sobota, 14 lutego 2009

O dwóch takich, co lubią psy

Miałem zamiar zrobić sobie przerwę od pisania na blogu, który staje się coraz bardziej uzależniający (tak! mam duże skłonności do uzależnień, ostatnio np. zacząłem gromadzić gargulce), ale uznałem, że jeszcze ten jeden wpis muszę zrobić.

Dziś miałem w kolegium na Służewcu grekę z braćmi I roku. Pierwsze zajęcia. Niektórych z nich uczyłem już wcześniej łaciny, więc trochę się już znamy. I w tej grupie są dwaj bracia, którzy lubią psy. Kiedy w grudniu wspomniałem o chorobie mojej Nessy, przeżywali to ze mną, rozmawiali, pocieszali, opowiadali o swoich czworonogach. Regularnie pytali - i pytają - o stan zdrowia Nessy. Dobrzy bracia, oby takich więcej.

A skoro już piszę o kolegium: wczoraj się dowiedziałem, że odszedł brat z II roku. Smutno mi – był zdolny, inteligentny, no i – last, but not least – lubił Tolkiena. Pożyczał ode mnie książkę, w której były fragmenty „Władcy Pierścieni” tłumaczone na łacinę. Miałem wrażenie, że jest bardzo samotny, że mimo żartów z innymi braćmi, bycia z nimi etc., jednak czuł się osamotniony. Podchodził do mnie na przerwach i zagadywał, pytał o książki, o muzykę... Takie odejścia zawsze są smutne, a ja się zawsze zastanawiam, czy jako nauczyciel w jakiś sposób się do nich nie przyczyniam. To tylko dwie godziny w tygodniu, ale mogą kogoś jednak zrazić do studiowania w ogóle. W końcu z takich godzin składa się cały tydzień, są inne zajęcia, wszystko to razem może okazać się frustrujące. A może po prostu zbyt emocjonalnie podchodzę do nauczania?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz