poniedziałek, 21 czerwca 2010

Straszne słowo na „s”

Najłatwiej ocenić szybko – i negatywnie. Przypisać egoizm, tchórzostwo, cynizm. Zgorszyć się.

Kiedyś samobójcom odmawiano katolickiego pogrzebu. Uznawano ich za grzeszników, którzy nie zasługują na przebaczenie. Dante umieścił ich chyba w siódmym kręgu Piekła.

Kiedyś czytałem książkę o św. Janie Marii Vianneyu. Przyjechała do niego kobieta, której brat popełnił samobójstwo, skacząc z mostu do rzeki. Kobietę dręczyła myśl, że jej brat może być potępiony na wieki. Św. Jan Maria spojrzał na nią i powiedział: Matka Boża uprosiła mu łaskę żalu w sekundach między mostem a wodą.

Kiedyś inaczej patrzono na choroby psychiczne, często widziano w nich tylko działanie diabła czy influencję planet. Teraz wiemy, że pewne schorzenia mogą zachwiać w człowieku naturalnym instynktem zachowania życia. Mogą ograniczyć, i to poważnie, świadomość, osąd rzeczywistości. Można powiedzieć, że to tylko opinie psychiatrów, że człowiek pozostaje odpowiedzialny za swoje czyny. Ale czy można powiedzieć, że wiemy, co się dzieje w człowieku, który chce sam zakończyć własne życie? Czy mamy prawo go osądzać? (Pomijam tu sprawę samobójstwa – jak je określa Katechizm – z zamiarem dania przykładu – KKK 2282.) Czy on rzeczywiście myśli – z pełną świadomością – tylko o sobie? Brakuje mu odwagi do życia? Co może o tym powiedzieć ktoś z zewnątrz?

Nic.

Tylko Bóg ma prawo zabrać tutaj głos, Ten, którego Słowo przenika tak, jak nikt przeniknąć nie jest wstanie (cf. Hbr 4:12).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz