czwartek, 28 października 2010

Z pamiętnika filologa, czyli zupełnie nie o liturgii, aczkolwiek z nut(k)ą dominikańską

Królowa Dydona, jak wiadomo, kiepsko skończyła. Zakochała się w Eneaszu, który jednak, na rozkaz bogów, musiał ją opuścić. Biedna kobieta popełniła samobójstwo, ale zdążyła jeszcze przedtem trochę się nagadać na pogrzebowym stosie, i przekląć Eneasza.

Okazało się, że imię tej biedaczki wywołuje salwy śmiechu wśród nowicjuszy. Jakież skojarzenia może wywoływać? Nie jestem pewien. A skojarzenia moich uczniów bywają różne. Pamiętam np. zajęcia, na których padło imię Dydyma Ślepego,  jednego z nauczycieli św. Hieronima. Jakaś dzieweczka, najwyraźniej mająca kłopoty ze słuchem, zapytała nagle zdumiona: Co on robił z tym Ślepym?

Jednemu z kolei z moich nauczycieli, wspominanemu tu już panu Mańkowskiemu, przytrafiło się kiedyś, w czasie zajęć ze studentami polonistyki UW, iż, kiedy mówił o twórczości Ajschylosa i podał tytuł jednej z jego tragedii – Prometeusz skowany – usłyszał z sali pytanie: Skąd? Niewątpliwie, miał przyzwoitszych studentów.

I jeszcze dodatek, dotyczący tłumaczenia. Pojawiło się na zajęciach zdanie: Flamma secreta animam eius penetrat, opis zakochania się, przynajmniej od czasów Safony obecny w literaturze europejskiej. Jak to przetłumaczyć współcześnie? Jeden z nowicjuszy stwierdził: To takie nasze 'motyle w brzuchu'!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz