niedziela, 11 lipca 2010

Ręce i łapy

Dawno temu, gdym był ministrantem, zdarzyło się, że do zakrystii, tuż przed mszą, wpadł pies. Seter. Brązowy.

Psa natychmiast zaczęto wypędzać, na polecenie proboszcza. Ale jeden ze stojących rządkiem ministrantów pogłaskał go. Ktoś powiedział chłopcu, aby umył ręce, bo przecież nie wiadomo, czy pies był zdrowy etc., etc. W gruncie rzeczy, pewnie słusznie. Nie mogłem za to zrozumieć katechetki, akurat obecnej w zakrystii, która powiedziała: Umyj ręce po tym psie, z takimi rękami pójdziesz do Pana Jezusa?!

Pisałem już kiedyś, że owa katechetka, siostra elżbietanka, inteligencją nie grzeszyła. Co Pan Jezus może mieć przeciwko pogłaskaniu psa – nie wiem. Jak Panu Jezusowi mogą zaszkodzić ewentualne bakterie czy wirusy, o pasożytach nie wspominając – nie wiem. Jeśliby chodziło o ludzi – chłopak mógł posługiwać z pateną przy Komunii – rozumiem, ktoś przewrażliwiony mógłby żywić jakieś obawy. Ale Pan Jezus?!

Tak mi się przypomniała ta historia, kiedy dezynfekowałem ręce z obawy przed wirusami kociej grypy. Wprawdzie już po mszy, ale mam nadzieję, że Panu Jezusowi nic się nie stało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz