Od kilkudziesięciu lat nie biorę
udziału w rekolekcjach. Te, w których uczestniczyłem w
dzieciństwie i młodości, nie zostawiły pozytywnych wspomnień, i
doszedłem do wniosku, że nie ma sensu w żadnych tego typu
ćwiczeniach duchowych uczestniczyć. W końcu rekolekcje nie są
obowiązkowe. Nie rozumiem zatem zupełnie pędu chodzenia na
rekolekcje za wszelką cenę, bo tak wypada, bo jest jakiś znany
rekolekcjonista, itp. To nie dla mnie. Zaoszczędzam sobie tym samym narzekania na rekolekcje.
Robiłem sobie za to co jakiś czas rekolekcje prywatne, na ogół w Laskach, tzn. wyjeżdżałem na kilka dni, aby bardziej oddać się modlitwie i duchowej lekturze, i to przynosiło dobre owoce, było jak zaczerpnięcie świeżej źródlanej wody.
W parafialnych nie uczestniczyliśmy od dawna. Niestety, to szerszy temat.
OdpowiedzUsuńAle w wyjazdowych jak najbardziej, chadzamy też przed Wielkanocą do dominikanów.... patrząc czasem kto mówi...
Wczoraj było, że by nie popełniać aborcji, dziś, żeby się nie rozwodzić i nie żyć w związkach niesakramentalnych. Ciekawa jest argumentacja: bo św. Rodzina tak żyła i tak nasz święty papież nauczał.
OdpowiedzUsuńJak na razie mam poczucie, że wszystko ze mną jest w najlepszym porządku. Bo ani aborcji, ani rozwodu, ani związku niesakramentalnego... :P
Ja też nie uczestniczę w zbiorowych, organizowanych ani transmitowanych... cóż ja z lasu jestem :) ale staram się taką codzienność troszkę na rekolekcyjne rozważania przerobić. Z różnymi skutkami :D
OdpowiedzUsuń