Karina Jarzyńska, Eposy świata. Polecono mi tę książkę, postanowiłem kupić. Kupiłem. Ładnie wydana. Dobrej jakości papier. Dużo kolorowych obrazków, więc powinienem być zadowolony.
Nie jestem. Mam nadzieję, że uda mi się zwrócić ją w księgarni.
Fakt, nie przeczytałem tej książki, tylko przejrzałem, ale to, co znalazłem, wystarczyło, by mnie zniechęcić, rozczarować, zniesmaczyć, zdenerwować (i wyszła mi aliteracja).
Na stronie 87. mamy dwa obrazki, podpisane 'Manuskrypty Beowulfa'. Beowulf zachował się w jednym tylko manuskrypcie, czyli rękopisie – na stronie 86. możemy zresztą o tym przeczytać. Nie wiem, może ktoś uznał, że rękopis a manuskrypt to dwie różne rzeczy? Wyżej, nad owymi obrazkami, możemy przeczytać, że najazd Normanów przerwał rozwój staroangielszczyzny, z której powstał język średnioangielski, znacznie się od niej różniący. Zależy tylko, do jakich średnioangielskich tekstów zajrzymy, z jakiego okresu i jakiego regionu. O braku znaczenia długości sylab w poezji aliteracyjnej (strona 96.) wypowiadać się nie będę, bo to sprawa skomplikowana, niemniej jednak – długość owa ma jak najbardziej znaczenie. Dlaczego opowiedziana w Beowulfie historia Sigemunda, zabójcy smoka, nazwana jest 'Pieśnią o Zygfrydzie' – nie wiem. Najciekawszą jednak wiadomość znaleźć możemy na stronie 98., gdzie mowa o filmie, dla którego natchnieniem miał być Beowulf – film z Angeliną Jolie i Anthonym Hopkinsem: Aktorzy starali się mówić z walijskim akcentem, jako że jest to język wywodzący się bezpośrednio ze staroangielskiego, a zarazem stanowi mowę ojczystą Hopkinsa. To, że nie padłem trupem po przeczytaniu tego zdania, to cud i opieka Boska.
Na stronie 117. czytamy, że Thor był synem Odina i Frigg – ale matką Thora była olbrzymka Jörd. Na stronie 125. czytamy, że podział nordyckich bogów na Asów i Vanów – dwie grupy o różnym pochodzeniu – odpowiada w Silmarillionie podział na Valarów i Majarów, którzy, jak wie każdy czytelnik Tolkiena, pochodzeniem bynajmniej się nie różnili: obie grupy to Ainurowie, twórcy Wielkiej Muzyki, a jedyna różnica między nimi polega na potędze i mocy. Gram, miecz Sigurda, nie jest dziełem Wölunda, tylko Regina (s. 126.). Anduril, miecz Aragorna, nie jest – bezpośrednio – dziełem Telchara, ale kowali z Rivendell, którzy przekuli strzaskany Narsil, miecz Elendila, dzieło Telchara.
Artur, mający powrócić z Awalonu (s. 173.), to motyw, który pojawia się raczej w „kosmicznej” trylogii C.S. Lewisa niż w Opowieściach z Narni.
Pisząc o Iliadzie, autorka wspomina, że najwyższą instancją tłumaczącą koleje ludzkiego losu jest jednak przeznaczenie, symbolizowane w Grecji przez trzy Mojry (s. 50.). Owszem, ale u Homera jest tylko jedna Mojra, przeznaczenie par excellence, bezosobowe, stojące ponad bogami. Cytowany na tej samej stronie fragment z Pieśni IX – urwana przez autorkę tzw. przypowieść o Prośbach – nie jest przykładem relacji między ludźmi i bogami, którzy są przekupni. Zupełnie nie o to tam chodzi! Ta przypowieść ma pokazać skutki gniewu i zaślepienia, tego, w jaki sposób reagują na nie bogowie, jak bardzo ich nie pochwalają, a nie jak bardzo są przekupni.
Na literaturze indyjskiej czy eposach afrykańskich, mezopotamskich czy ruskich nie znam się zupełnie, nie mogę się więc wypowiadać o (za)wartości rozdziałów im poświęconych. Ale to, co znalazłem w rozdziałach opisanych powyżej, nie nastraja zbyt optymistycznie.