Śp. prof. Świderkówna chwaliła się kiedyś, że już w szkole, przed uniwersytetem, wiedziała, co to jest rotacyzm, dzięki swej wspaniałej nauczycielce łaciny. (W języku łacińskim 's' między samogłoskami zamienia się w 'r', to właśnie jest rotacyzm, i dlatego bezokoliczniki czterech koniugacji kończą się na -re, a nie na -se.)
Przypomniało mi się to, kiedy patrzyłem na niedbale nakryty welonem kielich, w czasie mszy niedzielnej. Byłem właściwie jeszcze dzieckiem, kiedy wiedziałem już, że welon na kielichu trzeba ładnie ułożyć. Że schyla się głowę na imię Jezusa Chrystusa w czasie liturgii. Że pochyla się, wspominając Wcielenie w czasie Credo. I wszystko to wiedziałem, wszystkiego tego nauczyłem się przy Novus Ordo Missae. Nie musiałem się tego uczyć, jak większość krzykliwych tzw. tradycjonalistów, w późniejszym wieku i przy rycie nadzwyczajnym.
Może po prostu miałem szczęście i wspaniałego nauczyciela, mojego śp. proboszcza, który uczył bardziej przykładem niż wykładem.
Panie Marcinie,
OdpowiedzUsuńMyślę, że końcowe przypuszczenie jest prawdziwe. A emocje tradycjonalistów, "krzykliwych", jak to Pan określa?
Po trosze biorą się z tego, że nie tylko odkryli to później, ale także dlatego, że po latach chodzenie na kiepsko sprawowany ryt zreformowany i słuchania propagandy jak to niegdyś było fatalnie, mieli poczucie bycia oszukanymi i okłamanymi. Niech Pan czasem okaże im ziarnko gorczyczne empatii ;-)
Dobrze byłoby, jeśli nie hodowaliby ze zbytnim upodobaniem chwastów krzykliwości...
OdpowiedzUsuńPrzywołany przeze mnie przykład świadczy zresztą, że wiele jeszcze trzeba ludzi - tych zawodowo niejako zajmujących się liturgią - nauczyć. To niby drobiazgi: welon na kielichu, zapalanie świec (prawdziwych, nie z olejowym wkładem!) zapałką, a nie elektrycznym ustrojstwem, staranność gestów. Świece na ołtarzu: u dominikanów na Służewie świece stoją jakieś 3 metry od ołtarza, u tych na Freta chyba jest podobnie. W mojej okolicy znam tylko jeden kościół, w którym świece (olejowe, niestety) stoją na ołtarzu.
W sumie to dość zabawne, że te postulaty, które Pan tu przedstawił, to także postulaty tradycjonalistów. To jest dobre pytanie - czemu tak niewielu kałanów postępowało tak jak śp. pamięci Pański proboszcz? A jak sprawował liturgie jego następca?
UsuńI jeszcze mały przyczynek. Dawniej świec się nie zapalało zapałką. Na ogól były one na tak wysokich świecznikach, że aby ich dosięgnąć używało się specjalnego narzędzia, kija, który na końcu miał z jednej strony woskowany knot, służący do zapalania, a z drugiej metalowy cybuch, którym po liturgii się świece gasiło.
U nas takim przyrządem zapalało się świece przy bocznych ołtarzach, kiedy były modlitwy do np. św. Franciszka. Niemniej jednak ten nawoskowany sznurek zapalało się zapałką, a nie zapalniczką elektryczną :-)
OdpowiedzUsuń