niedziela, 20 września 2009

Adoracja pośladków, czyli (zły) humor niedzielny

W dzieciństwie chętnie czytałem książki Edith Nesbit. W jednej z nich – chyba w „Historii amuletu” (a może w „Domu Ardenów”?) – pojawiają się słowa, które bardzo mi się spodobały: Czas jest tylko sposobem myślenia. Czas. Wszystko zdaje się być mu podporządkowane, a w kościele czas jest za pan brat ze względami duszpasterskimi.

Nie można przecież przedłużać mszy, każda sekunda się liczy. Dlatego trzeba sprawnie i bez straty czasu przyjmować Komunię świętą. Podchodzimy do niej procesyjnie, i, zgodnie z zaleceniami, przed przyjęciem Ciała Pańskiego przyklękamy lub wykonujemy inny gest, wyrażający cześć dla Najświętszego Sakramentu. Żeby nie tracić czasu, przyklękamy już wtedy, kiedy Komunię przyjmuje osoba stojąca przed nami. W rezultacie przyklękamy nie przed Panem, ukrytym w chlebie, ale przed pośladkami (ew. kolanami lub lędźwiami) stojącej przed nami osoby. Tu ciało, tam Ciało - ważne, że ciało.

Wiele lat temu kard. Glemp nakazał odmawiać na koniec mszy niedzielnej modlitwę ks. Skargi za ojczyznę. Nie jestem liturgistą, więc może niepotrzebnie się oburzam, ale  taka modlitwa, odmawiana przed błogosławieństwem, wydaje mi się nadużyciem liturgicznym. Niestety, chociaż nie odmawia się jej już w większości warszawskich kościołów, w moim kościele wciąż rozbrzmiewa. Niezwykle to denerwujące, nie tylko liturgicznie.

Na szczęście niedziela jest zawsze niedzielą, pamiątką dnia Zmartwychwstania: Jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim (Mdr 2:18). Istotnie, Bóg się za Nim ujął, co więcej, ujął Jego prawicę i przyjął Go w chwale (cf. Ps 73: 23.24). Alleluja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz