piątek, 7 sierpnia 2009

Audite sapienter!

Kiedy Filip podbiegł, usłyszał, że tamten czyta proroka Izajasza, i powiedział: Czy rozumiesz, co czytasz? (Dz 8:30) Tak w Dziejach Apostolskich opisano spotkanie Filipa z etiopskim*) dworzaninem. (Filip mógł usłyszeć, że dworzanin czyta, gdyż wtedy czytano tylko na głos, nawet dla samego siebie.) Przypomniał mi się ten fragment Pisma, kiedy patrzyłem na siedzących wokół mnie słuchaczy koncertu.

Ponieważ jedna z moich przyjaciółek, Emilia, wyjechała w góry (w celach rekreacyjnych), a druga – Movena – do Paryża (w celach religijnych), poszedłem na koncert z moim hiszpańskim znajomym, Rubenem. Koncert odbył się w zeszłą sobotę, w warszawskiej archikatedrze. (Nie wiem, czy mnie ktoś widział, bo byłem dyrne cræfte.)

Po koncercie przez chwilę spacerowaliśmy z Rubenem  po Krakowskim Przedmieściu i zastanawiali się, czy słuchacze rozumieli to, czego słuchali. Śpiewy były po łacinie, z wigilijnej mszy bożonarodzeniowej i z samego dnia Pańskiego Narodzenia. Być może było to opisane w programie, którego nie nabyliśmy; ale nawet jeśli było – czy ludzie, siedzący w katedrze, rozumieli śpiewane słowa? Rozpoznawali fragmenty psalmu 2. i 110? Cytaty z Księgi Wyjścia, z proroka Daniela? Może prolog Ewangelii według św. Jana kilka osób zrozumiało?

Logike latreia (Rz 12:1). Na ile ten śpiew było logikos dla słuchających?

Oczywiście, zaraz wszyscy się oburzą, że wymagam znajomości łaciny, bo jestem filologiem, etc., a przecież bez tego też da się żyć, jak triumfalnie zauważył kiedyś któryś z moich czytelników. W odpowiedzi, mógłbym zacytować 18-wieczne przysłowie polskie, które dosadnie określa, czym powinny zajmować się osoby, które łaciny nie znają. (Słynnej sentencji Cycerona o znajomości łaciny nie zacytowałbym, bo byłaby... po łacinie, więc podniosłyby się krzyki, iż jestem bardzo złośliwy.) Ale tu chodzi nie tylko o filologię.

Być może niektórym wystarcza samo słuchanie śpiewu, bez konieczności rozumienia tego, o czym jest ów śpiew. Dziwak filolog tak nie potrafi, musi rozumieć słowa, niezależnie od tego, czy to oficjum, czy celtycka piosenka, czy to oratorium, czy pioseneczki, jakie można usłyszeć z głośników w supermarkecie. Taki odruch, każdy filolog tak ma. Jestem w stanie przyjąć, że dla cieszenia się operą, nie trzeba koniecznie rozumieć słów arii, słuchając jakichś tam Beatlesów nie trzeba koniecznie znać angielskiego, można cieszyć się samą muzyką i pięknem głosu. Ale czy można nie rozumieć słów liturgii? Siedzieć tylko i słuchać, i nie wiedzieć, o czym śpiewają? Owszem, w katedrze byliśmy na koncercie, nie na liturgii. Ale zdarza się przecież, że ktoś uczestniczy – czy jako śpiewak, czy jako zwykły wierny – w liturgii, na której śpiewany jest gregoriański chorał. Czy rozumiesz, co śpiewasz, czy rozumiesz, czego słuchasz – mógłby zapytać Filip.
____________________
*) Po grecku Aithiops, dosł. spalony – w odniesieniu do koloru skóry. Starożytni Grecy sądzili, że Etiopa wybielić się nie da, ale wtedy jeszcze nie było M. Jacksona...

2 komentarze:

  1. Czy można prosić o zacytowanie osiemnastowiecznego przysłowia? Cyceronem też nie pogardzę, oczywiście w oryginale. : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto nie umie po łacinie, ten powinien pasać świnie.

      Non tam praeclarum est scire Latine, quam turpe nescire.

      Usuń