wtorek, 29 września 2009

Cum angelis et archangelis



Inni mądrzej i ciekawiej napiszą o świętych aniołach, biblijnie i teologicznie, i liturgicznie pewnie też. Ja zacytuję św. Franciszka z Asyżu.

Franciszek ułożył oficjum o Męce Pańskiej, składające się z fragmentów psalmów, dosyć swobodnie połączonych. Wszystkie godziny kanoniczne miały jedną i tę samą antyfonę, odpowiednią także na dzisiejsze święto:

Święta Maryjo, Dziewico, wśród niewiast na świecie nie urodziła się podobna Tobie, Córko i Służebnico najwyższego Króla, Ojca niebieskiego, Matko najświętszego Pana Jezusa Chrystusa, Oblubienico Ducha Świętego: módl się za nami wraz ze świętym Michałem Archaniołem i wszystkimi mocami nieba, i wszystkimi świętymi do Twojego najświętszego, umiłowanego Syna, Pana i Mistrza.

Aniołowie są tu wzywani wraz ze świętą Dziewicą; podobnie było w brakującej strofie dzisiejszego hymnu nieszporów – mało kto już pamięta, że kiedyś nią właśnie, przed doksologią, kończył się hymn o świętych archaniołach. Po wezwaniu Michała, Gabriela i Rafała śpiewano:

Boga naszego Rodzicielka święta
Tu niech przybędzie wraz z aniołów chórem,
Z orszakiem świętych niechaj stoi przy nas
Teraz i zawsze.

A jeden z hymnów o św. Michale już chyba kiedyś podawałem:

Odblaskiem Ojca jesteś Ty,
o Jezu, życiem naszych serc;
aniołów Tobie śpiewa chór,
chwalimy teraz z nimi Cię.

Zastępów Twych nie zliczy nikt,
niebieskie wojska służą Ci.
Zwycięski Michał wznosi krzyż,
zbawienia co sztandarem jest.

Groźnego Smoka strącił on
w otchłanną piekła wieczną noc,
z niebiańskich siedzib wygnał go,
a z nim upadłych duchów tłum.

Niech Michał poprowadzi nas
do walki z wrogim duchem złym,
by nam zwycięstwa wieniec dał
Baranek, co ma w niebie tron.

Inny, o wiele starszy hymn o św. Michale, czeka wciąż na tłumaczenie.

Pod koniec średniowiecza w Anglii było 686 kościołów poświęconych św. Michałowi.

 Michał

Gabriel

niedziela, 27 września 2009

Iterum missa pro amico

Wczoraj miałem dzień telefonicznych rozmów z przyjaciółmi. Zatem dwa kolejne formularze mszy pro amico, z mszału z Exeter:

(i)
Kolekta: Boże, Ty usprawiedliwiasz bezbożnego i nie chcesz śmierci grzeszników, pokornie błagamy Twój majestat, abyś sługę Twego N., który ufa Twemu miłosierdziu, wspomagał niebiańską pomocą i strzegł ustawicznie; niech zawsze Ci służy, a żadne pokusy niech nie zdołają go od Ciebie odłączyć.

Nad darami: Mocą tego misterium, błagamy, o Panie, i od własnych win nas oczyść, i sługę Twego N. od wszystkich uwolnij grzechów.

Prefacja: (...) wszechmogący, wieczny Boże. Godne to jest, abyśmy błagali pokornie o Twoją litość, aby ta Ofiara, którą Tobie składamy za sługę Twego N., znalazła uznanie w Twoich oczach. Jak świętych Twoich prawdziwa wiara doprowadziła do chwały, tak jego niech doprowadzi do przebaczenia nasza pobożność, abyś przejednany tą Ofiarą, oczyścił go od wszelkiego brudu występków, i obdarzył owocami dobrych uczynków.

In fractione: Tę przeto Ofiarę, którą Tobie ofiarujemy za sługę Twego N., aby mógł otrzymać przebaczenie wszystkich swoich grzechów, przyjmij łaskawie, Panie, błagamy Ciebie, i spraw w swoim wielkim miłosierdziu, aby posłużyła ta Ofiara dla niego na odpuszczenie grzechów i poprawę uczynków, aby na tym świecie mógł dobrze żyć, i szczęśliwie doszedł do wiecznej szczęśliwości.
Po Komunii: Niech nas oczyści, prosimy Cię, Panie, Sakrament, który przyjęliśmy, a sługa Twój N. niech wolny będzie od wszelkiej winy i cieszy się obfitością niebiańskiego lekarstwa, gdy dręczy go świadomość własnych grzechów.

(ii)
Kolekta: Panie, wysłuchaj naszego błagania, i przyjmij łaskawie tę ofiarę Twego sługi; prosi on o Twą miłosierną pomoc, niech otrzyma łaskę uświęcenia, i osiągnie to, o co pobożnie się modli.

Nad darami: Niech miła Ci będzie, Panie, ta ofiara Twego sługi N., którą Tobie składamy ku czci świętego męczennika N.; błagamy, niech posłuży mu do zbawienia.

Prefacja: (...) wszechmogący, wieczny Boże. Ty jesteś chwałą sprawiedliwych, i miłosierdziem grzesznych. Pokornie błagamy Twoje miłosierdzie, abyś łaskawie wejrzał na sługę Twego N., i udzielił mu miłosiernie swej opieki. Niech służy Tobie z całego serca i z całej duszy, i zawsze będzie pod Twoją opieką, aby, gdy nadejdzie jego dzień ostatni, mógł stać się towarzyszem świętych i posiadł z nimi niewysłowioną chwałę wiekuistą.

Po Komunii: Niech moc tego Sakramentu, prosimy Cię, Panie, oczyści nas z błędów własnych, przed nami zakrytych, i sługę Twego N. uwolni od wszystkich grzechów.

sobota, 26 września 2009

Missa pro amico

Czasami jest tak, że jednego dnia kilka osób prosi o modlitwę. A jeszcze są osoby, którym kiedyś modlitwę obiecałem - niektóre z nich już odeszły do Pana, a ja wciąż pamiętam siedzenie razem w ławce u wizytek, rozmowę telefoniczną, i te słowa: Pomódl się za mnie, bo mi teraz tak trudno, tak ciężko.

Tego formularza nie ma w mszale już od czasów, jak sądzę, Piusa V. (A przecież to najdoskonalszy mszał wszechczasów...) Na szczęście zachował się w średniowiecznych mszałach. Jest to jeden z kilku formularzy mszy pro amico, za przyjaciela, jakie znaleźć można w mszale z Exeter.

Kolekta: Wszechmogący, wieczny Boże, zmiłuj się nad Twoim sługą (tu wstawiano imię) i w Twojej łaskawości skieruj jego kroki na drogę wiecznego zbawienia, aby, za łaską Twoją, pragnął tego, co Tobie się podoba, i ze wszystkich sił to wypełniał. Przez naszego Pana, etc.

Nad darami: Błagamy Cię, Panie, niech ta ofiara, którą pokornie składamy Twemu majestatowi, przyczyni się do zbawienia sługi Twego (imię); niech Twoja opatrzność zawsze go prowadzi w dolach i niedolach życia. Przez naszego Pana, etc.

Prefacja: Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie Tobie składali dziękczynienie, Panie, Ojcze święty, wszechmogący, wieczny Boże. Błagać należy Twą wszechmoc, modlić się o Twoje miłosierdzie, oddawać Twojej miłości. Pokornie błagamy Twój majestat, abyś za wstawiennictwem świętego (tu imię świętego) odpuścił grzechy Twemu słudze (imię), prowadził go zgodnie z Twoją wolą i wybawił od wszelkiego nieszczęścia. W ten sposób będzie wolny od wszelkich niebezpieczeństw, umocniony we wszystkim, co dobre, osiągnie spełnienie dobrych swych pragnień, i otrzyma od Ciebie to, o co słusznie prosi, przez Chrystusa, naszego Pana.

In fractione*), czyli specjalna wstawka w Kanonie: Tę zatem Ofiarę [hanc igitur oblationem], którą Tobie składamy za grzechy i uchybienia sługi Twego (imię), aby mógł uzyskać odpuszczenie wszystkich grzechów, przyjmij, prosimy Cię, Panie, etc.

Po Komunii: Przyjąwszy, Panie, sakrament wiecznego zbawienia, błagamy Twoją łaskawość, abyś przezeń sługę Twego (imię) chronił od wszelkich przeciwności. Lub, do wyboru: Nieustannie strzeż sługę twego, Panie, aby mógł Ci służyć swobodnie, bezpieczny, dzięki Twej obronie, od zła wszelkiego. Przez naszego Pana, etc.

Wiedzą niektórzy, że dla nich jest ten wpis. Amen.
________________________________
*) Skryba, który przepisywał mszał, z infra actionem zrobił in fractione.

Katolicki język

Z katolickiej prasy, o franciszkańskim świętowaniu, z okazji 800-lecia zatwierdzenia reguły św. Franciszka: W programie zaplanowano Eucharystię z homilią o. Raniera Cantalamessy.

Jakoś mnie razi owo „zaplanowanie Eucharystii”, która staje się jednym z punktów programu, obok spotkań autorskich, na których można będzie kupić książki o. Cantalamessy (dla którego zresztą mam dużo szacunku), konferencji etc.

To  t y l k o   język... Słowa, słowa, słowa...

Może razi mnie to dlatego, że w czasach, w których żyję na co dzień, tego typu imprez nie było? Nie było programowania, za to ludzie quietam et tranquillam vitam degentes glorificabant Deum Patrem omnipotentem.

czwartek, 24 września 2009

Agatha, Jane, Adela

Wspominałem już kiedyś, że każdy porządny filolog uwielbia Agathę Christie. Wśród jej czytelników są tacy, którzy lubią małego Belga, i tacy, którzy wolą pannę Marple. Ja należę do tej drugiej grupy.

Jane Marple rozwiązywała zagadki kryminalne, wspominając np. jakąś służącą, czy kuzynkę sąsiadki, albo męża pani X., których zachowanie kojarzyło jej się z popełnioną zbrodnią. Innymi słowy, panna Marple dostrzegała pewne typy ludzkich zachowań, czy raczej – pewne typy ludzi, których zachowania były przewidywalne, i na tej podstawie można było dociec, co zrobiła osoba, należąca do tego samego typu, co służąca Y czy mąż pani X.

Po latach nauczania dochodzę do wniosku, że panna Marple miała dużo racji. Patrząc na jakiegoś ucznia, powiedzmy, tak dla przykładu tylko, w nowicjacie, można dużo powiedzieć o jego charakterze i możliwym zachowaniu, gdyż nasuwa on nieodparte skojarzenia z jakimś dawniejszym uczniem. Do tego można dodać jeszcze charakter pisma – to bardzo podnosi na duchu biednego nauczyciela, kiedy potrafi przyporządkować charakter pisma do nieznanego jeszcze z nazwiska ucznia. (Dziś rano mi się to udało, na zajęciach w nowicjacie, na których oddawałem sprawdziany z zeszłego tygodnia. Chyba zaczynam się uczyć imion nowicjuszy. A oni chyba się zaczynają przyzwyczajać, że co tydzień czeka ich sprawdzian.)

Oczywiście, nie roszczę sobie tutaj pretensji do miana grafologa czy psychologa – od grafologa wolę paleografa (którym po części, jak każdy filolog, jestem), a większość psychologów uważam za szarlatanów, którzy uważają, że potrafią zrozumieć człowieka i na dodatek cudownie odmienić jego życie (czy wręcz stworzyć je na nowo). Niemniej jednak, prywatne obserwacje własnych uczniów są z reguły bardzo owocne i, jak to mówią Anglicy, rewarding.

A skoro mowa o nowicjacie: jedno z zadań, jakie bracia mają do spełnienia w klasztorze, to adelarium*). Kto miał jakiś kontakt ze służewieckim klasztorem, ten wie, o co – a właściwie: o kogo – chodzi. Tak, sławetna Adela, której na oczy nigdy nie widziałem, a o której regularnie opowiadają mi kolejne roczniki młodych braci kaznodziejów. I kolejne roczniki nurtuje pytanie, czy imię Adela pochodzi z łaciny albo z greki. Nie. To imię o germańskim rodowodzie, a znaczy – szlachetna. Ewentualnie, jeśli przyjąć, że to skrót od Adelajda – osoba o szlachetnej twarzy lub osoba szlachetnego pochodzenia. Gdzieś nawet miałem limeryk o owej dominikańskiej Adeli przesławnej. Roczniki braci się zmieniają, Adela trwa. Wiecznie żywa.

Ech, wpis miał być o nowicjacie, i o uczeniu łaciny, i o pytaniach dotyczących słownictwa (np. takie ładne słówko lucus, nie podam znaczenia, które dla nowicjuszy okazało się bardzo użyteczne, z im wiadomych względów), wymowy (także polskiej) i powiązań między wołaczem a mianownikiem. Innym razem napiszę. Po pięciu godzinach nauczania trzeba odpocząć.

PS Od panny Marple można się też nauczyć, że, jeśli doznamy jakiegoś wstrząsu (chociażby wskutek jakiegoś wypadku), a nie mamy w domu koniaku, który doskonale działa w takich sytuacjach, można zamiast niego użyć mocnej i mocno osłodzonej herbaty. Wypróbowane. No i herbaty można na raz wypić więcej niż koniaku.
____________________
*) Chodzi o trzymanie brewiarza Adeli w czasie nieszporów.

poniedziałek, 21 września 2009

Scenka rodzajowa, czyli filolog w księgarni (NIE będzie o częściach ciała!)

Poszliśmy ze znajomym do księgarni obejrzeć książki o historii starożytnej i średniowiecznej.

Stoimy przy regale uginającym się od kolorowych tomów i tomików. Nagle podchodzi do nas młody chłopak, pracownik księgarni, i mówi: Dzień dobry, czy mogę w czymś państwu pomóc? Zamarłem i zesztywniałem filologicznie, i wycedziłem przez zęby: Panom. Chłopak widać nie dosłyszał, bo zapytał: Słucham? Nabrałem więc oddechu i powiedziałem głośniej: Panom, nie państwu. Biedne chłopię strasznie się speszyło i wyszeptało: Przepraszam, nie chciałem panów urazić.

A ja się zastanawiam, czy następnym razem będzie umiał odróżnić panów lub panie od państwa. Albo, czy idąc z kolegą do kina, powie: Poszliśmy oboje – czy: Poszliśmy obaj?

Czego oni teraz w tych szkołach uczą... Z pewnością nie gramatyki.

PS Miejmy nadzieję, że chłopak z księgarni nie napisze w e-mailu: Jutro mój kumpel i jego dziewczyna ido do kina. Rym dosyć banalny.

Wierząc w moc łaciny (chociaż taka sobie ta moja łacina...)

Qui omnia mundi elementa fecisti, et vices disposuisti temporum variari.

Dominicis „per annum” haec verba de divina creatione, in praefatione composita, audiri possunt in celebratione Eucharistica. Nunc ergo temporum vicem autumnalem, quae aequinoctio fieri solet, avidi exspectamus; quapropter preces meas ante Dominum Creatorem effundo, Latine, ut certiores sint validioresque:

Conditor aeterne, Deus misericors, qui omnia in sapientia fecisti! Exaudi me indignum servum tuum, ardore solis ac aeris calore affectum, et refrigerare me digneris. Mitte mihi misericorditer ventum frigidum, nebulis mane meum laetifica et pluviis noctem. Amove solis spicula letalia, in quibus infirmavit caro mea, et redde mihi dies fuscas, dies laeti autumni, ut refrigerer, et laudes grato corde persolvam tibi, qui es Deus misericors et miserator, solus bonus et omnipotens, et hominis Amator. Amen.

niedziela, 20 września 2009

Adoracja pośladków, czyli (zły) humor niedzielny

W dzieciństwie chętnie czytałem książki Edith Nesbit. W jednej z nich – chyba w „Historii amuletu” (a może w „Domu Ardenów”?) – pojawiają się słowa, które bardzo mi się spodobały: Czas jest tylko sposobem myślenia. Czas. Wszystko zdaje się być mu podporządkowane, a w kościele czas jest za pan brat ze względami duszpasterskimi.

Nie można przecież przedłużać mszy, każda sekunda się liczy. Dlatego trzeba sprawnie i bez straty czasu przyjmować Komunię świętą. Podchodzimy do niej procesyjnie, i, zgodnie z zaleceniami, przed przyjęciem Ciała Pańskiego przyklękamy lub wykonujemy inny gest, wyrażający cześć dla Najświętszego Sakramentu. Żeby nie tracić czasu, przyklękamy już wtedy, kiedy Komunię przyjmuje osoba stojąca przed nami. W rezultacie przyklękamy nie przed Panem, ukrytym w chlebie, ale przed pośladkami (ew. kolanami lub lędźwiami) stojącej przed nami osoby. Tu ciało, tam Ciało - ważne, że ciało.

Wiele lat temu kard. Glemp nakazał odmawiać na koniec mszy niedzielnej modlitwę ks. Skargi za ojczyznę. Nie jestem liturgistą, więc może niepotrzebnie się oburzam, ale  taka modlitwa, odmawiana przed błogosławieństwem, wydaje mi się nadużyciem liturgicznym. Niestety, chociaż nie odmawia się jej już w większości warszawskich kościołów, w moim kościele wciąż rozbrzmiewa. Niezwykle to denerwujące, nie tylko liturgicznie.

Na szczęście niedziela jest zawsze niedzielą, pamiątką dnia Zmartwychwstania: Jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim (Mdr 2:18). Istotnie, Bóg się za Nim ujął, co więcej, ujął Jego prawicę i przyjął Go w chwale (cf. Ps 73: 23.24). Alleluja.

piątek, 18 września 2009

Dusiołki śródziemne

Poniższy tekst nie dotyczy ani liturgii, ani biblistyki, ani teologii, zatem poszukiwacze duchowych wzruszeń, duchowego obroku i duchowego zbudowania proszeni są o zrezygnowanie z dalszej lektury. Dziękujemy.

Zasypiając z wolna minionej nocy, zacząłem rozmyślać o fanfikach. To opowiadania, pisane przez fanów literatury fantasy, a ja rozmyślałem o fanfikach tolkienowskich. Prawdziwa to zmora śródziemnego świata, ciesząca się jednak wielką popularnością. Domorośli twórcy rozpisują się o przygodach elfów i ludzi, od Amanu po Mordor, starając się spełnić w ten sposób nadzieje Tolkiena*), że inne umysły, inne dłonie wzbogacą świat, którego ramy on stworzył. Niestety, większość fanfików ów świat zaśmieca.

Dlaczego? Dlatego, że, mimo zewnętrznych pozorów, całkowicie różnią się od świata, który stworzył Tolkien. Fanfiki te zupełnie nie są w stanie oddać klimatu Śródziemia: cóż z tego, że ktoś drobiazgowo zachowa, opierając się na tekstach Tolkiena, wszystkie szczegóły świata przedstawionego – łącznie z kolorem oczu bohatera i liczbą piegów na jego nosie – jeśli nie jest w stanie oddać głębi tego świata, sposobu myślenia jego bohaterów, poetyki, w jakiej Śródziemie zostało stworzone? Może dzieje się tak dlatego, że nikt już nie czyta eposów... Może to wpływy literatury współczesnej, psychologii i politycznej poprawności... A może po prostu autorom fanfików brakuje wyobraźni na miarę Tolkiena, brakuje jego „życia wewnątrz języka” (jak to określił C.S. Lewis), jego wyczucia, jego postrzegania świata, jego poetyckości...

Fanfiki przypominają kolację, do której przygotowania użyto najlepszych składników, tyle że kucharka i lokaje zupełnie nie wiedzieli, jak sobie z nimi poradzić. Trochę to przypomina historię o przyjęciu z czasów Elżbiety I, na które kucharz przyrządził potrawy z dopiero co przywiezionych do Europy (przez sir Waltera Ralegha) ziemniaków – tyle że wykorzystał do nich łodygi i liście... W rezultacie otrzymujemy twórczość przez duże ‘tfu’.

Napisawszy to wszystko muszę wyznać, że i kilka moich tekstów znalazło się w wydanym w tym roku tomie fanowskiej twórczości. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że: primo, pisałem tylko wierszem, najczęściej homeryckim, bliskim sercu Tolkiena; secundo, parafrazowałem to, co znaleźć można w tekstach samego Tolkiena, nie siląc się na pseudopsychologiczne analizy bohaterów i toporne dialogi, tak typowe dla większości (polskich zwłaszcza) fanfików. Można to uznać za moje samousprawiedliwienie się, jeśli ktoś lubi uprawiać psychologię – voilà! Dixi et salvavi animam meam.
__________________
*) Tolkien pisał o wtór-stwarzaniu, przez które człowiek naśladuje Stwórcę, od którego też otrzymał dar tworzenia opowieści. Bóg jest Stwórcą, człowiek stworzony został na Jego obraz. Jak pisał św. Paweł, jesteśmy poematem samego Boga (Ef 2:10), stworzeni w Chrystusie Jezusie.

środa, 16 września 2009

Nadwiślańska nadwrażliwość

Per te salutem hauriamus, Virgo Maria, ex vulneribus Christi. Tak brzmi dzisiejsze responsorium jutrzni w łacińskiej liturgii – obyśmy przez Ciebie, Dziewico Maryjo, zaczerpnęli zbawienie z ran Chrystusa. Te rany są – dosłownie – źródłem zbawienia, które jest we Krwi Chrystusa. Ona oczyszcza nas z wszelkiego grzechu, gdy ją pijemy (cf. 1 J 1:7; 1. prefacja o Najśw. Eucharystii).

A w polskim „przekładzie” mamy: Najświętsza Dziewico Maryjo, wyjednaj nam zbawienie, przez mękę Chrystusa, Twojego Syna. Żadnych ran, uchowaj Boże, żadnej krwi!

poniedziałek, 14 września 2009

Drzewo życia



Kilka dawnych antyfon i responsoriów, które głoszą chwałę zwycięskiego Drzewa, życiodajnego Drzewa, najświętszego Drzewa. I jeszcze modlitwę św. Andrzeja Apostoła do krzyża - jak wiadomo, ten czcigodny Apostoł także został ukrzyżowany, chociaż jego krzyż, według tradycji, miał formę litery X. Ale modlitwa jest do Krzyża Pańskiego, i jest tak piękna...

O Krzyżu, od wszystkich gwiazd jaśniejszy, sławny po całym świecie, wielce ukochany przez ludzi, świętszy niż wszystko inne, ty jedyny byłeś godny dźwigać okup świata; słodkie drzewo, słodkie gwoździe, słodki dźwigające ciężar; zbaw lud, zebrany tu dzisiaj na twoją chwałę.

Szlachetne drzewo zostało wywyższone, jaśnieje wiara Chrystusowa, gdy wszyscy przed Krzyżem się kłaniają. Krzyż święty wysławiają wszyscy władcy, jak różdżka królewska się wznosi, na nim Zbawiciel triumf odniósł.

O Krzyżu czcigodny, ty nieszczęśnikom zbawienie przyniosłeś; jakimiż cię pochwałami mam wysławiać? Albowiem ty nam dałeś prawo do życia w niebie. Święty Kościół dzień chwalebny świętuje, gdy drzewo zwycięskie wywyższamy; na nim nasz Odkupiciel rozerwał więzy śmierci i podstępnego węża pokonał.

Na Krzyżu wisząc Słowo Ojca ukazało nam drogę zbawienia. Oto drzewo najczcigodniejsze, w środku raju zasadzone; na nim Dawca zbawienia własną śmiercią pokonał śmierć.

Na niebiosach Król odbiera chwałę, gdy wspaniały znak Krzyża wielbią chrześcijanie po całym świecie, przez wszystkie wieki. Przez drzewo staliśmy się niewolnikami, a przez Krzyż święty zostaliśmy wybawieni; owoc rajskiego drzewa nas zwiódł, Syn Boży nas odkupił, alleluja.

Ponad wszystkie cedry tyś wznioślejszy, na tobie życie świata zawisło, na tobie Chrystus zatriumfował i na wieki pokonał śmierć śmiercią swoją. Przez moc Krzyża ocal nas, Chryste Zbawicielu; Tyś Piotra na morzu ocalił, zmiłuj się nad nami.

Modlitwa św. Andrzeja Apostoła:
O dobry Krzyżu, Ciało Pańskie pięknem twym i ozdobą! Jakże długo cię pragnąłem, jakże gorliwie kochałem, nieustannie szukałem, tyś bowiem przygotowany został już niegdyś dla mnie, który cię całym sercem pożądam. Weź mnie od ludzi, oddaj mnie mojemu Mistrzowi. Przyjmij ucznia Chrystusa, a przez ciebie niech mnie przyjmie Ten, który mnie odkupił na tobie umierając. Amen.

piątek, 11 września 2009

Manufaktura mszalna

Dyskusje na temat reformy, formy i re-formy przypomniały mi o czymś, o czym chciałem napisać już dawno, a mianowicie o cudownym rozmnożeniu mszy w polskich kościołach, dla pożytku dusz, zwanego tajemniczo ‘względami duszpasterskimi’.

W większości polskich kościołów*) w niedzielę odprawia się kilka mszy: w niektórych cztery, w innych nawet dziewięć. Od świtu do nocy, kiedy właściwie zacząć już można liturgicznie następny dzień. Wszystko po to, aby wierni, lubiący w niedzielę pospać, albo wyjechać na całodniowy piknik (połączony np. z grzybobraniem i ucztą z rydzów – przy okazji, jak wiadomo, rydze bez wódki są szalenie niezdrowe), nie mogli się potem tłumaczyć w konfesjonale, że opuścili mszę niedzielną, bo na nią nie zdążyli.

Dziewięć mszy. Dobrze, jeśli między jedną a drugą jest chociaż pół godziny przerwy. Gorzej, jeśli ksiądz musi binować (czyli odprawić dwie msze jednego dnia). Przeżycie pobożne jednej mszy to wielki wysiłek duchowy i fizyczny, jeśli ksiądz jest rzeczywiście pobożny. A jeśli traktuje niedzielne msze po prostu jako pracę, którą trzeba wykonać, usługę dla wiernych, po której można sobie posiedzieć przed telewizorem, bo do następnej mszy, wieczornej, mamy jeszcze kilka godzin? A co z organistą, zakrystianem? Oni mają mszę za mszą; czy nie wpadną w rutynę? „OK, jeszcze tylko dwie godziny i fajrant, idziemy na obiad”?

Czy można się potem dziwić, że celebracja takich taśmowo odprawianych mszy jest byle jaka? Przecież nie na każdej będą posługujący, czytania odczyta więc znudzony kapłan lub kościelny, organista zagra dwie zwrotki psalmu, bo ludzie i tak nie zaśpiewają... Ot, obowiązek niedzielny, który trzeba wypełnić, a jak – to już nie jest ważne.

A gdyby tak zamiast dziewięciu odprawiać tylko trzy msze? W skupieniu, bez pośpiechu, z posługującymi, z koncelebrą... Może dzięki temu i biedne dusze świeckie zrozumiałyby, że msza niedzielna to nie tylko obowiązek do wypełnienia, ale najważniejszy moment całego tygodnia?
_____________________
*) Na tzw. Zachodzie mszy jest mniej. Oczywiście, zaraz podniosą się głosy, że Zachód zgniły i zlaicyzowany, więc tam nawet nie ma dla kogo odprawiać mszy. Ale są wspólnoty – i mogą to potwierdzić ci, który na owym Zachodzie bywają – w których ta jedna msza niedzielna sprawowana jest naprawdę pięknie i godnie, bez pośpiechu, i naprawdę jest przeżyciem duchowym dla jej uczestników.

czwartek, 10 września 2009

Tak po prostu

Druga część mesjańskiego psalmu 89 (39-53), która pojawia się w dzisiejszym nocnym oficjum, jest właściwie lamentacją nad nieszczęściami, jakie spadły na dom Dawida: klęski wojenne, wzgarda ze strony sąsiadów, upadek, ruina, opuszczenie przez Boga, który zdaje się milczeć.

A po tych wszystkich lamentach i żalach pojawia się ostatni werset, kończący ten psalm, a jednocześnie jedną z części Psałterza: Benedictus Dominus in aeternum. Amen, amen. Tak po prostu: Błogosławiony Pan.

Rankiem poszliśmy z Nessą na spacer. Po drodze mijała nas pani z ratlerkopodobnym psem, który zaczął ujadać na nasz widok – Nessa się zatrzymała i tylko spojrzała na niego czujnie. Na ławce obok siedziało trzech robotników, chyba ze służb dbających o zieleń miejską, i jeden z nich ze wschodnim zaśpiewem powiedział: Takie małe, a jakie krzykliwe. I tak zwyczajnie się uśmiechnął – uśmiechnąłem się do niego także. Tak po prostu.

Szliśmy dalej, i na Ziemi Niczyjej śpiewaliśmy, pobrzękując nową piłeczką z dzwoneczkiem, Godzinki, o Pani świata, Królowej niebieskiej, która może nas wybawić od diabelskiej złości. Trawa była mokra od rosy, i przemokły mi buty, a Nessy łapy zrobiły się mokre aż po łokcie i kolana. Tak po prostu. Jak to rankiem bywa.

I Pan był w psalmie, i w uśmiechach, i w rosie, i w dźwięku dzwonka, i w spojrzeniu Nessy. Tak zwyczajnie, jak niegdyś w powiewie wiatru na Bożej górze Horeb.

Francis Thompson napisał wiersz, który pojawia się jako jeden z hymnów w angielskim brewiarzu, o dostrzeganiu obecności Bożej w świecie. Chrystus kroczył tam po falach Tamizy, Jakubowa drabina wznosiła się nad Charing Cross, a aniołowie zrywali się do lotu pośród kamieni polnych. Trzeba tylko otworzyć oczy.

Fratri Maximo in memoriam

Leżę i płaczę, myśląc o br. Maksymie. Inni pewnie znali go lepiej i więcej o nim mogą powiedzieć, ja go tylko greki uczyłem. Jakim go zapamiętałem?

Uśmiechnięty. Zawsze się uśmiechał. Był z Ukrainy, i mówił z tym miękkim, wschodnim zaśpiewem, który pamiętają jeszcze niektórzy. Był bibliotekarzem braci w lektorium, nawet dostał z tego powodu Służewskiego TOTUS-a. Kiedy zastanawialiśmy się nad jakimś trudniejszym ustępem Nowego Testamentu - trzech braci i ja - przynosił na przerwie laptop z Bible Works i sprawdzał w różnych przekładach, jak sobie tłumacze poradzili. Odpowiadał na moje pytania, dotyczące rosyjskiego. Zawsze wiedział, w jakiej formie greckie słowa zachowały się w słowiańskim prawosławiu. Czasami widać było, że jest niewyspany, ale nigdy nie robił z tego wymówki, kiedy trzeba było coś na zajęcia przygotować.

Nai, legei to pneuma, hina anapaesontai ek ton kopon auton, ta gar erga auton akolouthei met’ auton
(Ap 14:13)


IKEA rules!

Dziś zacząłem uczyć w nowicjacie, i chciałem zrobić radosny i kolorowy wpis. Ale w trakcie zajęć dowiedziałem się od jednego z byłych uczniów, że wczoraj na Krymie zmarł br. Maksym, którego jeszcze w zeszłym roku uczyłem. Ostatnio za często Śmierć wokół mnie krąży. Domine Iesu Christe, libera animam eius, ne cadat in obscura.

Nowicjat zajmuje teraz trzy sale, które do czerwca jeszcze były salami Domu Studiów dla braci z I i II roku. Ale gdyby mnie tam wprowadzono z opaską na oczach, i nagle ją zdjęto, nie uwierzyłbym, że to te same pomieszczenia. (Ponoć nie uległa zmianom toaleta, ale jej dzisiaj nie zwiedzałem.) Zupełnie inne kolory, przebite drzwi między dawnym pokojem wykładowców, w którym teraz jest kuchenka, a salą św. Dominika, w której teraz jest pomarańczowa salka rekreacyjna (z pluszowym pingwinem na półce). Meble z IKEI, właściwie tak jak i u mnie, więc powinienem się czuć jak w domu. (Wyróżnia się tylko w moim pokoju regał odziedziczony po bracie, i łóżko, w którym umarła moja babka.) Wszystko nowe w nowicjacie, i kolorowe, pełne życia. Oby tak zostało – chociaż miałem wrażenie, że łacina nieco zmroziła niektórych braci. Mam nadzieję, że nie na długo.

Zmęczony jestem krążeniem Śmierci.

wtorek, 8 września 2009

Przez ‘u’ czy przez ‘a’?

Wolę przez ‘u’. Bo starsze, ciekawsze i bardziej odpowiada mojemu poczuciu estetyki lingwistycznej.

Chodzi o Bogurodzicę. Bogu-rodzica, czyli rodzicielka dla Boga. Bogu, celownik, który poloniści nazywają celownikiem pożytku, a filolodzy – dativus commodi. Forma starsza, jak o tym świadczy znana wszystkim pieśń,*) do Bogarodzicy – czyli rodzicielki Boga. Tu jest tylko zwykły dopełniacz.

Bogurodzica jest tłumaczeniem greckiego TheotokosTheos, Bóg, i cząstka tokos od czasownika tikto – rodzić. Ale uwaga na akcent! Theotókos a Theótokos to wielka różnica! Bogurodzica to Theotókos, z akcentem na drugą od końca sylabę. Jeśli jednak akcent przesuniemy na sylabę trzecią od końca – Theótokos – zmieni się znaczenie, takie słowo tłumaczymy bowiem jako zrodzony (-a) z Boga.


Po łacinie święta Dziewica określana jest Dei Genetrix, Bożą Rodzicielką: Ora pro nobis, sancta Dei Genetrix, módl się za nami, święta Boża Rodzicielko. Ale i łacina ma dokładne tłumaczenie greckiego Theotokos: Deipara, od Deus – Bóg, i czasownika pario – rodzić.

Z radością świętujmy Narodzenie błogosławionej Maryi, aby wstawiała się Ona za nami do Pana Jezusa Chrystusa (ant. z jutrzni).
__________________
*) Humor zeszytów: Rycerze polscy przed bitwą pod Grunwaldem zawsze śpiewali „Bogurodzicę”.

poniedziałek, 7 września 2009

Grupa specjalna

W seminariach, jak sądzę, uczą katechetyki. Na filologiach uczą metodyki nauczania. Ale czy to znaczy, że każdy ksiądz czy każdy absolwent kierunku filologicznego nadaje się na nauczyciela?

A tym bardziej, na nauczyciela grupy złożonej z dzieci chorych na ADHD (część jest leczona farmakologicznie), dzieci, które powtarzają po raz kolejny klasę, i dzieci z tzw. trudnych rodzin? Przecież tam trzeba kogoś, kto ma odpowiednie przygotowanie - albo chociaż specjalny charyzmat, dany przez Ducha Parakleta.

Ale władze oświatowe się tym nie przejmują. Posyła się do takiej grupy świeżo wyświęconego księdza, który zupełnie nie wie, jak sobie z tymi dziećmi poradzić. Na nic jego tłumaczenia, że brak mu przygotowania: władze wiedzą lepiej.

Z drugiej strony, może lepiej, że będzie te dzieci uczył ksiądz świadomy swoich braków i skory do szukania pomocy osoby doświadczonej, niż pani, która z dziećmi robić chce „ikiebanki” (sic!).

Przez nogę do serca, plus odrobina greki

Dzisiaj, klękając na Przeistoczenie, skręciłem nogę. Mało przyjemne doznanie, ale bardzo korzystne w czasie Mszy. Dlaczego? Bo pomaga uświadomić sobie, co we Mszy jest najważniejsze, i na czym polega jej właściwe przeżycie.

Składamy Ojcu niebieskiemu naszą ofiarę w zjednoczeniu z Ofiarą Ciała Pańskiego. Składamy ją przez Chrystusa, z Nim i w Nim, a więc w najgłębszym zjednoczeniu z Chrystusem Panem. Tu jest istota naszego uczestnictwa we Mszy świętej. Bez tego wszystko inne jest nieważne, wszystkie ceremonie, dbanie o zewnętrzne piękno i muzykę, przestrzeganie rubryk – wszystko to, chociaż ważne, jest puste, jeśli nie towarzyszy temu prawdziwy udział w Ofierze Chrystusa, ten dokonujący się w głębi naszego serca, gdzie przyjmujemy wolę Bożą i samych siebie oddajemy Ojcu. Całkowicie, z duszą i ciałem – a czasami sama nasza obecność w kościele jest ofiarą, kiedy serce oschłe, i tylko skręcona noga boli przy najlżejszym ruchu. Do zjednoczenia z Chrystusem mają prowadzić święte obrzędy, a nie jedynie do samego ich wypełnienia i drobiazgowego przestrzegania.

Tak myślałem, klęcząc ze skręconą nogą, i starając się zjednoczyć poprzez mój fizyczny ból z ofiarą Krzyża. Klęczałem w kościele św. Marcina, którym opiekują się franciszkanki służebnice Krzyża. Do tego zgromadzenia należała s. Nulla, która w jednym ze swoich wierszy pisała: Msza się skończyła – Msza się zaczyna – nawiązując do słów rozesłania (Ite, missa est). Nasze zjednoczenie z Chrystusem ma wyjść i poza kościół, między ludzi, z którymi się spotykamy w codzienności. Jak pisał mój czcigodny uczeń, o. Dominik, w jednym z wpisów na swoim blogu: Imitamini quod tractatis: naśladujcie to, czego dokonujecie – naśladujcie w życiu ofiarę Pańską, miłość Chrystusa do Ojca i do braci. Inaczej Msza święta jest tylko pustym obrzędem.

Pewnie to, co piszę, jest dla większości czytających banalne. Odnoszę czasami wrażenie, że etap troski o właściwe przeżycie Mszy, w zjednoczeniu z Chrystusem Panem, prawie wszyscy mają już za sobą, i mogą teraz zajmować się swobodnie troską o formę zewnętrzną, także ważną. Ja tylko wlokę się gdzieś z tyłu, nie umiejąc dobrze przeżyć Najświętszej Ofiary, i dążąc kulawo do zjednoczenia z naszym Panem. Taki los biednego grzesznika o ubogim życiu duchowym. Zazdroszczę tym, którzy ten etap mają już za sobą: Beati qui habitant in domo tua, Domine, in perpetuum laudabunt te, jak śpiewa Psalmista Pański.

Przy kościele św. Marcina jest klasztor pod wezwaniem Matki Bożej Pocieszenia. Dziś wieczorem ku Jej czci odśpiewany zostanie Akatyst, czyli hymn, w czasie którego nie wolno siadać. Greckie to słowo, akathistos. Początkowe ‘a’ wyraża zaprzeczenie, zaś druga część słowa pochodzi od czasownika kathidzo, siedzieć (Słowa oznaczające siedzenie są zmorą czytelników Homera, jest ich kilka, z przedrostkami i bez, i czasami trudno dostrzec, że pokrewne są naszemu ‘siedzieć’, czy łacińskiemu ‘sedeo’, bo nagłosowe ‘s’ w grece zanikło.) Lekarze znają określenie akatyzja, określające specyficzny niepokój i poruszenie, kiedy chory nie potrafi w spokoju usiedzieć.

W Akatyście powtarza się refren, w którym błogosławiona Maryja nazywana jest anumpheute numphe. Trudne to do przetłumaczenia. Numphe to młoda kobieta, dziewczę (stąd nimfy), ale też panna młoda. Anumpheute – znowu mamy zaprzeczające ‘a’ (ładnie się to nazywa alpha privativum; kiedy się zaczynałem uczyć greki wieki temu, mówiłem alpha privata...), czyli chodzi o pannę młodą, która nie jest mężatką. Trudne to do przetłumaczenia na polski, Francuzi mają Épouse inépousée; w najpowszechniejszym polskim przekładzie mamy Oblubienicę dziewiczą. Ona niech się modli za mnie, grzesznika, i za tych, co słowa te czytają. Amen.