piątek, 28 lutego 2014

Wróćmy do modlitwy

Rok temu skończył się pontyfikat Benedykta XVI. Ostatnią publicznie sprawowaną przez papieża liturgią była procesja i msza Środy Popielcowej. Pod koniec mszy, po Komunii, były podziękowania (jeśli dobrze pamiętam, wygłaszał je kard. Bertone), po nich oklaski, wiwaty i okrzyki wiernych. Bardzo wzruszające musiało to być dla papieża, i dla nas wszystkich. Zapadły mi w pamięć słowa, które Benedykt XVI wtedy wypowiedział: Wróćmy do modlitwy. Zostało jeszcze końcowe błogosławieństwo, kończące liturgię. Wróćmy do modlitwy. Nie ja jestem tu ważny, ale Bóg.

Cóż to za nowa teologia?

W dzisiejszym Naszym Dzienniku można przeczytać, na 19. stronie, o przedstawieniu Naszego Teatru, które określono jako dziękczynienie Bogu Ojcu i Matce Przenajświętszej za dar kanonizacji błogosławionego Jana Pawła II. A co z Synem i Duchem Świętym? Czy to znaczy, że zamiast Trójcy Przenajświętszej czcimy teraz Rodzicielską Dwójcę?

Słabo mi się robi, kiedy czytam takie rzeczy w katolickim piśmie.

czwartek, 27 lutego 2014

Cave

Wpadam w przerażenie, że mogę prowadzić zajęcia tak, jak prof. W. prowadził dla nas zajęcia z metryki i stylistyki: przerażająco nudno, nudno, nudno. To były jedne z najgorszych, jeśli nie najgorsze, zajęcia, jakie miałem w ciągu czterech lat studiów. 

Tyle tylko, że ja pozwalam otwierać okna i nie panikuję, kiedy ktoś zakaszle.

Ale boję się, bardzo się boję nudzenia, to byłaby moja klęska jako nauczyciela.

środa, 26 lutego 2014

Wciąż porażają

Völuspá. Grímnismál. Te poematy z 'Eddy poetyckiej' można czytać bez końca, wciąż odczuwając przyjemność i rozkosz, dreszcz zachwytu czując i uniesienie, jakie ta potężna poezja w sobie niesie. Niewiele jest takich tekstów w literaturze, które tak niezwykłą moc poetycką posiadają.

sobota, 22 lutego 2014

Jakie to dziwne

Kiedyś szło się do szpitala z zapasem żetonów do automatu telefonicznego. Teraz są komórki.
+ + + + +

Na jednym kanale pokazywali krew, ogień i śmierć na kijowskim Majdanie, na drugim komentatorzy dochodzili do sportowych orgazmów, zachwycając się jazdą na łyżwach.

Jakie to wszystko dziwne.

niedziela, 16 lutego 2014

Może ktoś przeczyta

Chciałbym, żeby księża wolniej odmawiali modlitwy nad chlebem i winem, wlewali wino do kielicha, odmawiali modlitwę Azariasza i obmywali ręce. Czasami, mam wrażenie (gdyż nie mam zegarka), trwa to minutę: pięć czynności w jedną minutę. A to są ważne czynności: ks. Fedorowiczowi zależało na odprawianiu mszy twarzą do ludu z jednego powodu: żeby wierni mogli chociaż widzieć, co się dzieje na ołtarzu, chociaż widzieć gesty kapłana, skoro dużej części modlitw liturgicznych nie słyszeli albo, słysząc, nie rozumieli, bo były po łacinie. Teraz także w czasie przygotowania darów, jeśli jest jakaś pieśń śpiewana, nie słychać modlitw, które odmawia kapłan nad chlebem, kielichem, winem, pochylając się przed ołtarzem i obmywając dłonie. Ale gesty pozostają, i chciałbym też, żeby ludzie je dostrzegli. W tym czasie się wprawdzie śpiewa i daje na tacę, ale naprawdę można i warto spojrzeć na ołtarz i na to, co kapłan robi, i uzmysłowić sobie, że przystępujemy do ofiary Ciała i Krwi Pańskiej, do ofiary, w której nas symbolizuje kropla wody w kielichu z winem, do ofiary, przy której trzeba się uniżyć przed Bogiem i błagać o oczyszczenie serca raz jeszcze, aby móc godnie do jej składania przystąpić. Gesty kapłana: wzniesienie pateny z hostią, kielicha z winem i wodą, pokłon przed ołtarzem, umycie rąk – o tym właśnie mówią.

sobota, 15 lutego 2014

Jednym zdaniem

Ἀλλήλων τὰ βάρη βαστάζετε, καὶ οὕτως ἀναπληρώσετε τὸν νόμον τοῦ Χριστοῦ. (Ga 6:2)

czwartek, 13 lutego 2014

Berecik

Na ławce w kruchcie leżały – jako, jak sądzę, znalezione w kościele po mszy i czekające na właścicielki – dwa berety. Moherowe.

Jak można zgubić taki berecik? Panie przecież w kościele nie zdejmują (wręcz nie powinny zdejmować, według pouczeń Apostoła) nakrycia głowy. Siłą ktoś ściągnął?

środa, 12 lutego 2014

Nie ten śnieg

Pogoda zrobiła się obrzydliwie wielkopostna. Gdzieniegdzie zostały jakieś resztki śniegu, ale zdecydowanie nie pasują one do wizji psalmisty (Ps 51:6). W miastach widać na nim, czym oddychamy. Ohyda.

wtorek, 11 lutego 2014

Szkocki rycerz na mszy

Usłyszałem na mszy melodię do Panie, zmiłuj się nad nami, która z czymś mi się kojarzyła, wydawała znana, chociaż jednocześnie jako mszalna melodia nieznana. Wreszcie skojarzyłem: ta melodia brzmiała podobnie do The English Ladye and the Knight Loreeny McKennitt, jakiś temat czy motyw (nie znam się na muzyce, więc trudno mi to określić odpowiednio) się powtarzał. I było to piękne, ta melodia w kościele.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Lómendil i chiński wzór

Czytam ostatnio kryminały Roberta van Gulika o sędzim Di, który, nota bene, był postacią autentyczną, żyjącą w 7. wieku w Chinach. Powieści są bardzo ciekawe i wciągające, mimo koszmarnego miejscami przekładu i równie koszmarnej redakcji książki. Czasami zastanawianie się nad tym, co tłumaczka chciała powiedzieć, pozwala rozwiązać zagadkę, o której sędzia Di nie miał pojęcia.

I tak w tomie Sędzia Di i chiński wzór znajdujemy ciekawą scenę, rozgrywającą się w bibliotece zamordowanego pana Mei. Sędzia Di siada przy jego biurku, na którym znajduje i dokładnie ogląda następujące rzeczy: płytkę do rozcierania tuszu, biały pędzelek do pisania, wykonaną z zielonego jadeitu małą wagę do papieru i biały porcelanowy pojemniczek na wodę. Próbowałem sobie na różne sposoby wyobrazić ową wagę do papieru, i nie potrafiłem. Po co właściwie na biurku waga do papieru, do tego mała? Do ważenia kartek? Małych kartek, zwiniętych kartek? Ale uświadomiłem sobie, że książka napisana była po angielsku. Prawdopodobnie w tym miejscu autor użył słowa paperweight, tylko że ono nie znaczy 'waga do papieru' (chociaż takie skojarzenia może wywoływać), ale 'przycisk do papieru', czyli, jak rozumiem (nigdy nie używałem), coś ciężkiego, co kładzie się na kartce czy kartkach, aby nie zwiał ich z biurka jakiś podmuch powietrza. Takie 'urządzenie' jak najbardziej mogłoby być nieduże i zrobione z jadeitu, i o wiele bardziej pasuje na biurko pana Mei niż trudna do wyobrażenia sobie waga do papieru. Nie mam angielskiego oryginału, zatem nie mogę sprawdzić, czy moja hipoteza jest prawdziwa, ale myślę, że I strike near the truth.

sobota, 8 lutego 2014

Resztki złota Fáfnira

Penguin Classics wznawiają przekłady Beowulfa, Eddy poetyckiej, Sagi o Völsungach, historii Gawaina i Zielonego Rycerza. Dołączają do nich naklejkę: Classics that inspired J.R.R. Tolkien's 'The Hobbit'. Pomysłowy sposób na zarobienie więcej pieniędzy.

Ale zastanawiam się, na ile miłośnicy Tolkiena tak naprawdę (za)interesują się tymi dawnymi, tchnącymi germańską Północą, tekstami. Wśród polskich tolkienistów nie zauważyłem powszechnego, czy w ogóle częstego, zainteresowania tym, czym interesował się, i naukowo zajmował, Tolkien. Opowieści o klejnotach, zrobionych z oczu zabitych dzieci, o wędrówce do świata zmarłych, by wskrzesić wieszczkę-olbrzymkę, o nieszczęsnej kobiecie, której kolejne małżeństwa kończyły się we łzach, krwi i ogniu, czy o gospodyni, próbującej nakłonić gościa do cudzołóstwa, raczej nie znajdują wielu amatorów. A szkoda.

czwartek, 6 lutego 2014

Nie jest źle uczyć innych

Bardzo rzadko, ale jednak czasami się zdarza, że klasztor na Służewie jest rano zamknięty i nie można wejść nawet do przedsionka przed furtą. Tak było i tym razem. Przyjechałem nieco wcześniej, poszedłem do kościoła, a stamtąd, gdy zbliżała się już pora zajęć, ku klasztornej furcie. Niestety, było zamknięte. Poczekałem kilka minut, zastanawiając się przy tym, co zrobić. Można użyć komórki. Zadzwoniłem kolejno do trzech dominikanów, których numery znam. Pierwszy nie odbiera, drugi poza zasięgiem, trzeci odebrał, ale był daleko poza Warszawą, więc pomóc nie mógł. Zacząłem krążyć między furtą a wejściem do sali o. Woronieckiego, zastanawiając się, co zrobić. I nagle spojrzałem na drzwi do kuchni, w suterenie. Może tamtędy uda się wejść, pomyślałem. Rozejrzałem się na boki, czy nikt nie patrzy (nie wiem, dlaczego, ale poczułem się w tym momencie jak Hiacynta Bucket) i zszedłem w dół, do drzwi kuchennych. Otwarte. Wszedłem, sprawdzam kolejne drzwi – otwarte. Wszedłem do środka i znalazłem się w korytarzu przy refektarzu. I stały się wtedy dwie rzeczy. Po pierwsze, straciłem orientację, nie byłem pewien, w którą stronę idąc dojdę do drzwi koło furty. Po drugie, w półmroku refektarza mignęło coś białego. Pewnie któryś z ojców, pomyślałem. Mając nadzieję, że mnie nie zauważono, postanowiłem, że pójdę w lewo, a jeśli nie dojdę w okolice furty, to wrócę i pójdę w prawo. Niestety, w tej samej chwili to coś białego mignęło przed mną i zapytało: W czym mogę pomóc? Przyłapano mnie na włamaniu przez-refektarz-do-nowicjatu. Ale, co było jeszcze gorsze, to białe coś to był jeden z moich dawnych (sprzed lat ośmiu?) uczniów, z czasów, kiedy w Warszawie dominikanie uczyli się jeszcze greki. A co było najgorsze, zupełnie mnie nie poznał (chociaż nic w tym dziwnego, ostatnio coraz bardziej podziwiam tych, którzy mnie jeszcze potrafią rozpoznać), a ja poczułem się strasznie stremowany. Próbowałem coś wybąkać (jakie nieprzyjemne słowo), i przez moment miałem zamiar powiedzieć, że ja tu w nowicjacie uczę greki, ale, na szczęście, przypomniałem sobie, że nie greki, ale łaciny. Próbuję zatem jednym tchem powiedzieć, że ja tu uczę, że zamknięte, że muszę na zajęcia, że się zgubiłem i nie wiem, w którą stronę do furty. W obie można dojść do furty, usłyszałem. Zacząłem tłumaczyć, że ja chcę do tej strony ze schodami, bo z drugiej chyba idzie się przez klauzurę. To na prawo, powiedział dawny uczeń, więc nie zastanawiając się nad podziękowaniami lub dalszymi tłumaczeniami pomknąłem ku drzwiom. I znowu czułem się jak Hiacynta Bucket, w odcinku, w którym musiała przemknąć się przez kilka ogródków, aby tylko Elżbieta nie zorientowała się, w jakiej dzielnicy mieszka Stokrota. Było to nawet, na swój sposób, ekscytujące.

Samo uczenie niemal zawsze przynosi różne radości. Często jest to humor sytuacyjny, pojawiający się przy jakimś słowie lub tłumaczeniu, budzącym rozmaite skojarzenia, jak np. paw Junony był święty. Czasami dowiaduję się nowych rzeczy, np. doskonałym, a nieznanym mi odpowiednikiem łacińskiego sus Minervam docet okazuje się być uczył Marcina Marcina, a sam głupi jak świnia. Albo dochodzimy do wniosku, że Dzeusa przed narodzinami Ateny bolała głowa, gdyż słuchał metalu (Atena przecież w pełnej zbroi wyskoczyła z głowy ojca).

Jak mi się jeszcze coś śmiesznego przypomni, to przyjdę i państwu opowiem.

środa, 5 lutego 2014

Nasyć nas Twojej krwi owocami, Panie

W dzień świętej dziewicy i męczennicy Agaty błagamy Pana w jednym z hymnów, aby dał nam korzystać z owoców swej krwi, aby dał nam się nimi cieszyć, dał ich używać. Obraz może szokujący, ale przecież piękny, w łacinie także poprzez aliterację (fructibus fruamur) raduje serce i smakiem napełnia usta. W którymś ze swych komentarzy Beda rozwija temat, pisząc o owocach krzyża, ich smaku i zapachu. Można, oczywiście, owoce przenośnie rozumieć, ale wtedy ulatnia się cała poezja i całe piękno tego obrazu.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Przebłyski Adwentu

Dwa razy w dzisiejszej liturgii pojawia się fragment z 1. Listu św. Pawła do Tesaloniczan (3:12-13): w modlitwie czytań i w nieszporach. Paweł błaga w nim Boga o coraz większą miłość wśród Tesaloniczan, aby mogli być przez to gotowi na przyjście Pana Jezusa na końcu czasów. To przyjście to παρουσία, powtórne przyjście. Nie tylko w Adwencie należy o nim myśleć, ale pamiętać każdego dnia.

Paweł pisze o miłości wzajemnej, która ma przygotować Tesaloniczan na Paruzję: można powiedzieć, że współgrają te słowa z przypowieścią naszego Pana o Sądzie Ostatecznym, zapisaną u św. Mateusza (25:31-46). Tam kryterium sądu będzie właśnie miłość bliźniego.

niedziela, 2 lutego 2014

Dusza jak gromnica

Zwykle tłumaczy się, że gromnica oznacza Matkę Boską, a jej płomień Jezusa, którego Ona wydała na świat. Ale liturgia podkreśla o wiele bardziej inne znaczenie. Idziemy z płonącymi świecami, które mają oznaczać nasze dusze, jaśniejące łaską, jaśniejące blaskiem Chrystusa, który przyszedł nas zbawić jako światłość prawdziwa. Z jaśniejącą duszą mamy wyjść na spotkanie Pana i dzisiaj, w liturgii, i kiedyś, w ostatniej chwili naszego życia, kiedy wyruszymy, aby ujrzeć Chrystusa.

A w kościele może z pięć osób było dziś ze świecami, na w miarę pełne ławki to dosyć mało.