Kilka lat temu mówiono, że telewizyjnego ojca Mateusza zastąpi ociec Tymoteusz, wszyscy wiemy, jak się to skończyło. A ja dziś chcę napisać o prawdziwym ojcu Tymoteuszu Warzyboku, który w latach 80-tych ubiegłego wieku posługiwał w mojej parafii. Franciszkanin, OFM. Mówił świetne kazania, chociaż czasami z nieco dziwnymi pomysłami (Matka Boska Częstochowska na ryngrafie na tle orła miała być Kobietą z Apokalipsy, której dano skrzydła orła). Miał duże poczucie humoru. Był cierpliwym spowiednikiem. Przychodził do nas zawsze po kolędzie i obowiązkowo były wtedy pierogi z kapustą i grzybami... Taki ksiądz, którego się znało i lubiło, nie wyniosły pyszny kapucyn czy unikający kontaktu jezuita. Miał nabożeństwo do Krwi Chrystusowej. Zmarł na początku 1992 roku na zapalenie płuc, którego nabawił się w szpitalu.
Dziwne dla mnie jest, że obecni rządcy parafii nie wspominają rocznicy jego śmierci, ani dzisiejszych imienin. Czy to tak trudno powiedzieć, że będzie 32. rocznica śmierci posługującego w naszej parafii o. Tymoteusza, zapraszamy na 18 na mszę w jego intencji?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz