piątek, 30 listopada 2012

Andrzej, brat Szymona Piotra

Ekumeniczny święty, bo patronuje prawosławnemu Kościołowi.

Taki trochę biedny apostoł, bo chociaż był pierwszym powołanym, i bratem Piotra, nie należał do tej najbliższej Jezusowi grupy: Piotra, Jana i Jakuba.

W jednej z wersji rytu rzymskiego kapłan modli się o pokój, za przyczyną błogosławionej Dziewicy Maryi, świętych Apostołów Piotra i Pawła, a także Andrzeja. W niektórych dawnych sakramentarzach, w dniach oktawy Wielkanocy, pojawia się specjalna modlitwa ad sanctum Andream, odmawiana początkowo po nieszporach w kaplicy św. Andrzeja, przy bazylice św. Piotra.

Simone Martini, św. Andrzej Apostoł

czwartek, 29 listopada 2012

Pomóżcie Zuzi i Paluszkowi

Więcej można przeczytać tutaj. Wiem też, że na pomoc czekają Kuleczki, chore na nużycę szczeniaki, i potrącony przez samochód kot, Precelek. Stworzenia Boże, potrzebują miłosierdzia, jak każde Boże stworzenie, także człowiek.

Dwanaście

Plus dwanaście stopni Celsjusza, ludzie noszą wełniane czapki i szaliki. Cholibka, co będą nosić, kiedy będzie minus dwanaście?

wtorek, 27 listopada 2012

Lampa Augustyna

Dla nas, żyjących w nocy tego świata, pisał św. Augustyn, komentując Ewangelię św. Jana, całe Pismo święte jest jak lampy zapalone po to, byśmy nie pozostawali w ciemnościach.

poniedziałek, 26 listopada 2012

Rotacyzm nad kielichem

Śp. prof. Świderkówna chwaliła się kiedyś, że już w szkole, przed uniwersytetem, wiedziała, co to jest rotacyzm, dzięki swej wspaniałej nauczycielce łaciny. (W języku łacińskim 's' między samogłoskami zamienia się w 'r', to właśnie jest rotacyzm, i dlatego bezokoliczniki czterech koniugacji  kończą się na -re, a nie na -se.)

Przypomniało mi się to, kiedy patrzyłem na niedbale nakryty welonem kielich, w czasie mszy niedzielnej. Byłem właściwie jeszcze dzieckiem, kiedy wiedziałem już, że welon na kielichu trzeba ładnie ułożyć. Że schyla się głowę na imię Jezusa Chrystusa w czasie liturgii. Że pochyla się, wspominając Wcielenie w czasie Credo. I wszystko to wiedziałem, wszystkiego tego nauczyłem się przy Novus Ordo Missae. Nie musiałem się tego uczyć, jak większość krzykliwych tzw. tradycjonalistów, w późniejszym wieku i przy rycie nadzwyczajnym.

Może po prostu miałem szczęście i wspaniałego nauczyciela, mojego śp. proboszcza, który uczył bardziej przykładem niż wykładem.

niedziela, 25 listopada 2012

Episkopat

Czytany dziś w kościołach list polskich biskupów jest niezwykły. Pierwszy raz od wielu, wielu lat słuchałem listu, który nie był nudny, nie był pisany drętwym językiem, a to dzięki licznym odniesieniom biblijnym: Słowo Boże jest zawsze świeże, w odróżnieniu od słowa ludzkiego. Zwracają biskupi uwagę na to, co jest we wnętrzu człowieka, na królowanie Chrystusa w ludzkim sercu, na takie królowanie, o jakim sam Jezus mówił, nie z tego świata, i stanowczo się przeciwstawiają wszelkim próbom zewnętrznego narzucania królestwa Jezusa.

Bardzo trudną jest rzeczą, aby w ludzkim sercu nastało zbawienia, potęga i królowanie naszego Boga, i władza Jego Chrystusa (cf. Ap 12:10). Łatwo jest ogłaszać królestwo Boże, trudniej w nim żyć.

sobota, 24 listopada 2012

Miłościwie panujący

O Chrystusie Królu liturgia pamięta nie tylko w uroczystość Króla wszechświata. Wiadomo, że pierwotnie o królewskiej godności Jezusa mówił dzień Epifanii, 6. stycznia, i Niedziela Palmowa: w tych wydarzeniach, swego Objawienia i wjazdu do Jerozolimy, ukazywał Jezus swój królewski splendor i władzę.

W liturgii godzin wiele hymnów kończy się tak: Sit Christe, rex piissime, / tibi Patrique gloria / cum Spiritu Paraclito. Niech będzie chwała Tobie, Chryste, Królu najmiłościwszy, i Ojcu wraz z Duchem Parakletem. Przypominamy sobie wciąż, że Chrystus jest Królem.

czwartek, 22 listopada 2012

In the room the women come and go talking of Michelangelo

By napisać powieść 'Udręka i ekstaza', Irving Stone na kilka lat przeniósł się do Włoch, gdzie z sumiennością szperacza i fascynacją pasjonata Renesansu podążał śladami swojego bohatera i jego wielkich dzieł. 

Tak napisano na okładce książki, mającej być przystępnie, w formie powieści, podaną biografią Michała Anioła.

Nie wątpię, że autor zadał sobie wiele trudu, aby poznać życie wielkiego artysty. Niestety, nie zadał sobie trudu poznania czasów, w których tenże żył. Oto np. macocha Michała Anioła pyta go o potrawy, podawane w pałacu Medyceuszy: Jak smakuje ta ich słynna sola gotowana z ananasami? Być może tak podana ryba smakowałaby wspaniale, rzecz jednak w tym, że ananas, pochodzący z Ameryki Południowej, w czasach Michała Anioła nie był jeszcze w Europie znany. Dopiero pod koniec 17. wieku pojawił się na stole króla Anglii.

Kiedy Michał Anioł pracował w Rzymie nad Pietą (1498-1499), rodzina przysłała mu na naukę i do pomocy chłopaka, Piero Argiento. Irving w swej powieści podaje, że chłopca nauczyli czytać i pisać... jezuici! Dziwna, zaiste, pętla czasowa musiała się gdzieś zawiązać, bo zakon jezuitów zatwierdzono dopiero w 1540 roku. Ignacy Loyola urodził się w 1491, jako siedmioletni chłopiec zakonu raczej nie tworzył.

Takich historycznych pomyłek i pomyłeczek z pewnością specjaliści znajdą więcej. Mnie zachwyciła pewna cudowna nielogiczność: w Bolonii Michał Anioł zatrzymał się u Gianfrancesco Aldovrandiego. Irving pisze o nim: Wielbiciel poezji, był sam zdolnym rymotwórcą w języku łacińskim. Dwa akapity dalej Aldovrandi mówi: Jedynym zmartwieniem mego życia jest to, że nie umiem pisać po grecku i łacinie. Czytam w tych językach, oczywiście, ale w młodości zbyt wiele czasu spędziłem na liczeniu pieniędzy, miast liczyć heksametry. Nie wiem, jak w oryginale określony został Aldovrandi, jak w oryginale brzmi rymotwórca. Można, oczywiście, przyjąć, że Gianfrancesco umiał tworzyć rymowane, a więc nieklasyczne, wiersze łacińskie, nie potrafił tylko układać poezji metrycznie, według norm antycznych. Jeżeli jednak rymotwórca ma oznaczać po prostu poetę, jak zrozumieć wyznanie o nieumiejętności pisania po łacinie, nieznajomości heksametrów? Skromnością Aldovrandiego? Aenigma difficile.

A, jeszcze jedno: niejaki Beppo szczerzy zęby w uśmiechu na widok Michała Anioła, a kilka akapitów dalej porusza bezzębnymi wargami. Żadnej wzmianki o tym, że w międzyczasie zęby mu ktoś wybił.

Czy są jeszcze książki biograficzne, którym można ufać?

poniedziałek, 19 listopada 2012

Miej miłosierdzie, Boże, dla polskich tłumaczy

W jednym z wywiadów Jerzy Nowosielski zwraca uwagę na błędne tłumaczenie, na język polski, wołania Kyrie eleison. Istotnie, i w liturgii mszalnej, i w litanii do Wszystkich Świętych mamy Panie, zmiłuj się nad nami, podczas gdy w oryginale greckim (bo Kyrie eleison to po grecku, nie po łacinie) owego nad nami nie ma. Jest tylko Panie, zmiłuj się. Popatrzyłem na przekłady w innych językach: Lord, have mercy; Herr, erbarme dich; Signore, pietà; Gospodi, pomiłuj. Tylko po polsku dodano to nieszczęsne nad nami.

Nowosielski mówi: Tekst brzmi 'Panie, zmiłuj się', a więc nie tylko nad nami, ale nad całym światem, nad całym stworzeniem, nad całym kosmosem. Ten kosmiczny aspekt liturgii w ten sposób uległ zatarciu z wielką szkodą dla wiernych.

Nie tylko we mszy dokonano takiej zmiany. Np. w prośbach nieszporów piątku IV tygodnia, w łacińskiej liturgii, mamy Kyrie eleison, w polskim przekładzie – oczywiście, Panie, zmiłuj się nad nami. Wciąż nieszczęsne nad nami się plącze.

(Dla zainteresowanych: zmiłuj się nad nami po grecku – z wymową przyjętą w liturgii, nieklasyczną – to eleison imas, klasycznie – eleeson hemas. 'A' jest długie, z circumfleksem.)

niedziela, 18 listopada 2012

Dzień, godzina, czas

Jeszcze tylko dwa tygodnie do końca roku. Ewangelia z tej niedzieli (Mk 13:24-32) mówi już o końcu świata. Pojawiają się w niej czasowe spójniki kiedy i wtedy, mowa o owych dniach, o godzinie. Owe dni pojawią się też w czytaniach I niedzieli Adwentu roku C, a więc za dwa tygodnie, z nowym rokiem liturgicznym. Przypomnienie, że czas biegnie ku Przyjściu, o czym w ciągu roku tak często zapominamy, chociaż w czasie mszy mówimy: oczekujemy Twego przyjścia w chwale.

Jeśli spojrzymy na kolejny werset w Ewangelii św. Marka, 13:33, zobaczymy tam słowo καιρός (kairos), to samo, które jest też na początku tej Ewangelii (Mk 1:15). Tak zaczynał swoją misję Jezus: mówiąc o czasie, czy raczej o momencie, o chwili, o okazji (bo takie ma znaczenia καιρός), który się wypełnił. Teraz, w mowie o końcu świata, mówi też o momencie, o chwili: nie wiemy, kiedy ona nadchodzi. Chwila zbawienia, okazja, z której trzeba skorzystać.

Można myśleć o tej okazji, o której mówi Ewangelia, patrząc na coraz bardziej natarczywe reklamy świąt Bożego Narodzenia, które już się pojawiają w sklepach.

piątek, 16 listopada 2012

Święta Perła

Dziś wspomnienie św. Małgorzaty, królowej szkockiej. Po łacinie Małgorzata to Margarita, czyli perła, a to z greckiego margarites, też perła, ale, co ciekawe, po grecku to słowo jest rodzaju męskiego, chociaż odmienia się, poza jednym przypadkiem, tak jak rodzaj żeński.

wtorek, 13 listopada 2012

Benedyktyńska precyzja

Kolejna książka z Tyńca, w której najwyraźniej zabrakło korekty: literówki, brak interpunkcji, błędy gramatyczne... Może dlatego nazwiska korektora nie podano?

poniedziałek, 12 listopada 2012

Księżna yorka

Oni się separują, powiedziała właścicielka znajomej suczki o pani, która spaceruje z yorkiem. Bez smyczy, zawsze środkiem ścieżki, oczekując, że każdy jej i jej psu ustąpi. Nigdy nie rozmawia z nikim z innych psiarzy, widać nie jej poziom. Czasami radośnie rozmawia przez komórkę z kimś, jak sądzę, z wyższych, czyli jej właściwych, sfer. Słynna pani Barbara powiedziałaby bez ogródek: Madame (........) 21. wieku.

niedziela, 11 listopada 2012

θεῖος ἀνήρ


O Martine, o pie, quam pium est gaudere de te, o Martine, prophetis compar, apostolis conserte, praesulum gemma, fide et meritis egregie, pietate mirabilis, caritate ineffabilis, succurre nobis nuns et ante Deum. Qui de archichristianorum palude foetida nos eruisti, intercede semper pro nobis.

sobota, 10 listopada 2012

Zawód jeszcze większy

Zbigniew Herbert, Labirynt nad morzem. Czytamy: Był tam (...) dobrze zachowany wał ziemny, ciągnący się przez pagórkowaty teren w linii niemal prostej od ujścia rzeki Tyne na zachodzie aż do zatoki Solway na wschodzie. Najpierw pomyślałem, że może myli mi się wschód z zachodem, i dla pewności sprawdziłem na kilku mapach. Otóż rzeka Tyne uchodzi do Morza Północnego, czyli ma swe ujście po wschodniej stronie Wielkiej Brytanii, zatoka zaś Solway jest na zachodzie, w kierunku Irlandii.

I czytamy jeszcze o podboju Brytanii: (...) za panowania cesarza Klaudiusza, następcy Nerona, wyrusza na podbój Brytanii armia rzymska. Tyle że to Neron był następcą Klaudiusza...

piątek, 9 listopada 2012

Półki się wyginają

Od ciężaru książek. Do tego część tych książek zupełnie nie jest mi potrzebna. Dramaty Becketta i Maeterlincka. Czytałem w 1995 roku, tak samo jak Dom o siedmiu szczytach Hawthorne'a (to nawet pamiętam, czytałem w lipcu 1995, w szpitalu, za to treści nie pamiętam zupełnie). Msza za miasto Arras. (Tego nawet nie przeczytałem, ale wątpię, abym poświęcił na to czas teraz.) Bramy raju i dwie inne historie. Holistyczna agencja detektywistyczna, także nic nie pamiętam. Dżuma. Wilk stepowy. Przeczytane dawno temu, bo to 'klasyka', więcej nie potrzebuję. Do tego Zbrodnia i kara. Wszystko to nie moja epoka. Karen Blixen, chyba wszystko, co wyszło po polsku, kupiłem, bo zachęcała Małgorzata Musierowiczowa. Też nic nie pamiętam. Zapiski na pudełku od zapałek. Wiersze Brodskiego i Heaneya. 

Wszystko do rozdania, żeby zrobić miejsce na nowe książki.

czwartek, 8 listopada 2012

Z Benedyktem i Janem Pawłem

Nowicjusze uczą się na pamięć Pater noster, Ave Maria i Credo. Jeden z nich wyrecytował bezbłędnie Ave Maria, przy Pater noster nieco się zająknął. Zauważyłem, że Ave Maria łatwiej mu przychodzi, a on wyjaśnił, że to dzięki Anioł Pański z Benedyktem XVI i wcześniej z Janem Pawłem II.

Chciałbym, żeby więcej takich było.

wtorek, 6 listopada 2012

Zdzierstwo

Zamawiałem zdjęcia w Empiku, na matowym papierze, z białą ramką. Teraz też mogę mieć białą ramkę (chodzi o to, żeby w kadrze nic nie ucięto), ale tylko w wersji Premium, na papierze błyszczącym lub jedwabistym, 99 groszy za odbitkę. Po cholerę mi papier błyszczący? A wszystko to, jak tłumaczą, po to, aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom najbardziej wymagających klientów. Aż tak wymagający nie jestem, poza tym, rencisty nie stać na takie luksusy jak seria Premium. Widać zwykli klienci już się nie liczą.

niedziela, 4 listopada 2012

CAŁE czternaście sekund

Nasze czasy nie sprzyjają skupieniu i niekiedy ma się wrażenie, że oderwanie się choćby na chwilę od środków masowego przekazu budzi niemal lęk. Jest dzisiaj rzeczą konieczną wpajanie ludowi Bożemu, że milczenie jest wartością. Tak pisze Benedykt XVI w adhortacji Verbum Domini. I dalej zwraca uwagę na znaczenie milczenia w liturgii Słowa, które ma sprzyjać autentycznemu słuchaniu, i które jest częścią celebracji (Verbum Domini 66). Co więcej, sam wprowadza tę praktykę w czasie sprawowanych przez siebie mszy: po homilii następuje chwila milczenia, aby zgromadzenie mogło przyswoić sobie ze czcią usłyszane Słowo.

Trudno z pewnością wymierzyć tę chwilę milczenia. Według mnie, minuta lub dwie to dobry czas, nie wywołuje wrażenie sztuczności, nie tworzy dziwacznej przerwy. W archidiecezji warszawskiej, w związku z Rokiem Wiary, zalecono (czy możne nawet nakazano, nie wiem) ową chwilę milczenia po homilii. Na mszy, na której dziś byłem, chwila milczenia trwała całe 14 (słownie: czternaście) sekund, licząc od odejścia kapłana od ambony do powrotu na nią, po chwili siedzenia.

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz: przerwę między psalmem a drugim czytaniem. Kiedy wieki temu byłem ministrantem, uważano w mojej parafii, że lektor powinien być już przy pulpicie, kiedy kończy się psalm. Liczyło się zwrotki psalmu w lekcjonarzu, żeby zdążyć wejść z czytaniem od razu po ostatnim dźwięku refrenu. Teraz, kiedy o tym myślę, zastanawiam się, czemu tak miało być. Psalm się kończy, lektor wtedy dopiero wstaje i idzie czytać lekcję. Bez żadnego pośpiechu.

W czasach, kiedy wszystko gna coraz szybciej, liturgia, czas-dla-Boga, powinna pozwalać nam zwolnić chociaż na chwilę, dłuższą niż 14 sekund.

sobota, 3 listopada 2012

I znowu zawód

Znajomi namówili mnie na przeczytanie Gawęd o sztuce Bożeny Fabiani. Oczywiście, mówili, to nie to samo, co słuchać jej w radio, kobieta mówi z takim zaangażowaniem, ale książka ciekawa.

Zacząłem zatem czytać. Owszem, dużo rzeczy można się dowiedzieć – o twórcach wczesnego renesansu włoskiego, o ich mecenasach, o ich dziełach. Wielu rzeczy nie wiedziałem. Ale książka ma też – niestety! – błędy. Ot, chociażby na jednej stronie (57) czytamy: Zagrożenie inwazją turecką spowodowało masową ucieczkę uczonych ze Wschodu do Włoch, a ludzie ci zabierali ze sobą pradawne manuskrypty, bezcenne zwoje greckie i łacińskie. Rzecz w tym, że zwojów już nie używano od wielu, wielu stuleci, owe manuskrypty przywożone z Bizancjum to były kodeksy, czyli miały formę naszej książki, tyle że na pergaminie i nie klejonej, jak to współcześnie się zdarza (i książka rozpada się po czytaniu...) Dalej czytamy: Stopniowo włoskie uniwersytety odchodziły od średniowiecznych metod nauczania, wprowadzały studia humanitatis – grekę, łacinę, pisma starożytnych, retorykę. Czyli, jak rozumiem, w średniowieczu łaciny nie uczono? Nie czytano Wergiliusza i Owidiusza, Lukana i Makrobiusza, Chalcydiusza przekładu Timajosa? A greki w czasach Bedy uczono jeszcze na rubieżach świata; fakt, nie były to włoskie uniwersytety, może niepotrzebnie się czepiam...

Kiedy autorka pisze o konkursie na drzwi do florenckiego baptysterium, z 1401 roku, podaje, że w jury znajdowali się wybitni przedstawiciele cechów i znakomici artyści, i wymienia pośród nich Leonarda da Vinci, który urodził się w roku... 1452!

Pisząc o Wiośnie Botticellego, nazywa trzy Gracje Kale, Aglaja i Eufrozyna. Nie wiem, czy te imiona znajdują się na obrazie, w każdym razie, nigdy nie słyszałem o Gracji zwanej Kale: obok Aglai i Eufrozyny pojawia się Talia (greckie: Thaleia).

A taka np. uwaga: Biedaczyna z Asyżu przywrócił każdemu człowiekowi godność zdeptaną w średniowieczu, godność dziecka bożego. Zadziwiający pomysł autorki. 

O Fra Angelico czytamy: Kiedy został uznany przez Kościół za błogosławionego, dodano jeszcze [do imienia] Beato Angelico. Od czasów Jana Pawła II już nie jest beato, jest Fra Santo Angelico i patronuje artystom. Istotnie, Jan Paweł II ogłosił Fra Angelico patronem artystów, ale go nie kanonizował: Fra Angelico jest wciąż beato, nie santo. Dla pewności prosiłem mojego przyjaciela z Zakonu Braci Kaznodziei, Dominika, sprawdził w kalendarzu liturgicznym swego zakonu: beatyfikowany, ale jeszcze nie kanonizowany.

Gdzie indziej czytamy o walce centaurów z lapisami. Nie wiem, czy to pomyłka autorki, czy literówka, walka była z Lapitami.

Gawędy o sztuce nie są książką naukową, są pozycją popularyzatorską. Ale to nie znaczy, że można w niej podawać takie błędne informacje.

Inna rzecz, to redakcja książki, wyraźnie niedopracowana: widać np. powtórzenia. Raz czytamy o Marii Pannie, innym razem o Maryi Pannie, można to było ujednolicić. Rozumiem, że książka oparta jest na radiowych pogadankach, ale po to jest redakcja, żeby z mówionych wystąpień zrobić dobrą do czytania książkę.

Jak napisałem, wielu ciekawych rzeczy o artystach można się dowiedzieć z Gawęd o sztuce, niemniej jednak, ostrożnie trzeba podchodzić do podawanych wiadomości. Autorka zauważa, że dzieło Vasariego, życiorysy artystów, trzeba czytać ostrożnie i krytycznie. To samo odnosi się i do jej książki.

piątek, 2 listopada 2012

Tam, gdzie nie dochodzi słońce

Ne absorbeat eas Tartarus, nie nie pochłonie ich Tartar, śpiewa chór w responsorium mszy za zmarłych. W samym środku katolickiej liturgii pojawia się imię bóstwa-i-miejsca, o którym pisali już Hezjod i Homer. (Możemy przyjąć za M.L. Westem, że Hezjod był starszy.) Tartar w Teogonii Hezjoda pojawia się obok Gai-Ziemi i Erosa-Miłości jako jeden z pierwszych bytów, które wyłoniły się z pierwotnej Otchłani, czyli Chaosu (etymologicznie, Chaos to nie bezład, ale właśnie ziejąca otchłań; podobny obraz początku pojawia się i w mitologii ludów Północy, cf. Vǫluspá). Homer pisze, że tam, zamknięci, pozbawieni światła słońca, przebywają Tytani, pokonani przez Dzeusa bogowie.

Pozbawiona słońca Otchłań, najgłębsza część Hadesu, świata zmarłych, stała się obrazem piekła. Błagamy, aby zmarli tam nie trafili, aby raczej poszli do światła, prowadzeni przez archanioła Michała: sed signifer sanctus Michael repraesentet eas in lucem sanctam.

czwartek, 1 listopada 2012

Kulawa łacina

Tutaj można obejrzeć nieszpory, które wczoraj papież sprawował w Kaplicy Sykstyńskiej. Wspaniale, że można się z nim łączyć w modlitwie, ale zupełnie nie rozumiem, po co ksiądz komentator odczytywał, pośpiesznie, polskie teksty brewiarzowe. Na początku zachęcił widzów, aby wzięli brewiarze i modlili się wspólnie. Wystarczyło dać napisy na dole ekranu zamiast zagłuszać śpiew zgromadzonych w Sykstynie. (Inna rzecz, że ten śpiew najwyższej jakości nie był, może to wina transmisji.)

Nieszpory były po łacinie. Antyfona do Magnificat była z brewiarza przedsoborowego: Angeli, Archangeli, Throni et Dominationes, etc.: kolejno wymienione grupy świętych, i na koniec wezwanie: intercedite pro nobis, wstawiajcie się za nami. Komentator jednak odczytał polski przekład innej antyfony, tej, która obecnie jest w Liturgii Godzin: Te gloriosus Apostolorum chorus, czyli: Ciebie uwielbia przesławny chór Apostołów, etc.

Ot, taka wpadka.

Jego zapowiadali wszyscy prorocy

W hymnach uroczystości Wszystkich Świętych wspominani są prorocy. Kościół zachodni, w odróżnieniu od siostrzanego Kościoła wschodniego, nie obchodzi w liturgii wspomnień świętych proroków, poza Eliaszem, wspominanym w zakonie karmelitańskim 20. lipca. Wypisałem więc proroków według kalendarza prawosławnego. (Mam nadzieję, że nie pomyliłem miesięcy przy przepisywaniu z menologionu.)

Mojżesz, 4. IX.
Eliasz, 20. VII.
Elizeusz, 14. VI
Izajasz, 9. V
Jeremiasz, 1. V
Ezechiel, 21. VII
Daniel, 17. XII
Ozeasz, 17. X
Joel, 19. X
Amos, 15. VI
Abdiasz, 19. XI
Jonasz, 22. IX
Micheasz, 14. VIII
Nahum, 1. XII
Habakuk, 2. XII
Sofoniasz, 3. XII
Aggeusz, 16. XII
Zachariasz, 8. II
Malachiasz, 3. I

Pani od przyrody

Czyli św. Kateri Tekakwitha, bo jej opiece oddano ekologię i troskę o środowisko naturalne. Bardzo, jak to mawiają moje znajome, sympatyczna święta. Czasami tak jest, że do pewnych świętych czuje się od razu szczególną sympatię, i stają się naszymi przyjaciółmi. Św. Kateri jest dla mnie nową przyjaciółką.