Nasze
czasy nie sprzyjają skupieniu i niekiedy ma się wrażenie, że
oderwanie się choćby na chwilę od środków masowego przekazu
budzi niemal lęk. Jest dzisiaj rzeczą konieczną wpajanie ludowi
Bożemu, że milczenie jest wartością. Tak pisze Benedykt XVI w
adhortacji Verbum Domini. I dalej zwraca uwagę na znaczenie
milczenia w liturgii Słowa, które ma sprzyjać autentycznemu
słuchaniu, i które jest częścią celebracji (Verbum Domini 66).
Co więcej, sam wprowadza tę praktykę w czasie sprawowanych przez
siebie mszy: po homilii następuje chwila milczenia, aby zgromadzenie
mogło przyswoić sobie ze czcią usłyszane Słowo.
Trudno
z pewnością wymierzyć tę chwilę milczenia. Według mnie, minuta
lub dwie to dobry czas, nie wywołuje wrażenie sztuczności, nie
tworzy dziwacznej przerwy. W archidiecezji warszawskiej, w związku z
Rokiem Wiary, zalecono (czy możne nawet nakazano, nie wiem) ową
chwilę milczenia po homilii. Na mszy, na której dziś byłem,
chwila milczenia trwała całe 14 (słownie: czternaście) sekund,
licząc od odejścia kapłana od ambony do powrotu na nią, po chwili
siedzenia.
Chciałbym
zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz: przerwę między psalmem a
drugim czytaniem. Kiedy wieki temu byłem ministrantem, uważano w
mojej parafii, że lektor powinien być już przy pulpicie, kiedy
kończy się psalm. Liczyło się zwrotki psalmu w lekcjonarzu, żeby
zdążyć wejść z czytaniem od razu po ostatnim dźwięku refrenu.
Teraz, kiedy o tym myślę, zastanawiam się, czemu tak miało być.
Psalm się kończy, lektor wtedy dopiero wstaje i idzie czytać
lekcję. Bez żadnego pośpiechu.
W
czasach, kiedy wszystko gna coraz szybciej, liturgia, czas-dla-Boga,
powinna pozwalać nam zwolnić chociaż na chwilę, dłuższą niż
14 sekund.
Kiedy wieki temu byłem ministrantem, uważano w mojej parafii, że lektor powinien być już przy pulpicie, kiedy kończy się psalm. Liczyło się zwrotki psalmu w lekcjonarzu, żeby zdążyć wejść z czytaniem od razu po ostatnim dźwięku refrenu. Teraz, kiedy o tym myślę, zastanawiam się, czemu tak miało być. Psalm się kończy, lektor wtedy dopiero wstaje i idzie czytać lekcję. Bez żadnego pośpiechu.
OdpowiedzUsuńLiturgia oczyszczona w toku soborowej odnowy z gestów i znaków, przy postępującym od wieku zaniku myślenia symbolicznego stała się siłą rzeczy głównie liturgią mówionego / śpiewanego słowa. Przedłużająca się chwila ciszy oznacza zanik akcji, sprawia, że czujemy się nieswojo.
Choć inni czują się jeszcze bardziej nieswojo, gdy dosłownie pięć minut po niedzielnej Komunii na ziemię sprowadzają ich ogłoszenia parafialne, mówiące o koloniach dla dzieci, zbieraniu plastykowych nakrętek albo nowym przykościelnym wychodku (a są to niestety autentyki z rodzinnej parafii).
Ja do owego 'my' się nie piszę. Może dlatego, że w kościołach, w których bywam, w momentach ciszy nie odczuwam zaniku akcji: gorzej, kiedy ich nie ma, albo są zupełnie pozbawione logiki (pun intended), jak opisany powyżej.
OdpowiedzUsuń