Czy pobożność można zmierzyć? Zajrzeć do ludzkiego serca nie możemy (chyba że mamy rzadki dar kardiognozy), oceniać zaś po gestach trudno, bo mogą być nieszczere, wystudiowane, na pokaz (cf. Mt 6:16). Niebezpieczne mogą być gesty liturgiczne dla wyrażenia lub ocenienia pobożności.
Niektórzy podkreślają wagę przyklękania w dawnej liturgii: nieustanne wręcz przyklękanie kapłana w czasie odprawiania mszy. Inni zwracają uwagę na znaki krzyża, wykonywane nad kielichem i pateną, najlepiej potrójne. Ilość zdaje się wyrażać jakość.
Oczywiście, przyklękać można różnie: pośpiesznie, nie do końca (tzw. dygnięcie), albo dostojnie, na całe 10 sekund... Czy to ostatnie jest lepsze, bardziej pobożne, od pierwszego? Znaki krzyża też można robić niedbale, tak, że nawet na krzyż nie wyglądają (typowe dla błogosławieństw biskupich), można też robić je powoli, z geometryczną dokładnością. Ale taki dokładny, wystudiowany znak krzyża wcale nie musi być bardziej pobożny od tego, który wygląda na niedbały. Można doskonale udawać pobożność.
Nadmiar znaków może powodować ich zatarcie, zaciemnienie. Lepsze jest jedno prawdziwie pobożne przyklęknięcie niż siedem wystudiowanych i dokładnych, ale pustych. Jeden znak krzyża, wykonany z myślą zwróconą ku Panu, niż trzy wykonane jak przy linijce, ale puste. Ale w ten sposób próbuję właśnie mierzyć pobożność, którą poznać i zmierzyć może jedynie Ten, który przenika nerki i serce (cf. Ps 7:10).
Niektórzy podkreślają wagę przyklękania w dawnej liturgii: nieustanne wręcz przyklękanie kapłana w czasie odprawiania mszy. Inni zwracają uwagę na znaki krzyża, wykonywane nad kielichem i pateną, najlepiej potrójne. Ilość zdaje się wyrażać jakość.
Oczywiście, przyklękać można różnie: pośpiesznie, nie do końca (tzw. dygnięcie), albo dostojnie, na całe 10 sekund... Czy to ostatnie jest lepsze, bardziej pobożne, od pierwszego? Znaki krzyża też można robić niedbale, tak, że nawet na krzyż nie wyglądają (typowe dla błogosławieństw biskupich), można też robić je powoli, z geometryczną dokładnością. Ale taki dokładny, wystudiowany znak krzyża wcale nie musi być bardziej pobożny od tego, który wygląda na niedbały. Można doskonale udawać pobożność.
Nadmiar znaków może powodować ich zatarcie, zaciemnienie. Lepsze jest jedno prawdziwie pobożne przyklęknięcie niż siedem wystudiowanych i dokładnych, ale pustych. Jeden znak krzyża, wykonany z myślą zwróconą ku Panu, niż trzy wykonane jak przy linijce, ale puste. Ale w ten sposób próbuję właśnie mierzyć pobożność, którą poznać i zmierzyć może jedynie Ten, który przenika nerki i serce (cf. Ps 7:10).
Zamiast oceniać pobożność i kłócić się o liczbę gestów, może lepiej się nad nimi zastanowić, albo pomyśleć o tych mniej dostrzegalnych, a przecież tak głębokich. Chociażby znak krzyża, przeżegnanie się – jaki mamy przy nim układ palców? Chyba wszyscy dominikanie, których uczyłem, i większość moich znajomych w Anglii, żegnają się trzema palcami, które mają symbolizować jedność Trójcy. Ja sam nieco inaczej układam palce: kciuk położony na palcu wskazującym i środkowym, co także ma trynitarne znaczenie, wskazuje na Ducha, który pochodzi od Ojca i Syna.
Albo skłony w czasie liturgii. Wydaje mi się, że łatwiej przyklęknąć czy uklęknąć niż się pokłonić Bogu. Może jesteśmy ludźmi o twardych karkach (cf. Wj 32:9)? Wielkie wrażenie robią na mnie kapłani, którzy w przepisanych miejscach istotnie nisko się kłaniają, w wyraźny sposób, tak, że widać ów pokłon przed ołtarzem i złożoną na nim ofiarą. Oczywiście, jak pisałem na początku, nie świadczy to jeszcze o ich pobożności, taki pokłon też może być sztuczny i na pokaz. Ale przemawia do mnie bardziej niż trzy przyklęknięcia. Jakby więcej ciała się w to angażuje niż tylko kolano. (Chociaż trzeba też pamiętać o tym, co pisał św. Paweł w Flp 2:10, o zginaniu kolana na imię Jezusa. Kosmiczna to wizja całego stworzenia, które klęka przed Panem.)
Albo skłony w czasie liturgii. Wydaje mi się, że łatwiej przyklęknąć czy uklęknąć niż się pokłonić Bogu. Może jesteśmy ludźmi o twardych karkach (cf. Wj 32:9)? Wielkie wrażenie robią na mnie kapłani, którzy w przepisanych miejscach istotnie nisko się kłaniają, w wyraźny sposób, tak, że widać ów pokłon przed ołtarzem i złożoną na nim ofiarą. Oczywiście, jak pisałem na początku, nie świadczy to jeszcze o ich pobożności, taki pokłon też może być sztuczny i na pokaz. Ale przemawia do mnie bardziej niż trzy przyklęknięcia. Jakby więcej ciała się w to angażuje niż tylko kolano. (Chociaż trzeba też pamiętać o tym, co pisał św. Paweł w Flp 2:10, o zginaniu kolana na imię Jezusa. Kosmiczna to wizja całego stworzenia, które klęka przed Panem.)
Prostracja nie pojawia się często w liturgii. Padnięcie na twarz przed Panem, na którego nikt nie może patrzeć i pozostać przy życiu (cf. Wj 33:20), rozciągnięcie się przed nim w prochu ziemi (trudne do wykonania w kościołach przy żeńskich klasztorach, gdzie prochu nie uświadczysz na podłodze). Adoracja i uniżenie. Ks. Twardowski pisał, że kiedyś widział w kościele, w dzień powszedni, człowieka leżącego krzyżem przed ołtarzem. Nie wiem, czy miałbym tyle odwagi w kościele. Ale można uklęknąć i skłonić twarz aż do ziemi – byle mieć zdrowy kręgosłup i silne łydki. A może właśnie nie? Wszak Pan nie kocha się w mocnych (Ps 147:10 – dosłownie: nie ma upodobania w łydkach męża; co do kobiet, Pismo milczy).
Cor mundum crea in me, Deus, ignem pietatis accende in mente mea, et in carne mea adorabo te.
Ech, i melancholijny wpis mi wyszedł... Jak cały ten miesiąc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz