Gdyby nie to, że pod pewnymi względami coraz bardziej przypominam Turgona i Emily Dickinson, pojechałbym na Pyrkon, dla jednego tylko wystąpienia: Bartek 'Burzol' Burzyński, Gwiezdne Wojny poza filmami: co fani mają zrobić z kanonem?
Kwestia kanonu jest tu bowiem nader interesująca. Odwrotnie niż np. w przypadku Tolkiena, kanonem jest tu film, nie książka; film jest pierwszy, książki pisane są na jego podstawie, nie inaczej. I podobnie jak wtedy, kiedy film powstaje na podstawie książki, zdarzają się odstępstwa. Przykładem chociażby scena walki Yody z Sidiousem w Senacie, zupełnie inaczej ukazana w filmie (i tej wersji zawsze będę się trzymał), a zupełnie, moim zdaniem, wypaczona w książce Matthew Stovera.
Wiadomo, że filmy ukazują tylko fragmenty galaktycznej rzeczywistości, że jest jeszcze jakieś tło tej tkaniny, korzenie wydarzeń, historia, zwyczaje etc. Próbują to ukazać książki, ale po lekturze kilku pozycji z tzw. expanded universe dosyć sceptycznie do nich podchodzę: za dużo w nich pomysłów, które zgrzytają, nie pasują do tego świata, jaki widzimy w filmach. Ciekawym spojrzenia i opinii innych.
Jako można rzec fan literatury spod znaku Gwiezdnych Wojen powiem tak, w expanded universe było pełno książek, grubo ponad sto, obok tego jeszcze więcej komiksów i stos gier. Było to universe tworzone kilkadziesiąt lat. Było tam wiele pomysłów poważnych, dobrych, ciekawych. Ale i było sporo pomysłów bezsensownych, głupich po prostu. Najgorsze jednak moim zdaniem było wynikające z długiego użytkowania danych wątków wynaturzanie ich co prowadziło do psucia. Dam przykład wątku Revana, postaci wprowadzonej w grze "Knights of the Old Republic", pomijając niektóre rzeczy trochę nieciekawe w grze, wątek tej postaci to majstersztyk, wspomniany w drugiej części gry i rozwinięty delikatnie, ale tylko delikatnie, nadał jej jeszcze więcej głębi. Potem była książkę, której nie przeczytałem, jedynie skróty, recenzje więc nie jestem w stanie powiedzieć co tam dokładnie było, może już niebezpieczne przeciąganie struny, choć z tych skrótów i fragmentów które przejrzałem to jeszcze nie skończyło to źle wątku tej postaci. A potem była gra sieciowa "The Old Republic", która już sama w sobie jest całkowicie kuriozalna i totalnie bezsensowna(jeśli chodzi o stronę fabularną i jej miejsce w universe, choć sam pomysł bazowy mógłby być dobry), w ostatnim dodatku skupionym właśnie na postaci Revana całkowicie wynaturzyła tą postać i jej wątek niszcząc robotę twórców tego bohatera.
OdpowiedzUsuńPrzeniesienia tego kanonu do tzw "legends" się obawiałem. Ale gdy już się dokonało po przemyśleniu sprawy stwierdziłem, że może to jest szansa żeby stworzyć nowe expanded universe, przemyślane, spójne, dojrzałe. Niestety obserwując co się dzieje teraz, w serialu animowanym "Rebelianci", tym co dookoła tego związane, i innych publikacjach obawiam się, że polityka Disneya prowadzi to całkowitej infantylizacji i nielogiczności i wymieszania całkowicie bezsensownego wątków tylko w nastawieniu aby ściągnąć do sklepów jak największą liczbę jak najmłodszego odbiorcy, który namówi rodziców do kupna różnych popierdółek i nie będzie się zastanawiać nad spójnością świata przedstawionego, liczą się 2 góra 3 postaci które robią kaboom jak największe i rozwalają zidiociałych szturmowców.
PIszę z maila siostry gdyż ja nie mam konta w google
Dziękuję za wpis.
UsuńJestem teraz w trakcie oglądania czwartej serii "Wojen klonów", z rozwiniętym wątkiem Sióstr Nocy, który, wg mnie, zupełnie nie pasuje do Galaktyki. O ile sama Asajj Ventress jest wspaniałą postacią, jako uczennica Dooku etc., o tyle Siostry Nocy, władające magią to zgrzyt w świecie "Gwiezdnych wojen". Jakieś wywary, jakieś mgły, laleczka voodoo, wskrzeszanie zmarłych do armii zombie: jak dla mnie, zupełnie to nie pasuje do świata, który przenika Moc. OK, w filmach są ślady religii - wiemy, że Gunganie czczą jakichś bogów, ale nie ma mowy o magii, szamanach etc. Jest Moc i to wszystko. Może ktoś powiedzieć, że w filmach nie dowiadujemy się wszystkiego - zgadzam się, ale czy magia Matki Talzin daje się wpisać w Galaktykę? Jak dla mnie - nie. Trywialnie mówiąc, to nie ta bajka.
To jest to o czym mówię nazywając to infantylizacją pod dzieci. Wymyślenie czegoś "mrocznego" ale innego niż Ciemna Strona Mocy, więc zombiaki, i magia. Jak przedstawić magię dziecku zinfantylizowanemu? No to wywarami i dymami. A jak poczytam jak w expanded universe jest przedstawiona Dathomira(czemu służy mi nieoceniana strona ossus.pl) to się okazuje, że nauki Wiedź Mocy to odcięte nauki pochodzące od Jedi. Tam się pojawiają dwie drogi, jedna to wygnana Jedi a druga to rozbita akademia-okręt. Czyli Moc, rozumiana co naturalne w specyficzny dla tej planety sposób, powiązany z ich zwyczajami i wierzeniami, ale Moc. Zbyt subtelne i niedopowiedziane żeby sprzedało się w zinfantylizowanym(wiem, że nadużywam tego słowa) świecie.
OdpowiedzUsuńJak już Pan wspomniał o Dooku, kolejny przykład tego co wspomniałem w poprzedniej wiadomości, te same kluczowe postaci ciągle i ciągle wspólnie się pokazują. Tyle razy się spotyka on z Anakinem, Obi-Wanem i resztą, że aż strach. I przy każdym spotkaniu ja się zastanawiam czy to już to spotkanie o którym wspominają w Zemście Sithów przed pojedynkiem, to o którym Anakin mówi że jego potęga się powiększyła od tego razu. I za każdym razem sobie uświadamiam, nie, na pewno jeszcze raz się spotkają w tym serialu. Jeśli Pan jeszcze nie dotarł do tej postaci to nie chce psuć zabawy, ale pojawia się tam kolejna z postaci które już powinny spoczywać w pokoju a robią z nimi to co z Revanem wspomnianym przeze mnie. Musi być tylko garstka tych samych bohaterów, bo jak by za dużo nowych wymyślić, za dużą głębię światu nadać, a jeszcze ten świat utrzymać w ładzie i porządku to by się nie sprzedało tak dobrze. Za skomplikowane by było.
Tzn. chodzi o Maula, którego Obi-wan przeciął na pół, a który cudem przeżył, i dostaje od Matki Talzin nowe, mechaniczne nogi? To wg mnie jeden z największych idiotyzmów, wiedziałem o tym wcześniej, ale dopiero teraz będę to oglądać. Szyte strasznie grubymi nićmi.
UsuńZ "Gwiezdnymi wojnami" jest tak jak z książkami Le Guin o Ziemiomorzu: po "Najdalszym brzegu" zaczęła strasznie mącić, wszystko poddała feminizmowi, i wychodzi na to, że wszystko w trzech pierwszych tomach trzeba odrzucić, bo jest zafałszowanym obrazem. W "Wojnach klonów" jest podobnie... co ciekawe, Anakin jest w nich nazywany "master" i występuje w ścisłej czołówce, obok Yody, Windu i Kenobiego - chociaż z "Zemsty Sithów" wiemy, że nie cieszył się aż takim zaufaniem Rady. Ja oglądam "Wojny klonów" wybiórczo, tzn. wyłapuję z nich to, co wydaje mi się interesujące i w zgodzie ze światem z podstawowych filmów. Ze strachem myślę o kolejnej trylogii - samo zestawienie "Disney - Gwiezdne wojny" brzmi przerażająco.
Nie chce wyjść na tego który tylko narzeka i nic nie chwali. Obok tego co mi się nie podoba jest również sporo w "Wojnach Klonów" ciekawych rozwiązań. Najlepszym przykładem będzie duży i rozbudowany wątek Mandalorian. Tych to ja w ogóle bardzo lubię wiec to może wpływać na moja ocenę. Ale jak się połączy wątek mandaloriański z serialu z informacjami o nich z expanded universe, zwłaszcza książkami Karen Travis(niestety zlegendyzowanych), to wychodzi naprawdę ciekawa konstrukcja. Rożne małe grupki które w różny sposób pojmują i kultywują dawne, wojownicze zwyczaje i tradycje mandaloriańskie i pacyfistyczna spora grupa funkcjonująca(w czasach Wojen Klonów) jako reprezentacja na zewnątrz, przedstawiająca się jako legalny rząd.
OdpowiedzUsuń