poniedziałek, 6 marca 2017

Mój Kochanowski

Mieliśmy w domu Dzieła polskie Jana Kochanowskiego, w opracowaniu Juliana Krzyżanowskiego. Piękne wydanie, w twardej oprawie, ale najbardziej mnie zachwycał jego papier: delikatny, cienki, taki jak w wydaniach Biblii – chyba nawet mówi się nań „papier biblijny”. W liceum dostałem jako jakąś nagrodę Dzieła polskie Kochanowskiego z dedykacją, w oprawie z tłoczonej skóry, na papierze białym, bardzo białym, ale grubym, dla palca nieprzyjemnym. Kilka lat później – sam nie wiem, dlaczego – oddałem wydanie na delikatnym, biblijnym papierze do biblioteki Instytutu Filologii Klasycznej. Pewnie myślałem, że dwa wydania są mi niepotrzebne, i zachowałem to, które miało dedykację. Bardzo, bardzo tego żałuję – z powodu papieru. Wciąż myślę o przyjemności przewracania delikatnych kartek, która łączyła się z przyjemnością czytania Kochanowskiego. Wydanie w tłoczonej skórze owszem, daje możliwość czytania Kochanowskiego, ale nie daje pełnej przyjemności, tego połączenia słów z szelestem kartek. Pewnie mógłbym sobie kupić, np. na Allegro, to wydanie, za którym tak tęsknię... Może gdybym poszedł na filologię klasyczną i poprosił o zwrot mojej darowizny, dostałbym książkę z powrotem... Eee, mało prawdopodobne.

A tu psalm własny Wielkiego Postu – werset z niego pojawia się codziennie w brewiarzu – w przekładzie Kochanowskiego.

    Psalm 91
    Qut habitat in adiutorio Altissimi

    Kto się w opiekę poda Panu swemu
    A całym prawie sercem ufa Jemu,
    Śmiele rzec może: „Mam obrońcę Boga,
    Nie będzie u mnie straszna żadna trwoga.”

    Ciebie on z łowczych obierzy wyzuje
    I w zaraźliwym powietrzu ratuje;
    W cieniu swych skrzydeł zachowa cię wiecznie,
    Pod Jego pióry ulężesz biezpiecznie.

    Stateczność Jego tarcz i puklerz mocny,
    Za którym stojąc na żaden strach nocny,
    Na żadną trwogę ani dbaj na strzały,
    Którymi sieje przygoda w dzień biały.

    Stąd wedla ciebie tysiąc głów polęże,
    Stąd drugi tysiąc; ciebie nie dosięże
    Miecz nieuchronny, a ty przedsię swymi
    Oczyma ujźrzysz pomstę nad grzesznymi.

    Iżeś rzekł Panu: „Tyś nadzieja moja”,
    Iż Bóg nawysszy jest ucieczka twoja –
    Nie dostąpi cię żadna zła przygoda
    Ani się najdzie w domu twoim szkoda.

    Aniołom swoim każe cię pilnować,
    Gdziekolwiek stąpisz, którzy cię piastować
    Na ręku będą, abyś idąc drogą
    Na ostry krzemień nie ugodził nogą.

    Będziesz po żmijach bezpiecznie gniewliwych
    I po padalcach deptał niecierpliwych;
    Na lwa srogiego bez obrazy wsiędziesz
    I na ogromnym smoku jeździć będziesz.

    Słuchaj, co mówi Pan: „Iż mię miłuje,
    A przeciwko mnie szczerze postępuje –
    Ja go też także w jego każdą trwogę
    Nie zapamiętam i owszem wspomogę.

    Głos jego u mnie nie będzie wzgardzony,
    Ja z nim w przygodzie; ode mnie obrony
    Niech pewien będzie, pewien i zacności,
    I lat szedziwych, i mej życzliwości!” 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz