piątek, 30 kwietnia 2010

I: yyyy!

Pani Grauerowa, która uczyła nas muzyki, dając znak do rozpoczęcia śpiewu, mówiła: Trzy-cztery-yyy! Śmieszyło nas owo końcowe yyy, bo naturalne się nam wydawało w tym miejscu iii: Trzy-cztery-iii... zaczynamy!

Zauważyłem, że niektórzy księża od pewnego czasu mówią mysterium miast misterium. I bardzo mi się to podoba. Nie tylko dlatego, że takie brzmienie jest bliższe oryginału: słowo jest pochodzenia greckiego, musterion, gdzie ‘u’ brzmi mniej więcej jak niemieckie ‘ü’, bliżej naszego ‘y’ niż ‘i’. Taka wymowa pokazuje też, jak sądzę, że ci księża – a są to naprawdę mądrzy kapłani – świadomi są, iż słowo jest właściwie nieprzetłumaczalne. Spolszczone jako misterium brzmi już zwyczajnie, zdaje się wręcz wyświechtane. Można niby przełożyć je na tajemnica, ale czy to dokładnie to samo? Mówimy: tajemnica wiary, ale mówimy też: ten prezent to tajemnica, ta wiadomość to tajemnica. Słowo nie niesie w sobie tylko religijnej treści, i też brzmi zwyczajnie. A tu chodzi o coś więcej, o coś, czego jednym słowem wypowiedzieć się nie da. O podkreślenie, że mamy do czynienia z Tajemnicą inną niż wszystkie, większą od wszystkich.

To prawda, że greckie musterion mogło mieć takie same, niekoniecznie religijne, znaczenia, jak nasza tajemnica. Aby jednak zaznaczyć, że w pewnych przypadkach mówimy o tajemnicy innego rodzaju, niż np. potajemne małżeństwo czy zaproszenie na urodziny, dobrze jest użyć innego słowa, i myślę, że mysterium doskonale się tutaj sprawdza.

wtorek, 27 kwietnia 2010

Co ma piernik do wiatraka?

Może ktoś mi pomóc zrozumieć ten tekst?

To fragment homilii o. dr. Tadeusza Rydzyka CSsR, z mszy św. inaugurującej XIV Forum Polonijne w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, 24 IV 2010 roku. Przepisuję to bezpośrednio z wczorajszego „Naszego Dziennika”, więc o żadnych manipulacjach nie może być mowy...

Po przytoczeniu długiego cytatu z „Wesela” Wyspiańskiego, kaznodzieja mówił: Czy wszyscy będą zbawieni? Czy Polska będzie istnieć? Czy zachowa i wniesie swe własne Chrystusowe wartości w tworzący się świat, a nie bezkrytycznie i ślepo przystosuje się do zachodnich obyczajów, przejmując to, co w nich najgorsze? – tak pytał Jan Paweł II, który widząc to, co dzieje się w świecie i co grozi Polsce, mówił do Rodziny Radia Maryja tu, w Toruniu, i modlił się: „Niech Maryja Gwiazda Nowej Ewangelizacji poprowadzi wasze radio na spotkanie nowych ludzi i nowych czasów”.

Co ma wspólnego zbawienie wszystkich z istnieniem Polski? Czy raczej: co ma istnienie Polski do zbawienia wszystkich?

Być kobietą - i język się plącze

Bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem – czy: bardzo zgrzeszyłam? Panie, nie jestem godzien – czy: nie jestem godna? A przy psalmach? Będę Cię sławił, Panie, z całego serca – czy: będę sławiła? Będę sławić, może tak najlepiej?

Żyję w szczęśliwych czasach, w których nikomu nie przeszkadza(ło), że Beowulf czy Achilles to mężczyźni, Ezechiel to syn człowieczy, a samo słowo, oznaczające mężczyznę, może też oznaczać po prostu człowieka. I bynajmniej nie ucierpiały z tego powodu Arete, Morgana czy Debora. Niestety, czasy obecne tak szczęśliwe już nie są.

Przeglądam angielski przekład psalmów, tzw. ‘Grail Translation’. Przekład używany jest w liturgicznych księgach języka angielskiego. Bardzo go lubię, jest rytmiczny, a miejscami bardzo „odświeżający” Psałterz, znany w wersji łacińskiej czy polskiej. Teraz przeglądam wydanie pozaliturgiczne owego przekładu, tzw. inclusive language version. Przekład używany w liturgii powstał w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, a w 1983 wprowadzono do niego niewielkie poprawki: chodziło o takie słowa, jak mężczyzna, syn człowieczy, bracia, ojcowie – które sprawiały, że kobiety, modlące się owym przekładem, czuły się w jakiś sposób wykluczone (excluded). Powstał więc przekład inclusive language, aby się kobiety wykluczone z psalmicznej wspólnoty nie czuły.

I tak np. w psalmie 80, w angielskim brewiarzu czytamy: May your hand be on the man you have chosen. W wersji ‘poprawionej’: May your hand be on the one you have chosen (Ps 80:18). Można przełknąć. W psalmie 95, w brewiarzu to ojcowie (fathers) kusili Boga na pustyni, w wersji inclusive – przodkowie (ancestors; Ps 95:9). Właściwie może być, sami ojcowie nas nie spłodzili. A taki np. psalm 24, ogłaszający wejście Pana do świątyni: unieść się mają odwieczne bramy, aby mógł wkroczyć Król chwały. Kto jest tym Królem chwały? He, the Lord of armies, he is the king of glory, czytamy w brewiarzu. Tłumacze jednak uznali, że trzeba to poprawić na: The Lord of heavenly armies. This is the king of glory (Ps 24:10). W końcu, cóż możemy powiedzieć o płci Boga... i lepiej Go nie kojarzyć z ziemskim wojskiem, nawet izraelskim, ruszającym do boju.

No tak. Jak wiadomo, Kopernik była kobietą. A Safona przebranym mężczyzną.

Ciekawe, czy i kiedy do nas dojdzie ów inclusive language w liturgii. Warto już teraz opracowywać odpowiednie strategie. Można by przed Komunią dać dwie formuły: Panie, nie jestem godzien i Panie, nie jestem godna. Tylko która byłaby wypowiadana pierwsza? Ta z żeńską końcówką? Bo kobiet jest zwykle w kościele więcej? Ja przepraszam, ale w tym momencie jako mężczyzna poczułbym się... excluded? Postponed?

Dominicanus palaeoborealis

Dzieciństwo moje związane było z franciszkanami, którzy posługiwali przy parafialnym kościele. Gdzieś w tle mignęli karmelici, jako że kilku kuzynów służy Najświętszej Maryi z Góry Karmel (jeden był w swoim czasie prowincjałem). Późno pojawili się dominikanie, jako uczniowie i – niektórzy przynajmniej – przyjaciele.

I chyba dlatego z białymi habitami mam najwięcej skojarzeń, najprzeróżniejszych i, czasami, zaskakujących.

Weźmy sobie np. taki list Ælfrica do Wulfsige’a, biskupa Sherborne (+1002). Czytamy w nim o konieczności pouczania wiernych w języku narodowym, w niedziele i dni świąteczne: należy im objaśniać odczytaną Ewangelię, wyjaśniać Pater noster i Credo.  Ælfric nawiązuje do fragmentu z proroka Izajasza (56:10), o niemych psach, które nie potrafią szczekać, i dodaje:  My winniśmy szczekać i głosić naukę nieuczonemu ludowi. Gdybym nie poznał dominikanów, pewnie nigdy nie zwróciłbym szczególnej uwagi na ten fragment, i nie uśmiechnął się nad nim.

Albo walijski poemat „Preideu Annwn”, jeden z najdziwniejszych tekstów, jakie w życiu czytałem – i najbardziej niezrozumiałych, nie tylko dla mnie.  W ostatnich z zachowanych strof jest mowa o mnichach, którzy zbijają się w gromadę jak stado psów – lub wilków. Gdybym nie uczył Domini canes, też nie zwróciłbym – z rozbawieniem –  szczególnej uwagi na te wersy.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Luz OP

W towarzyskiej rozmowie poruszony został temat służewieckich ornatów i braku alb pod niektórymi. To ma być taki dominikański luz, powiedział ktoś. No tak, pomyślałem, a ja, wieczny sztywniak...

Ale się zastanawiam intensywnie – a początek tego tekstu (tylko początek, reszty jeszcze nie przeczytałem) do tego mnie pobudza – co to jest ten luz. Do tego dominikański. Czym się wyraża, poza brakiem alby i przykrótkim habitem.

sobota, 24 kwietnia 2010

Zoologia pastoralis

Etymologicznie, nowotestamentalna owca idzie przed pasterzem: probaton, od probaino, iść przed, iść naprzód. W tekście jednak (J 10:4), idzie za nim – akoloutheo, towarzyszyć, iść z kimś, za kimś.

Może greckie owce zachowywały się inaczej niż bliskowschodnie? A może pasterze używali innych technik pasterskich?

Skorupy i strupy

Hiobowi byłoby trudno w tych czasach. Zabroniliby mu drapać się skorupą.

Kazaliby smarować się tlenkiem cynku z benzokainą i mentolem, i nie wychodzić z domu.

Pewnie nie mielibyśmy wtedy Księgi Hioba.

środa, 21 kwietnia 2010

Polskich biskupów świadomość liturgiczna

Żeby tak się któryś skłonił, śpiewając Jezu Chryste w hymnie Chwała na wysokości... Żeby się skłonili, wspominając Pańskie Wcielenie w wyznaniu wiary, czy wymawiając imię błogosławionej Maryi w eucharystycznych modlitwach...

Stanisław kardynał Dziwisz ma ponoć doktorat z liturgiki. Dziwić się można, czemu z mszy pogrzebowej prezydenckiej pary zrobił, wbrew przepisom mszału*), hybrydę, jak z horacjańskiej Ars poetica: Niedziela wielkanocna, msza według formularza pogrzebowego, fioletowe szaty, pierwsze czytanie z niedzieli, pozostałe z mszy żałobnych, do tego Chwała na wysokości, które nie rozbrzmiewa nawet na papieskich pogrzebach. Dziwny jest ten kardynał...
____________________
*) W „Ogólnym Wprowadzeniu do Mszału Rzymskiego” czytamy w punkcie 380:  Wśród Mszy za zmarłych pierwsze miejsce zajmuje Msza pogrzebowa. Można ją sprawować we wszystkie dni, z wyjątkiem uroczystości obowiązujących, Wielkiego Czwartku, Triduum Paschalnego oraz niedziel Adwentu, Wielkiego Postu i Okresu Wielkanocnego.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Rocznica


Módlmy się za naszego papieża, Benedykta: niech nasz Bóg i Pan, który go wybrał do wykonywania władzy biskupiej, zachowa go w zdrowiu i bezpieczeństwie dla swojego Kościoła świętego, aby rządził świętym ludem Bożym.

Wszechmogący, wieczny Boże, Twoja mądrość wszystkim kieruje, wejrzyj łaskawie na nasze prośby i w swojej dobroci racz zachować wybranego dla nas papieża, aby lud chrześcijański, który od Ciebie otrzymuje przewodników, pod zwierzchnictwem najwyższego papieża wzrastał w zasługach swej wiary. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

niedziela, 18 kwietnia 2010

Ci wspaniali mężczyźni w swoich białych habitach

Kilka obrazków ze służewieckiego nowicjatu. Ponieważ bracia nie chcą, aby ich potem wytykano palcami – O, to o nich jest na blogu! – imion podawać nie będę.

O konieczności przechadzek.
Tak się złożyło, że kilka dni po Wielkanocy jadłem obiad w klasztornym refektarzu. Zaledwie kilku ojców przy jednym stole. Pytam „Michałka”, dlaczego tak pusto. Bo nie ma twoich ukochanych nowicjuszy, mówi. Poszli na przechadzkę na cały dzień, od kilku tygodni nie byli [jak rozumiem, z powodu Wielkiego Postu], a wiesz, dla facetów to trudno tak wytrzymać, muszą się poruszać.

O pytaniach i skojarzeniach.
Rozwiązują bracia łacińską układankę, z rozsypanych wyrazów układają zdanie. Wyrazy, wydaje mi się, już dobrze znane, więc dziwię się trochę, że w jednej z grup nowicjusze wertują słownik. Podchodzę i pytam: Czego szukacie? Na co jeden z braci odpowiada błyskawicznie: Jezusa z Nazaretu. (To też było po Wielkanocy. I wiem, wiem, powinno być kogo, a nie czego.)

O problemach życia wspólnotowego.
W czasie przerwy bracia hałasują w kuchence. Jeden z nich wchodzi z powrotem do sali i ciężko wzdycha: Panu to dobrze, że nie musi pan mieszkać z braćmi, tylko z psem...

O umiejętnościach braci, o jakich się mi nie śniło.
Sprawdzamy znajomość słówek. Każę się odprężyć, sprawdzian nie będzie na oceny. Na co jeden z nowicjuszy: To ja mogę poprowadzić trening relaksacyjny! Przez chwilę walczyłem z pokusą, aby się zgodzić – egoistycznie myśląc o swoim własnym przemęczeniu i stresie – ale przeszliśmy do słówek.

No, to by było na tyle, jak mi się jeszcze coś ciekawego przypomni, to przyjdę i państwu opowiem. A z braćmi się zobaczę, mam nadzieję, za tydzień, kiedy nie będę już roznosił morowego powietrza.

piątek, 16 kwietnia 2010

Nie bójmy się tego słowa

Diffugere nives... Eheu, fugaces, Postume...

O czym są te pieśni Horacego?

– O przemijaniu.
– Tylko o przemijaniu? A tak bardziej dosłownie, wprost jest powiedziane... Jedno słowo.
– ..........
– O śmierci. Nie bójmy się tego słowa.

Może wydarzenia ostatniego tygodnia sprawią, że ludzie przyjmą istnienie śmierci, jej realność, przestaną udawać, że jej nie ma.

wtorek, 13 kwietnia 2010

O umarłych, którzy nie odchodzą

Pisałem już kiedyś, że 30. stycznia tego roku zmarł Bruce Mitchell, wielki filolog, oksfordzki profesor. Z jego książek i artykułów się uczyłem. Od kilkunastu tygodni do nich wracam, niektóre odkrywam na nowo, docieram też do tych, których nie znałem.

Nigdy prof. Mitchella nie spotkałem, znam go tylko z tego, co napisał. A przecież czuję, że jest mi bliski, że jest moim znajomym. Odczuwam jego humor, czytając przestrogi przed staroangielskimi horoskopami czy uwagi o „Beowulfie”, precyzję jego wypowiedzi na temat składni, pasję w wyjaśnianiu gramatyki czy pisaniu o kulturze Anglów, Sasów i Jutów. Modlę się za niego szczególnie, jak za bliską mi osobę.

Chciałem o tym napisać po Wielkanocy. Pan nasz sprawił, że napisać muszę nie tylko o nim. Chcę wspomnieć panią prezydentową Marię Kaczyńską. Również nie znałem jej osobiście, nigdy z nią nie rozmawiałem, widywałem ją tylko na ekranie telewizora. Raz tylko miałem z nią „bliższy” kontakt, kiedy stałem przy przejściu dla pieszych, a pani prezydentowa, w samochodzie, czekała na zielone światło. Spojrzałem na nią, poprawiała apaszkę na szyi, spojrzała na mnie – i się uśmiechnęła. Zastanawiałem się przez chwilę, skąd znam tę twarz – bo wiedziałem, że ją znam – i po kilkunastu sekundach doszło do mnie, że to była Maria Kaczyńska. Ten jeden uśmiech sprawił, że stała się moją znajomą, bliską mi osobą.

Nie interesuje mnie polityka, jest poza moim światem. Zupełnie mnie nie obchodzi, jakie partie reprezentowali ci, którzy zginęli pod Smoleńskiem, jakie były ich poglądy, zapatrywania, w co wierzyli lub w co nie wierzyli. Myślę po prostu o ludziach – a wobec śmierci wszyscy jesteśmy równi. Czytałem dziś na zajęciach Horacego, który tyle razy wspomina o tej zadziwiającej równości wobec śmierci – wobec śmierci, dla której nie jest ważne nasze pochodzenie, wykształcenie, zdolności... Umiera człowiek – i to jest ważne. Umiera ktoś z tego samego rodzaju, co ja. Umiera ktoś, kto jest ze mną spokrewniony, bo ma tę samą naturę. I tę naturę przyjął też Chrystus. Tylko to się dla mnie liczy. Umarł człowiek, który się uśmiechał, który płakał, który kogoś i coś kochał, który był kochany, miał pasje, zainteresowania...

Dowiedziałem się, że przed domem prof. Mitchella, w Oksfordzie, rósł wielki eukaliptus – profesor pochodził z Australii. Dowiedziałem się, że jest odmiana tulipanów Maria Kaczyńska, wyhodowana specjalnie dla pani prezydentowej. Takie drobiazgi, pokazujące przecież, co lubili, co było ich codziennością, na co patrzyli.

Nasz Pan powiedział do Piotra, że bramy  świata zmarłych nie przemogą nigdy Kościoła. Do istoty bycia chrześcijaninem należy sprzeciw wobec śmierci – nie bunt, bo śmierć własną trzeba przyjąć w pokorze – ale sprzeciw wobec istnienia śmierci. Bóg nasz bowiem jest Bogiem żyjących, a nie umarłych.

Regem, cui omnia vivunt, venite, adoremus. Alelluia.

niedziela, 11 kwietnia 2010

Apolutikia anastasima ton okto ekhon - za zmarłych

Dzień siódmy i ósmy:

Przez Krzyż Twój zniweczyłeś śmierć, łotrowi otworzyłeś raj, lament kobiet, niosących wonności, zamieniłeś w radość, a swoim Apostołom rozkazałeś głosić, że zmartwychwstałeś, o Chryste, Boże, i światu okazujesz wielkie miłosierdzie.

Ty, który jesteś czuły w swym miłosierdziu, z wyżyn zstąpiłeś, przyjąłeś na trzy dni grób, aby nas wyzwolić z naszych namiętności; Panie, Tyś naszym życiem i zmartwychwstaniem, chwała Tobie!


Modlitwą za zmarłych, którzy dziś odeszli, niech będą te uwielbienia Zmartwychwstałego.

Każda śmierć powinna nam przypominać i o naszej śmierci, na którą jest tylko jedno Lekarstwo: nasz Pan.

piątek, 9 kwietnia 2010

O Safonie przy św. Łukaszu

Słowa, jak wiadomo, mają własne życie, a badanie tegoż życia jest jedną z największych radości i przyjemności życiowych.

W Ewangelii według św. Łukasza czytamy, że uczniowie przerazili się, kiedy stanął pośród nich Zmartwychwstały (Łk 24:37). Używa tam Ewangelista czasownika ptoeo – przerazić, wprawić w osłupienie. Traf chciał, że dzień wcześniej, przygotowując się na zajęcia, czytałem tzw. odę patograficzną Safony, opisującą psychosomatyczne objawy zakochania się (lub, jak chcą niektórzy, zazdrości). Safona używa tego samego czasownika, pisząc o swoim sercu, które w piersiach zamarło z przerażenia, czy też – jak sugerują tłumacze – spłoszyło się.

Kilka wieków różnicy, różne dialekty, różne konteksty, ale to samo słowo.

In Galilaea Dominus!

Pan jest Galilei. Tak śpiewamy w pieśni O filii et filiae, której autorem jest Jan Tisserant (+1494; ciekawe, czy słynny  kard. Tisserant był z nim jakoś spokrewniony?)

W dzisiejszej Ewangelii (J 21:1-14) umiłowany uczeń mówi do Piotra na Morzu Galilejskim: To jest Pan. Nie mówi: To jest Jezus – ale: Pan. Dalej czytamy, że uczniowie nie mieli odwagi zapytać Go, kim jest, bo wiedzieli, że to jest Pan. Św. Jan nie bez powodu używa tu tego najczcigodniejszego tytułu, przysługującego Jezusowi, poświadczającego, że jest On prawdziwie Bogiem. Owszem, w Ewangelii według św. Jana już wcześniej zwracają się do Jezusa czy to Apostołowie, czy inni, nazywając Go Panem, ale – jeśli dobrze pamiętam – dopiero po Zmartwychwstaniu mówi się też o Nim jako o Panu. Widziałam (i niejako wciąż widzę) Pana, mówi Maria Magdalena. Zmartwychwstały jest Panem.

czwartek, 8 kwietnia 2010

Apolutikia anastasima ton okto ekhon, cd.

Dzień szósty:

Moce anielskie pojawiły się przy Twoim grobowcu, a strażnicy stali się niby martwi; Maria stała przy grobie, szukała Twego nieskalanego Ciała; Tyś złupił Otchłań, pozostając przez nią nietknięty; Dziewicy wyszedłeś na spotkanie, podarowałeś życie. O Panie, któryś powstał z martwych, chwała Tobie!

Gdzie ci tłumacze...

Jeśli w tych dniach ktoś będzie na mszy, w czasie której kapłan odmawia Kanon rzymski, może usłyszeć takie słowa tej modlitwy: Boże, przyjmij łaskawie tę Ofiarę od nas, sług Twoich, i całego ludu Twego. Składamy ją Tobie przede wszystkim za tych, których odrodziłeś z wody i Ducha Świętego, udzielając im odpuszczenia wszystkich grzechów.

Te słowa wplecione są w Kanon w czasie Oktawy wielkanocnej. Przypominają, że w świętą Noc wielu naszych braci przyjęło sakrament chrztu.

Bardzo to ładne, tylko że łaciński oryginał znacząco się różni w jednym miejscu... Otóż, w wersji łacińskiej, składamy Ofiarę nie przede wszystkim za tych, których Bóg odrodził z wody i Ducha Świętego, ale także (quoque) za tych, których Bóg odrodził z wody i Ducha Świętego. Przede wszystkim bowiem (in primis) pojawia się na początku Kanonu: dary ofiarne (czyli, w oryginale, dona, munera, sancta sacrificia illibata) składamy przede wszystkim za Kościół święty, jako za całą wspólnotę. Nowoochrzczeni, będący częścią Kościoła, są tylko szczególnie wymienieni, niejako z imienia, w dalszej części modlitwy – także za nich ta Eucharystia jest ofiarowana, ale nie – przede wszystkim za nich.

środa, 7 kwietnia 2010

Rajski apokryf

Starożytna żydowska legenda z apokryficznego „Żywota Adama i Ewy” opowiada, że w czasie swej ostatniej choroby Adam posłał swego syna, Seta, wraz z Ewą, w okolice Raju, aby przynieśli olej miłosierdzia, którym zostałby namaszczony i uzdrowiony.

Tak się zaczyna homilia Jego Świątobliwości Benedykta XVI, biskupa Rzymu, wygłoszona w świętą Noc Zmartwychwstania Pańskiego w bazylice św. Piotra. Warto przeczytać całość. Papież mówi o tym, co dotyka każdego człowieka: o śmierci i szukaniu lekarstwa na nią, i znalezieniu go we chrzcie.

(Tak zupełnie przy okazji, chociaż kiedyś już o tym pisałem: Tolkien, zapytany, o czym jest „Władca Pierścieni”, odpowiedział: O śmierci. I o nieśmiertelności. To są podstawowe problemy człowieka, od Adama aż do końca czasów.)

Apolutikia anastasima ton okto ekhon, cd.

Dzień czwarty i piąty:

Anioł ogłosił Uczennicom Pańskim radosną wieść o Zmartwychwstaniu, one zaś, odrzuciwszy kobietom właściwą niemotę, z dumą mówiły do Apostołów: Śmierć została złupiona, powstał Chrystus Bóg, i świat obdarza wielkim miłosierdziem.

O wierni, hymnami opiewajmy i adorujmy Słowo, które, jak Ojciec i Duch, nie ma początku, a z Dziewicy zrodziło się dla naszego zbawienia: bo zechciało Ono w ciele wstąpić na Krzyż, poddać się śmierci i obudzić umarłych przez swoje chwalebne Zmartwychwstanie.

Wielkanoc Baranka

W liturgii rzymskiej, w dzień Wielkanocy (a w niektórych kościołach i przez całą oktawę) śpiewa się wielkanocną sekwencję Victimae paschali (polski przekład: Niech w święto radosne paschalnej ofiary).

Jej autorem jest Wipo, kapelan dwóch cesarzy rzymskich, Konrada II i Henryka III, który zmarł ok. 1050 roku.

Victimae paschali laudes immolent Christiani.

Niech chrześcijanie składają w ofierze pochwały ofierze wielkanocnej. Tak można by przełożyć to zdanie. Dwa razy mowa w nim o ofierze, raz o naszej, raz o tej, którą jest sam Pan.

Chrystus określony jest tutaj jako victima – czyli zwierzę ofiarne; w dalszej części sekwencji nazywany jest Barankiem. O Baranku słyszymy już od wielkoczwartkowego wieczoru: Hebrajczycy zabijają baranka przed wyjściem z Egiptu, a jego krew oznacza i zabezpiecza ich domy. W Wielki Piątek czytamy o Słudze Pana, który był jak baranek prowadzony na rzeź, a św. Jan w swojej Ewangelii odnosi do Chrystusa prawny przepis paschalnej wieczerzy, dotyczący początkowo spożywanego przez Izraelitów baranka – kości jego nie będą łamane. Z opisu Męki Pańskiej, według św. Jana, wynika, że Chrystus Pan umarł na krzyżu w porze, kiedy w świątyni jerozolimskiej rytualnie zabijano paschalne baranki. W Wielką Sobotę śpiewamy w oficjum, że Chrystus jest Barankiem, zabitym za grzechy świata. Wreszcie, w Wielką Noc, diakon nam ogłasza, że obchodzimy święta paschalne, w czasie których zabijany jest prawdziwy Baranek, a krew Jego uświęca domy wierzących. A wieczorem w dzień Zmartwychwstania cały hymn nieszporny mówi nam o Chrystusie-Baranku.

Wszystkie te opisy są zgodne: Baranek musi być zabity, jest ofiarnym zwierzęciem. To jest właśnie victima, którą jest prawdziwy Baranek, Chrystus Pan. W Apokalipsie czytamy o Baranku, który został – dosłownie – zarżnięty (Ap 5:6.9), a jednak żyje i stoi przed Bogiem. Zarzynano rytualnie ofiarne zwierzęta, victimae. Taką właśnie ofiarą jest sam Pan. Nie można o tym zapominać; zresztą, On nie pozwoli o tym zapomnieć, wystarczy spojrzeć na paschał i zobaczyć w nim pięć gwoździ, symbolizujących rany Zmartwychwstałego, przypomnieć sobie wielkanocne Ewangelie, w których Pan pokazuje uczniom przebite ręce, nogi i bok. Baranek został naprawdę zabity, ale też naprawdę powstał do nowego życia. Ofiara została złożona i przyjęta.

Chrześcijanie mają składać swoje uwielbienia jako ofiarę dla Baranka, który jest Ofiarą, ale ich ofiara jest inna. Immolare dosłownie znaczy: posypywać mąką ofiarną, rytualny gest – orkiszową mąką posypywano głowę zwierzęcia, zabijanego w ofierze. Nasza ofiara jest więc prostsza, można rzec – bezkrwawa. (Oczywiście, pierwotnie zwierzę, posypane mąką, zabijano, i – jak sądzę – robił to ten sam kapłan, więc ofiara była jak najbardziej krwawa.) Nasza ofiara, wobec ofiary Baranka, jest mizerna, a przecież przyjęta przez Niego. Połączona z Jego ofiarą. Można rzec, że do Jego ofiary – victima – my dodajemy naszą - immolatio. On jest zabijany w ofierze, my tylko sypiemy garść ofiarnej mąki, przynosząc do ołtarza chleb, i w ten sposób przez Baranka, z Nim i w Nim oddana jest Bogu, Ojcu wszechmogącemu, w jedności Ducha Świętego, wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków. Amen.

wtorek, 6 kwietnia 2010

Apolutikia anastasima ton okto ekhon, cd.

Dzień trzeci:

Niech cieszy się wszystko, co jest w niebiosach, niech raduje się wszystko, co jest na ziemi, bo Pan okazał moc swego ramienia: śmiercią podeptał śmierć, stał się Pierworodnym wśród umarłych, wyrwał nas z trzewi Otchłani, i światu okazał wielkie miłosierdzie.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Apolutikia anastasima ton okto ekhon, cd.

Dzień drugi:

Kiedyś zstąpił w głębiny śmierci, Ty, coś Życiem jest nieśmiertelnym, wtedy uśmierciłeś Otchłań (dosł. świat zmarłych) błyskawicą swego Bóstwa; wtedy zaś, gdy z podziemnych głębin podźwignąłeś umarłych, wszystkie Moce, co nad niebiosami mieszkają, wołały: O Życia-Dawco, Chryste, nasz Boże, chwała Tobie!

Na ikonach Anastasis widać ową „błyskawicę Bóstwa” samego Chrystusa, w oślepiająco białych lub ogniście złotych szatach.

Przejście jak błyskawica

Nieprzetłumaczalny właściwie hymn o Chrystusie Jezusie, z drugiego rozdziału Listu św. Pawła do Filipian, ma szczególne miejsce w liturgii Wielkiego Piątku i Wielkiej Soboty.

Trzy pierwsze wersy tego hymnu (Flp 2:6-8) mówią o uniżeniu – dosłownie wręcz o opróżnieniu [z chwały] – Chrystusa, który „nie rwał się” do tego, aby na równi być z Bogiem, i stał się posłuszny aż do śmierci na krzyżu. Trzy kolejne (Flp 2:9-11) mówią o Jego wywyższeniu ponad wszelkie stworzenie. Przejście z jednej części hymnu do drugiej dokonuje się – i to jest bardzo rzucające się w oczy, wręcz porażające, w oryginale – jednym maleńkim słówkiem: dio. Po polsku rozwleka się to w dlatego też, i jakoś ginie to niesamowite, nagłe przejście z krzyża do chwały.

Apolutikia anastasima ton okto ekhon

Z liturgii bizantyńskiej, osiem apolytikiów na Zmartwychwstanie naszego Pana. Akurat na świętą Oktawę.

Dziś pierwszy z nich:

Kiedy Żydzi opieczętowali kamień, a żołnierze pilnowali Twego nieskalanego Ciała, powstałeś, o Zbawco, dnia trzeciego, i światu podarowałeś życie. Dlatego Moce niebios wołały do Ciebie, o Życia-Dawco: Chwała Zmartwychwstaniu Twemu, o Chryste; chwała Twemu królestwu; chwała Twemu planowi zbawienia [oikonomia], jedyny Miłośniku człowieka!

Spiritum nobis, Domine...

... tuae caritatis infunde, ut, quos sacramentis paschalibus satiasti, tua facias pietate concordes. Tą modlitwą kończy się msza Wigilii wielkanocnej, a doskonale oddaje ona moje odczucia z całego świętego Triduum. Concordes, mający jedno serce, jako jeden Kościół*). (Wpis będzie długi i dosyć wylewny, a dla postronnych może i nudny.)

Cieszę się, że Kościół święty ma tak wspaniałą i Boską liturgię. I że nasz Pan pozwala mi, grzesznemu, w niej uczestniczyć.

Wielki Czwartek, Wielki Piątek i Wielką Sobotę przeżyłem w kościele św. Marcina. Wigilię – na Służewie. Dzisiejszą mszę poranną znowu u św. Marcina. I chcę teraz podziękować.

Naszemu Księdzu rektorowi, Andrzejowi, i księdzu Sławkowi, z którymi już od kilkunastu lat przeżywamy święte Triduum. Siostrze Dolores, dzięki której umiem śpiewać Ciemne Jutrznie, i wszystkim siostrom, z którymi od osiemnastu lat się modlę.

I wam, radości moja i chlubo (niech wolno mi będzie zacytować Apostoła; napisałbym najchętniej: wam, moim ukochanym dzieciom – ale się obrazicie ;-) – więc niech zostanie radość i chluba), nowicjusze służewieccy, którzyście mnie zaprosili. Nie wiem, co sobie ludzie pomyśleli, zobaczywszy na moim krześle kartkę z dużym napisem Sedes magistri... Zresztą, było ciemno, więc może nawet nikt nie zauważył. A dziś rano sobie uświadomiłem, że znowu nie widziałem legendarnej Adeli, więc ciągle pozostaje ona dla mnie dominikańskim mitem.

To była prawdziwa wigilia, prawie pięciogodzinna, rzeczywiste, zgodnie z etymologią, czuwanie, nie-spanie, bo mimo zmęczenia spać się nie chciało aż do rana. Widzieć przejętych braci, którzy pierwszy raz w habitach obchodzili Wielkanoc – wierzcie mi, to coś, dla czego warto żyć. (Tak samo, jak widzieć papieża w czasie wielkanocnej mszy, który mocno wsparty na swojej feruli słucha Ewangelii, i z radosną twarzą intonuje Credo.) I dziękuję nieznanej pani, która wraz z córką o trzeciej w nocy podwiozła mnie pod sam dom, po drodze rozmawiając z zainteresowaniem o przekładach Pisma. A w domu, przy drzwiach, obudzone i radosne Nessa i Phoebe. Myślę, że w jakiś tajemniczy sposób one też wiedzą, co to za Dzień.

A teraz, specjalnie dla „Michałka”, kilka uwag o liturgii wigilijnej. Przede wszystkim, ornaty, które są obrazą Boską. Doszedłem do wniosku, że trzeba ogłosić jakąś składkę, żeby w końcu na Służewie kupili porządne i piękne ornaty. Ktoś z czytających chętny, aby wesprzeć to zbożne dzieło? Komitet się zorganizuje, pieniądze zbierze, i ornaty kupi, a te koszmar-ornaty, które obecnie są w użyciu, będzie można ukryć w najciemniejszych szufladach zakrystii. Dalej, gadający i zachęcający do oklasków koncelebransi, siedzący akurat przede mną: ojcowie drodzy, to jest święta liturgia, a nie wiec... Brakowało mi też zwykłych pieśni wielkanocnych – Otrzyjcie już łzy, Zwycięzca śmierci... Takie zwykłe, proste pieśni, które każdy zna. Wolę je od szlagierowych „Baranków młodych”, chyba dwa razy śpiewanych w czasie nocnej liturgii. (Ale mam plan, jak te koszmarne „Baranki młode” wyplenić, korzystając z watykańskich pomocy.) I jeszcze – ‘alleluja’, które schola wtrącała do Exsultet – przecież wielkanocne ‘alleluja’ ma swoje specjalne miejsce w liturgii, kiedy jest uroczyście intonowane – i tu mi zabrakło gregoriańskiej melodii do tego, pierwszego po Wielkim Poście, ‘alleluja’. To jest niezwykła melodia, trzykrotne ‘alleluja’, coraz wyżej śpiewane. W Watykanie, diakon przed papieżem śpiewa: Beatissime Pater, annuntio vobis gaudium magnum, quod est Alleluia – to wyraźnie pokazuje, jak ważne miejsce w tej liturgii ma ten śpiew. ‘Alleluja’ przy Exsultet jakoś psuje zamysł liturgii. I jeszcze Kanon rzymski – ale to temat na osobny wpis.

Tak naprawdę, kiedy słucham Exsultet albo Kanonu rzymskiego, to odruchowo w głowie słyszę je po łacinie, a melodie „dominikańskie” mi w tym przeszkadzają. Co poradzić, tak jak mieszkańcy Northumbrii w czasach Bedy, jestem do szpiku kości rzymski.

Ech, zaraz mi powiedzą, że narzekam i się czepiam, ale to naprawdę na prośbę „Michałka” ;-)

Fragment z Exsultet, który dla mnie brzmi szczególnie poruszająco: Haec nox est, in qua, destructis vinculis mortis, Christus ab inferis victor ascendit. W Niedzielę wieczorem, jak głos z drugiego chóru, jak echo, zabrzmią do tego wersu słowa z nieszpornego hymnu:

Consurgit Christus tumulo,
victor redit de barathro,
tyrannum trudens vinculo
et paradisum reserans.


Per sua sancta vulnera, gloriosa, custodiat nos et conservet Christus Dominus. Amen.

PS Jeśli dobrze pamiętam, to dziś jest też rocznica chrztu św. Augustyna, który ochrzczony został właśnie w Wielką Noc, 4. IV.
_________________
*) Wigilia wielkanocna wzmaga to poczucie jedności także poprzez litanię do Wszystkich Świętych, kiedy nagle słychać szum ich szat pośród nas.

piątek, 2 kwietnia 2010

Dwie myśli

Z Wielkiego Czwartku i z Wielkiego Piątku.

Pierwsza myśl jest trochę egoistyczna: Chciałbym, żeby została po mnie jakaś eucharystyczna pieśń, trochę ich przetłumaczyłem ze starych tekstów. Żeby nawet po mojej śmierci zostało uwielbienie Najświętszego Sakramentu, chociaż tak nędznie wielbię Go za życia. Ale chyba się nie doczekam.

A druga: Śpiewamy psalmy, czytamy z Pisma i ze św. Jana Złotoustego o KRWI*), ale czy jesteśmy sobie w stanie wyobrazić i odczuć Jego Mękę? Pobite i przebite żywe ciało, ból głowy, pragnienie, patrzenie z krzyża na tych, którzy dzielą szaty i potrząsają głowami, wreszcie jakże przeraźliwą agonię?

W Wielką Sobotę milczenie: będziemy w Podziemiu.
___________________
*) Niezwykłą moc mają słowa z Listu do Hebrajczyków: Według Prawa, niemal wszystko jest oczyszczane krwią, a bez wylania krwi (bardzo ładny neologizm w oryginale) nie dokonuje się odpuszczenia grzechów (Hbr 9:22).

czwartek, 1 kwietnia 2010

Życzenia z mojego brewiarza

W jednej z homilii Ælfrica znalazłem fragment, który, rzec można, doskonale streszcza całe święte Triduum wielkanocne.

Prawdziwe i godne wiary jest to, że Chrystus narodził się z Dziewicy, że z własnej woli poniósł śmierć, został pogrzebany, i że tego dnia [homilia jest na dzień Wielkanocy] powstał z martwych. Mówi się o Nim w symbolach chleba i baranka, i lwa, i na wiele jeszcze  innych sposobów. Nazywany jest chlebem, bo życiem jest naszym i aniołów. Mówi się o Nim jako o baranku, ze względu na Jego niewinność. Nazywa się Go lwem, gdyż z wielką mocą pokonał potężnego diabła.

Aby zaś nie musieli drodzy czytelnicy tracić czasu przy komputerze w nadchodzące święte dni, to będą już życzenia. W moim brewiarzu mam obrazek z Anglii, bardzo skromny: jest na nim kilka róż i gwiazda, i słowa mojego ukochanego Bedy, z jego komentarza do Apokalipsy. Myślę, że będą dobrymi życzeniami, można o nich pomyśleć, słuchając śpiewu Exsultet.

Chrystus jest poranną gwiazdą. Kiedy noc tego świata przemija, On przynosi swoim świętym obietnicę światła życia, i otwiera dla nich dzień, który nie ma końca.