wtorek, 2 czerwca 2009

Na zielono, czyli wpis pożegnalny

Zielona koszula, zielona teczka, zielona filiżanka, zielona herbata, zielony długopis-żabka. Tylko oprawki okularów niebieskie. Pożegnanie w kolorze zielonym.

Obiecałem braciom, z którymi miałem dziś ostatnie zajęcia z łaciny, że o nich napiszę. Przeczytaliśmy kawałek Lauda, Sion, porozmawialiśmy o Kościele i radiu (z Finlandii, nadaje wiadomości po łacinie), oraz o słowach na Q. Cicho bądź, bo znowu nas pan opisze na blogu – usłyszałem najpierw. A o mnie pan coś napisał? – Tak. – A kiedy, w którym wpisie? – W grudniu. Ale nie imiennie. – A dlaczego? W końcu stanęło na tym, że napiszę o dzisiejszych zajęciach, a o braciach tym razem będzie imiennie: Dima, Tomasz, Paweł M., Michał, Łukasz M., Łukasz Z., Jacek, Paweł P., Emil. Cała grupa, mieszana, bo i z I, i z II roku.

Wszyscy mają wielkie poczucie humoru – a to rzadkość w obecnych czasach, w Kościele zwłaszcza. I wszyscy są – jak to napisać? Pełni wigoru? Najlepsze określenie, jakie mi się nasuwa: nie są mdli, nie są ckliwi (a, niestety, bywają i tacy nawet wśród dominikanów). Mam nadzieję, że wszyscy dojdą do końca studiów, będą mogli wnieść do klasztorów dużo zdrowej radości, i nie będą mówić nudnych kazań.

I mam nadzieję, że ich jeszcze czasami zobaczę.

P.S. Przepraszam wszystkich, którzy z satysfakcją i/lub ulgą przeczytali tytuł tego wpisu, i rozczarowali się jego treścią...

P.P.S. Dziś są urodziny ks. Twardowskiego, który napisał, że Bóg nie chroni nas od rozczarowań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz