sobota, 1 maja 2010

Minus jeden

Popłakałem trochę w nocy. Napisano do mnie wieczorem, że jeden z braci odszedł z nowicjatu, wczoraj wyjechał. Smutno.

Nie, nie chciałbym go zatrzymywać, bo wierzę, że Pan otwiera przed nim inną drogę. Ale jednak smutno, bo przywiązałem się do niego, i wciąż myślę o nim jak o jednym z moich dzieci, za które jestem w jakiś sposób odpowiedzialny – jak za wszystkich moich uczniów, także tych już ‘dorosłych’ i samodzielnych. I uświadamiam sobie po raz kolejny, że za mało ich kocham, za mało się za nich modlę, za mało się o nich troszczę. Zawsze za mało. Za mało jestem-dla-nich.

I smutno mi, że nie mogłem się z nim – bom ciągle pomalowany na fioletowo gencjaną – pożegnać. Miałem dla niego zrobić tłumaczenie rubryk starego, dominikańskiego mszału, i nie zrobiłem; ciągle noszę w teczce te teksty. Mam nadzieję, że kiedyś przetłumaczę i mu wyślę.

Notam faciat tibi Dominus viam, in qua ambules.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz