Bardzo lubię słowo thrice, chociaż moi angielscy znajomi mówią, że mało kto go teraz używa. Twice, i owszem, jak najbardziej, ale thrice to już niemal relikt. Po polsku też częściej chyba ludzie mówią trzy razy niż trzykroć lub trzykrotnie.
Kiedy chodziłem do liceum, mieliśmy kiedyś spotkanie z franciszkańskim rekolekcjonistą z Ziemi Świętej, który pokazywał nam slajdy z różnych archeologicznych odkryć na Bliskim Wschodzie. Na jednym z nich była sadzawka chrzcielna z baptysterium, z trzema schodkami. Kiedy ów franciszkanin zapytał nas, dlaczego ochrzczony wychodził z wody po trzech schodkach, chórem niemalże odpowiedzieliśmy, że to miało oznaczać Trójcę Świętą. Nie, odparł rekolekcjonista, to było nawiązanie do tego, że Jezus zmartwychwstał trzeciego dnia: leżał trzy dni w grobie, jak śpiewamy w pieśni wielkanocnej. Ochrzczony jednoczy się z Jezusem w Jego śmierci i pogrzebaniu, aby razem z Nim powstać z martwych.
Trzy. Trzy razy, trzy schodki, Trzy Osoby, trzy dni.
W tym roku, ze względów zdrowotnych, nie mogłem uczestniczyć w Wigilii wielkanocnej w kościele, ale uczestniczyłem w niej na odległość, oglądając transmisję z Watykanu. (W programie podano, że zacznie się o 20:30. O 20:27, kiedy włączyłem telewizor, Wigilia już trwała, zapalano paschał. O której się zaczęła?) Muszę przyznać, że było to na swój sposób przeżycie duchowe z duchowym pożytkiem: słuchanie Słowa Bożego, śpiew litanii do Wszystkich Świętych... Ale kilka rzeczy budziło mój smutek i niepokój. Chociażby obrzęd chrztu. Papież Franciszek, udzielając chrztu, nie polewał głów katechumenów trzykrotnie. Owszem, starał się, aby woda dotknęła skóry, a nie tylko włosów, ale wypowiadając formułę trynitarną, czyli wzywając Ojca, i Syna, i Ducha, lał wodę chrzcielną jednym strumieniem.
Nie wiem, nie mam jak sprawdzić, może taka forma jest już dopuszczalna. W tekstach, do których mam dostęp, jest wyraźnie zaznaczone, że mówiąc w imię Ojca, polewa się lub zanurza w wodzie pierwszy raz, mówiąc i Syna, po raz drugi, i mówiąc i Ducha Świętego, po raz trzeci. Thrice. Trzykroć. Na znak Trójcy Świętej, na znak zmartwychwstania dnia trzeciego. To jest przecież ważny znak, a formuła sięga samej Ewangelii (chociaż najstarszą formułą chrzcielną pewnie nie jest).
Kiedy byłem w pierwszej klasie szkoły podstawowej, siostra katechetka zabrała nas do kościoła, żeby nam pokazać różne kościelne sprzęty, części świątyni, opowiedzieć o ich przeznaczeniu, itp. (Furorę zrobiły balaski.) Potem trzeba było w zeszycie narysować coś, co się zobaczyło w kościele. Narysowałem paschał, a na nim pięć czerwonych kółeczek, rozrzuconych jak wysypka przy ospie wietrznej. Matka moja, mimo iż niezbyt biegła w sprawach kościelnych, spojrzała na mój rysunek i powiedziała: Ale te czerwone punkty to chyba są w kształcie krzyża ułożone. Musiałem poprawiać rysunek. Pięć znaków na paschale, ułożonych w formę krzyża, na oznaczenie pięciu ran Jezusowych: na rękach, nogach i w boku. Pięć ran, które Jezus zachował w swoim zmartwychwstałym ciele na pamiątkę swej męki. Jakby się zastanowić, można by te pięć znaków ułożyć np. w formie litery X, lepiej odpowiadałyby układowi ręce-bok-nogi. Jednak Kościół wybrał tu formę krzyża, bo to jest znak najistotniejszy, znak śmierci Jezusa, ale i Jego zwycięstwa nad śmiercią.
Wracając do Wigilii wielkanocnej w Watykanie: po chrzcie, papież udzielał bierzmowania. I znowu, z tego, co wiem, przy bierzmowaniu biskup na czole bierzmowanego rysuje olejem krzyżma znak krzyża, znak Chrystusa. Tymczasem to, co na czołach neofitów robił papież, nie było na pewno rysowaniem krzyża, trudno tam było w ogóle jakiś znak dostrzec, raczej było to mazanie całego czoła, od skroni do skroni. Znak krzyża zniknął, tak jak przy chrzcie zniknął znak Trójcy. Ale może już na to przepisy pozwalają, nie wiem, nie mam jak sprawdzić.
Franciszek, wbrew pozorom, zdaje się mieć jakieś, że tak to nazwę, poczucie znaku, poczucie jego istoty. To widać, kiedy udziela błogosławieństwa: najpierw dotyka krzyża, który nosi na piersiach, jakby wskazując, że moc błogosławieństwa, moc znaków krzyża, które za chwilę nakreśli w powietrzu, bierze się z tego jedynego, Chrystusowego krzyża. I kreśli potem znaki krzyża szeroko, wyraźnie, czego poprzedni papieże nie robili. Inny przykład jego świadomości znaku (aczkolwiek niezgodny z liturgią) można zobaczyć wtedy, kiedy w czasie epiklezy, przed Przeistoczeniem, kładzie ręce na kielichu i na hostii. Według mszału, powinien ręce wyciągnąć nad darami, nad chlebem i kielichem z winem, on ich dotyka i, chociaż, podkreślę raz jeszcze, jest to niezgodne z przepisami liturgicznymi, wskazuje na jakąś świadomość znaku, jakieś poczucie znaku papieża Franciszka. Dlaczego poczucia znaku brak mu przy udzielaniu chrztu i bierzmowania? W tym sakramentach znaki są szczególnie ważne. To nie jest kwestia odpowiedniego złożenia czy rozłożenia rąk, ale wyrażenia głębszej rzeczywistości. W jutrzni Wielkiej Soboty śpiewamy, że nosimy znak zwycięskiego Krzyża na czole, a potem czytamy zapowiedź proroka Ozeasza, że dnia trzeciego żyć będziemy w obecności Pana: jeśli ktoś patrzy na liturgię jako na całość, dostrzeże tu aluzje do świętych sakramentów, do misteriów, które Pan daje wszystkim ludom, jak z kolei śpiewamy w modlitwie czytań Wielkiej Soboty. To nie są drobiazgi.