Druga część mesjańskiego psalmu 89 (39-53), która pojawia się w dzisiejszym nocnym oficjum, jest właściwie lamentacją nad nieszczęściami, jakie spadły na dom Dawida: klęski wojenne, wzgarda ze strony sąsiadów, upadek, ruina, opuszczenie przez Boga, który zdaje się milczeć.
A po tych wszystkich lamentach i żalach pojawia się ostatni werset, kończący ten psalm, a jednocześnie jedną z części Psałterza: Benedictus Dominus in aeternum. Amen, amen. Tak po prostu: Błogosławiony Pan.
Rankiem poszliśmy z Nessą na spacer. Po drodze mijała nas pani z ratlerkopodobnym psem, który zaczął ujadać na nasz widok – Nessa się zatrzymała i tylko spojrzała na niego czujnie. Na ławce obok siedziało trzech robotników, chyba ze służb dbających o zieleń miejską, i jeden z nich ze wschodnim zaśpiewem powiedział: Takie małe, a jakie krzykliwe. I tak zwyczajnie się uśmiechnął – uśmiechnąłem się do niego także. Tak po prostu.
Szliśmy dalej, i na Ziemi Niczyjej śpiewaliśmy, pobrzękując nową piłeczką z dzwoneczkiem, Godzinki, o Pani świata, Królowej niebieskiej, która może nas wybawić od diabelskiej złości. Trawa była mokra od rosy, i przemokły mi buty, a Nessy łapy zrobiły się mokre aż po łokcie i kolana. Tak po prostu. Jak to rankiem bywa.
I Pan był w psalmie, i w uśmiechach, i w rosie, i w dźwięku dzwonka, i w spojrzeniu Nessy. Tak zwyczajnie, jak niegdyś w powiewie wiatru na Bożej górze Horeb.
Francis Thompson napisał wiersz, który pojawia się jako jeden z hymnów w angielskim brewiarzu, o dostrzeganiu obecności Bożej w świecie. Chrystus kroczył tam po falach Tamizy, Jakubowa drabina wznosiła się nad Charing Cross, a aniołowie zrywali się do lotu pośród kamieni polnych. Trzeba tylko otworzyć oczy.
A po tych wszystkich lamentach i żalach pojawia się ostatni werset, kończący ten psalm, a jednocześnie jedną z części Psałterza: Benedictus Dominus in aeternum. Amen, amen. Tak po prostu: Błogosławiony Pan.
Rankiem poszliśmy z Nessą na spacer. Po drodze mijała nas pani z ratlerkopodobnym psem, który zaczął ujadać na nasz widok – Nessa się zatrzymała i tylko spojrzała na niego czujnie. Na ławce obok siedziało trzech robotników, chyba ze służb dbających o zieleń miejską, i jeden z nich ze wschodnim zaśpiewem powiedział: Takie małe, a jakie krzykliwe. I tak zwyczajnie się uśmiechnął – uśmiechnąłem się do niego także. Tak po prostu.
Szliśmy dalej, i na Ziemi Niczyjej śpiewaliśmy, pobrzękując nową piłeczką z dzwoneczkiem, Godzinki, o Pani świata, Królowej niebieskiej, która może nas wybawić od diabelskiej złości. Trawa była mokra od rosy, i przemokły mi buty, a Nessy łapy zrobiły się mokre aż po łokcie i kolana. Tak po prostu. Jak to rankiem bywa.
I Pan był w psalmie, i w uśmiechach, i w rosie, i w dźwięku dzwonka, i w spojrzeniu Nessy. Tak zwyczajnie, jak niegdyś w powiewie wiatru na Bożej górze Horeb.
Francis Thompson napisał wiersz, który pojawia się jako jeden z hymnów w angielskim brewiarzu, o dostrzeganiu obecności Bożej w świecie. Chrystus kroczył tam po falach Tamizy, Jakubowa drabina wznosiła się nad Charing Cross, a aniołowie zrywali się do lotu pośród kamieni polnych. Trzeba tylko otworzyć oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz