual knowledge of the things we had memorized. W zupełności się z tym zgadzam: warto uczyć się na pamięć tekstów, nigdy nie wiadomo, jak zadziała nieświadomość, w jaki sposób teksty „zakonserwują się” w pamięci, i w jaki sposób potem wypłyną. W szkole uczyliśmy się na pamięć początku „Iliady”, „Wojny galijskiej”, pierwszej katylinarki... Tekst może nas wtedy przeniknąć, przestaje być obcy, zaczynamy nim żyć. Staje się częścią nas, a my stajemy się jego częścią.

Hipokrates

Aforyzm, przypisywany Hipokratesowi, głosi: Quae medicamenta non sanant, ferrum sanat; quae ferrum non sanat, ignis sanat; quae vero ignis non sanat, insanabilia reputari oportet.

Ale nie trzeba tracić nadziei...

czwartek, 2 lutego 2012

Ofiarowanie

Nie mogłem ustrzec od okrutnej agonii tych, których najbardziej kochałem, i którzy mnie kochali. Muszę wciąż przeżywać ich konanie, każdą chwilę, każdy rzężący oddech, każde spojrzenie...

σκιὰ ἦν, οὐδέν εἰμι...

Świątynia w świątyni

Abelard w swoim hymnie napisał, że Rodzice Jezusa ofiarowali świątynię w świątyni. Jezus mówił przecież o świątyni swojego ciała (J 2:21).

Franciszkowa Porcjunkula to mały kościół w większym. Jezus w dniu swego Ofiarowania to wielka świątynia w mniejszej.

środa, 1 lutego 2012

Rozcieńczenie

W cytowanej kiedyś przeze mnie nauce papieskiej, z audiencji 4. stycznia tego roku, Benedykt XVI zwrócił uwagę, że liturgiczny okres Narodzenia Pańskiego jest krótki, ale pełen uroczystości i misteriów, że jest skąpany w światłości.

To prawda, wystarczy spojrzeć na teksty liturgiczne tych dni. Ale wystarczy też popatrzeć na uschnięte choinki w kościołach i posłuchać kolęd, śpiewanych nieprzerwanie aż do 2. lutego, żeby stracić ten niesamowity blask świętej Nocy: on się rozcieńcza w tych czterdziestu dniach.

Podobnie jest i z Wielkanocą: po Oktawie może jeszcze tydzień lub dwa, do niedzieli Dobrego Pasterza, traktowane są 'paschalnie'. Później, chociaż przy ołtarzu stoi wciąż paschał, Wielkanoc ginie w majowych, a czasami i czerwcowych, nabożeństwach.