czwartek, 14 lutego 2013

Czego będzie mi żal

Papieskich homilii, tak wspaniałych, klarownych i głębokich, prawdziwych dzieł sztuki kaznodziejskiej, można powiedzieć. I tego, że nigdy na żywo nie widziałem i nie zobaczę Benedykta XVI w czasie liturgii czy na audiencji. Widziałem go tylko z bardzo daleka, kiedy jechał przez Warszawę. I tego, że już pewnie nie napiszę do niego listu z podziękowaniem za to, jak bardzo mi pomógł swoją wiarą w trudnym dla mnie 2008 roku.

Żal i smutno, chociaż przecież Benedykt XVI nie odchodzi jeszcze na zawsze, do wieczności... Ale jednak w jakiś sposób odchodzi, a odejście bliskiej osoby zawsze niesie w sobie jakiś smutek, jakiś żal, jakąś tęsknotę, jakieś łzy. Takie, które nie są złe, jak powiedziałby Gandalf. 

Nie wiemy dobrze, jak się w tym wszystkim odnaleźć, nie wiemy, co czuli ludzie, kiedy Celestyn V opuszczał stolicę Piotrową. Sytuacja w jakiś sposób nowa. Trzeba pewnie czasu, żeby się w niej w pełni odnaleźć, pojąć ją. Ale teraz jest czas na smutek, smutek pożegnania i rozstania. Zawsze jest smutno, kiedy coś się kończy.

Papież dziękował za miłość i modlitwę. Ja także dziękuję mu za jego miłość, za jego wiarę i modlitwę, które, jak mówił wczoraj kard. Bertone, były dla nas oknami, przez które dochodziło do nas światło.


Środa Popielcowa, 13.02.13

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz