poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Nerwy

Oglądam zdjęcia ze świętego Triduum w kościele dominikanów na Służewie. Tutaj zdjęcia z liturgii popołudniowej Wielkiego Piątku. Zwróćcie uwagę: krzyż nad ołtarzem jest odsłonięty, na zdjęciach zaś z Wielkiego Czwartku widać, że był zasłonięty. A w mszale czytamy: Cruces velatæ remanent usque ad expletam celebrationem Passionis Domini, feria VI Hebdomadæ sanctæ, imagines vero usque ad initium Vigiliæ paschalis. Czyli: Krzyże pozostają zasłonięte aż do skończenia celebracji Męki Pańskiej w Wielki Piątek, obrazy zaś [pisałem o ich zasłanianiu] aż do początku Wigilii wielkanocnej. Przepis jest jasny: dopiero po liturgii wielkopiątkowej można odsłonić krzyże, które były zasłonięte od 5. niedzieli Wielkiego Postu. W ten sposób w czasie liturgii jest tylko jeden krzyż, ten adorowany, przed którym się przyklęka. Znowu chodzi o znak, o jego czytelność. Niby szczegół, ale jednak ważny: jeżeli już zasłaniamy krzyże (bo nie wszędzie się to robi), to zadbajmy o właściwe rozumienie i zachowanie tego znaku. Liturgia bez znaku nie może istnieć, jak nie może istnieć bez słowa, i poprzez znak wiele wyraża.

Może ktoś powiedzieć, że kolejny już rok z rzędu czepiam się różnych drobiazgów Wielkiego Tygodnia. Ale te drobiazgi mają zawsze jakieś znaczenie, czemuś służą, nie są czczym wymysłem, mającym utrudnić życie sprawującym liturgią. Dalej, obrzędy świętego Triduum są w samym sercu liturgicznego roku i liturgicznego życia, więc w te dni należy szczególnie, z całą mocą, zadbać o sprawowanie świętych misteriów, bez żadnej taryfy ulgowej. Tu się w pełni ukazuje, na ile dana wspólnota liturgią żyje.

5 komentarzy:

  1. Nie jest to czepialstwo, bo znaki rzeczywiście dużo dają.

    Tego roku uczestniczyłem po raz pierwszy w prawosławnych obrzędach wielkanocnych. Pierwszą uderzającą rzeczą było to, jak po zakończeniu procesji wokół cerkwi proboszcz otworzył jej drzwi przy pomocy specjalnego 'paschalnego' krzyża: niewygodnego z przytwierdzonymi doń trzema świeczkami. Bez pomagania sobie dłońmi rozsuwa je powoli na oścież i wszyscy tłumnie wchodzą.
    Wymowne? Bo znakom trzeba dać w spokoju przemawiać

    OdpowiedzUsuń
  2. Niektórzy jeszcze pamiętają takie trzy świece z obrzędów wielkosobotnich, kiedy rano były sprawowane: na nich wnoszono do kościoła nowy ogień, poświęcony na zewnątrz. Dopiero Pius XII to zmienił. A w Niedzielę Palmową krzyżem uderzano w zamknięte drzwi kościoła, kiedy miała do niego wejść procesja z palmami. Rozumienie wersów psalmu, używanego w różne dni liturgiczne, o wejściu Króla chwały. Ale teraz nawet procesje, takie prawdziwe, a nie tylko przez kościół, są rzadko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Procesje cerkiewne też nie są szczególnie częste, ale w pewne dni w ciągu roku liturgicznego są po prostu nieodzowne.

    A pomyśleć, że jeszcze pół wieku temu ogrom sum parafialnych w Polsce zaczynał się właśnie procesją ze śpiewami i pokropieniem. A dziś ze świecą szukać. A jeżeli nawet na sumie się kropi, to jest to zdaje się tylko wariant rytu pokutnego, zastępujący confiteor.

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest w ogóle kwestia poruszania się w procesji, umiejętności w niej chodzenia. Ja tylko raz w świadomym życiu szedłem w porządnej procesji, równej, nie na zasadzie "każdy idzie, jak chce i którędy chce", ale zdyscyplinowanej, w której każdy ma swoje miejsce, nieśpiesznej, równej, miarowej, ze śpiewem - właśnie w Niedzielę Palmową u franciszkanek służebnic Krzyża. Nawet w moim parafialnym kościele tak nie bywało, chociaż tam procesje - eucharystyczne - dosyć często się odbywały, przed kościołem jest plac bardzo do nich zachęcający, należący do klasztoru. Zawsze mnie dziwiło, że przy procesjach jest mnóstwo widzów, którzy potem spokojnie wchodzą do kościoła - ale już nie w procesji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, czy i w kościele są głównie widzami..

      Ale to dziwne: dużo się mówi o Kościele pielgrzymującym, ale nie stara się dać temu należytego wyrazu w tyn znaku, jakim jest procesja.

      Usuń