W dzieciństwie czytałem książkę o św. Janie Marii, chyba miała tytuł Święty i diabeł, i od tego czasu bardzo go lubię. A dziś, w jego wspomnienie, zachowuję też post ku czci św. Oswalda męczennika, którego wspominać będziemy jutro.
Wczoraj byłem w kinie na Zielonym Rycerzu. Obrzydliwy film. Brzydcy aktorzy, brzydkie wnętrza, koszmarna muzyka, i w ogóle całość niezgodna z 14-wiecznym poematem. Gawain nie jest rycerzem, ścina głowę Rycerza mieczem, a nie toporem, ulega pokusom pani de Hautdesert, ucieka, kiedy Rycerz ma mu zadać cios, a potem zostaje królem w miejsce Artura... Nazywanie tego adaptacją to gruba przesada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz