Po 23 latach przerwy poszedłem na procesję w Dzień Zaduszny. Procesja w parafii jest od zawsze, po krużgankach kościoła chodzi. Kiedyś prowadził ją kapłan w fioletowej kapie, teraz tylko w stule. Kiedyś modlitwy były wobec rytuału, przy każdej z czterech stacji za poszczególne stany wiernych, teraz raczej bez ładu i składu, ot, tak po prostu za zmarłych. Kiedyś idąc między stacjami śpiewało się: Dobry Jezu, a nasz Panie, daj im wieczne spoczywanie, teraz koronkę do Miłosierdzia Bożego, i to nie całą, tylko cztery części. Nie wątpię, że wszystko to zrobiono z należytą gorliwością, ale jednak brakuje mi tamtych procesji, z ministranckich dni...
Dziś zaczęli na latarniach zawieszać bożonarodzeniowe ozdoby. Niezłe tempo ma to miasto...
Kazania
bywają czasami tak bardzo irytujące, z brakami teologicznymi
albo jakimiś widzimisię głoszącego je księdza... Czy konieczna jest
uwaga, że należy patrzeć na wystawiony Najświętszy Sakrament, bo
spuszczanie wzroku świadczy, że mamy nieczyste sumienie? Monstrancja
podświetlona żarówką z tyłu nie zachęca do patrzenia na Hostię.
a na koniec było: Salve, Regina. Kiedyś.
OdpowiedzUsuńTeraz było "Zwycięzca śmierci".
Usuń