sobota, 9 października 2010

Tempora mutantur, et vos mutamini in illis

Jesienne ekwinokcjum już dawno minęło, zauważone już chyba tylko przez wyznawców dawnych, pogańskich bóstw, chociaż i dla chrześcijańskiej liturgii nie było ono kiedyś całkiem obojętne.

Czy dla was, współczesnych ludzi, mają jeszcze jakieś znaczenie prastare symbole, zawarte w stronach świata, porach roku, ruchu gwiazd i Ziemi, tym podstawowym, pierwotnym rytmie świata? Czy ktoś jeszcze zwraca uwagę na pełnię księżyca, jak robili to w średniowieczu kapłani i mnisi, obliczający datę Wielkanocy? We wczesnośredniowiecznych mszałach można zaleźć tabele, tzw. computus, wersy dotyczące miesięcy i położenia Księżyca względem Ziemi, wszystko po to, aby bez zakłóceń mógł działać liturgiczny kalendarz – dodajmy, rzymski, w którym Wielkanoc powiązano z niedzielą. Benedykt XVI kiedyś wspomniał, w niedzielnej modlitwie Anioł Pański, o zimowym przesileniu i jego związkach z liturgią (i z samym Watykanem).

Czy ci, którzy walczą o pozycję kapłana przy ołtarzu – twarzą do ludu czy twarzą do ołtarza – myślą przy tym naprawdę o zwróceniu się ku Wschodowi? Czy chodzi raczej o spieranie się, że tak powiem, na powierzchni? Czy Wschód w ogóle ma jeszcze jakieś znaczenie dla chrześcijan? Czy ktoś modli się w domu, zwracając się ku stronie świata, z której przychodzą słoneczne promienie? Wiesza na wschodniej ścianie pokoju krzyż, ikony, religijne obrazy? A Północ? Czy ktoś w ogóle pamięta o czytaniu Ewangelii ku Północy?

Aquilonem et Austrum tu creasti, exitus Orientis et Occidentis delectabis, omnia enim  mundi elementa fecisti, et vices disposuisti temporum variari.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz