Nie sądzę, aby Po górach, dolinach i Gwiazdo śliczna były najlepszymi pieśniami na Wniebowzięcie Dziewicy. Są inne, lepiej oddające treść tej uroczystości, jak np. Matko niebieskiego Pana czy Cześć Maryi.
Ten-co-lekceważy-liturgię czyta Ewangelię, a więc najświętsze z czytań, jak sekretarz KC na mównicy (chodzi o to, jak trzyma, a właściwie opiera, ręce). Błogosławiona jesteś, ehm, ehm, między niewiastami. Zabrzmiało jak powątpiewanie. Człowieku, odwróćże się w bok, od mikrofonu, jeśli chcesz odchrząknąć. Potem kazanie, tak z piętnaście minut. Właściwie nie kazanie, tylko teatralna deklamacja w stylu Mikołaja Boileau (czytaj: nudna).
Celebrans w miarę młody, nieznany, mszę odprawia jakby od niechcenia: taki ton głosu, gesty... Ot, machnął sobie mszę. Dowiedziałem się od niego, że kobieta z Apokalipsy poraziła syna, mężczyznę.
Naprawdę, Boże, płakać się chce na mszy i po mszy, płakać się chce tak często. Czy to ludzkie lenistwo, głupota, pycha, zła wola?
Czy gdzieś jeszcze w okolicy msza się odprawia normalnie, według mszału, z szacunkiem dla tajemnicy, bez dodatków i podróbek?
Jeszcze jedna uwaga. Może ktoś powiedzieć, że osoby, opisywane przeze mnie, być może bardzo głęboko przeżywają liturgię, a ja sądzę po pozorach. Być może tak. Ale liturgia jest przestrzenią, w której par excellence dusza i ciało współgrają, wzajemnie się wyrażają. Liturgia angażuje całego człowieka, nie jest ani czysto duchowa, ani czysto materialna, jest połączeniem, mającym swe źródło we Wcieleniu.