niedziela, 18 kwietnia 2010

Ci wspaniali mężczyźni w swoich białych habitach

Kilka obrazków ze służewieckiego nowicjatu. Ponieważ bracia nie chcą, aby ich potem wytykano palcami – O, to o nich jest na blogu! – imion podawać nie będę.

O konieczności przechadzek.
Tak się złożyło, że kilka dni po Wielkanocy jadłem obiad w klasztornym refektarzu. Zaledwie kilku ojców przy jednym stole. Pytam „Michałka”, dlaczego tak pusto. Bo nie ma twoich ukochanych nowicjuszy, mówi. Poszli na przechadzkę na cały dzień, od kilku tygodni nie byli [jak rozumiem, z powodu Wielkiego Postu], a wiesz, dla facetów to trudno tak wytrzymać, muszą się poruszać.

O pytaniach i skojarzeniach.
Rozwiązują bracia łacińską układankę, z rozsypanych wyrazów układają zdanie. Wyrazy, wydaje mi się, już dobrze znane, więc dziwię się trochę, że w jednej z grup nowicjusze wertują słownik. Podchodzę i pytam: Czego szukacie? Na co jeden z braci odpowiada błyskawicznie: Jezusa z Nazaretu. (To też było po Wielkanocy. I wiem, wiem, powinno być kogo, a nie czego.)

O problemach życia wspólnotowego.
W czasie przerwy bracia hałasują w kuchence. Jeden z nich wchodzi z powrotem do sali i ciężko wzdycha: Panu to dobrze, że nie musi pan mieszkać z braćmi, tylko z psem...

O umiejętnościach braci, o jakich się mi nie śniło.
Sprawdzamy znajomość słówek. Każę się odprężyć, sprawdzian nie będzie na oceny. Na co jeden z nowicjuszy: To ja mogę poprowadzić trening relaksacyjny! Przez chwilę walczyłem z pokusą, aby się zgodzić – egoistycznie myśląc o swoim własnym przemęczeniu i stresie – ale przeszliśmy do słówek.

No, to by było na tyle, jak mi się jeszcze coś ciekawego przypomni, to przyjdę i państwu opowiem. A z braćmi się zobaczę, mam nadzieję, za tydzień, kiedy nie będę już roznosił morowego powietrza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz