Na pierwszej stronie małej książeczki, autorstwa jezuity, Maxa Zerwicka – Analysis philologica Novi Testamenti Graeci – zamieszczono słynne słowa św. Teresy od Dzieciątka Jezus (Doktora Kościoła!): „Gdybym była kapłanem, studiowałabym język hebrajski i grecki, aby móc czytać Słowo Boże w takiej formie, w jakiej zechciał On je wyrazić w ludzkiej mowie”. A angielski benedyktyn, John Chapman, który pracował w watykańskiej komisji, zajmującej się rewizją tekstu Wulgaty, napisał w jednym ze swoich listów, że aby dobrze pojąć św. Pawła, czytać należy jego listy tylko po grecku.
Teresa pewnie się cieszy, że jej siostry, karmelitanki, przynajmniej próbują czytać Nowy Testament w oryginale, chociażby używając interlinii. Że się cieszą, kiedy mogą greckie sylaby Ewangelii wymawiać, obcując w ten sposób, z pełną czci miłością, ze Słowem.
Ale Teresa jest pewnie zdumiona, że w obecnych czasach tak niewielu kapłanów stara się poznać biblijne języki, aby móc czytać Słowo Boże takim, jakim zechciał je Pan wyrazić w ludzkiej mowie. To prawda, w porównaniu z czasami świętej karmelitanki, mamy wiele przekładów Biblii na języki narodowe, przekładów z języków oryginalnych, dokonywanych przez specjalistów. Ale każdy, kto kiedykolwiek uczył się jakiegokolwiek języka obcego wie, że żaden przekład nie jest doskonały, że żaden nie oddaje w pełni oryginału. Trudno jest mówić o znajomości Shakespeare’a bez znajomości angielskiego (i to angielskiego z jego czasów); trudno dyskutować o Platonie, nie znając jego dialogów po grecku. Zawsze będzie to dyskusja niekompletna, powierzchowna.
Co więcej, mnogość przekładów, jakimi dzisiaj dysponujemy, może być dla pobożnego kapłana, który nie studiował hebrajskiego i greki, pułapką. Jeśli przyjdzie do niego wierny, skonfundowany różnicami w dwóch chociażby przekładach, np. katolickim i protestanckim, co mu taki ksiądz odpowie?
Ale Teresa jest pewnie zdumiona, że w obecnych czasach tak niewielu kapłanów stara się poznać biblijne języki, aby móc czytać Słowo Boże takim, jakim zechciał je Pan wyrazić w ludzkiej mowie. To prawda, w porównaniu z czasami świętej karmelitanki, mamy wiele przekładów Biblii na języki narodowe, przekładów z języków oryginalnych, dokonywanych przez specjalistów. Ale każdy, kto kiedykolwiek uczył się jakiegokolwiek języka obcego wie, że żaden przekład nie jest doskonały, że żaden nie oddaje w pełni oryginału. Trudno jest mówić o znajomości Shakespeare’a bez znajomości angielskiego (i to angielskiego z jego czasów); trudno dyskutować o Platonie, nie znając jego dialogów po grecku. Zawsze będzie to dyskusja niekompletna, powierzchowna.
Co więcej, mnogość przekładów, jakimi dzisiaj dysponujemy, może być dla pobożnego kapłana, który nie studiował hebrajskiego i greki, pułapką. Jeśli przyjdzie do niego wierny, skonfundowany różnicami w dwóch chociażby przekładach, np. katolickim i protestanckim, co mu taki ksiądz odpowie?
Greka jeszcze pojawia się w szczątkowej formie w seminariach, ale hebrajski chyba zupełnie z nich zniknął. Dlaczego tak jest? Nie wiem, mogę tylko snuć domysły. Prawdopodobnie pojawiło się tyle innych, ważniejszych przedmiotów, bardziej duszpasterskich czy filozoficznych (co się przydaje, jak mi ktoś powiedział, w dyskusjach ze współczesnym światem), że dla porządnego studium Słowa Bożego – a to może się dokonywać tylko w językach oryginału – nie ma już miejsca. A może po prostu współczesnemu człowiekowi brakuje cierpliwości czy zdolności do nauki starożytnych języków? Tym bardziej więc się cieszę, że udało mi się chociaż małą grupę dominikanów, i jeszcze mniejszą grupkę uczestników zajęć w kole naukowym na UW, wprowadzić w biblijną grekę i nią zainteresować na tyle, że zechcieli dalej kontynuować jej naukę. Że mogą czytać w oryginale Nowy Testament i greckich Ojców Kościoła, jak chociażby Melitona czy Maksyma Wyznawcę. Że tak naprawdę – a to jest największa radość każdego nauczyciela, jak mi zawsze mówiła prof. Świderkówna – poszli w nauce jeszcze dalej niż ja.
Może ktoś powiedzieć, że przez długie wieki w Kościele zachodnim czytano i studiowano Pismo w przekładzie św. Hieronima. I owszem, ale przez długie wieki greka nie była znana na Zachodzie, książka była towarem luksusowym, a i wykształcenie trochę trudniej było uzyskać przeciętnemu zjadaczowi chleba niż jest to możliwe obecnie. Poza tym – nasi ojcowie w wierze więcej czasu spędzali nad Pismem niż my. Wystarczy spojrzeć na średniowieczne rozkłady dnia w klasztorach, zachowane w różnego rodzaju Consuetudines.
Może ktoś powiedzieć, że przez długie wieki w Kościele zachodnim czytano i studiowano Pismo w przekładzie św. Hieronima. I owszem, ale przez długie wieki greka nie była znana na Zachodzie, książka była towarem luksusowym, a i wykształcenie trochę trudniej było uzyskać przeciętnemu zjadaczowi chleba niż jest to możliwe obecnie. Poza tym – nasi ojcowie w wierze więcej czasu spędzali nad Pismem niż my. Wystarczy spojrzeć na średniowieczne rozkłady dnia w klasztorach, zachowane w różnego rodzaju Consuetudines.
Sparge rosis, Theresia, sicut promisisti! Rozrzuć z nieba róże łaski, jak obiecałaś, może jednak znajdą się tacy, którzy jak ty będą chcieli czytać Słowo Boga w takiej formie, w jakiej zechciał je On wyrazić w ludzkiej mowie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz