Siedzę w kościele. Wchodzi młody człowiek, idąc do kaplicy, wyjmuje z torby komórkę i ją wycisza lub wyłącza. Po kilku minutach wchodzi kolejna osoba, sytuacja się powtarza. I jeszcze raz. I znowu.
Oczywiście, dobrze, że w ogóle wyłączają lub wyciszają. W Boże Narodzenie pewnemu panu komórka co jakiś czas dzwoniła w czasie mszy; nie odbierał, może nie słyszał... A kiedyś pewna pani aż wyszła z mszy, żeby porozmawiać przez telefon.
Moi przyjaciele wiedzą, że jeśli odbieram komórkę, to na 97% jestem w domu. Na ulicy z reguły nie usłyszałbym ani dzwonka, ani rozmówcy, więc rzadko ze sobą komórkę noszę. Jeślibym jednak ją miał, wyłączałbym ją przed wejściem do kościoła, a nie dopiero w środku.
Nie potrafię zrozumieć tego uzależnienia od komórek.
Oczywiście, dobrze, że w ogóle wyłączają lub wyciszają. W Boże Narodzenie pewnemu panu komórka co jakiś czas dzwoniła w czasie mszy; nie odbierał, może nie słyszał... A kiedyś pewna pani aż wyszła z mszy, żeby porozmawiać przez telefon.
Moi przyjaciele wiedzą, że jeśli odbieram komórkę, to na 97% jestem w domu. Na ulicy z reguły nie usłyszałbym ani dzwonka, ani rozmówcy, więc rzadko ze sobą komórkę noszę. Jeślibym jednak ją miał, wyłączałbym ją przed wejściem do kościoła, a nie dopiero w środku.
Nie potrafię zrozumieć tego uzależnienia od komórek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz