piątek, 7 maja 2010

Musztra komunijna, czyli o roztropnym korzystaniu z odkryć Pawłowa

Zbliża się sezon pierwszokomunijny. Co mi przypomina historyjkę, opowiedzianą wieki temu przez jednego z moich uczniów.

Pewna katechetka wpadła na doskonały pomysł, jak zapewnić porządek wśród dzieci, przystępujących po raz pierwszy do świętej Eucharystii. Wiadomo, dzieci bywają dosyć żywe (kiedyś mówiło się na takie ba... – znaczy się, dzieciaczki – ‘żywe srebro’; jak się będzie mówić, kiedy znikną termometry rtęciowe?), nie mają liturgicznego doświadczenia, nie wiedzą, kiedy uklęknąć, kiedy wstać etc. Aby zatem w czasie mszy nie wydawać komend typu „Klękamy!”, „Wstajemy!”, „Recytujemy!”, przemyślna niczym boski Odys katechetka nabyła specjalne urządzenie, które nazwiemy tykaczem. (Pewnie ma jakąś fachową nazwę, ale na nasze potrzeby wystarczy tykacz.) Ot, taka kulka z przyciskiem, po jego naciśnięciu urządzenie robi ‘klik!’ Dzieciom wbito do głowy, że na jeden klik się klęka, na dwa kliki – wstaje, etc. Na próbach wszystko działało sprawnie, dzieci nie musiały się zanadto skupiać, wystarczyło, że reagowały na ‘klik’ – po prostu wykształciły klasyczny odruch warunkowy.

Niestety, znalazł się pośród owych dzieci chłopiec bardziej przemyślny niż Odysowi i Pawłowowi podobna katechetka. Dziecię to nabyło takie samo urządzenie, jak katechetka, i zastosowało je w sam dzień Pierwszej Komunii. I tak, w czasie kazania, rozległo się nagle ‘kilk’, na które wszystkie dzieci, jak jeden mąż, przyjęły postawę klęczącą. Zdumiony proboszcz, zdezorientowana katechetka. Dzieciom kazano usiąść, było pięknie aż do momentu Podniesienia, kiedy nagle się rozległo ‘klik-klik’, i wszystkie dzieci wstały...

Tutaj, na szczęście, to nie ja klikam, tylko państwo, przy swoich komputerach, więc mam nadzieję, że zamieszania żadnego przy lekturze nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz