wtorek, 27 kwietnia 2010

Dominicanus palaeoborealis

Dzieciństwo moje związane było z franciszkanami, którzy posługiwali przy parafialnym kościele. Gdzieś w tle mignęli karmelici, jako że kilku kuzynów służy Najświętszej Maryi z Góry Karmel (jeden był w swoim czasie prowincjałem). Późno pojawili się dominikanie, jako uczniowie i – niektórzy przynajmniej – przyjaciele.

I chyba dlatego z białymi habitami mam najwięcej skojarzeń, najprzeróżniejszych i, czasami, zaskakujących.

Weźmy sobie np. taki list Ælfrica do Wulfsige’a, biskupa Sherborne (+1002). Czytamy w nim o konieczności pouczania wiernych w języku narodowym, w niedziele i dni świąteczne: należy im objaśniać odczytaną Ewangelię, wyjaśniać Pater noster i Credo.  Ælfric nawiązuje do fragmentu z proroka Izajasza (56:10), o niemych psach, które nie potrafią szczekać, i dodaje:  My winniśmy szczekać i głosić naukę nieuczonemu ludowi. Gdybym nie poznał dominikanów, pewnie nigdy nie zwróciłbym szczególnej uwagi na ten fragment, i nie uśmiechnął się nad nim.

Albo walijski poemat „Preideu Annwn”, jeden z najdziwniejszych tekstów, jakie w życiu czytałem – i najbardziej niezrozumiałych, nie tylko dla mnie.  W ostatnich z zachowanych strof jest mowa o mnichach, którzy zbijają się w gromadę jak stado psów – lub wilków. Gdybym nie uczył Domini canes, też nie zwróciłbym – z rozbawieniem –  szczególnej uwagi na te wersy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz