Obejrzałem Hobbita i oceniam go na ledwo, ledwo trzy z dwoma.
Może najpierw o tym, co mi się podobało: (a) boski Thranduil, chociaż wyglądał bardziej na Elfa Wysokiego Rodu; (b) boska Galadriela, ale Cate Blanchett zawsze jest boska; (c) wspaniałe orły, prawdziwe orły Manwego; (d) cudowne detale w norce Bilba i w jego stroju: meble, zastawa, tkanina kamizelek...
Teraz cała reszta:
Thranduil jeżdżący na łosiu i składający hołd Throrowi???
Galadriela rozmawiająca w myślach z Gandalfem w obecności dwóch innych członków Białej Rady???
Galadriela znikająca nagle w czasie rozmowy z Gandalfem, jak jakaś pospolita wróżka z przyziemnych baśni???
Gandalf zachowujący się wobec niej jak zakochany nastolatek???
Radagast zrobiony na kretyna z obsraną przez ptaki głową, używający do potężnej magii niebieskiej buteleczki, jak jakiś magik od Harry'ego Pottera???
Krasnoludy przedstawione jak banda prostaków, która pasowałaby raczej do chlewu niż do Ereboru??? A gdzie ich eleganckie kaptury, brody zatknięte za pas?
Azog z ręką kapitana Haka, ciągle żywy???
Smaug, a przynajmniej te jego kawałki, które było widać, w jakimś szarawym kolorze, a nie złote???
Zupełnie zmieniona scena z drużyną Thorina na sosnach. Thorin niesiony przez orła jak Beren po zdobyciu Silmarila. Zupełnie zmieniona scena z trollami, bez Gandalfa, przedłużającego rozmowę aż do świtu, za to z rozłupaniem skały, zza której wychodzi słońce. Bilbo traci guziki zupełnie nie tam, gdzie powinien, tak samo jak Gollum dziwnie traci Pierścień. Pobyt wśród goblinów... szkoda nawet wspominać.
Gwałt, po prostu gwałt na książce dokonany, do tego pewnie z premedytacją.
PS Właśnie się dowiedziałem, że to nie był łoś, tylko renifer.