sobota, 14 maja 2016

Niezłe, niezłe...

W dzisiejszym Naszym Dzienniku można przeczytać artykuł kard. Roberta Sarah o soborowej konstytucji o świętej Liturgii. Jest to właściwie przedruk artykułu z L'Osservatore Romano z czerwca zeszłego roku (sic!). Kardynał odwołuje się do tekstu Sacrosanctum Concilium, nie do jego mnogich interpretacji, zwraca uwagę na bogactwo soborowej nauki o liturgii. Podkreśla, idąc za konstytucją, wagę wewnętrznego uczestnictwa, złączenia z ofiarą Chrystusa, który jest głównym Liturgiem (cieszy mnie to, sam wiele razy o tym pisałem). Homilia, mówi kardynał, jest czynnością liturgiczną, nie powinna więc zawierać elementów świeckich. Czytanie Słowa Bożego też jest czynnością świętą, powinni więc ją wykonywać lektorzy w odpowiednich strojach, podkreślających sakralny charakter tej lektury. (Jeśli ktoś sobie weźmie to do serca, może wreszcie przestaną aktorzy czytać, po aktorsku, mszalne lekcje.) 

Mam jednak dwie uwagi. Po pierwsze, kardynał, który w swej książce Bóg albo nic daje się poznać jako zawsze posłuszny Kościołowi i papieżom, przywołuje opinię papieża Franciszka: celebrans nie powinien pełnić roli prezentera widowiska, starać się o sympatię zgromadzenia. Zgadzam się z tym jak najbardziej, tyle że trzeba tu papieżowi powiedzieć: Lekarzu, ulecz samego siebie! Po drugie, kard. Sarah, odwołując się do konstytucji soborowej, podkreśla, że stałe części mszy wierni powinni znać po łacinie. Znowu, spojrzeć można na msze papieskie, gdzie, owszem, Kyrie, Gloria, Credo, Sanctus, Agnus Dei są śpiewane przez chór po łacinie, ale np. modlitwa eucharystyczna najczęściej jest, jak i cała reszta mszy, po włosku. Warto przypomnieć tu opinię bł. Pawła VI, który w czasie Soboru, jeszcze jako kard. Montini, w dyskusjach nt. języka w liturgii sugerował, że, owszem, należy wprowadzić języki narodowe do liturgii słowa, do czytań biblijnych, do wielu modlitw, ale modlitwę eucharystyczną należy zachować po łacinie. Praktykował to Benedykt XVI, uczestnik Soboru i jego doskonały, wierny interpretator. Niestety, Franciszek w tej kwestii, jak i w wielu innych po prostu, dosadnie mówiąc, olewa swojego poprzednika, chociaż tak często podkreśla swój do niego szacunek. Wszystko na zasadzie: mam władzę, będzie, jak ja chcę. I tak życie Soborem, korzystanie z jego skarbów, na Benedykcie XVI się zakończyło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz