Tak się wczoraj zdarzyło, że na mszy wieczornej chór zaśpiewał na wejście antyfonę o krzyżu, dokładnie tak, jak jest to przepisane w mszale. Bardzo mnie to podbudowało.
A dziś jutrznia w kościele św. Marcina. 6 osób licząc ze mną, sióstr też jakoś mało, co słychać było w śpiewie, i w ogóle cały kościół wydawał mi się jakiś taki ogołocony, bardzo ubogi. Nie było ludzi, tak zwanych koleżanek katoliczek, które zwykle na tych jutrzniach bywały. Co się stało, nie wiem. Ciemnica też nie tak jak zawsze w kaplicy św. Franciszka, ale za filarem obok ołtarza głównego. Jakby zaraza przeszła, jakby połowa świętomarcińskiej wspólnoty umarła. Ale nie patrzę na to jak na coś złego, ale właśnie na zjednoczenie z Chrystusem ogołoconym i poniżonym. Chrystus w wielkiej pustce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz