środa, 7 października 2009

Skojarzenia

Dawno, dawno temu w telewizji był program pt. „Skojarzenia” – jeden z pierwszych chyba teleturniejów w tym kraju – ale nie o nim chcę napisać.

Idąc dziś wieczorem na spotkanie z (przy)dominikańską młodzieżą, spragnioną słodkich dźwięków kwiryckiej mowy, mijałem cmentarz, na którym pochowana jest moja, martwa po urodzeniu, siostra. Niebo straciło już kolor rublowskiego błękitu, stawało się ciemne jak szaty Dziewicy z wiltońskiego dyptyku, Earendil jaśniał promiennie. Po mojej prawej ręce, za murem, był cmentarz, po lewej – ulica. (Akurat dziś w nowicjacie na łacinie mówiliśmy o prawicy, lewicy i tabu wilka.) Ulica była głośna, słychać hałas samochodów, które pewnie dawno powinny trafić do przeglądu lub na złomowisko. Po drugiej stronie, za murem, było cicho. Pachniało tujami, a wychylające się zza muru drzewa trwały nieruchomo. W zupełnej ciszy, której nie mąciły odgłosy jezdni. I było w tym coś dziwnego, ten wyraźny, bardzo wyraźny kontrast.

Cmentarz, etymologicznie, to sypialnia. Poprzez łacińskie coemeterium dochodzimy do greckiego koimeterion, a koimao znaczy zasypiać. W 18. czy 19. wieku próbowano wymyślić inną etymologię, cmentarz miał pochodzić od starszej formy – smętarz. Czyli miejsce, gdzie można się smęcić nad grobem.

I tak idąc, rozmyślając o cmentarnej etymologii, przypomniałem sobie Thomasa Graya, angielskiego poetę. Przeżył jako jedyny z dwunastu dzieci swoich rodziców. Należy do tzw. graveyard poets, cmentarnych poetów, poprzedników romantyzmu – jest autorem (1751) „Elegii napisanej na wiejskim cmentarzu”.

A wracając metrem myślałem o słowach psalmu: In pace, in idipsum, dormiam et requiescam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz