środa, 1 kwietnia 2009

Sabbatum sanctum, pars prima

Gdybym mógł, spędzałbym Wielką Sobotę albo w klasztorze karmelitanek, albo w ogóle zagranicą.

Dlaczego? Dlatego, że w tym kraju Wielka Sobota całkowicie zatraciła swój sens, powiedziałbym nawet, że jest bezczeszczona. Dzień, który powinien być dniem milczenia i smutku, i oczekiwania, stał się dniem niemal świątecznym. A wszystko za sprawą święconek i „Bożych grobów”.

Wielka cisza zapadła na ziemi, albowiem Król zasnął. Wielka cisza i pustka. Takie słowa czyta Kościół w modlitwie czytań Wielkiej Soboty. Cisza przerwana tylko śpiewem ciemnych jutrzni, bo – według dawnej tradycji – inne godziny oficjum powinny być odmawiane bez śpiewu i przyciszonym głosem. Ta Sobota jest jedynym dniem bez Eucharystii – i nie chodzi tu tylko o brak mszy, jak to jest w Wielki Piątek. W Wielką Sobotę nie ma też Komunii świętej, nie można jej nawet chorym zanosić (chyba że jako wiatyk, a więc umierającym). Dzień całkowitej pustki, wciąż obnażonego ołtarza, pustego tabernakulum.

I nagle w to wszystko wdziera się tłum z koszyczkami, pisankami, wielkanocnymi barankami, kiełbasą i całą resztą. Tłum w większości nastrojony już świątecznie, myślący o „świętach”, wolny od pracy... Jeśli jest na dodatek ładna pogoda, to właściwie już są „święta”.

I do tego jeszcze te „groby”. Kolejki zwiedzających, bo przecież trzeba zobaczyć, jakie przesłanie (religijne lub polityczne) niosą grobowe dekoracje. Co więcej, idea „grobu Pańskiego” z Najśw. Sakramentem w jakiś sposób rozbija ową aliturgiczność Wielkiej Soboty, o której wspomniałem. W Wielki Piątek, po adoracji Krzyża, przyklęka się przed nim jak przed Najśw. Sakramentem, to Krzyż staje się ośrodkiem życia liturgicznego, że się tak wzniośle wyrażę. A tu nagle pojawia się drugi ośrodek: „grób Pański”...

Regularis concordia opisuje bardzo szczegółowo liturgię Wielkiego Piątku. Po jej zakończeniu, w niektórych przynajmniej kościołach (zależało to od wielkości kościoła), do „grobu” zanoszono Krzyż, uczczony w czasie popołudniowej synaksy, śpiewając przy tym antyfony, które pojawiały się w Wielką Sobotę: Zasnę bezpiecznie, Odszedł nasz Pasterz... Krzyż stawał się niemal uosobieniem umęczonego Pana. Eucharystii nie było, przynajmniej w kościele.

Pamiętam, jak w Wielki Piątek 2007 roku, po zakończonej liturgii, Benedykt XVI odmówił modlitwę nad ludem (która jest też w polskim mszale), i odszedł od ołtarza wraz z posługującymi. Na środku pustego ołtarza nad konfesją św. Piotra został tylko Krzyż.

Zabito niewinnego Pana, dlatego będą Go opłakiwać jak jedynego syna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz