(To setny wpis z mojego starego blogu. Zamieszczam go tutaj, choć może jest trochę wyrwany z kontekstu; mam nadzieję, że da się zrozumieć.)
Setny wpis na blogu powinien być odświętny, lekki i przyjemny. Bardziej cytrynowy sorbet niż ciężki tort z maślanym kremem i czekoladą.
Początkowo miałem zamiar napisać w nim o jednej z ważniejszych kobiet mojego życia, Robercie Frank. Obawiam się jednak, że uznano by ten wpis za zbyt banalny; w końcu kogo obchodzi jakaś tam Amerykanka, zajmująca się m.in. poezją skaldów?
Początkowo miałem zamiar napisać w nim o jednej z ważniejszych kobiet mojego życia, Robercie Frank. Obawiam się jednak, że uznano by ten wpis za zbyt banalny; w końcu kogo obchodzi jakaś tam Amerykanka, zajmująca się m.in. poezją skaldów?
Patrząc wstecz, muszę jednak stwierdzić, że większość poruszanych przeze mnie tematów to były sprawy mało ważne, banalne i zupełnie nieistotne, jak np. miejsce krzyża na ołtarzu, użycie łaciny w liturgii, czytanie Pisma w duchu, w jakim zostało napisane, szacunek wobec stworzenia... Aż strach wspomnieć, że w moich wpisach zajmowałem się też Śródziemiem, gargulcami, średniowieczną astronomią i astrologią, mitami o pucharach robionych z czaszek dziecięcych, seksualnymi skojarzeniami, i historyjkami o młodych dominikanach, których uczę. Wywoływaniem burz z piorunami także się zajmowałem, chociaż – naprawdę! – nie uprawiam czarnej magii.
Napiszę coś o papieżu, pomyślałem, ale zaraz sobie uświadomiłem, że podniosą się natychmiast głosy krytyki, bo moje opinie na temat papieży są niedojrzałe i kompromitujące.
Spróbuję wyrazić moje wrażenia z mszy niedzielnej, zaraz zaczną krzyczeć, że nie mam zrozumienia dla chwalących Boga szczerze i z całego serca, i dbam tylko faryzejsko o formę. (Tu zacytuję list mojej siostry z Karmelu: „Cieszę się, że piszesz, iż jesteś hipokrytą faryzejskim. Ja też. Lepiej o tym wiedzieć niż nie wiedzieć.”)
O świętym Soborze pisać nie będę, bo dla jednych będę niemal lefebrystą, dla innych krytykiem Trydentu, i w końcu stwierdzą jedni i drudzy, że sam nie wiem, czego chcę.
Pisać o poezji i filologii, zamieszczać własne przekłady? To tylko słowa, a słowa nic nie znaczą. Poza tym wyjdzie na to, że się chwalę. Żebym chociaż czytał jakieś wartościowe książki czy odbywał ciekawe podróże, mógłbym o tym coś napisać. Ale ja praktykuję stabilitas loci i czytam książki, o których lepiej nie wspominać...
Może mi ktoś doradzi, o czym mógłbym pisać?
Chyba pozostaje mi tylko jedno:
Nú mun Lómendil søkkvaz. (Cf. „Edda poetycka”. W wolnym przekładzie: Teraz Lómendil musi zejść pod ziemię.)
Tacens obmutui et silui. (Cf. Psalm 39[38]. W wolnym przekładzie: Zamilkłem całkowicie.)
Nú mun Lómendil søkkvaz. (Cf. „Edda poetycka”. W wolnym przekładzie: Teraz Lómendil musi zejść pod ziemię.)
Tacens obmutui et silui. (Cf. Psalm 39[38]. W wolnym przekładzie: Zamilkłem całkowicie.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz