wtorek, 7 stycznia 2014

Co z tą mirrą?

Złoto i kadzidło, mniej lub bardziej, istnieją w naszej świadomości, w naszych wyobrażeniach. Mirra pozostaje chyba już tylko w biblijnym tekście. Przynieśli ją Jezusowi magowie ze Wschodu, jak zapisał św. Mateusz (Mt 2:11). Później pisał o niej św. Jan: oto Nikodem przyniósł na pogrzeb Jezusa mieszaninę mirry i aloesu (J 19:39), której użyto przy spowijaniu Jezusowego ciała w całun. Wonny zapach i właściwości konserwujące, chroniące przed rozkładem zwłok.

Roman Brandstaetter w swojej powieści Jezus z Nazarethu ukazuje Jezusa, myślącego o mirrze, podarunku mędrców ze Wschodu, przy namaszczeniu w Betanii (J 12:1-8; Mk 14:3-9; Mt 26:6-13). U Jana tego namaszczenia dokonuje Maria, siostra Marty i Łazarza, Mateusz i Marek przedstawiają bezimienną kobietę. To wtedy uczniowie, a zwłaszcza Judasz, oburzają się, że drogocenny olejek nardowy został „zmarnowany” na Jezusa, a nie sprzedany, aby pozyskać pieniądze na biednych. Jezus jednak gani apostołów i wyjaśnia, że to było namaszczenie na Jego pogrzeb – a idąc za myślą Brandstaettera możemy dodać: na pogrzeb zapowiedziany przez mirrę magów ze Wschodu, przyniesioną w początkach życia Jezusa na ziemi. Wszystko misternie się łączy, wszystko ma swoje miejsce.

Chciałbym kiedyś zobaczyć mirrę, dotknąć jej, powąchać. 

Zupełnie zapomniałem, że mam w domu trzech królów, innych niż ten szachowy z wczorajszego zdjęcia. Zapomniałem chyba dlatego, że przez cały rok stoją na półce, widać przestałem na nich zwracać należytą uwagę. Jak na przybywających ze Wschodu przystało, zwróceni są ku Zachodowi, jak moje okna. Trochę już wyblakli od zbyt mocnego słońca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz